

Światło przebija przez wodę. Wokół żadnej konkurencji. Łakomczuch, który ma 16 metrów długości i waży ponad 20 ton, cichaczem skrada się do nowego dania. Lubi dużo i dobrze zjeść, ale najlepiej, żeby się przy tym nie narobić.
Najczęściej to w odległości 15 metrów od powierzchni wody spędza większość dnia. Zawsze z otwartymi ustami, by ofiary licznie trafiały do środka. Co jakiś czas zamyka pysk i połyka je wszystkie. Otwiera go na powierzchni morza – pomimo swej wagi potrafi wyskoczyć całkowicie ponad taflę – by woda wypłynęła ze środka, a ryby zostały. Pomagają mu w tym fiszbiny, czyli rogowe płyty w szczękach, tworzące rodzaj siatki, która odfiltrowuje pokarm. Po każdej stronie ust srebrzysty olbrzym ma od 250 do 410 takich płytek, a długość jednej może dochodzić do 3-4 metrów, zaś w punkcie przymocowania ma grubość męskiego ramienia. Wolne brzegi są postrzępione, wyglądem przypominają nieco końskie włosie.
To cecha wyjątkowa płetwala Bryde’a, który – jako jedyny spośród waleni – stosuje tę „leniwą” technikę łowiecką. Opracował ją do perfekcji w ciepłych, umiarkowanych oceanach, w tym w Atlantyku, Pacyfiku i Indyjskim. Musiał dojść do mistrzostwa, bo codziennie potrzebuje około 660 do 725 kilogramów jedzenia! A głodu tak szybko nie da się zaspokoić, bo jego dieta składa się przede wszystkim z planktonu, czyli z kryla, widłonogów, czerwonych krabów, krewetek, a także różnych ryb, takich jak śledź, makrela i sardynki. To sama drobnica.
Torpeda z szeroko otwartymi ustami
Gdy więc bohater ze zdjęcia pod koniec 2023 roku płynął spokojnie w Baja California Sur w Meksyku, wydawało się, że czeka go naprawdę wielka przekąska w postaci ławicy ryb. To była tzw. kula przynęty – ostatnia próba obrony, jaką stosują ryby, gdy zbierają się w ciasne grupy, czując się zagrożone przez drapieżniki. – To prawdopodobnie najbardziej wyjątkowy i najbardziej szalony moment mojego życia – wspomina fotograf Rafael Fernández Caballero.
Wody Pacyfiku tego dnia były spokojne, co stworzyło doskonałą okazję do uchwycenia tego jedynego w swoim rodzaju wydarzenia. – Najmniejsze zwierzęta na Ziemi, czyli plankton, przyciągają sardynki tworzące ławicę w kształcie kuli, a z jej powodu pojawiają się gigantyczne zwierzęta, czyli wieloryby – Fernández Caballero opowiada magazynowi „Oceanographic”. – Z powodu huraganu El Niño i wyższych temperatur do uczty dołączyły różne gatunki ryb i duże grupy lwów morskich, gdy nagle nie wiadomo skąd wyłoniła się 16-metrowa torpeda z szeroko otwartą paszczą – kontynuuje.
Zobaczył to na własne oczy pierwszy raz, choć przez lata odwiedzał meksykańskie łowisko sardynek, z nadzieją, że w końcu pojawi się wieloryb żerujący na kuli przynęty. – To jedno z najbardziej spektakularnych wydarzeń z życia drapieżników, jakiego można być świadkiem – ocenia.

Dlaczego? Płetwal Bryde’a – nazwany tak na cześć Johana Bryde’a, Norwega, który zbudował pierwsze stacje wielorybnicze w Afryce Południowej na początku XX wieku – to jeden z najmniej poznanych przedstawicieli fiszbinowców z rodziny płetwalowatych. Znany jest od niespełna stu lat i mamy na jego temat zaskakująco niewiele pewnych informacji. Pozbawiony grubych warstw tłuszczu nie był bowiem cenny dla wielorybników, dlatego rzadko poławiany.
Zaś niewielka populacja płetwala Bryde’a (jest ich około setki) powoduje, że możliwość zaobserwowania, spotkania czy nurkowania z przedstawicielami tego gatunku, jest niezwykle rzadka. Wiemy, że pływają samotnie lub w parach i mogą nurkować na głębokość 300 m. Zapewne rozmnażają się przez cały rok i być może używają dźwięków o niskich częstotliwościach, aby odnajdywać się na wielkich odległościach. Jednak szczegóły dotyczące ich tras i godów są wyrywkowe, co sprawia, że nieoczekiwane z nimi spotkanie na bezkresnym oceanie jest jeszcze bardziej urocze.
Od nurkowania do fotografowania
Fernández Caballero miał wielkie szczęście być tak blisko. – Uchwyciłem moment, w którym ten pękaty olbrzym chce ugryźć kulę przynęty. Cała scena była niesamowita, a zdjęcie stało się po prostu surrealistyczne – cieszy się.
I to dzięki niemu wygrał właśnie konkurs Ocean Photographer of the Year 2024, organizowany przez czasopismo „Oceanographic”, by poprzez promocję pracy fotografów podwodnych podnosić świadomość na temat ochrony delikatnych ekosystemów oceanicznych. Pokonał ponad 15 tys. zdjęć. – Nie mogłem w to uwierzyć. To spełnienie marzeń. Spektakularne. Daje mi wiarę w to, co robię i motywuje do dalszego prezentowania cudów oceanu. Nigdy nie skupiam się na zdobywaniu nagród, po prostu uwielbiam robić zdjęcia – zdradza laureat, który wiadomość o zwycięstwie musiał przeczytać kilka razy, aby upewnić się, że jest prawdziwa.
Hiszpan zakochał się w oceanie już w dzieciństwie, gdy zaczął towarzyszyć ojcu, profesjonalnemu fotografowi okrętów podwodnych, który pracował w tym zawodzie przez ponad 30 lat, w jego podróżach. Mając 7 lat dostał swój pierwszy 7-litrowy zbiornik do nurkowania. Początkowo nurkował bez aparatu, po prostu obserwując podwodny świat. Jednak potrzeba robienia zdjęć stawała się coraz silniejsza, gdy podpatrywał ojca. W końcu wziął do ręki aparat. – Nie chodziło już tylko o nurkowanie – fotografia stała się obsesją, napędzaną pragnieniem dokumentowania i dzielenia się niesamowitymi momentami, których byłem świadkiem pod powierzchnią. Wtedy przeszedłem od bycia pasjonatem nurkowania do bycia pełnoprawnym fotografem podwodnym – relacjonuje.

Od tamtej chwili miał szczęście przeżyć wiele niezapomnianych chwil w oceanie. I to właśnie o nich chce opowiadać za pomocą fotografii. – Morze jest pełne wyjątkowych historii, a ja szukam tych momentów, które są nie tylko oszałamiające wizualnie, ale także znaczące – deklaruje. – Chcę swoimi zdjęciami inspirować ludzi do zakochania się w oceanie i walki o jego ratowanie, bo jak powiedział sławny podróżnik i badacz mórz i oceanów, Jean Cousteau: „musisz coś znać, aby to kochać i chronić”.
Głuptak i smuga dymu
Laureaci konkursu Ocean Photographer of the Year 2024 pokazali na swoich pracach dramatyczne spotkania z dziką przyrodą, piękne przykłady ludzkiej więzi z oceanem i smutne dowody na wpływ cywilizacji na środowisko morskie. W sumie jury wyłoniło po trzech zwycięzców w ośmiu kategoriach: Wildlife, Portfolio, Human Connection, Fine Art, Conservation (Impac), Conservation (Hope), Adventure i Young Photographer.
Hiszpan z wielorybem zamierzający pożreć wielką kulę ryb w Meksyku pokonał laureatkę drugiego miejsca w konkursie – Jade Hoksbergen z Wielkiej Brytanii, która sfotografowała głuptaka północnego nurkującego w wodzie u wybrzeży Szetlandów. Dzięki rozpiętości skrzydeł wynoszącej 180 cm jest jednym z największych ptaków morskich. – Chociaż sam ich rozmiar robi wrażenie, tym, co czyni tego ptaka niezwykłym, jest jego zdolność do nurkowania z dużą prędkością. Chciałam uchwycić piękno tego niesamowitego wyczynu: moment, w którym głuptak wpada do morza niczym kula przebijająca spokojną powierzchnię morza, aby złapać swoją ofiarę – wyjaśnia autorka.
Trzecie miejsce w konkursie zajął Thien Nguyen Ngoc, który zrobił zdjęcie łodzi rybackiej w Wietnamie. Wiele lokalnych rodzin rybackich w szczycie sezonu podąża za prądami przybrzeżnymi wzdłuż wybrzeża Hon Yen, aby łowić sardele. Solona sardela to najważniejszy składnik tradycyjnego sosu rybnego – serca kuchni wietnamskiej. Fotografa skusił… dym. – Przypadkowo zrobiłem dronem to zdjęcie z góry. Pokazuje delikatne światło nowego dnia, rozświetlając długą smugę dymu wydobywającego się z komina łodzi, a jednocześnie doskonale komponuje się z kształtem zielonych sieci poruszających się pod powierzchnią wody – opowiada.
Zwycięzcy i finaliści Ocean Photographer of the Year 2024, wśród których nie ma Polaków, zostaną pokazani na wystawie 28 listopada w Australian National Maritime Museum w Sydney. W naszej galerii poniżej możecie ich zobaczyć już teraz.﹡
