„Wszyscy mamy mnóstwo ubrań, za dużo. Nie potrzebujemy więcej”. Kolekcja mody parodiuje luksusowe marki i ich wygórowane ceny
22 stycznia 2025
tekst: AMK
zdjęcia: Camera Nazionale della Moda Italiana
Największą sensacją męskich pokazów Milan Fashion Week okazała się nieznana włoska marka, Simon Cracker. Zaprezentowała kolekcję mody w całości składającą się z recyklingu. Np. na skórzanych torebkach vintage oraz swetrach namalowano najdroższą i najbardziej pożądaną na świecie Birkin Bag marki Hermès, żakiety w stylu Chanel pomalowano sprayem, a na finał pokazu wyszedł model ubrany jedynie w metki luksusowych brandów – to odważna krytyka przemysłu modowego i rozdźwięku między ceną a wartością projektów. – To nasz komentarz na temat bogactwa i nadmiaru, rozbieżności między błyszczącą powierzchownością mody a realiami życia – ogłosili projektanci Simon Cracker.

Popieranie ekologii, walka z marnotrawstwem, odrzucenie modowych stereotypów i całkowita niefrasobliwość co do estetycznych, seksualnych i sezonowych etykiet – wszystko to jest dziełem włoskiej marki Simon Cracker, która powstała 14 lat temu. – Szczerze mówiąc, nie lubimy słowa „moda”. Nie czujemy się częścią tego świata. Moda bardziej przypomina nam coś, co kończy się po kilku miesiącach. „Trendy, cool, glamour” – mamy poważny problem z tymi słowami. Nam zależy, by produkt żył wciąż na nowo, był rozdawany, ponownie używany, modyfikowany, naprawiany, ale żył dalej” – deklarują Simone Botte i Filippo Biraghi, którzy tworzą duet projektantów.

W swojej najnowszej kolekcji na sezon jesień-zima 2025 poszli jeszcze dalej. Już nie tylko promują modę zrównoważoną i cyrkularną, ale boleśnie kpią z całego systemu, na którym opiera się modowy przemysł. Pokazem, wymownie zatytułowanym „Perły przed wieprze” („Le Perle ai Porci”) – na Męskim Tygodniu Mody w Mediolanie (zakończył się wczoraj) – chcieli zainspirować bardzo potrzebną zmianę w branży.

– Ludzie stracili zainteresowanie modą – zawyrokował Biraghi za kulisami pokazu. – Przez 20 lat byli częścią tej machiny. Ale przy tak wielu wojnach na świecie, zmianach klimatu, pogłębiających się nierównościach społecznych, ciuchy są nieistotne. Wszyscy stajemy się biedniejsi, a wysokie ceny nie mają już związku z wartością projektów luksusowych brandów. Nie można iść dalej tą drogą.

Swoim pokazem, składającym się wyłącznie z przerobionych zapomnianych lub wyrzuconych ubrań i materiałów, chcieli sprowokować do myślenia. – Niewykorzystywanie wybiegu do komentowania sytuacji na świecie byłoby obecnie nieodpowiedzialne. To sposób na opowiedzenie tego, co się dzieje, bez bycia zbyt dosadnym – wyznał projektant marki, której nazwa ma oznaczać coś, co jest zepsute, pęknięte w systemie mody.

Ż A R T Y

Na wybieg podczas Milan Fashion Week wyszli mężczyźni i kobiety w różnym wieku, brzydcy i ładni, chudzi i grubi, biali i czarnoskórzy, a także drag queen. Bez ułożonych fryzur i makijażu, ale za to z wypryskami na twarzy. Stylizacje nie były przypisane do płci. Odjechane tweedowe kostiumy, chustki na głowie, torebki w dłoni, a nawet mały piesek w specjalnym ubranku – co było ironicznym odniesieniem do typowej mediolańskiej signory, zwanej po włosku „sciura”.

Choć wszystko, w co byli ubrani modele, było wyjątkowe, bo w jedynym egzemplarzu, nie było markowe i drogie. Pochodziło z recyklingu: pralni chemicznych, sklepów z używaną odzieżą i innych źródeł. Jako żartobliwy hołd dla powierzchownych kodów tzw. wielkiej mody, torebki vintage, swetry i kamizelki miały sitodrukowe obrazy najdroższej torebki na świecie: Birkin Bag marki Hermès; apaszki nosiły monogramy Fendi czy Louis Vuitton; żakiety w stylu Chanel pomalowano sprayem, a chusty z odwzorowanym wzorem Hermès  przerobiono na sukienki i topy. Połączenie dwóch kardiganów w jeden czy akcesoriów takich jak łańcuchy i wstążki, wzmacniały etos Simon Cracker polegający na ponownym wykorzystaniu odpadów w modzie. Do tego współpraca z Dr. Martens, który za pomocą trompe l’oeil przekształcił swoje zapasy butów w innowacyjne wersje klasycznych balerinek Chanel – co było miksem stylu ulicznego i luksusu.

Czasami spódnice, kołnierze i buty zdobiły frędzle zrobione z materiału służącego do pakowania prezentów. A na koniec strój całkowicie ukryty pod metkami i zawieszkami luksusowych domów mody ze zbiorów Biraghiego, które gromadził przez lata, m.in. Balenciaga, Jean Pau Gaultier, Issey Miyake, Comme des Garçons. – Robimy sobie żarty z bogactwa i pretensjonalności luksusowych marek. Celebrujemy kreatywność ponad konsumpcję – oznajmił.

K R Y Z Y S

Jasne jest, że kolekcja nie dotyczy tylko ubrań. To manifest wzywający nas do ponownej oceny naszych wartości i samej branży mody. Chodzi też o pogłębiającą się coraz bardziej przepaść między zamożnymi a biednymi – podczas gdy 10 procent najbogatszych obywateli świata kontroluje aż 76 procent bogactwa, istota mody wydaje się gubić w odizolowanej bańce.

W duchu prawdziwej inkluzywności „Le Perle ai Porci” dedykujemy tym, którzy walczą o przetrwanie zarówno w modowej branży, jak i w życiu. Zawiera szczere przesłanie skierowane do grup niedoreprezentowanych w społeczeństwie i jest dowodem na jaskrawy rozdźwięk między błyszczącą powierzchownością mody a realiami życia – oświadczyli Simone i Filippo.

Krytyka włoskich projektantów uderzyła w czuły punkt. Sektor mody luksusowej zmaga się z poważnym kryzysem. Z nowego badania przeprowadzonego przez firmę konsultingową McKinsey i portal Business of Fashion wynika, że ​​czołowe marki w tym roku borykają się ze znacznym spowolnieniem po czteroletnim okresie wyjątkowego wzrostu przychodów w latach 2019–2023, który pozwolił sektorowi rosnąć o 5 procent rocznie, pomimo pandemii.

Jak wynika z raportu, większość tego wzrostu aż 80 procent to efekt podwyżki cen. Nastawiona na szybki zysk branża nie zadbała o kreatywność i innowacyjność projektów, a także o nastroje społeczne związane z globalnymi turbulencjami politycznymi oraz konfliktami zbrojnymi. W efekcie, jak podaje firma konsultingowa Bain, modową branżę dopadł pierwszy spadek od czasu ogólnoświatowego kryzysu finansowego sprzed blisko 20 lat.

R E F O R M A

Botte i Biraghi nie są zaskoczeni tymi wynikami.  Jeśli ubranie nie jest interesujące, nie opowiada żadnej historii, nie jest kreatywne, to kogo ono obchodzi? – powiedział po pokazie drugi z nich. Wszyscy mamy mnóstwo ubrań, za dużo. Nie potrzebujemy więcej.

Swoją upcyklingową filozofię przedstawił już rok wcześniej w wywiadzie dla magazynu „Acre”: Podczas pandemii koronawirusa wszystko po prostu stanęło w miejscu, ale jednocześnie ubrań nadal produkowaliśmy tyle samo, co w poprzednich latach. Czuję się głęboko rozczarowany widząc, że biznes mody zorientowany jest wyłącznie na sprzedaż. Nie mam zamiaru produkować niczego nowego, nie chcę nawet kupować ani jednej bawełnianej nici do nowych kolekcji. Rzeczy z recyklingu spruję i uszyję w nowej odsłonie, ubrania vintage przerobię, wykorzystam tkaniny z mojego archiwum. Nic nie wyrzucę.

Mediolańskie pokazy gigantów, takich jak Prada czy Armani, nie zachwyciły recenzentów. Zwracano uwagę na wtórność i nudę propozycji. Być może dlatego media tak chętnie podchwyciły parodiowanie wpływowych marek przez duet Simon Cracker. „W obliczu wyzwań, jakie stawia sektor luksusowy, takich jak spadek kreatywności i wolniejszy wzrost, odważne podejście włoskiej marki może zainspirować bardzo potrzebną reformę w branży” – podsumowała Colleen Barry z agencji Associated Press. ﹡

Kopiowanie treści jest zabronione