Posłuchaj
Erna Rosenstein była jedną z najwybitniejszych artystek sztuki polskiej XX wieku. Znana jako „surrealizująca” malarka oraz autorka kolaży, dzięki namowom męża, tłumacza i pisarza Artura Sandauera, dała się poznać również jako poetka i autorka scenariuszy teatralnych. Mniej znaną formą jej twórczości są bajki, mimo że wiele z nich było drukowanych w latach powojennych na łamach „Świerszczyka” i innych czasopism dziecięcych.
Po raz pierwszy, jedną ze swoich bajek Erna opublikowała zaraz po wojnie, w 1946 roku. Był to „Dziadzio Kleks”, który ukazał się na łamach tygodnika dla dzieci i młodzieży „Przyjaciel”, choć nie był podpisany imieniem i nazwiskiem autorki. Zachował się tylko jeden rysunek do tej bajki. Artystka ilustrowała własne teksty – jednak większość prac prawdopodobnie przepadła w wydawnictwach, do których je wysyłała. W efekcie, do znacznej części bajek Rosenstein, brak oryginalnych ilustracji. Gdy Jarosław Borowiec z Wydawnictwo Wolno postanowił na nowo je wydać, musiał znaleźć na to nowy sposób.
Nie chciał tworzyć podróbek, czy stylizacji, a jednocześnie zależało mu, by książka miała jeden styl. Zdecydował więc zamieścić w książce współczesne ilustracje, o których wykonanie poprosił znaną i cenioną graficzkę i ilustratorkę Katarzynę Walentynowicz. I tak powstał 196-stronicowy „Poławiacz cieni”, z niemal wszystkimi bajkami, które udało się odnaleźć w archiwum domowym artystki, którym opiekuje się jej syn Adam Sandauer, a także w dziale rękopisów Biblioteki Narodowej w Warszawie. W większości pochodzą najprawdopodobniej z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, ale kilka z nich zostało napisanych w kolejnych dekadach. Jak podaje wydawca, obecny jest tu bliski malarce duch surrealizmu, wizje z pogranicza jawy i snu, pojawiają się echa świata doświadczanego wojną i zagładą, walka dobra ze złem.
Nieskrępowana fantazja Rosenstein dostała elegancką graficzną oprawę godną talentu zmarłej w 2004 roku artystki. Uwagę zwraca już sama okładka – intrygująca, oszczędna, lecz atrakcyjna, nie epatująca krzykliwymi barwami. A w środku przepiękne ilustracje autorstwa Walentynowicz, które w sposób nieoczywisty nawiązują do twórczości malarki. Dla obydwu pań ważny jest świat zwierząt, który traktują na równi ze światem ludzi, co widać w obrazku ilustratorki, której prace znajdziemy nie tylko w książkach dla dzieci, ale na plakatach, ulotkach, a nawet w grach (najsłynniejsza z nich to „Psiechadzka”).
Walentynowicz ceni sobie bowiem różnorodność. – To, co projektuję i ilustruję, to nie są tylko książki czy plakaty, ale też elementy scenograficzne, tapety, naklejki ścienne, wzory na skarpetki, plecaki, tatuaże zmywalne, kolorowanki, opakowania kredek, nadruki na tkaniny – długo by wymieniać. Jestem też wydawczynią gier planszowych. Ogromna ilość rzeczy użytku codziennego zawiera przecież elementy ilustracyjne – opowiadała magazynowi Empiku. – Tym, co daje mi największą radość, jest właśnie ta różnorodność. Każdego dnia, siadając do pracy, jestem podekscytowana. Nie przypominam sobie dnia, kiedy wstałabym rano i pomyślała: „ale mi się nie chce!”.
Jak wyznaje, ogromną satysfakcję sprawia jej świadomość, że jej ilustracje towarzyszą komuś przez malutki moment w życiu; że może w jakiś sposób uczestniczyć w edukacji kulturalnej dzieci i przyczyniać się w jakiś sposób do ich estetycznego kształtowania. – Autentycznie mnie to wzrusza! – dodaje.
Z tych wszystkich aktywności najbardziej lubi ilustrowanie książek. – Niezwykle ważny jest w nich tekst, ale ilustracje to są te obrazy z dzieciństwa, które często zapamiętuje się na zawsze. Dlatego staram się, żeby nie ograniczały dziecka zbytnią dosłownością. Staram się wplatać abstrakcję, nie wyrysowywać wszystkiego zgodnie z zasadami perspektywy itp., żeby wyzwolić w dzieciach radość puszczania wodzy fantazji, szaleństwa, poczucia humoru – tłumaczy. Książkę „Prawy i lewy” zilustrowała farbami, ilustracje do „Coś i nic” wykonała flamastrami, a „Wczoraj i jutro” zobrazowała cienkopisami. – Staram się pokazywać, że nie wszystko musi być perfekcyjne. Wyjeżdżam więc za linię i koloruję mazakami tak, że widać łączenia (a pamiętam z dzieciństwa, że to podobno jest brzydkie). Chciałabym dać poczuć dzieciom, że wymyślanie, fantazjowanie i nieskrępowane rysowanie są po prostu bardzo przyjemne! – opowiada.
Ona też coś o tym wie. Od najwcześniejszych lat pozwalano jej na abstrakcyjne myślenie, nieoczywiste skojarzenia, zabawy językowe, absurdalne poczucie humoru. To wszystko dzisiaj procentuje, gdy tworzy książki dla najmłodszych, przy tym sama dobrze się bawiąc. Najbardziej przepada za takimi książkami, które dają jej ogromne pole do działania wyobraźni. – Staram się sposobem rysowania nie zawłaszczać tego pola w całości dla siebie, ale zostawić wciąż dużo przestrzeni dla wyobraźni czytelników – dzieci – zapewnia.
Ilustracje Kasi Walentynowicz znajdziemy w najpiękniejszych książkach dla dzieci, które tłumaczone są na język hiszpański, francuski, chiński i koreański. Są też nagradzane. „Coś i nic” z testem Ani Paszkiewicz zdobyło tytuł Najlepszej Książki Dziecięcej 2020 roku w konkursie „Przecinek i Kropka”, a kilka dni temu „Poławiacz cieni” został nagrodzony w konkursie „Najpiękniejsze Polskie Książki 2022” Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek.
Konkurs, który w branży wydawniczej jest znakiem najwyższej jakości, organizowany jest od 63 lat i wyróżnia za poziom artystyczny ukazujące się w kraju książki. W tegorocznej edycji wzięło udział 120 firm wydawniczych, które zgłosiły 224 tytuły. Jurorzy oceniali koncept, projekt graficzny i typograficzny, jakość składu i druku, poziom wykonania oprawy oraz dobór papieru. Wybrano laureatów w sześciu kategoriach. Dzieło z ilustracjami Walentynowicz wygrało w kategorii „Książki dla dzieci i młodzieży”. „W warstwie ilustracyjnej na szczególne wyróżnienie zasługuje nieskrępowana, fantastyczna wyobraźnia autorki, która brawurowo operuje zarówno detalem, jak i całą kompozycją, wprowadzając czytelników w niesamowite, wciągające światy zwierząt, roślin, kosmosu i – z rzadka – ludzi. Wielkie brawa za poczucie humoru, zaskakujące, piękne detale ilustracyjne. Jest to książka do długiego, pełnego zachwytów odkrywania na bardzo wielu poziomach” – tak jury uzasadniło nagrodę dla „Poławiacza cieni”.
Autorka nie kryła radości z kolejnych laurów za swoją ilustratorską pracę. Tym bardziej, że jej zajęcie to przypadek. Jest córką lekarzy z Iławy i sama również planowała studiować medycynę. Kiedy jednak przeczytała w „Filipince” wywiad ze studentką grafiki, zdecydowała, że też będzie się kształcić w tym kierunku. A na drugim roku studiów na warszawskiej ASP w ostatnim dniu naboru do programu Erasmus naprędce przygotowała portfolio i złożyła dokumenty. W 2008 roku wyjechała do Portugalii, gdzie trafiła do prywatnej uczelni artystycznej ESAP (Escola Superior Artística do Porto) w Porto na kierunek „projektowanie graficzne”. Na zajęciach z projektowania opakowań studenci jeździli do fabryk zajmujących się produkcją tego typu asortymentu, żeby poznać cały proces. Brali też udział w konkursach – organizowanych przez wykładowców we współpracy z konkretnymi firmami – na projekty dla istniejących marek, a zwycięski pomysł miał szansę zaistnieć na rynku. Jego autor otrzymywał wynagrodzenie. Po raz pierwszy zetknęła się z tym, że jej zawód może odpowiadać na zapotrzebowanie rynku, a nie tylko na wewnętrzną potrzebę tworzenia.
Pobyt w Porto pozwolił jej odkryć w sobie talenty, których wcześniej nie dostrzegała. Dziś jest świadoma tego, co robi i po co robi. W rozmowie z magazynem „Europa dla aktywnych” podsumowuje: – Zależy mi, by tworzyć rzeczy, które dotykają istotnych społecznie tematów. Takie, które są nie tylko estetyczne, ale mają też wartość edukacyjną.﹡
_____
Wyróżnienia i nominacje dla „Poławiacza cieni”:
Nagroda Polskiej Sekcji IBBY Książka Roku 2022 za ilustracje i koncepcję graficzną.
Nagroda w konkursie PTWK Najpiękniejsze Polskie Książki 2022 w kategorii książka dla dzieci i młodzieży.
Nagroda w konkursie Świat Przyjazny Dziecku organizowanym przez Komitet Ochrony Praw Dziecka.