„Nasz, ludzki, cykl polega na narodzinach, życiu i w końcu śmierci – i nic tego nie zmieni”. Zmarł autor muzyki do „Ostatniego cesarza” i „Zjawy”
02 kwietnia 2023
tekst: Agnieszka Kowalska
zdjęcia: Luigi & Iango | The Shed
„Nasz, ludzki, cykl polega na narodzinach, życiu i w końcu śmierci – i nic tego nie zmieni”. Zmarł autor muzyki do „Ostatniego cesarza” i „Zjawy”
02 kwietnia 2023
tekst: Agnieszka Kowalska
zdjęcia: Luigi & Iango | The Shed
„Nasz, ludzki, cykl polega na narodzinach, życiu i w końcu śmierci – i nic tego nie zmieni”. Zmarł autor muzyki do „Ostatniego cesarza” i „Zjawy”

„Mam nadzieję, że będę w stanie tworzyć muzykę do ostatniej chwili, jak Bach i Debussy, których uwielbiam” – Ryūichi Sakamoto latem ub.r. napisał w oświadczeniu, gdy ujawniał, że po raz kolejny zdiagnozowano u niego raka, tym razem w stadium 4. To najbardziej zaawansowany stopień choroby, gdy nowotwór zajął inne organy. Wiedział już, że wyleczenie jest niemożliwe. Gonił więc czas: wydał nową płytę, napisał muzykę do nowego filmu, zagrał koncert na żywo. A my obserwowaliśmy jego dzielną walkę o życie. Niestety, 28 marca choroba go pokonała. Jeden z najbardziej znanych kompozytorów muzyki filmowej zmarł w wieku 71 lat.

Próbował swoich sił w niemal każdym gatunku muzycznym: pop, hip-hop, bossa nova, ambient, muzyka elektroniczna, eksperymentalizm, progresywny rock. Ta eklektyczność mu jednak świetnie wychodziła. Ale jego najwybitniejszym dziełem w karierze są ścieżki dźwiękowe do filmów takich reżyserów, jak Pedro Almodóvar, Brian De Palma, Bernardo Bertolucci, Luca Guadanino i Alejandro González Iñárritu. I za tę twórczość został uhonorowany Oscarem, Złotym Globem i nagrodą BAFTA.

Przez ostatnie 10 lat fani kibicowali mu nie tylko w sukcesach zawodowych, ale i w walce z chorobą. Jesienią ub.r. wyznał, że nie ma już siły na koncert na żywo. Pół roku wcześniej ponownie zdiagnozowano u niego raka: tym razem w stadium nieuleczalnym. Choroba rozprzestrzeniła się do obu płuc. Był w złym stanie, ale chciał pracować do końca. Nagrał więc recital fortepianowy, który filmowano etapami, gdy dał radę siedzieć i grać, a udostępniono go online w grudniu jako godzinny koncert „Ryuichi Sakamoto: Playing the Piano 2022”. – Może to być ostatni raz – powiedział wtedy, jakby się żegnał.

NOWOTWÓR

Urodzony w stolicy Japonii 17 stycznia 1952 roku Ryūichi Sakamoto wygrał z nowotworem dwukrotnie. Jednak walka położyła się cieniem na jego płodnej karierze i w ostatnich latach rzadko powracał na scenę. W 2014 roku zdiagnozowano u niego raka jamy ustnej i gardła, co opisywał jako „najbardziej fizycznie bolesny okres w życiu”. Gdy doczekał pełnej remisji, wrócił do pracy. Stworzył wtedy m.in. ścieżkę dźwiękową do filmów „Zjawa” z Leonardo diCaprio, „Minamata” z Johnnym Deppem czy „The Staggering Girl” z Julianne Moore, a także głośnego serialu „Czarne lustro”. Nagrał też bodaj najlepszą płytę w karierze „async”, którą zachwycali się i krytycy, i fani.

– Jestem bardzo wdzięczny za to, że zachorowałem – wyznał z pokorą w wywiadzie z magazynem „The New Order”. – Uświadomiło mi to wiele rzeczy. Jedną z fundamentalnych zmian w moim sposobie myślenia było to, że zarówno klęski żywiołowe, jak i choroby są częścią naturalnego procesu. Nasze ciała są w 100 procentach stworzone naturalnie. Nasz, ludzki, proces polega na narodzinach, życiu i w końcu śmierci – i nic tego nie zmieni.

Przerwa w leczeniu raka zmieniła też jego sposób myślenia o karierze: – Kiedy zachorowałem, myślałem o tym, że od wielu lat nie nagrałem solowego albumu. Ostatni ukazał się osiem lat wcześniej. Wychodzi prawie jedna płyta na dekadę. W tym tempie mogę już nie żyć, zanim dotrę do następnej. Uświadomiło mi to, że nie powinienem robić niepotrzebnych rzeczy i że muszę skupić się na tym, co naprawdę chcę robić. W przeszłości, po wydaniu albumu, zwykle czekałem, aż będę miał ochotę zrobić coś nowego. Pracowałem nad ścieżkami dźwiękowymi do filmów lub produkowałem prace innych ludzi, lub po prostu zajmowałem się innymi rzeczami i pozwalałem, by czas płynął.

DOKUMENT

W zgodzie z nowymi przemyśleniami zgodził się na film dokumentalny o swoim życiu i twórczości, który miał premierę w 2018 roku. „Coda” opowiada o tym, jak wraca do zdrowia po nowotworze i do tworzenia muzyki, a także protestuje przeciwko elektrowniom atomowym po katastrofie jądrowej w Fukushimie. Choć pokazuje cztery dekady pracy człowieka, który stworzył jedną z najbardziej fundamentalnych form muzyki pop lat 80., to reżyser Stephen Nomura Schible jest bardziej zainteresowany poglądami Sakamoto na temat natury czy technologii niż kariery. Film nie jest nawet chronologiczny.

„Coda” nie miał być o nim, przynajmniej nie tak bardzo, jak jest. Zaczęło się od filmu politycznego, opowiadającego o antynuklearnych protestach. – Reżyser przyszedł do mnie w 2012 roku, kiedy poczułem oznaki zmian w moich rodakach po trzęsieniu ziemi, tsunami i wypadku nuklearnym w Fukushimie. W ciągu ostatnich 40 lat Japończycy rzadko wychodzili na ulice, aby wyrazić swoje żale. Były protesty na małą skalę, ale nigdy nie na tak wielką. Po trzęsieniu ziemi, tysiące ludzi wyszło na zewnątrz, co napełniło mnie nadzieją. Pomyślałem, że może Japonia też mogłaby się zmienić i że dobrze byłoby dokumentować wyjątkowe chwile w moim kraju widziane poprzez moją osobę. Ale impet dość szybko opadł – Sakamoto tłumaczył w wywiadzie amerykańskiemu magazynowi „GQ”.

W trakcie kręcenia muzyk usłyszał diagnozę: rak gardła. Reżyser od razu chciał skończyć pracę nad filmem. – Ale jakoś go zachęciłem, bo pomyślałem sobie: teraz ma bardzo dramatyczny moment dla swojego filmu – śmiał się, wspominając także to, że do kontynuowania prac nad „Codą” przede wszystkim namawiał go syn, Neo Sora, dziś także reżyser filmowy, a wówczas operator, który odpowiadał za zdjęcia do „Cody”.

Choroba zmieniła temat filmu z klęski żywiołowej w Japonii na jego prywatny kryzys zdrowotny, leczenie i powrót do pracy. – Nie było żadnego planu, a ostatecznie powstał dokument. Jedyną prośbą, jaką miałem, była ta, aby nie robić niczego nadmiernie emocjonalnego lub dramatycznego. Wielu twórców ma tendencję do tworzenia retrospektywnych filmów dokumentalnych, a ja naprawdę tego nie chciałem – dodaje.

„Coda” stał się i artystyczny, i muzyczny, również za sprawą dwóch instrumentów Sakamoto, o których opowiadał przed kamerą. Pierwszy to wielka Yamaha, wypaczona przez tsunami, które zabiło ponad 1600 osób po trzęsieniu ziemi w Fukushimie 11 marca 2011 roku. Gdy jego właściciel przyciskał palce do klawiszy, brzmiał dziwnie, jakby był nawiedzony, ale wciąż w jakiś sposób piękny. – Czuję się, jakbym grał na zwłokach fortepianu, który utonął – opisywał w filmie. Drugi to pianino: nieskazitelny Steinway stojący w mieszkaniu Sakamoto w nowojorskiej dzielnicy West Village, gdzie od lat 90. skomponował większość swojej muzyki. Zastanawiał się nad istnieniem instrumentu, który powstał dzięki rewolucji przemysłowej – drewno formowane maszynowo, struny nawinięte przez „sumę siły cywilizacji”. – My, ludzie, mówimy, że fortepian rozstraja się. Ale to nie do końca tak. Materia walczy o powrót do stanu naturalnego – wyjaśniał.

Kadr z filmu „Coda” | SKMTDOC, LLC

I dzielił się przemyśleniami na temat związku przyrody i muzyki: – Istnieje związek równoległy. Muzyka jest jak elektrownie atomowe. W pewnym sensie to prawda! Muzyka jest całkowicie sztuczna. Fortepian jest montowany z drewna i żelaza, choć przy użyciu materiału pochodzącego z natury. Energia jądrowa wykorzystuje materiał z natury, ale została zmanipulowana przez ludzi i wytwarza coś nienaturalnego.

ŻYCIE Z RAKIEM

Z okazji premiery dokumentu magazynowi „Rolling Stone” wyznał: – Czuję się lepiej. Dużo, dużo lepiej. Czuję w sobie energię, ale nigdy nie wiadomo. Rak może wrócić za trzy lata, pięć lat, może 10… Również promieniowanie sprawia, że ​​mój układ odpornościowy jest naprawdę słaby. To oznacza, że jestem bardzo podatny na inny nowotwór.

W 2021 roku choroba wróciła – tym razem rak jelita grubego. Sakamoto przeszedł operację, zawiesił koncertowanie i skoncentrował się na leczeniu. – Od teraz będę żył razem z rakiem. Mam jednak nadzieję, że będę mógł tworzyć muzykę jeszcze przez jakiś czas. Chcę tworzyć muzykę, z którą mogę się utożsamiać. Przestałem myśleć o takich rzeczach, jak liczba płyt, które mógłbym sprzedać – powiedział japońskiemu dziennikowi „Asahi Shimbun”.

I słowa dotrzymał. Choć zniknął ze sceny, w swoim studio stworzył soundtrack do kolejnego filmu – do „Becketta” z Alicią Vikander. Niezbyt udany obraz dołączył do blisko 40. innych w dorobku.

Z okazji 70. urodzin pod koniec ub.r. wypuścił też nową płytę „A Tribute to Ryuichi Sakamoto – To the Moon and Back”, czyli zbiór na nowo opracowanych utworów Japończyka przez czołowych, najbardziej nowatorskich artystów, których sam wybrał. To m.in. jedni z jego najbardziej oddanych fanów, tacy jak Devonté Hynes i Hildur Guðnadóttir, a także dawni współpracownicy: Alva Noto, Cornelius, David Sylvian i Fennesz. W styczniu 2023 roku wydał swój ostatni oryginalny album „12”.

ZESPÓŁ

Ryūichi Sakamoto zaczął brać lekcje gry na fortepianie w wieku sześciu lat, później studiował kompozyturę i etnomuzykologię na Tokyo University of the Arts. Szkolił się na wczesnych syntezatorach i zafascynowany wszystkim, od Debussy’ego po Kraftwerk, zaczął pracować nad różnymi projektami muzycznymi najpierw jako solowy twórca muzyki elektronicznej, a na przełomie lat 70. i 80. już jako członek Yellow Magic Orchestra (YMO).

Wraz z Haruomi Hosono i Yukihiro Takahashim tworzył radosny i progresywny elektroniczny pop. Grupa odniosła ogromny sukces w Japonii – w 1980 roku dwa ich albumy utrzymywały się na 1. i 2. miejscu list przebojów przez siedem tygodni, a w trakcie całej kariery mieli siedem albumów w Top 5. – Przypadkowo nasza trójka stała się bardzo popularna. Idąc ulicą w Tokio, ludzie zwracali na mnie nadmierną uwagę. Nienawidziłem tego – Sakamoto wspominał w 2018 roku.

Ich anglojęzyczne teksty pomogły zespołowi w zaistnieniu w Stanach Zjednoczonych, gdzie m.in. pojawili się w kultowym wówczas programie telewizyjnym „Soul Train”, a ich elektroniczna produkcja wywarła wpływ na wczesną scenę hip-hopową i electro. Michael Jackson nagrał cover ich piosenki „Behind the Mask”, zamierzał umieścić ją na swojej płycie „Thriller”, ale nie dogadali się w sprawie tantiem.

Ich utwór „Computer Game” był również hitem Top 20 w Wielkiej Brytanii. Zespół zawiesił działalność w 1984 roku, choć od czasu do czasu spotykali się ponownie na koncertach. Sakamoto skupił się wyłącznie na pracy solowej, nawiązał kolejne kontakty na Zachodzie, współpracując z takimi muzykami, jak Iggy Pop, Robert Wyatt, Laurie Anderson, David Sylvian i nie tylko.

Nie sposób prześledzić wszystkie muzyczne przedsięwzięcia, w jakie w ciągu ostatnich ponad 40 lat angażował się Sakamoto. I choć w ostatnich latach nie interesował się popkulturą, wciąż był w jej centrum: dzięki samplowaniu jego muzyki przez m.in. The Weeknd, Justice, Beastie Boys i Jennifer Lopez (na singlu nr 1 w USA). – Rzadko słucham muzyki pop. Lubię bardziej eksperymentalny, dziwny lub alternatywny ambient. Muzyka pop jest teraz dla mnie nudna – śmiał się. Dodawał też, że rozważania o swojej śmiertelności, miały wpływ na to podejście: – Chcę tworzyć muzykę, której nie będę się wstydził zostawić – sensowną pracę.

OSCAR

Był artystą o wielu talentach. Próbował sił jako aktor – wystąpił m.in. w głównej roli w filmie „Wesołych świąt, pułkowniku Lawrence” obok Davida Bowie; w „Ostatnim cesarzu” Bernardo Bertolucciego; „New Rose Hotel” Abla Ferrary i teledysku „Rain” Madonny. Bywał także modelem, m.in. dla GAP i Kenzo, DJ-em, pisarzem i jurorem na festiwalach filmowych w Wenecji i Berlinie. Skomponował motyw przewodni ceremonii otwarcia letnich Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie, transmitowaną na żywo dla ponad miliarda widzów, oraz muzykę do paryskiego pokazu mody Junyi Watanabe. Zaś Nokia zatrudniła go do skomponowania dzwonków i dźwięków alarmowych do jednego ze swoich modeli telefonów komórkowych.

Największe uznanie na świecie przyniosło mu jednak komponowanie do filmów. W Hollywood wyróżnia się jego bardzo poruszająca, przepiękna, liryczna muzyka, o której mówi się, że robi „masaż mózgu”. Ceniony jest za to, że w mistrzowski sposób potrafił nadać obrazowi dodatkowej treści bez efekciarstwa. To on stworzył ścieżki dźwiękowe m.in. do „Ostatniego cesarza”, „Małego Buddy” i „Pod osłoną nieba” Bertolucciego (za muzykę do tego pierwszego dostał Oscara, Grammy i Złoty Glob, a do trzeciego – Złoty Glob), „Wysokich obcasów” Pedro Almodovara, „Wichrowych wzgórz” Petera Kosminsky’ego, „Femme fatale” Briana de Palmy czy „Zjawy” Alejandro Gonzáleza Iñárritu, za co zdobył nominację do Złotego Globu. Ostatni film, przy którym pracował, to „Monster” w reżyserii Hirokazu Koreedy, który będzie miał premierę w maju na festiwalu w Cannes.

Kilka utworów z wcześniejszych solowych albumów Sakamoto pojawiło się na ścieżkach dźwiękowych również do innych filmów, m.in. „Tamte dni, tamte noce” z Timothée Chalametem, a wcześniej „Babel” z Bradem Pittem i Cate Blanchett. W całej karierze za swoje soundtracki zdobył Oscara, BAFTA, Grammy i dwa Złote Globy, a także otrzymał trzy nominacje do BAFTA i cztery nominacje do Złotego Globu.

– Nie wiem, czy naprawdę uważał, że muzyka filmowa jest mniej ważna od jego własnych albumów. Prawdopodobnie uważał je za równe sobie. Dostrzegłem piękno w obu – syn japońskiego mistrza, Neo Sora, opowiadał w wywiadzie dla „South China Morning Post”. Szczerze mówił też o związku ojca z Bertoluccim. – Pamiętam, jak mi powiedział… że napisał muzykę do „Ostatniego cesarza”, ale gdy pokazał ją reżyserowi, ten poprosił go o przepisanie jej – Sora wspomina, jak ojciec był zaskoczony, bo tego dnia miał już nagrać kompozycje z orkiestrą w studiu. Odpowiedział mu: „Och, nie mogę tego zrobić. Wszyscy tu czekają”. Nagle Bertolucci po prostu podszedł do niego, mówiąc: „Morricone [legendarny kompozytor, który napisał muzykę do filmu tego reżysera „1900” – przyp. red.] by to zrobił”. Sakamoto na to: „Daj mi 20 minut”. Po czym przepisał całą partyturę.

MODA

Pod czupryną siwych włosów i za szylkretowymi okularami krył się też wielki esteta i znawca mody, choć zapewniał, że nie interesuje się zbytnio ubraniami. Jednocześnie przyznawał, że matka, która była projektantką kapeluszy, wpłynęła na jego styl. – Oglądałem też w domu takie magazyny, jak „Vogue”, gdzie na okładkach widniały piękne kobiety. Lubiłem na nie patrzeć. Lubię też kobiety, które malował Edouard Manet, i kiedyś robiłem im szkice. Te rzeczy mogły wpłynąć na to, jak postrzegam modę i ubrania. Mój idealny wygląd to mężczyzna namalowany przez Paula Cézanne’a, siedzący przy drewnianym biurku z fajką na ustach. Chętnie bym się tak ubrał – wyznał.

Uchodził za ikonę stylu. W ostatnich latach stawiał na minimalizm i proste czarne stroje, ale w początkach kariery nosił się dość ekstrawagancko i przesadnie, robił sobie makijaż. – Wtedy ubierałem tylko to, co kazał nam nosić Yukihiro Takahashi (założyciel Yellow Magic Orchestra, który zmarł w styczniu tego roku w wieku 70 lat – przyp. red.). Nie wiedziałem wystarczająco dużo o modzie, żeby się sprzeciwiać, nosiłem to, co mi dano. Ogólnie rzecz biorąc, nie lubię tych, którzy używają ubrań, zegarków lub innych rzeczy, takich jak samochody, aby wyglądać lepiej i zaznaczać swój status materialny. Wolę się nie wyróżniać. Chcę, aby mój styl był wyciszony. Drugą stroną tego jest też to, że nie uważam, by drogie rzeczy były dobre – zapewniał.

AKTYWISTA

Nigdy nie poprzestał na blichtrze sławy. Był też aktywistą. Na początku lat dwutysięcznych rozpoczął projekt moreTrees na rzecz ochrony środowiska, będący inicjatywą mającą na celu sadzenie drzew. Był aktywnie zaangażowany w ruch antynuklearny, w demonstracjach brał udział już w latach sześćdziesiątych. Jako członek organizacji antynuklearnej Stop Rokkasho zażądał zamknięcia elektrowni jądrowej Hamaoka i w tym celu w 1979 roku zorganizował koncert „No Nukes”, na którym wystąpiło 18 zespołów, w tym jego zespół Yellow Magic Orchestra i zaprzyjaźniony Kraftwerk.

Kiedy 2 lata temu doszło do trzęsienia ziemi i awarii w elektrowni atomowej w Fukushimie, znów zabrał głos. Stał się jeszcze większym przeciwnikiem elektrowni atomowych, ale jednocześnie przyznał, że pojawiło się w nim więcej wątpliwości. – Przez mniej więcej 20 lat myślałem i nauczałem o tym, czym jest środowisko, jak chronić przyrodę, co wpływa na nasze zdrowie i ciała. Ale kiedy wydarzyły się te katastrofy, zdałem sobie sprawę, jak bardzo nie rozumiem natury. Uczyłem się o tych wszystkich rzeczach, takich jak makrobiotyka, weganizm, chiropraktyka, ale nadal miałem raka. Naprawdę nic nie rozumiałem. Zbiło mnie to z tropu, bo myślałem, że mnie to już nie może spotkać. To był ogromny błąd i pomimo wszystkich wysiłków, które podejmowałem, nadal chorowałem. Zachorowanie jest częścią naturalnego procesu. Możesz zachorować z różnych powodów, takich jak stres, niezdrowe jedzenie, utlenianie organizmu, promienie elektromagnetyczne, promieniowanie, nierównowaga chemiczna… ale najważniejszą rzeczą jest samo życie. Jeśli żyjesz, twoje komórki mogą zamienić się w komórki rakowe, a to może się zdarzyć każdemu. Nauczyłem się tego na własnym ciele – opowiadał „The New Order”.

Z grupą międzynarodowych muzyków, w tym Cindy Lauper, Kraftwerk, DJa Krusha i innych, stworzył również projekt No More Landmines, by szerzyć świadomość o niebezpieczeństwach, jakie niosą miny lądowe. Dochód ze wspólnego utworu „Zero Landmine” przeznaczyli na rozminowanie wielu miejsc na całym świecie. 21 lat poźniej, gdy wybuchła wojna w Ukrainie, Sakamoto wrócił z tym projektem, ale z szerszym przesłaniem: „No War”. Udostępnił instrumentalną wersję tamtego singla pod nazwą „Zero Landmine 2022”, a cały dochód ze sprzedaży przeznaczył na pomoc humanitarną w Ukrainie. „Jestem z Ukraińcami. Pokój dla Ukrainy i dla świata” – apelował.

POŻEGNANIE

W niedzielę wieczorem wytwórnia płytowa i management artysty, informując o jego śmierci, poprosili o prywatność dla rodziny zmarłego (Sakamoto pozostawił czwórkę dzieci) i podzielili się jego ulubionym cytatem: „Ars longa, vita brevis”, co oznacza „Sztuka jest długa, życie krótkie”. ﹡

 

_____

Ostatnia playlista artysty. Ryūichi stworzył ją, aby można ją było odtworzyć na jego pogrzebie: kompozycje Ennio Morricone, Nino Roty, Claude’a Debussy’ego czy Alva Noty towarzyszyły jego śmierci. Naprawdę był z muzyką do samego końca.

Kopiowanie treści jest zabronione