Od lewej: suknia Cristóbala Balenciagi i sam projektant w swojej pracowni; suknia Azzedine’a Alaïa i jej twórca podczas pracy
„Kobieta nie musi być idealna ani nawet piękna. Suknia zrobi to za nią”. Alaïa i Balenciaga – rzeźbiarze kształtów
04 listopada 2025
tekst: AMK
Jego nazwisko stało się silną marką, ale jego imię wciąż jest znane niewielu. Cristóbal Balenciaga był za życia legendarnym kreatorem, o którym Christian Dior mawiał: „Haute couture jest jak orkiestra, a Balenciaga jest dyrygentem. Reszta projektantów to po prostu muzycy podążający za jego wskazówkami”. Pod równie wielkim wrażeniem był Azzedine Alaïa, który z pasją oddawał się kolekcjonowaniu jego projektów. O tym, jak spuścizna pierwszego wpłynęła na twórczość drugiego, opowiada nowa wystawa „Azzedine Alaïa, Cristóbal Balenciaga. Sculptors of shape”, która udowadnia, że nawet po śmierci dzieło obydwu kreatorów wciąż rezonuje.

Projekty obu wielkich wirtuozów mody stanęły obok siebie lub naprzeciw siebie w Museo del Tessuto we włoskim Prato – by docenić kontrast między formalną elegancją Balenciagi a zmysłowym stylem Alaïi. To drugi raz w historii – pięć lat temu wystawa będąca świętem nie tylko ich twórczości, ale i haute couture w ogóle odbyła się w Paryżu. Teraz „Azzedine Alaïa, Cristóbal Balenciaga. Sculptors of shape” odbywa się blisko dekadę po śmierci Alaïa i pół wieku po śmierci Balenciagi, którego ten pierwszy był bodaj największym wielbicielem i jednym z ostatnich strażników jego pamięci.

Kiedy Cristóbal Balenciaga postanowił zamknąć swój dom mody w 1968 roku i wycofać się z branży, był to koniec pewnej epoki. Hiszpan pozostawił jednak piękną spuściznę, a także opinię couturiera, który osiągnął niedoścignione mistrzostwo. Azzedine odkrył to po raz pierwszy, gdy Mademoiselle Renée, zastępczyni dyrektora generalnego domu mody Balenciagi, która przez wiele dekad pracowała u boku hiszpańskiego krawca, zadzwoniła do młodego tunezyjskiego projektanta i zaprosiła go do siedziby w ostatnich dniach jej funkcjonowania. Martwiła się o los sukien pozostawionych w pracowni, dlatego poprosiła go, by wybrał sobie kilka projektów. Nawet jeśli będzie chciał je przerobić.

Pod wrażeniem maestrii Cristóbala, widocznej w krojach sukien, płaszczy i kostiumów, które miał przed sobą, ostrożnie rozłożył kreacje i przysiągł, że przez resztę życia dopilnuje, by zostały zachowane w niezmienionej formie. A sobie obiecał, że zatroszczy się o to, by ci kreatorzy, którzy przyszli przed nim, nie zostali zapomniani.

Po lewej kreacje Cristóbala Balenciagi, po prawej Azzedine’a Alaïa

1.

 

Uznał spotkanie z projektami Cristóbala (bo samego krawca nigdy nie poznał) za pierwsze prawdziwe modowe przebudzenie. Zobaczył w sobie powołanie jako kolekcjonera mody, równolegle z własną twórczością. – Od tamtej pory żywił rosnące, wkrótce niepohamowane zainteresowanie wszystkimi źródłami zbiorowej pamięci o modzie. Pomimo ograniczonych początkowo środków, a następnie coraz większych w miarę rozwoju kariery, Alaïa szybko stał się kolekcjonerem pragnącym zachować wszystko – wspomina Olivier Saillard, historyk mody i kurator wystawy „Azzedine Alaïa, Cristóbal Balenciaga. Sculptors of shape”.

Od późnych lat 60. XX wieku, kiedy wielu inwestowało tylko w sztukę współczesną i nowoczesną, skupiał się na odzieży o dawnych technikach krawieckich. Pasjonował się sukienkami z lat 30. i 50., które inni odrzucili wraz z przeszłością. Gromadził projekty wielkich mistrzów, których śladami zamierzał podążać. Najpierw setki, potem tysiące. Alaïa otoczył się sukienkami Elsy Schiaparelli, Madeleine Vionnet, Christiana Diora, Gabrielle Chanel, Charlesa Jamesa, Madame Grès, Paula Poireta i oczywiście Balenciagi.

Przez całe życie pielęgnował głęboki szacunek dla historii mody, tworząc największą prywatną kolekcję vintage. Ta pasja sprawiła, że uratował genealogię haute couture, zwiększając w ten sposób jej rozgłos. Sam też się nią inspirował, ucząc się technik, które utorowały styl jego własnej pracy – tnąc i szyjąc z taką samą zręcznością, jaką posiadali jego wybitni poprzednicy.

 

2.

 

To Balenciaga pozostał jego największą inspiracją. Cenił go za kontrast wymiarów i objętości, rozkoszując się bogatymi fakturami, stonowanymi kolorami i czernią.

Po lewej kreacje Cristóbala Balenciagi, po prawej Azzedine’a Alaïa

Gdy w Hiszpanii wybuchła wojna domowa, Balenciaga uciekł z ojczyzny. Wiosną 1937 osiadł przy Avenue George V w Paryżu w śnieżnobiałym salonie, gdzie ubrania, które szył, były w większości kruczoczarne: czerń koronkowych szali i płaszczy z obrazów Goyi i Velázqueza, czerń hiszpańskich księży, zakonnic i chłopów. Był mistrzem łączenia różnych faktur: połyskującej, aksamitnej, jedwabnej… W ten sposób bawił się czernią i co ciekawe, ograniczając się do jednego koloru, jednocześnie miał tyle swobody.

Carmel Snow, wielki autorytet w modowej branży i redaktor naczelna „Harper’s Bazaar” w latach 1934-1958, pół wieku temu oceniła na łamach swojego magazynu: „Czarny u Balenciagi jest ​​tak czarny, że wygląda, jakbyś miał zostać uderzony w twarz. Gęsta hiszpańska czerń, prawie aksamitna, noc bez gwiazd, przez co zwykła czerń jest prawie szara”.

Cristóbalowi też było bliżej do mroku niż do światła. Wysoki i przystojny, o ciemnej karnacji, z gęstymi czarnymi włosami, przenikliwymi czarnymi oczami, był zamknięty jak ostryga. Nie udzielał wywiadów i prawie nie pokazywał się swoim klientkom, co wynikało zarówno z nieśmiałości, jak i chęci spędzania całego czasu nad swoimi kreacjami. Był pracoholikiem, który harował także podczas II wojny światowej. W tym czasie stworzył praktyczne ubrania dla kobiet do jazdy na rowerze i jako pierwszy użył futra królika jako podszewki. Jego kreacje były tak popularne, że klientki wywoziły je z kraju.

Dwa lata po wojnie na scenie pojawił się nowy bohater mody. Francuz Christian Dior pokazał swój New Look: niezwykle szerokie spódnice pod talią osy. Balenciaga od dawna eksperymentował z tą formą, ale przegrał pod względem uwagi i sławy z Diorem. Kiedy klientki zaczęły kupować u konkurenta, a jego kochanek i partner biznesowy – polsko-francuski arystokrata Władzio d’Attainville – zmarł na atak serca, Cristóbal miał dość Paryża. Zapowiedział, że wraca do Hiszpanii.

Po tych słowach Dior odwiedził go w pracowni z prezentem (podarował mu obraz Georgesa Braque’a) i oznajmił w prasie: „Haute couture jest jak orkiestra, a Balenciaga jest dyrygentem. Reszta projektantów to po prostu muzycy podążający za jego wskazówkami”. Król mody został koronowany. Balenciaga pozostał w Paryżu.

Po lewej kreacje Cristóbala Balenciagi, po prawej Azzedine’a Alaïa

Wielkim jego fanem był także Hubert de Givenchy, francuski hrabia i projektant mody, który rywalizował z Yvesem Saint Laurentem. Krótko przed śmiercią w 2018 roku tak mówił o swoim koledze, do którego miał wielki szacunek: „Balenciaga siedzi tam (wskazując wysoko), a ja siedzę gdzieś tutaj (wskazując znacznie niżej)”.

W przeszłości ich pracownie znajdowały się naprzeciwko siebie i pewnego dnia postanowili razem prezentować swoje kolekcje miesiąc po wszystkich innych pokazach, aby inni nie kradli ich pomysłów.

 

3.

 

W latach 50. i 60. Cristóbal organizował zapierające dech w piersiach pokazy. Jego klientkami były najbardziej eleganckie i wpływowe kobiety. Co zaskakujące, Hiszpan nie dbał o ubieranie młodych, szczupłych modelek i gwiazd filmowych, takich jak Brigitte Bardot, jak lubił to robić Dior. Serce Balenciagi należało do „prawdziwych” kobiet. Kobiety z brzuszkiem, opadającymi ramionami lub krótką szyją? Tym lepiej.

Skupiając się na ciele, układając tkaninę i budując na nim, umieszczając szwy we właściwym miejscu i pozostawiając kołnierz nieco z dala od szyi, był w stanie magicznie usunąć nierówności i zatuszować niedoskonałości. Kierował się materiałami, których używał i konstruował z nich bez używania wzmacniających gorsetów. Zaowocowało to innowacyjnymi fasonami, takimi jak kurtki w kształcie jajek, peleryny z kokonem, melonowe rękawy, spódnice balonowe i sukienki w kształcie namiotu.

W 1958 roku rzeźbiarz w nim mógł się uwolnić na dobre – szwajcarski producent tekstyliów Abraham opracował specjalnie dla niego innowacyjny materiał: gazar. To mocny, ale delikatny jedwabny splot gazy; w 1964 roku dodał do niego zagar, czyli ulepszony i ściślej tkany gazar z wełny i jedwabiu. Obie tkaniny były lekkie, ale sztywne i mocne. Dało mu to swobodę wprowadzania nowych form do mody.

Po lewej kreacje Cristóbala Balenciagi, po prawej Azzedine’a Alaïa

„Kobieta nie musi być idealna ani nawet piękna, żeby nosić moje sukienki. Suknia zrobi to za nią” – mawiał potem, prezentując swoje rzeźbiarskie kreacje. Suknia Balenciagi dodawała pewności siebie i elegancji, a najbardziej czarujące i wpływowe kobiety jego epoki nosiły je z miłością: Grace Kelly, Ava Gardner, Jackie Kennedy, Pauline de Rothschild czy Marlena Dietrich.

Kobieta, która wybierała jego projekty, była silna i odważna. To nie było tradycyjne skupienie się na biodrach, talii, piersiach, ramionach – tworzył projekty, które rzucały się w oczy. Sam projekt często przypominał rzeźbę i nie pasował posłusznie do linii ciała. Obszerne struktury tworzące przestrzeń między ciałem a ubraniami dawały kobietom swobodę ruchów i sprawiły, że projekty Balenciagi schlebiały klientkom w każdym wieku i w każdym kształcie.

 

4.

 

Tego od Cristóbala nauczył się Azzedine. Przyglądając się jego dziedzictwu, sam doszedł do dekonstrukcji tradycyjnych form i coraz bardziej abstrakcyjnych i kunsztownych krojów, które uwypuklały piękno kobiecego ciała. A tkaniny, których używał (obaj projektanci kroili i szyli ręcznie, demonstrując znajomość tkanin i ich właściwości, szczególnie aksamitu), dowodziły wrażliwości na dotyk i światło kreacji, które z nich tworzył. Ale w przeciwieństwie do Balenciagi, wolał tkaniny blisko ciała, które uwypuklały krągłości. Dlatego niewysokiego Tunezyjczyka (miał 1,58 m wzrostu) pokochały silne i piękne kobiety jego czasów, m.in. Tina Turner, Grace Jones, Rihanna, Naomi Campbell czy Lady Gaga. – Staram się podążać za duchem czasu, a przede wszystkim za kobietami – mawiał.

Alaïa przyjął spuściznę Cristóbala, będąc, jak on, obojętnym wobec trendów i zasad branży. Obaj nigdy nie ulegali tradycyjnemu kalendarzowi mody ani presji mediów; rzadko udzielali wywiadów, prowadzili dyskretne życie i nie bali się pracować poza systemem. Zbyt szanowali swoją pracę, by ulegać chwilowym kaprysom modowego biznesu – na swoją korzyść. Ostatecznie to właśnie czyni ich prawdziwie ponadczasowymi.

Azzedine był tak autentyczny w swoim sposobie pracy, że stworzył własny system. Nawet wtedy, gdy luksusowe marki coraz częściej eksperymentowały z pokazami mody, kolekcjami międzysezonowymi czy handlem na wzór fast fashion – wszystkim, co ma na celu ożywienie słabej sprzedaży w erze Instagrama.

Po lewej kreacje Cristóbala Balenciagi, po prawej Azzedine’a Alaïa

– To już nie jest tworzenie. To staje się zwykłym przemysłem – mówił w 2016 roku magazynowi „WWD”. – Ale tak czy inaczej, rytm kolekcji jest głupi. To nie do utrzymania. Jest ich za dużo – potępiał.

Sam często robił pokaz dopiero miesiąc po zakończeniu Paryskiego Tygodnia Mody, prezentując niewielką kolekcję z modelkami w showroomie, z jednym fotografem oraz redaktorami mody i kupcami, bez celebrytów i influencerów. Bez szumu i blichtru. – To działa. Gdyby nie działało, ludzie nie składaliby zamówień, a marka by się nie rozwijała. Jeśli nie ma dobrych ubrań, klienci nie kupują w sklepach – wykładał prostą filozofię.

W pracowni też zatrudniał bardzo mało osób. Miał tylko dwóch asystentów i wiele rzeczy robił sam, zwłaszcza przymiarki. – Nie daję komuś innemu rysunków i nie wychodzę z pracowni. Prawda jest taka, że ​​pracuję więcej niż wszyscy inni. W tym tkwi różnica. Nie robię wielu kolekcji, ale jestem zaangażowany we wszystko od początku do końca. Kontroluję nawet dostawy, obserwuję sklepy, co działa, a co nie – tłumaczył, że lubi wszystkie te etapy: szkicowanie, drapowanie, szycie, przymiarki, bo gdyby było inaczej nie byłby krawcem, tylko stylistą. A to różnica.

Zaczynał o godz. 9 rano. Asystenci pracowali od 10 do 19, a on do 3, 4 nad ranem. Gdy koledzy w innych domach mody tworzyli minimum 10 kolekcji rocznie, on – cztery. – To już maksimum. I dlatego wielu projektantów się załamuje. To ogromna strata kreatywności – oceniał. – To system, który stanowi ogromne obciążenie dla młodych kreatorów. Nic na to nie poradzisz: branża tak się rozwinęła, a ilość pracy, jaką dziś trzeba włożyć, jest wręcz nieludzka.

Jaki widział największy problem z tego wynikający? Brak kreatywności: – Nie sądzę, żeby nowe pomysły mogły pojawiać się co dwa miesiące. To niemożliwe. Jak masz jeden w roku, to już jest dobrze.

 

5. 

 

W dniu śmierci Balenciagi 23 marca 1972 roku „The Guardian” docenił czystość linii w jego pracach. Dziennikarka Alison Settle jeden z jego pokazów, na którym była po wojnie, wspominała w artykule-epitafium: „Gdy kolekcja mijała, dotarło do mnie, że patrzę na dzieła sztuki, zupełnie inną koncepcję elegancji”.

Gdy 18 listopada 2017 roku Alaïa zmarł w Paryżu, w wyniku ataku serca, „The New York Times” napisał: „Znany był jako rzeźbiarz kobiecej sylwetki. Równie wielką sławę przyniosło mu odrzucenie systemu i przekonanie, że projektując, tworzy sztukę”. ﹡

 

_____

Wystawa „Alaïa and Balenciaga. Sculptors of Shape” w Museo del Tessuto di Prato potrwa do 3 maja 2026.

Kopiowanie treści jest zabronione