

Dorastając, słuchałem opowieści rodziców o wojnie, dlatego czułem się odpowiedzialny i zaszczycony, że mogę podzielić się tą historią ze światem – mówił w sobotni wieczór Bao Nguyen na premierze swojego filmu „The Stringer” podczas Sundance, najważniejszego na świecie festiwalu kina artystycznego i niezależnego. – To historia osoby, którą zdyskredytowano. Dzięki niezależnemu kręceniu filmów twórcy tacy, jak ja, mogą opowiadać historie z unikalnej perspektywy: takiej, która nie była dotąd znana.
Nguyen, wietnamsko-amerykański reżyser, najbardziej znany z dokumentów „Najwspanialsza noc w historii popu”, „Bruce Lee. Bądź jak woda” i „Jimi” o Jimim Hendirixie, ponad pięć dekad po zakończeniu wojny w Wietnamie nakręcił „The Stringer”, by pokazać, że autorem kultowego zdjęcia „Terror wojny”, powszechnie znanego pod nazwą „Napalm Girl”, jest ktoś inny. Przedstawia efekty dwuletniego śledztwa, które ma na celu odnalezienie mężczyzny znanego jedynie jako „the stringer”, autora zdjęcia nagiej dziewczynki uciekającej ze zbombardowanej napalmem wioski, zrobionego podczas wojny w Wietnamie. Na jaw, jak stwierdził po pokazie filmu, wychodzą tajemnice i niesprawiedliwości, do których doszło w ciągu dziesięcioleci w zagranicznym dziennikarstwie, by w końcu przynieść fotografowi należne mu uznanie.
Autorstwo „Napalm Girl” przypisano pracownikowi agencji prasowej Associated Press w Sajgonie (obecnie Ho Chi Minh), Nickowi Utowi i rozpowszechniono je na całym świecie z jego nazwiskiem. To on otrzymał za nie nagrody Pulitzera i World Press Photo oraz wiele innych wyróżnień, budując na nim całą swoją karierę. Nguyen Thành Nghe, freelancer, który faktycznie zrobił to zdjęcie – jak przekonująco podsumowuje 100-minutowy „The Stringer” – otrzymał za nie od AP 20 dolarów.
Ekipa filmowa, z reżyserem i producentem na czele, zaprosiła Nghe i jego rodzinę do Park City, gdzie odbywa się festiwal Sundance. Mężczyzna po raz pierwszy za swoją pracę otrzymał długą, pełną emocji owację na stojąco. – Nick Ut też tam był. Ale to nie on zrobił to zdjęcie… To zdjęcie było moje – powiedział za pośrednictwem tłumacza. – Nie potrafię wyrazić, co czuję po tym wszystkim, chcę po prostu powiedzieć: „dziękuję” – dodał wzruszony. Ale czy oklaski otrzymał naprawdę za swoją pracę? Choć reżyser podważa znane nam fakty, wątpliwości wokół fotografii wcale nie zostały ostatecznie rozwiane.
Wideo: Bao Nguyen
1.
Obraz ten wrył się w naszą podświadomość. 9-letnia Kim Phúc Phan Thi biegnąca z innymi dziećmi wiejską drogą w Trang Bàng w Wietnamie obok żołnierzy, krzycząca z bólu, płacząca i naga, bo zdjęła płonące ubranie. Jej ciało zostało spalone przez odłamki bomby. Chwilę wcześniej piloci omyłkowo zrzucili napalm na pozycje aliantów, poważnie raniąc cywilów. Zdjęcie zrobione 8 czerwca 1972 roku, natychmiast stało się symbolem okrucieństw wojny wietnamskiej i od dziesięcioleci pozostaje symbolem sprzeciwu wobec wojen.
Jednak w ciągu ostatnich tygodni „Napalm Girl” stała się powodem do rozegrania osobnej bitwy. AP oraz grupa fotoreporterów i korespondentów stanęły naprzeciwko siebie z grupą niezależnych filmowców stojących za „The Stringer” (o czym pisaliśmy). W zeszłym tygodniu agencja AP opublikowała 22-stronicową krytykę przesłania leżącego u podstaw filmu, choć nikt z jej pracowników go wtedy nie widział. W raporcie zawarto zeznania siedmiu świadków, którzy tego dnia byli w drodze lub pracowali w biurze AP w Sajgonie. Wszyscy zapewnili, że ich zdaniem zdjęcie zrobił Nick Ut (wtedy 21-latek, obecnie 74-latek). Sam Ut od lat mieszkający w USA, wciąż to potwierdza i grozi autorom filmu procesem o zniesławienie. Wniosek po śledztwie AP: „W obliczu braku nowych, przekonujących dowodów na to, że jest inaczej, AP nie ma powodu sądzić, że zdjęcie wykonał ktoś inny”.
Po drugiej stronie sporu znajduje się 45-letni reżyser Bao Nguyen, który ma na koncie nominacje do Emmy i Grammy; Carl Robinson, fotoedytor pełniący dyżur w dniu zamachu bombowego w placówce AP w Sajgonie; fotograf konfliktów wojennych Gary Knight, jednocześnie narrator i producent wykonawczy filmu, który ze swoją ekipą zgromadził sterty dowodów w celu zweryfikowania tezy filmu; do tego 86-letni Nguyen Thành Nghe, który przed kamerą przedstawia własną wersję wydarzeń. „Tego dnia Ut był jedyną osobą na miejscu zdarzenia, która oficjalnie pracowała w AP. Ten wielki facet Horst Faas [szef fotografii AP w Sajgonie, który zmarł w 2012 roku. Pełnił też funkcję głównego fotografa agencji w Azji Południowo-Wschodniej od 1962 do 1974 roku, zdobywając dwa Pulitzery – red.] przypisał moje zdjęcie Utowi. Ta zamiana była celowa” – wspomina w filmie.
Robinson, który miał tego dnia dyżur w biurze agencji, dodaje: „Nosiłem ten ciężar przez 50 lat i nigdy nie ujawniłem tego publicznie. Krótko mówiąc, Nick tak naprawdę nie zrobił tego słynnego zdjęcia”.
Jak wyjawia w filmie, gdy zobaczył wywołane zdjęcie, na którym widać biegnące dzieci, zjeżył się. Jego pierwszą reakcją było: „Naprawdę nie możemy tego wykorzystać, z powodu pokazywania dziecka bez ubrania”. Odłożył je i wybrał zdjęcie biegnącej Kim Phúc zrobione z innego kąta, bardziej z boku, dlatego było bardziej dyskretne. „Sprawdziłem jego imię. Autorem tego ujęcia był Nick Ut. Kiedy Faas wrócił z przerwy obiadowej, pokazano mu wszystkie zdjęcia dziewczynki, również to z przodu. Na jego widok powiedział: »bum! To jest to«. To była jego decyzja. Był szefem”.
Robinson miał podpisać zdjęcie. Procedura w AP – jak dowiadujemy się z „The Stringer” – jest taka, że jeśli fotograf jest stałym pracownikiem, wpisuje się „STF/”, a jeśli fotograf współpracujący, wpisuje się „STR/” i imię. „Gdy zerknąłem na notatnik, żeby sprawdzić, jakie jest nazwisko korespondenta, Faas, który stał obok mnie, powiedział: »Napiszmy Nick Ut. Niech to będzie on«. I te słowa towarzyszyły mi przez resztę życia… Przez całe życie czułem się źle z tego powodu, że nie miałem odwagi, by się sprzeciwić. Autorem był nieznany mi korespondent. Nie był częścią naszej armii reporterów, więc nie zapamiętałem jego nazwiska” – ujawnia przed kamerą.

2.
Na miejscu zdarzenia obecny był również fotoreporter David Burnett wówczas pracujący dla „Life’a”. Odmówił wzięcia udziału w „The Stringer”. Jego wersja wydarzeń, opowiedziana w dochodzeniu AP brzmi: „Burnett zobaczył Uta wybiegającego przed innych i zaczynającego robić zdjęcia, gdy Kim Phúc i inne dzieci wychodzą z dymu… »Nic nigdy nie dało mi powodu, żeby sądzić, że to nie Nick zrobił to zdjęcie« – powiedział Burnett”.
Co więcej, Burnett, podobnie jak Ut, tego dnia wywołał swój film w ciemni fotograficznej. W artykule dla „The Washington Post” w 2012 roku tak opisał tę scenę: „Z ciemni wyszedł Nick Ut, trzymając w ręku małą, wciąż mokrą kopię swojego najlepszego zdjęcia: odbitkę w formacie 5 na 7 przedstawiającą Kim Phúc, uciekającą z braćmi przed płonącym napalmem. Byliśmy pierwszymi, którzy zobaczyli ten obraz. Minął jeszcze cały dzień, zanim reszta świata ujrzała to na pierwszej stronie praktycznie każdej gazety”.
Robinson trzymał swoją relację dla siebie, aż do rozstania z AP pod koniec lat 70. Zaczął opowiadać kolegom o złym podpisie na zdjęciu, również Burnettowi, ale ten „nie przywiązywał do tego zbytniej wagi”. Według AP, kilka lat po śmierci Faasa Robinson podzielił się sekretem także z korespondentem wojennym AP, Peterem Arnettem, który zdobył Nagrodę Pulitzera za relacje z Wietnamu. Napisał mu, że „nie chce wysuwać oskarżeń dopóki Faas żyje, by oszczędzić mu wstydu”. Arnett miał powiedzieć AP, że wówczas sam przeprowadził śledztwo i uznał to twierdzenie za bezpodstawne.
Dopiero w grudniu 2022 roku, kiedy Robinson wysłał wiadomość do Gary’ego Knighta ta alternatywna narracja zaczęła zyskiwać popularność. „Kwestia prawdziwego autorstwa zdjęcia stała się dla mnie ciężarem, tuszowaniem prawdy, którą postanowiłem ujawnić, zbliżając się do 80. urodzin” – zapewnia z wyrzutami sumienia. Podczas sesji pytań i odpowiedzi po premierze filmu w Park City dodał: „Nie chciałem umierać, zanim ta historia wyjdzie na jaw. Chciałem znaleźć prawdziwego autora i przeprosić”.
Jego mail do Knighta, którego VII Foundation zajmuje się wolnością prasy i edukacją, zapoczątkował poszukiwania, które rozwija „The Stringer” (prawdziwego autora zdjęcia znaleźli przez Facebooka). Reżyser i montażysta filmu zręcznie przeplatają wywiady z materiałami archiwalnymi oraz czarno-białymi rekonstrukcjami – krótkimi i pozbawionymi dialogów przywołaniami Sajgonu z czasów wojny, kiedy to w mieście żyły i pracowały setki międzynarodowych dziennikarzy. Do tego dochodzi współczesne dochodzenie: od Muzeum Pozostałości Wojennych w Ho Chi Minh, po przedmieścia Kalifornii. Kim Phúc, która obecnie kieruje fundacją pomocową dla dzieci ofiara wojny, nie pojawiła się w filmie, ale jej kuzyni w Wietnamie zbierają się, aby oglądać zdjęcia i dzielić się bolesnymi wspomnieniami. „Zachowałem spokój”, wspomina jeden z nich przed kamerą, „i odrywałem od siebie kawałki napalmu, które przykleiły się jak spalony ryż”. Jeśli chodzi o Uta, który nie zgodził się na udział w dokumencie, Knight i jego koledzy wypowiadają kilka współczujących słów o nim i jego roli w ogromnej pomyłce tożsamości. Ich zdaniem, nie szukał niezasłużonej chwały, ale ją przyjął.
Czemu twórcy filmu uwierzyli w wersję Robinsona? Ich dzieło sugeruje, że chodziło o powiązania Faasa, szanowanej postaci w korpusie prasowym czasu wojny, z Utem. Urodzony jako Huynh Cong Ut w Wietnamie w 1951 roku, stracił ukochanego brata, który rzucił karierę aktora, aby relacjonować wojnę jako fotograf AP, jednak zginął w 1965 roku. Nick marzył, by być taki jak on, ale Faas nie chciał go zatrudnić, by „nie mieć kwi na rękach obydwu braci”. Koledzy Faasa uważają, że poczucie straty i odpowiedzialności za podopiecznego bardzo go przytłaczało. Kilka dni po pogrzebie brata 14-letni Ut pojawił się w biurze AP w Sajgonie – dostał posadę w ciemni.
„The Stringer” sugeruje, że Faas mógł mieć powód, aby poprosić Robinsona o zmianę informacji o autorze zdjęcia, by pomóc Nickowi, który honorarium przeznaczał na utrzymanie rodziny. Czy Faas mógł to zrobić, aby uspokoić swoje sumienie po śmierci brata Nicka? Knight i inni uczestnicy filmu sugerują, że rasizm również odegrał rolę. „Nie sądzę, żeby AP zrobiła coś takiego białemu fotografowi z Zachodu” – mówi Knight w filmie. Faas mógł uniknąć kary za rzekome błędne przypisanie zasług komuś innemu, ponieważ Wietnamczycy – szczególnie osoby niebędące pracownikami agencji, takie jak Nghe – byli „obcymi we własnym kraju i wiedzieli, że nikt ich nie wysłucha”.

Zdjęcie: archiwum prywatne
3.
W filmie nie ma wzmianki o tym, że Robinson został zwolniony z AP. „Nienawidziłem tej przeklętej pracy redaktora zdjęć i chciałem ją rzucić” – napisał we wspomnieniach z 2019 roku. Ale o incydencie z kultowym zdjęciem już w książce nie wspomniał. Na początku tego miesiąca David Bauder z AP przytoczył słowa prawnika Uta, że Robinson to „facet z 50-letnią wendetą przeciwko AP”. I że „jeśli uważał, iż zdjęcie zrobił inny fotograf, mógł to ujawnić już dawno temu”.
– Ta historia nie opiera się na Carlu – Knight zadeklarował po projekcji dokumentu w Park City. – Przeprowadziliśmy wywiady z 55 osobami, 45 przed kamerą, do tego doszły badania kryminalistyczne. Nie polegamy tylko na historii Carla. To był dopiero początek podróży. I niezależnie od tego, czy AP mówi o Carlu jako o niezadowolonym pracowniku, nie czyni to go złym świadkiem.
Kim Phúc, która nie pamięta wydarzeń z tamtego dnia, napisała w oświadczeniu dla „The Times”: „Odmówiłam udziału w tym oburzającym i fałszywym ataku na Nicka Uta, który pan Robinson podniósł w ciągu ostatnich lat. Nigdy nie wzięłabym udziału w tym filmie, bo wiem, że jest fałszywy. Nick nie był tylko fotografem. Jest moim bohaterem, bo odłożył aparat, zabrał mnie do szpitala i uratował mi życie”. Wiadomo, że nie tylko do dziś się przyjaźnią, ale też razem podróżowali po całym świecie, promując zdjęcie. Ona jako Ambasadorka Dobrej Woli UNESCO, a on jako autor „Napalm Girl”, który podarował odbitki różnym osobistościom, tj. papież Franciszek i prezydent Donald Trump.
Jednym z najbardziej przekonujących argumentów przedstawionych w filmie, jak podkreślają recenzenci, jest wizualna oś czasu stworzona przy użyciu wszystkich dostępnych dowodów fotograficznych i filmowych, która umieszcza Nicka Uta w innym miejscu niż to, w którym rzekomo zrobił zdjęcie, a Nguyena Thành Nghe w odpowiedniej pozycji. – Dzięki badaniom i ekspertyzie kryminalistycznej jestem pewien, że to Nghe jest jedyną osobą, która zrobiła to zdjęcie. Analitycy, wykorzystując zdjęcia satelitarne, tradycyjne fotografie i nagrania wideo z tego dnia oraz trójwymiarowe modele, doszli do tych samych wniosków.
Nghe pojechał do Trang Bàng z ekipą NBC jako kierowca, ale był przeszkolonym fotografem wojennym i operatorem z certyfikatem od amerykańskiej armii. Swój niewywołany film jako freelancer miał dostarczyć do biura AP w Sajgonie. Jego szwagier, który był też wtedy związany z NBC, twierdzi w filmie, że następnego dnia wrócił do AP i odebrał 20 dolarów honorarium za pojedynczą klatkę (co było powszechną praktyką) wraz z wydrukiem zdjęcia. Potwierdza, co widać też na ujęciach w „The Stringer”, że jego brat był tamtego dnia na drodze, po której biegła Kim i inne dzieci.
Dlaczego Nghe przez całe życie milczał i nie zakwestionował autorstwa? „Myślałem, że nikt mi nie uwierzy” – mówi w filmie. Jego rodzina potwierdza: „W domu wielokrotnie mówił o swoim żalu z powodu utraty praw do zdjęcia”. Reżyser dokumentu po sobotniej premierze tak odpowiedział na to pytanie: – Życie, które wielu uchodźców i imigrantów zostawiło za sobą, w nowym miejscu jest dziwne i obce. Próbują zatroszczyć się o swoją rodzinę i wejść do systemu, którego nie rozumieją i do którego, jak uważają, nie należą. Nie mają więc sprawczości, by opowiadać swoje historie, którym ktoś da wiarę. Ten film jest w wielu aspektach rozliczeniem wszystkich tych przekłamań i zasad o nierównowadze sił, które kiedyś istniały. Jak widać w filmie, historie wielu wietnamskich i wietnamsko-amerykańskich dziennikarzy były przez dziesięciolecia zaniedbywane.
Ale czy na pewno? Nghe (który wyjechał z Wietnamu jako uchodźca w 1975 roku i obecnie mieszka w Kalifornii) nie ma przy sobie odbitki dawnego zdjęcia, choć przechowuje różne dyplomy i wspomnienia. Podobno jego żona podarła fotografię na strzępy. Nie pomagają też nieścisłości. Nghe opowiada przed kamerą, że osobiście udał się do biura AP z rolkami filmu z kadrami z Trang Bàng. Jednak jego szwagier opowiada, że to on je dostarczył. W innym miejscu Nghe, stwierdza, że „zamiana nazwisk na odbitce była celowa”. „Wiedziałem od razu” – stwierdza, choć mówi również, że o nazwisku Uta dowiedział się dopiero sześć lub siedem miesięcy po opublikowaniu „Napalm Girl”.

Zdjęcie: Ray Lavers
4.
„The Stringer” nie sugeruje, że intencją była kradzież należnego uznania jednemu człowiekowi przez drugiego. To, co się wydarzyło, było raczej odzwierciedleniem hierarchii biznesowej, w której freelancerzy są mniej cenieni niż pracownicy etatowi, a lokalni freelancerzy z Azji są traktowani przez zachodnie firmy jako wymienne trybiki w maszynie. Film próbuje dowieść, że sfałszowane autorstwo zdjęcia ujawnia arogancję amerykańskiej agencji działającej w kraju, w którym wojnę prowadziły wojska amerykańskie. Stawia również głębsze pytania o to, czy zachodnie agencje informacyjne wykorzystywały lokalnych dziennikarzy i czy nie przejmowały się zbytnio przypisywaniem autorstwa freelancerowi, skoro mogły przypisywać je sobie. Nie ma jednak na to jednoznacznego potwierdzenia, bo Faas – osoba, która rzekomo za tym stoi – nie żyje.
Trudno jednak uwierzyć, że ceniona agencja informacyjna przez dziesięciolecia celowo ukrywała prawdę. Zwłaszcza, że jeszcze przed premierą filmu, a także dzisiaj, AP oświadczyła jednoznacznie: „Jesteśmy gotowi przeanalizować dowody i podjąć wszelkie działania naprawcze, jeśli teza filmowców jest prawdziwa. AP nadal zobowiązuje się do rzetelnego przedstawienia historii zdjęcia, zgodnie ze swoimi wartościami i zasadami informacyjnymi”. Na pokazie „The Stringer” był przedstawiciel AP, ale nie zabrał głosu.
Zarówno twórcy filmu, jak i agencja są zgodni co do autentyczności zdjęcia. Nikt tego nie podważa. Jednak sam fakt, że pochodzenie i autorstwo fotografii są przedmiotem debaty, nie jest dobry dla samego fotoreportażu wojennego w czasach social mediów, gdy jego istnienie jest zagrożone. Tym bardziej, że nie wszyscy są przekonani, że twórcy dokumentu udowodnili swój punkt widzenia. Wątpliwości po seansie pozostają.
Dochodzą też kwestie czysto życiowe. Jeśli słowa Nghe okażą się nieprawdziwe, wówczas zarzuty pod adresem osiągnięć Uta wyrządzą mu wielką krzywdę. – To dla niego osobiście i emocjonalnie bardzo przygnębiające, jak można sobie wyobrazić. „Napalm Girl” to prawdopodobnie najważniejsza praca jego życia, jeśli chodzi o uznanie, jakie przyniosło to zdjęcie. A oskarżenie go o kłamstwo, co robi ten film, jest druzgocące – przyznał w rozmowie z „Los Angeles Times” prawnik fotografa, James Hornstein. Jeśli zaś to Ut został niesłusznie doceniony, to przez wszystkie te lata otrzymywał hołdy, które tak naprawdę powinny należeć do Nghe.
W swej istocie „The Stringer” jest opowieścią o człowieku, któremu rzekomo odmawiano należnych mu zaszczytów przez większą część życia. „Ciężko pracowałem na to zdjęcie” – mówi Nghe w filmie – „ale to ten facet [Ut – red.] miał wszystko. Zdobył uznanie. Dostał nagrody. Był czczony w Wietnamie”. Jak mówi na ekranie jedna z jego córek, cytując żal ojca: „Jeśli nie mam żadnych dowodów, to jestem zerem, a druga osoba jest bohaterem”.
Szkoda, że Nguyen, Knight i ich partnerzy nie byli w stanie wypracować żadnego porozumienia, które mogłoby zapewnić udział w filmie każdej ze stron, by także Kim Phúc, Nick Ut i agencja AP przedstawili swoją wersję wydarzeń. Bo historia jednego z najważniejszych zdjęć wszech czasów zasługuje na sprawiedliwość, a nie na poszlaki. ﹡