„Jest jedna rzecz, która naprawdę mnie interesuje, a jest to możliwość transformacji”. Tilda Swinton z nagrodą na Berlinale
20 grudnia 2024
tekst: a + e
Tilda Swinton. Zdjęcie: Brigitte Lacombe / Berlinale
„Jest jedna rzecz, która naprawdę mnie interesuje, a jest to możliwość transformacji”. Tilda Swinton z nagrodą na Berlinale
20 grudnia 2024
tekst: a + e
„Jest jedna rzecz, która naprawdę mnie interesuje, a jest to możliwość transformacji”. Tilda Swinton z nagrodą na Berlinale

Posłuchaj

Tilda Swinton jest ikoną kina artystycznego i awangardowej mody, ale odnajduje się też w wysokobudżetowych hitach Hollywood. Znana jest z niezwykłych przemian: np. w jednym filmie zagrała i kobietę, i mężczyznę (poprosiła do tej roli o sztucznego penisa, by wiedzieć, jak powinna się poruszać), była wampirem, wiedźmą, kosmitą, a nawet nieśmiertelnym Orlando. Ma Oscara, BAFTA, Złote Lwy z Wenecji, Europejską Nagrodę Filmową i ponad 20 innych nagród. Teraz zostanie uhonorowana Złotym Niedźwiedziem w Berlinie za całokształt twórczości.

Różnorodność dokonań Tildy Swinton zapiera dech w piersiach – dyrektorka festiwalu filmowego w Berlinie, Tricia Tuttle, powiedziała dzisiaj w oświadczeniu. – Do kina wnosi tak wiele człowieczeństwa, współczucia, inteligencji, humoru i stylu, a poprzez swoją pracę poszerza nasze wyobrażenie o świecie. Tilda jest jedną z naszych współczesnych idolek filmowych.

Te publiczne zachwyty są nie bez powodu. 64-latka, archetyp aktorki, której kariera sama w sobie stanowi dzieło, dostanie Honorowego Złotego Niedźwiedzia na Berlinale – za całokształt twórczości. O tyle to ciekawe, że to pierwszy festiwal filmowy, na którym kiedykolwiek była – w 1986 roku przyjechała do Berlina z Derekiem Jarmanem i pierwszym filmem w życiu, jaki  nakręciła („Caravaggio”). Miała 26 lat i w ogóle nie myślała wtedy o sobie jak o aktorce.

– Berlinale to był mój portal do świata międzynarodowej kinematografii – i nigdy nie zapomniałam, jaki dług wobec niego zaciągnęłam. Głęboko mnie wzrusza to, że zostałam uhonorowana na tak szczególnym dla mnie festiwalu: to będzie przywilej i przyjemność pojawić się tutaj ponownie – ogłosiła Swinton na wieść o honorowej statuetce.

Tilda Swinton: „Mój jedyny plan na życie to oddychać. Według mnie planów nie da się zmaterializować, nie jest tak, że coś sobie zamierzamy i to się dzieje”
Tilda Swinton: „Mój jedyny plan na życie to oddychać. Według mnie planów nie da się zmaterializować, nie jest tak, że coś sobie zamierzamy i to się dzieje”
Tilda Swinton: „Mój jedyny plan na życie to oddychać. Według mnie planów nie da się zmaterializować, nie jest tak, że coś sobie zamierzamy i to się dzieje”
Tilda Swinton: „Mój jedyny plan na życie to oddychać. Według mnie planów nie da się zmaterializować, nie jest tak, że coś sobie zamierzamy i to się dzieje”

Niemcy w jej życiu są od dzieciństwa. Jej ojciec był żołnierzem i stacjonował tam przez jakiś czas. Choć rodzina Swintonów nie dotarła do Berlina, to Tilda zwiedziła ten kraj dokładnie. I to w czasach bardzo napiętych. – Byłam świadoma zachodzących tam zmian, wiedziałam o masakrze, która miała miejsce w 1972 roku w olimpijskiej wiosce w Monachium, czytałam o działaniach grupy Baader-Meinhof. Fascynowała mnie koncepcja podziału kraju, miasta podzielonego murem. Chciałam pojąć, jak i czy żelazna kurtyna wpływa na stan umysłu ludzi. Byłam nastolatką i chyba tym bardziej miałam wrażenie, że świat to radykalnie dwubiegunowa konstrukcja, że istnieje ostry podział, że rebelię się poskramia… – wspominała w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.

Kiedy była młodą artystką, sporo pracowała w Niemczech. To było, zanim umiała cokolwiek po niemiecku powiedzieć. Już jako dorosła aktorka od wielu lat utrzymuje bliskie związki z Berlinale. Przewodniczyła głównemu jury festiwalu w 2009 roku. Zagrała również w 26 filmach, które trafiły do konkursu: od „Caravaggio”, który zdobył Srebrnego Niedźwiedzia w 1986 roku, po m.in. „Niebiańską plażę” (2000); „Dereka” (2008); „Julię” (2008); „Ogród” (1991), „Ostatnich i pierwszych ludzi” (2020) czy „Hail, Cesar!” braci Coen, który otwierał festiwal w 2016 roku.

„Caravaggio”, który zdobył Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu filmowym w Berlinie w 1986 roku

Większość z nich to obrazy, po obejrzeniu których można powiedzieć, że aktorka jest nie tylko utalentowana, co przede wszystkim zmienna. W jednej chwili przypomina swoją prababkę, słynną pod koniec XIX wieku piękność Elizabeth Ebsworth Swinton, damę będącą ozdobą towarzystwa, a później odnoszącą sukcesy śpiewaczkę (aktorka pochodzi ze szkockiej rodziny szlacheckiej, której korzenie sięgają IX w.). Czasem ktoś przyrównuje ją nawet do Bustera Keatona i Davida Bowie. Jej głos, wzrost (1,80 m), androgyniczność, sposób bycia, niezwykła ogłada, inteligencja i aura sprawiają, że takiej kobiety się nie zapomina. A ona potrafi wszystkie atuty wykorzystać.

– Już w wieku 10 lat miałam swój obecny rozmiar, byłam bardzo szczupła, blada i androgyniczna. Ale w końcu pogodziłam się z tą dziwnością. Powiedziałam sobie: „OK, nie pasuję do normy, uczyńmy z tej nienormalności siłę” – powiedziała 5 lat temu francuskiemu magazynowi „Les Inrockuptibles”.

Androgyniczność i seksualną nieokreśloność, niepozwalającą przypisać bohaterce płci ani konkretnego wieku, wyczuwa się także w granych przez nią postaciach. – Jestem dość wysoka i jak na kobietę bardzo szczupła. Z racji nietypowej urody nieznajomi często mylą moją płeć. Wystarczy, że założę luźne spodnie albo nie dość mocno umaluję usta. Zawsze usłyszę w sklepie czy na lotnisku charakterystyczne słowo „Sir”. A potem zdziwienie, jak mogę być kobietą, skoro wyglądam na mężczyznę. Na ekranie gram siebie. W każdej postaci zostawiam cząstkę własnej osobowości albo mam chwilę wytchnienia od siebie. Kiedy buduję role filmowe, ostatnią rzeczą, jaką chciałabym się dowiedzieć, jest to, że coś udaję – mówiła przed laty „Polityce”.

Zawsze powtarza, że nade wszystko lubi role, w których jej bohaterka ma szansę na zmianę, na rozwój: – Jest jedna rzecz, która naprawdę mnie interesuje, a jest to możliwość transformacji. Lubię przeżywać ją też fizycznie.

Świat poznał Tildę Swinton jako muzę Dereka Jarmana. Opinię kameleona umocnił występ w „Orlando” Sally Potter. Potem przyszły role u Jima Jarmuscha, Wesa Andersona, braci Coen. Za drugoplanową rolę w filmie „Michael Clayton” otrzymała Oscara. Ma na koncie wiele ról drugoplanowych w dużych produkcjach („Vanilla Sky”, „Constantine”) i kreację Białej Czarownicy w „Opowieściach z Narnii”. W filmach bywa trudna do rozpoznania: czy jako plastikowa blondynka z korporacji w „Okja”, czy jako 82-latek Joseph Klemperer w „Suspirii”, gdzie jednocześnie wcieliła się też w rolę dyrektorki szkoły baletowej. Aktorka codziennie poddawała się czterogodzinnej charakteryzacji, by zagrać mężczyznę, a nawet przywdziała fałszywe męskie genitalia.

Gdy stawała się staruszką w piętrowej peruce w „Grand Budapest Hotel”, to nie był tylko film. – Kiedy Wes Anderson zaproponował mi, bym zagrała 84-letnią hrabinę, byłam akurat z moją matką, która umierała. Myślałam wtedy dużo o śmierci. Czasem film w bardzo intymny sposób zszywa się z moim życiem. Krótko mówiąc, ja nie mam kariery, ja mam życie. Podążam za nim – zapewnia.

Ale i tak jednym z jej najbardziej spektakularnych przebrań było upodobnienie się do amerykańskiej kobiety sukcesu w komedii „Wykolejona” – wyczesanej, mocno opalonej i umalowanej, jakże dalekiej od jej najsłynniejszych androgynicznych ról. – Potrafi cię śmiertelnie nastraszyć, złamać ci serce i zafundować erekcję jednocześnie – opisywała to seksowne wcielenie komiczka Amy Schumer, której „Wykolejona” była scenopisarskim debiutem.

Tilda Swinton w „Suspirii” zagrała psychiatrę doktora Josepha Klemperera
oraz… charyzmatyczną Madame Blanc

Swinton znana jest ze zmienności wizerunku, ale również z lojalności wobec reżyserów, z którymi pracuje po wielokroć, przyjaźni się z nimi. Twierdzi, że nie potrafi oddzielić życia prywatnego od zawodowego, ba, nawet nie chce. – Moja kariera i życie tworzą jedność. Pracuję ze swoimi przyjaciółmi. Rzadko się zdarza, bym nie znała wcześniej swoich współpracowników. A gdy już się tak zdarzyło – i tak zostawaliśmy przyjaciółmi i utrzymujemy relacje. Jeszcze chyba nigdy nie było tak, żebym z kimś weszła w jakiś projekt, a potem zerwała z nim więzi – deklaruje.

W taki też sposób weszła do kina, gdy poznała Jarmana, z którym pracowała przez dziewięć lat. Zagrała w ośmiu jego filmach. Do dziś jest wierna bezkompromisowemu spojrzeniu na sztukę, które w niej zaszczepił. Po jego śmierci przez dwa lata nie występowała. Nie mogła dojść do siebie. – Staliśmy się rodziną. Tworzenie ścisłej relacji jest jak narkotyk, dlatego za tym gonię. Wiedziałam, jakie to uczucie, i nie chciałam pracować w inny sposób. Mam ogromne szczęście, że udało mi się stworzyć wiele tego typu rodzin. Niestety, ze śmiercią Dereka, który umarł na AIDS w 1994 roku, moja pierwsza wielka rodzina straciła swoje spoiwo – wspomina.

Ale z czasem odnalazła też swoje inne rodziny. – Wesa Andersona, który również lubi w ten sposób pracować, Joon-ho Bonga, Joannę Hogg, którą znam najdłużej – byłyśmy razem dziećmi, kiedy się poznałyśmy – czy Lucę Guadagnino, z którym o „Suspirii” rozmawialiśmy przez 20 lat. Jest też najnowszy współpracownik Pedro Almodóvar. Znałam go z jego filmów. I chociaż nigdy wcześniej go nie poznałam ani z nim nie rozmawiałam, to jak tylko się poznaliśmy, bardzo szybko się zaprzyjaźniłam. Tak oto zostaliśmy bratem i siostrą. W jeden dzień – wylicza.

Tilda Swinton: „Postrzegam siebie jako indywidualistkę, nie lubię się podporządkowywać”
Tilda Swinton: „Postrzegam siebie jako indywidualistkę, nie lubię się podporządkowywać”
Tilda Swinton: „Postrzegam siebie jako indywidualistkę, nie lubię się podporządkowywać”
Tilda Swinton: „Postrzegam siebie jako indywidualistkę, nie lubię się podporządkowywać”

Powtarza, że jest bardzo rozpieszczona tym, że od samego początku kariery było jej dane doświadczyć zażyłości z reżyserami. – Z tego, co wiem, rzadko się zdarza, żeby aktorka miała możliwość zakochiwać się w swoich reżyserach, tworzyć z nimi tak bliską i zażyłą relację jak ja – nie ukrywa dumy. I dodaje: – Te przyjaźnie w naturalny sposób prowadzą do kolacji i rozmów, a te rozmowy czasami prowadzą do filmów. Dla mnie moja relacja z filmowcami to pień drzewa, a filmy to liście. Rosną naturalnie w pewnym miejscu, potem opadają, ale pień pozostaje.

Za wszystkie swoje filmowe metamorfozy u zaprzyjaźnionych reżyserów aktorka dostanie w Berlinie nagrodę podczas ceremonii otwarcia festiwalu w Berlinale Palast, 13 lutego 2025 roku. Swinton dołączy wtedy do grona reżyserów Martina Scorsese i Stevena Spielberga, a także aktorów Willema Dafoe i Iana McKellena, którzy zostali uhonorowani Honorowym Złotym Niedźwiedziem za całokształt twórczości. Przyjedzie odebrać swojego, choć szczerze przyznaje, że statuetki niespecjalnie robią na niej wrażenie: – Nagrody oczywiście są ważne, zwłaszcza dla kogoś, kto zabiega o popularność i sławę. Mnie na tym nigdy nie zależało. Zanim dostałam Oscara, żyłam w hermetycznym świecie, żaden tabloid nie poświęcał mi uwagi. Byłam zbuntowaną artystką, oddaną w stu procentach awangardowej twórczości Dereka Jarmana, dla którego Hollywood nic nie znaczyło. Do dziś wyznaję zasadę: nie skupiać przesadnie uwagi na sobie.

75. Berlinale odbędzie się w dniach 13–23 lutego. W LIBERTYN.eu już teraz możecie zobaczyć czterdzieści widowiskowych przeobrażeń najbardziej niesamowitej kobiety-kameleona w świecie kina. ﹡

Kopiowanie treści jest zabronione