Projekty obu wielkich wirtuozów mody stanęły obok siebie lub naprzeciw siebie w Museo del Tessuto we włoskim Prato – by docenić kontrast między formalną elegancją Balenciagi a zmysłowym stylem Alaïi. To drugi raz w historii – pięć lat temu wystawa będąca świętem nie tylko ich twórczości, ale i haute couture w ogóle odbyła się w Paryżu. Teraz „Azzedine Alaïa, Cristóbal Balenciaga. Sculptors of shape” odbywa się blisko dekadę po śmierci Alaïa i pół wieku po śmierci Balenciagi, którego ten pierwszy był bodaj największym wielbicielem i jednym z ostatnich strażników jego pamięci.
Kiedy Cristóbal Balenciaga postanowił zamknąć swój dom mody w 1968 roku i wycofać się z branży, był to koniec pewnej epoki. Hiszpan pozostawił jednak piękną spuściznę, a także opinię couturiera, który osiągnął niedoścignione mistrzostwo. Azzedine odkrył to po raz pierwszy, gdy Mademoiselle Renée, zastępczyni dyrektora generalnego domu mody Balenciagi, która przez wiele dekad pracowała u boku hiszpańskiego krawca, zadzwoniła do młodego tunezyjskiego projektanta i zaprosiła go do siedziby w ostatnich dniach jej funkcjonowania. Martwiła się o los sukien pozostawionych w pracowni, dlatego poprosiła go, by wybrał sobie kilka projektów. Nawet jeśli będzie chciał je przerobić.
Pod wrażeniem maestrii Cristóbala, widocznej w krojach sukien, płaszczy i kostiumów, które miał przed sobą, ostrożnie rozłożył kreacje i przysiągł, że przez resztę życia dopilnuje, by zostały zachowane w niezmienionej formie. A sobie obiecał, że zatroszczy się o to, by ci kreatorzy, którzy przyszli przed nim, nie zostali zapomniani.
1.
Uznał spotkanie z projektami Cristóbala (bo samego krawca nigdy nie poznał) za pierwsze prawdziwe modowe przebudzenie. Zobaczył w sobie powołanie jako kolekcjonera mody, równolegle z własną twórczością. – Od tamtej pory żywił rosnące, wkrótce niepohamowane zainteresowanie wszystkimi źródłami zbiorowej pamięci o modzie. Pomimo ograniczonych początkowo środków, a następnie coraz większych w miarę rozwoju kariery, Alaïa szybko stał się kolekcjonerem pragnącym zachować wszystko – wspomina Olivier Saillard, historyk mody i kurator wystawy „Azzedine Alaïa, Cristóbal Balenciaga. Sculptors of shape”.
Od późnych lat 60. XX wieku, kiedy wielu inwestowało tylko w sztukę współczesną i nowoczesną, skupiał się na odzieży o dawnych technikach krawieckich. Pasjonował się sukienkami z lat 30. i 50., które inni odrzucili wraz z przeszłością. Gromadził projekty wielkich mistrzów, których śladami zamierzał podążać. Najpierw setki, potem tysiące. Alaïa otoczył się sukienkami Elsy Schiaparelli, Madeleine Vionnet, Christiana Diora, Gabrielle Chanel, Charlesa Jamesa, Madame Grès, Paula Poireta i oczywiście Balenciagi.
Przez całe życie pielęgnował głęboki szacunek dla historii mody, tworząc największą prywatną kolekcję vintage. Ta pasja sprawiła, że uratował genealogię haute couture, zwiększając w ten sposób jej rozgłos. Sam też się nią inspirował, ucząc się technik, które utorowały styl jego własnej pracy – tnąc i szyjąc z taką samą zręcznością, jaką posiadali jego wybitni poprzednicy.
2.
To Balenciaga pozostał jego największą inspiracją. Cenił go za kontrast wymiarów i objętości, rozkoszując się bogatymi fakturami, stonowanymi kolorami i czernią.
Gdy w Hiszpanii wybuchła wojna domowa, Balenciaga uciekł z ojczyzny. Wiosną 1937 osiadł przy Avenue George V w Paryżu w śnieżnobiałym salonie, gdzie ubrania, które szył, były w większości kruczoczarne: czerń koronkowych szali i płaszczy z obrazów Goyi i Velázqueza, czerń hiszpańskich księży, zakonnic i chłopów. Był mistrzem łączenia różnych faktur: połyskującej, aksamitnej, jedwabnej… W ten sposób bawił się czernią i co ciekawe, ograniczając się do jednego koloru, jednocześnie miał tyle swobody.
Carmel Snow, wielki autorytet w modowej branży i redaktor naczelna „Harper’s Bazaar” w latach 1934-1958, pół wieku temu oceniła na łamach swojego magazynu: „Czarny u Balenciagi jest tak czarny, że wygląda, jakbyś miał zostać uderzony w twarz. Gęsta hiszpańska czerń, prawie aksamitna, noc bez gwiazd, przez co zwykła czerń jest prawie szara”.
Cristóbalowi też było bliżej do mroku niż do światła. Wysoki i przystojny, o ciemnej karnacji, z gęstymi czarnymi włosami, przenikliwymi czarnymi oczami, był zamknięty jak ostryga. Nie udzielał wywiadów i prawie nie pokazywał się swoim klientkom, co wynikało zarówno z nieśmiałości, jak i chęci spędzania całego czasu nad swoimi kreacjami. Był pracoholikiem, który harował także podczas II wojny światowej. W tym czasie stworzył praktyczne ubrania dla kobiet do jazdy na rowerze i jako pierwszy użył futra królika jako podszewki. Jego kreacje były tak popularne, że klientki wywoziły je z kraju.
Dwa lata po wojnie na scenie pojawił się nowy bohater mody. Francuz Christian Dior pokazał swój New Look: niezwykle szerokie spódnice pod talią osy. Balenciaga od dawna eksperymentował z tą formą, ale przegrał pod względem uwagi i sławy z Diorem. Kiedy klientki zaczęły kupować u konkurenta, a jego kochanek i partner biznesowy – polsko-francuski arystokrata Władzio d’Attainville – zmarł na atak serca, Cristóbal miał dość Paryża. Zapowiedział, że wraca do Hiszpanii.
Po tych słowach Dior odwiedził go w pracowni z prezentem (podarował mu obraz Georgesa Braque’a) i oznajmił w prasie: „Haute couture jest jak orkiestra, a Balenciaga jest dyrygentem. Reszta projektantów to po prostu muzycy podążający za jego wskazówkami”. Król mody został koronowany. Balenciaga pozostał w Paryżu.
Wielkim jego fanem był także Hubert de Givenchy, francuski hrabia i projektant mody, który rywalizował z Yvesem Saint Laurentem. Krótko przed śmiercią w 2018 roku tak mówił o swoim koledze, do którego miał wielki szacunek: „Balenciaga siedzi tam (wskazując wysoko), a ja siedzę gdzieś tutaj (wskazując znacznie niżej)”.
W przeszłości ich pracownie znajdowały się naprzeciwko siebie i pewnego dnia postanowili razem prezentować swoje kolekcje miesiąc po wszystkich innych pokazach, aby inni nie kradli ich pomysłów.
3.
W latach 50. i 60. Cristóbal organizował zapierające dech w piersiach pokazy. Jego klientkami były najbardziej eleganckie i wpływowe kobiety. Co zaskakujące, Hiszpan nie dbał o ubieranie młodych, szczupłych modelek i gwiazd filmowych, takich jak Brigitte Bardot, jak lubił to robić Dior. Serce Balenciagi należało do „prawdziwych” kobiet. Kobiety z brzuszkiem, opadającymi ramionami lub krótką szyją? Tym lepiej.
Skupiając się na ciele, układając tkaninę i budując na nim, umieszczając szwy we właściwym miejscu i pozostawiając kołnierz nieco z dala od szyi, był w stanie magicznie usunąć nierówności i zatuszować niedoskonałości. Kierował się materiałami, których używał i konstruował z nich bez używania wzmacniających gorsetów. Zaowocowało to innowacyjnymi fasonami, takimi jak kurtki w kształcie jajek, peleryny z kokonem, melonowe rękawy, spódnice balonowe i sukienki w kształcie namiotu.
W 1958 roku rzeźbiarz w nim mógł się uwolnić na dobre – szwajcarski producent tekstyliów Abraham opracował specjalnie dla niego innowacyjny materiał: gazar. To mocny, ale delikatny jedwabny splot gazy; w 1964 roku dodał do niego zagar, czyli ulepszony i ściślej tkany gazar z wełny i jedwabiu. Obie tkaniny były lekkie, ale sztywne i mocne. Dało mu to swobodę wprowadzania nowych form do mody.
„Kobieta nie musi być idealna ani nawet piękna, żeby nosić moje sukienki. Suknia zrobi to za nią” – mawiał potem, prezentując swoje rzeźbiarskie kreacje. Suknia Balenciagi dodawała pewności siebie i elegancji, a najbardziej czarujące i wpływowe kobiety jego epoki nosiły je z miłością: Grace Kelly, Ava Gardner, Jackie Kennedy, Pauline de Rothschild czy Marlena Dietrich.
Kobieta, która wybierała jego projekty, była silna i odważna. To nie było tradycyjne skupienie się na biodrach, talii, piersiach, ramionach – tworzył projekty, które rzucały się w oczy. Sam projekt często przypominał rzeźbę i nie pasował posłusznie do linii ciała. Obszerne struktury tworzące przestrzeń między ciałem a ubraniami dawały kobietom swobodę ruchów i sprawiły, że projekty Balenciagi schlebiały klientkom w każdym wieku i w każdym kształcie.
4.
Tego od Cristóbala nauczył się Azzedine. Przyglądając się jego dziedzictwu, sam doszedł do dekonstrukcji tradycyjnych form i coraz bardziej abstrakcyjnych i kunsztownych krojów, które uwypuklały piękno kobiecego ciała. A tkaniny, których używał (obaj projektanci kroili i szyli ręcznie, demonstrując znajomość tkanin i ich właściwości, szczególnie aksamitu), dowodziły wrażliwości na dotyk i światło kreacji, które z nich tworzył. Ale w przeciwieństwie do Balenciagi, wolał tkaniny blisko ciała, które uwypuklały krągłości. Dlatego niewysokiego Tunezyjczyka (miał 1,58 m wzrostu) pokochały silne i piękne kobiety jego czasów, m.in. Tina Turner, Grace Jones, Rihanna, Naomi Campbell czy Lady Gaga. – Staram się podążać za duchem czasu, a przede wszystkim za kobietami – mawiał.
Alaïa przyjął spuściznę Cristóbala, będąc, jak on, obojętnym wobec trendów i zasad branży. Obaj nigdy nie ulegali tradycyjnemu kalendarzowi mody ani presji mediów; rzadko udzielali wywiadów, prowadzili dyskretne życie i nie bali się pracować poza systemem. Zbyt szanowali swoją pracę, by ulegać chwilowym kaprysom modowego biznesu – na swoją korzyść. Ostatecznie to właśnie czyni ich prawdziwie ponadczasowymi.
Azzedine był tak autentyczny w swoim sposobie pracy, że stworzył własny system. Nawet wtedy, gdy luksusowe marki coraz częściej eksperymentowały z pokazami mody, kolekcjami międzysezonowymi czy handlem na wzór fast fashion – wszystkim, co ma na celu ożywienie słabej sprzedaży w erze Instagrama.
– To już nie jest tworzenie. To staje się zwykłym przemysłem – mówił w 2016 roku magazynowi „WWD”. – Ale tak czy inaczej, rytm kolekcji jest głupi. To nie do utrzymania. Jest ich za dużo – potępiał.
Sam często robił pokaz dopiero miesiąc po zakończeniu Paryskiego Tygodnia Mody, prezentując niewielką kolekcję z modelkami w showroomie, z jednym fotografem oraz redaktorami mody i kupcami, bez celebrytów i influencerów. Bez szumu i blichtru. – To działa. Gdyby nie działało, ludzie nie składaliby zamówień, a marka by się nie rozwijała. Jeśli nie ma dobrych ubrań, klienci nie kupują w sklepach – wykładał prostą filozofię.
W pracowni też zatrudniał bardzo mało osób. Miał tylko dwóch asystentów i wiele rzeczy robił sam, zwłaszcza przymiarki. – Nie daję komuś innemu rysunków i nie wychodzę z pracowni. Prawda jest taka, że pracuję więcej niż wszyscy inni. W tym tkwi różnica. Nie robię wielu kolekcji, ale jestem zaangażowany we wszystko od początku do końca. Kontroluję nawet dostawy, obserwuję sklepy, co działa, a co nie – tłumaczył, że lubi wszystkie te etapy: szkicowanie, drapowanie, szycie, przymiarki, bo gdyby było inaczej nie byłby krawcem, tylko stylistą. A to różnica.
Zaczynał o godz. 9 rano. Asystenci pracowali od 10 do 19, a on do 3, 4 nad ranem. Gdy koledzy w innych domach mody tworzyli minimum 10 kolekcji rocznie, on – cztery. – To już maksimum. I dlatego wielu projektantów się załamuje. To ogromna strata kreatywności – oceniał. – To system, który stanowi ogromne obciążenie dla młodych kreatorów. Nic na to nie poradzisz: branża tak się rozwinęła, a ilość pracy, jaką dziś trzeba włożyć, jest wręcz nieludzka.
Jaki widział największy problem z tego wynikający? Brak kreatywności: – Nie sądzę, żeby nowe pomysły mogły pojawiać się co dwa miesiące. To niemożliwe. Jak masz jeden w roku, to już jest dobrze.
5.
W dniu śmierci Balenciagi 23 marca 1972 roku „The Guardian” docenił czystość linii w jego pracach. Dziennikarka Alison Settle jeden z jego pokazów, na którym była po wojnie, wspominała w artykule-epitafium: „Gdy kolekcja mijała, dotarło do mnie, że patrzę na dzieła sztuki, zupełnie inną koncepcję elegancji”.
Gdy 18 listopada 2017 roku Alaïa zmarł w Paryżu, w wyniku ataku serca, „The New York Times” napisał: „Znany był jako rzeźbiarz kobiecej sylwetki. Równie wielką sławę przyniosło mu odrzucenie systemu i przekonanie, że projektując, tworzy sztukę”. ﹡
_____
Wystawa „Alaïa and Balenciaga. Sculptors of Shape” w Museo del Tessuto di Prato potrwa do 3 maja 2026.
Kopiowanie treści jest zabronione