

Branża modowa zmaga się z problemami sukcesji w stopniu niespotykanym w historii. Karuzela stanowisk jest szybsza niż trendy, które w modowej branży zmieniają się szybciej niż powstają nowe. Niekończące się rozważania na temat tego, kto będzie przewodził Chanel, Fendi i Diorowi i czy dni jakiegoś projektanta są policzone albo gdzie trafi ten, z którym właśnie się pożegnano. Gdzieś gubi się w tym to, co w modzie najistotniejsze – sama moda.
To wszystko jedynie podkreśla wyjątkowość Yvesa Saint Laurenta, dzięki geniuszowi którego dostaliśmy ubrania, które przeszły do historii. Garnitur, czarna skórzana kurtka motocyklowa, szyfonowa koszula, wpływy etniczne od Afryki po Indie, moda inspirowana malarstwem największych mistrzów, transparentności i oczywiście smoking… To on wynalazł te wszystkie wspaniałe klasyki odzieży damskiej.
– Yves przeszedł na emeryturę we właściwym czasie i zmarł we właściwym czasie – Pierre Bergé, partner życiowy i biznesowy YSL, powiedział w 2012 roku. – Przykro to mówić, ale bardzo trudno mi zrozumieć, co stało się z branżą modową. Wszystko sprowadza się do pieniędzy i marketingu. Nigdy nie rozmawiamy o talencie – to nie jest sedno sprawy. Rozmawiamy tylko o sprzedaży. Yves Saint Laurent by tego nienawidził.
Dziś Yves i Pierre już nie żyją, ale ich estetyka wciąż budzi zainteresowanie. Bo stylu, który stworzyli w marce Yves Saint Laurent, nie można przeżuć i wyrzucić. Nie jest bowiem oddzielony od człowieka, jego osobowości i gustu. Choć zdolnych kreatorów dziś nie brakuje, wielu nawet nazywano „nowym Yvesem”, żaden jednak nie zbliżył się do jego osiągnięć. Z drugiej strony, teraz nawet najbardziej utalentowanemu projektantowi jest nieporównywalnie trudniej zrównoważyć kreatywność z handlem. A domy mody nie są już świątyniami elegancji, ale korporacjami nastawionymi wyłącznie na zysk.
Nowy album „Yves Saint Laurent Inside Out” prezentuje niezwykle intymne spojrzenie na fascynujący świat kreatywności w ostatniej, najbogatszej fazie kariery mistrza: od 1989 roku do jego pożegnalnej kolekcji w 2002 roku. Patrząc na te zdjęcia, trudno uwierzyć, że kreator od końca lat osiemdziesiątych odczuwał coraz poważniejsze problemy związane ze zdrowiem psychicznym i fizycznym. Od wielu lat zmagał się z depresją i uzależnieniem od używek. Przestał słuchać radia i czytać gazety, telewizji nie znosił. Był ogromnie nieśmiały, zamknięty w sobie, krył się przed światem, miał niewielu przyjaciół. – Był nieszczęśliwym megalomanem. Zniszczyła go własna sława – ocenił po latach Bergé.




Ostatni pokaz haute couture Yvesa Saint Laurenta odbył się dwa tygodnie po tym, jak ogłosił, że przechodzi na emeryturę. Starzejący się i schorowany zwołał konferencję prasową. Był niedołężny i jakby nieobecny, we własnej głowie, cichy, kruchy i udręczony. – Stworzyłem garderobę współczesnej kobiety i uczestniczyłem w przemianach społecznych. Cieszy mnie to, bo zawsze wierzyłem, że moda nie tylko upiększa kobiety, ale też dodaje im pewności siebie i emancypuje. Człowiek potrzebuje do życia chimer estetyki – tropiłem je całe życie, nieraz trafiając do piekła. Doświadczyłem lęku, samotności i złudnej ulgi narkotyków. Więzienia depresji i odwyku. Wyszedłem z tego olśniony, lecz trzeźwy […] dziś chcę pożegnać zawód, który tak kochałem – powiedział przy akompaniamencie braw i fleszy.
22 stycznia 2002 roku pojawił się publicznie ostatni raz. Z okazji 40. rocznicy jego pracy we własnej marce Bergé, kreatywny i biznesowy partner przez 50 lat i jego partner życiowy przez 18 (rozstali się polubownie w 1976 roku) zorganizował mu wielką fetę. Pokaz mody z udziałem przyjaciół, najsłynniejszych gwiazd i modelek oraz przegląd dorobku.
Wybrane miejsce w sercu Paryża, Centrum Pompidou, wydawało się rażąco nowoczesne i awangardowe w porównaniu z tym, w którym mistrz regularnie pokazywał swoje kolekcje haute couture od 1976 roku – nienagannie utrzymanym Salon Impérial w Hotel Inter-Continental, przy Rue de Castiglione w Paryżu. Tam goście siedzieli na pozłacanych krzesłach związanych czarną satynową wstążką, a na każdym leżał katalog z chronologicznie ułożonymi zdjęciami kolekcji wydrukowany na drogim, kremowym papierze. Nie było żadnej muzyki: zamiast tego bezimienna Francuzka czytała opisy każdej stylizacji, zgodnie z oryginalnymi tradycjami haute couture.
Do Pompidou zaproszono 2000 gości, ale emocje związane z jego ostatnim pokazem były tak wielkie, że nawet tak duży obiekt nie był w stanie pomieścić wszystkich chętnych, więc jeszcze więcej osób tłoczyło się na ulicach poza nim (gdzie oglądali show na wielkich ekranach). W środku mistrza przywitały Catherine Deneuve i Laetitia Casta piosenką Barbary „Ma plus belle histoire d’amour, c’est vous” („Moja najpiękniejsza historia miłosna, to ty”). Po twarzy Deneuve, jego najbliższej przyjaciółki i muzy, płynęły łzy. Aktorki Lauren Bacall i Jeanne Moreau miały szklane oczy, podobnie jak jego ulubione modelki Carla Bruni, Katoucha Niane, Mounia, Naomi Campbell. Owacja na stojąco trwała ponad 15 minut.
Sam pokaz był popisem największych hitów Saint Laurenta. Na wybiegu pojawiły się kurtki safari, motywy ust, zdobione peleryny, inspirowane Mondrianem stroje, złote bolerka z brokatu, przezroczyste bluzki z szyfonu, haftowane fartuchy, kombinezony inspirowane strojem lotnika, minispódniczki z nadrukiem w panterkę, motywy kwiatowe i Le Smoking, który jest prawdopodobnie najbardziej znanym dziedzictwem projektanta. Było to przypomnienie, że miał więcej pomysłów w ciągu roku niż wielu projektantów przez całe życie.
Monsieur ostatni raz ukłonił się swojej – uwielbiającej go – publiczności. Chwilę po imponującym (278 modeli) pokazie zniknął. Nie pozostało nic innego, jak zamknąć atelier szycia na miarę i wykreślić dom mody Yves Saint Laurent z elitarnej listy pokazujących na paryskim tygodniu couture. Bergé nie pozwoliłby, by ktoś inny przejął stery.






Pierre i Yves sprzedali markę i w budynku, gdzie miała siedzibę, przy 5 avenue Marceau, utworzyli La Fondation Pierre Bergé – Yves Saint Laurent, której ten pierwszy został prezesem, zaś ostatnie lata swojego życia poświęcił opiece nad spuścizną swojego partnera i stworzeniu dwóch muzeów YSL (w Paryżu i Maroku). – Nie było łatwo zaistnieć obok Saint Laurenta, który zmonopolizował wszystko. Ale ja nigdy nie chciałem zwracać na siebie uwagi, aby jemu nie ukraść nic z blasku pozycji i sławy. To była zasada, którą sobie narzuciłem już na początku – mawiał w nielicznych wywiadach przed śmiercią w 2017 roku, w wieku 86 lat.
Wcześniej wciąż czuwał nad linią prêt-à-porter, choć sprzedał dom mody firmie farmaceutycznej Sanofi. To on wybrał na miejsce Yvesa młody talent z Izraela – Albera Elbaza, ale gdy firmę przejęła Gucci Group, stracił wpływy na zawsze. Decyzja, że stery w marce przejmie Amerykanin Tom Ford (znany z mocno seksualizowanego wizerunku w Gucci), zasmuciła zarówno Bergé, jak i Saint Laurenta. – Życzę Tomowi Fordowi wielu sukcesów w Yves Saint Laurent, co oznacza wiele sukcesów dla domu mody, który nosi moje nazwisko – oświadczył zjadliwie mistrz. Ford nie pozostał dłużny w jednym z wywiadów: – To był geniusz mody i bardzo mnie wspierał, niestety tylko do czasu, gdy zacząłem odnosić sukcesy pod marką YSL.
Geniusz zmarł sześć lat później, w czerwcu 2008 roku. Miał 71 lat. Przyczyną śmierci był glejak mózgu. Do samego końca nie był świadom swojej choroby. Pierre, który nadal się o niego troszczył, nie poinformował go o tym, uważając, że taka diagnoza to i tak wyrok, a Yves by sobie z nią nie poradził.
Dziś, choć minęło 16 lat, bardziej niż kiedykolwiek jego legenda jest mityczna, a tęsknota za światem, który stworzył, nie mniejsza. Fotograf Carlos Muñoz-Yagüe, syn prawej ręki projektanta, Anne-Marie Muñoz (która zarządzała jego studiem projektowym przez cztery dekady, nadzorując produkcję ponad 150 kolekcji haute couture i prêt-à-porter do 2002 roku), po raz pierwszy odkrywa przed nami miniony czas. Na zlecenie wydawnictwa Thames & Hudson otworzył prywatne archiwa – z listami, dokumentami, rysunkami, zdjęciami i drobiazgami – które pokazują życie, którym przez 20 lat cieszył się jako „mucha na ścianie”, jak sam siebie nazywa, w atelier legendarnego mistrza.
Na 295 zdjęciach, które zrobił będąc tak blisko wszechświata swojej matki i jej pracodawcy, pokazuje bohaterów tej historii w nowym świetle. Od nieformalnych, nastrojowych portretów Saint Laurenta przy pracy w jego studiu, rysowaniu i tworzeniu, po kulisy pracy „petites mains” w atelier, czyli wykwalifikowanej armii rzemieślników, których działalność jest rzadko dokumentowana. Pojawiają się również światowej sławy modelki, uchwycone podczas przymiarek w okazałych salonach domu mody i w momentach za kulisami przed pokazami. Kartkując „Yves Saint Laurent Inside Out” można się tylko utwiedzić w przekonaniu, że YSL sprawił, iż projektowanie ubrań stało się sztuką.
Cóż, Bergé mówił prawdę. Jak uczy się dziś zbyt wiele luksusowych marek na własnej skórze, obsesyjne skupianie się na sprzedaży jest ryzykowne. Saint Laurent nigdy nie goniłby za trendami ani nie kopiował innych. Nie musiał. Jak sam powiedział: „Moda przemija, styl jest wieczny”. Podobnie jak jego dziedzictwo.﹡
_____
Album „Yves Saint Laurent Inside Out: A Creative Universe Revealed” autorstwa Carlosa Muñoz-Yagüe; wydawnictwo Thames & Hudson, 392 strony, cena: 57 funtów.
