Posłuchaj
To koniec planów przeniesienia największej kuli na świecie do Londynu. Obiekt, który miał mieć 92 m wysokości – dla porównania Big Ben ma niecałe 96 m – a główna sala mogła pomieścić 21,5 tysiąca osób, nie powstanie po długiej walce mieszkańców dzielnicy Stratford. W ramach akcji „Stop Sphere” podnosząc takie kwestie, jak przeludnienie na i tak już ruchliwej stacji Stratford, zanieczyszczenie hałasem i światłem oraz lokalizacja budynków mieszkalnych. „To niedopuszczalne, że mieszkańcy będą musieli używać rolet zaciemniających, aby złagodzić zanieczyszczenie świetlne kuli” – wyliczali problemy.
– Wydaliśmy miliony na nabycie lokalizacji w Stratford i przez kolejne pięć lat współpracowaliśmy z rządem Wielkiej Brytanii i lokalnymi władzami odpowiedzialnymi za planowanie, które zatwierdziły nasze plany. Nie możemy być dalej częścią politycznego futbolu między rywalizującymi ze sobą partiami – właściciel Sphere w Las Vegas, Madison Square Garden Entertainment (MSG), który chciał powtórzyć swój sukces w Europie, ogłosił właśnie, że wycofał się z planów budowy. Stało się to w efekcie decyzji burmistrza Londynu Sadiqa Khana, ktory odmówił w grudniu ub.r. pozwolenia na budowę, a także próby zmiany tej decyzji przez sekretarza ds. mieszkalnictwa Michaela Gove’a.
Przedstawiciel Sphere powiedział magazynowi „Fortune”: – Jesteśmy zaangażowani w dalszą współpracę z myślącymi przyszłościowo miastami na całym świecie, które poważnie podchodzą do zapewniania swoim społecznościom rozrywki nowej generacji.
Na razie żadne miasto w Europie nie wyraziło zainteresowania. A to zła wiadomość dla fanów U2, który jako pierwszy wystąpił w Sphere – w ramach „U2:UV Achtung Baby Live At Sphere” w Las Vegas trwa trasa koncertowa zespołu od października ub.r., a bilety są wciąż sprzedawane na wiosnę tego roku. Zainteresowanie „widowiskiem, jakiego jeszcze świat nie widział”, nie maleje. W mieście żądnym blichtru, jakim jest Las Vegas – frontman U2 ze swoim zespołem zaprezentował występ, po którym nic już nie jest takie samo. A wydarzyło się to w ub.r. – w roku najnowocześniejszych i najbardziej dochodowych popowych spektakli w historii, takich gwiazd jak Beyoncé i Taylor Swift. Bono do tego wydarzenia przygotowywał się do tego od kilku lat.
Zaczęło się od budowy obiektu, który jest potężną kulą pokrytą wewnątrz i na zewnątrz ponad 90 tys. metrów kwadratowych ekranów LED, które mają najwyższą rozdzielczość na świecie. Pięcioletnia budowa areny w Las Vegas, zwanej Sphere (pełna nazwa The Sphere w The Venetian Resort), kosztowała 2,3 miliarda dolarów, a jej ukończenie zajęło dwa lata dłużej, niż oczekiwano. Co skłoniło Bono do opisania pomysłodawcy przedsięwzięcia, nowojorskiego potentata sportowego i nieruchomości Jamesa Dolana, jako „szalonego drania”.
Obiekt zaprojektowany przez Populous Architects i reklamowany jako miejsce rozrywki przyszłości, ma pomóc Las Vegas odzyskać tytuł światowej stolicy rozrywki wagi ciężkiej. Nic dziwnego, że twórcy Sphere chcąc wystartować z impetem, szukali artystów, którzy potrafiliby zaprezentować skalę i jakość audiowizualną tego cudu techniki. Padło na U2, irlandzki zespół z 22 nagrodami Grammy i niezrównanym doświadczeniem w wyszukanej inscenizacji towarzyszącej ich epickim pejzażom dźwiękowym.
TOURNÉE BEZ PODRÓŻY
Bono już wcześniej słyszał o budowie Sphere. Uznał, że połączenie potencjału tego miejsca z widowiskowością planowanych koncertów z okazji 30. rocznicy płyty „Achtung Baby” to świetny pomysł. Tym bardziej, że w erze po Covid-19 nie chciał ruszać w trasę po świecie i „podróżować co noc w inne miejsce” z tak ogromną i złożoną machiną, jaką U2 tworzy na każde swoje tournée.
Zadanie stworzenia programu „U2:UV Achtung Baby Live At Sphere”, pierwszego koncertu zespołu od 2019 roku, zlecił wieloletniemu współpracownikowi. Za widowisko, którego wcześniej nie było i które przesuwa granice technologii, miał odpowiadać Willie Williams, który od ponad czterdziestu lat reżyseruje występy U2 na żywo. Nawet dla niego to było wyzwanie, choć nadzorował 11 dużych światowych tras koncertowych – po drodze sprawiając, że muzycy stali się pionierami współczesnego spektaklu stadionowego, na czele z trasą „Joshua Tree” w 1987 roku i „Zoo TV Tour”, która krążyła po świecie w latach 1992–1993.
– Technologia przez lata ewoluowała – mówi magazynowi „Wallpaper” Williams – ale wizja U2 zawsze polegała na pionierstwie: kreowaniu przestrzeni, o której nikt inny nie pomyślał.
W Las Vegas połączył ambicje U2, projektantów obiektu i artystów wizualnych oraz możliwości ekranów LED Sphere. W całej historii występów Irlandczyków ekrany były zarówno tłem, jak i trójwymiarowym płótnem, przez które publiczność doświadcza muzyki i obrazów. Na przestrzeni lat takie obrazy tworzyło dla nich wielu artystów, w tym Brian Eno, Kevin Godley i Anton Corbijn. Nawiązali także długoletnią współpracę z nieżyjącym już architektem Markiem Fisherem, który nadał kształt, strukturę i kolor tym multimedialnym widowiskom. Od trasy „Experience + Innocence Tour” w 2015 roku dołączyła do nich także scenografka Es Devlin.
W przypadku „U2:UV, Achtung Baby Live at Sphere” lista artystów rozszerzyła się jeszcze bardziej, m.in. o Industrial Light and Magic, firmę od efektów specjalnych George’a Lucasa, a także Marco Brambillę, znanego z wykorzystywania obrazowania 3D w instalacjach publicznych i sztuce wideo, który m.in. współtworzył dwie opery z Mariną Abramović i teledysk Kanye’go Westa „Power” z 2010 roku.
STATUA WOLNOŚCI W ŚRODKU?
Kulista konstrukcja, która raz przekształca się w gigantyczną piłkę do tenisa albo w planetę, innym razem np. w piłkę do koszykówki, zasypiającą emotikonkę lub mrugającą gałkę oczną, swój debiut miała dwoma koncertami U2. I po raz pierwszy można ją było oglądać od środka. Oprócz wiernych fanów grupy, na inauguracji pojawił się też tłum znanych osób, w tym Paul McCartney, Oprah Winfrey, Katy Perry, Dr Dre, Snoop Dogg, Lars Ulrich z Metallici, LeBron James, Matt Damon i Jeff Bezos, założyciel Amazona.
Wewnątrz sala koncertowa w kształcie misy, na bokach której znajduje się największy na świecie ekran LED o najwyższej rozdzielczości: składa się z 268.435.456 pikseli, co odpowiada 72 telewizorom HD. Jak podano w informacji prasowej, „każda minuta treści wyprodukowanych dla Sphere jest równoznaczna z godziną oglądania telewizji”. Ekran otacza widzów i, w zależności od miejsca, może wypełnić całe pole widzenia. Za ekranem ukryto 164 tys. głośników, ale system audio może także nadawać dźwięk przez podłogę, a dodatkowe wrażenia zapewniają efekty wiatru i zapachu. Widzowie mogą liczyć również na takie atrakcje, jak wibracja foteli i zmiana ich temperatury.
Sala o wymiarach 112 metrów wysokości i 157 metrów szerokości jest tak przestronna, że może pomieścić prawie 18,6 tys. widzów i tak wysoka, że wejdzie do niej cała Statua Wolności, od podstawy do pochodni. Na najniższym poziomie znajduje się scena. Na czas rezydencji U2 zbudowano ją na wzór gramofonu, a algorytm zmienia jej kolory przez cały występ. Williams w rozmowie z „Art News” przyznał, że zapytał Eno, czy mógłby nieco dostosować ów algorytm do wieku muzyków, bo „zielone światło nie jest korzystne dla mężczyzn po 60. roku życia”.
Stojący na środku sceny Bono, jak zawsze w ciemnych okularach, raczej miał to gdzieś. Za nim, nad nim i wokół niego ściany Sphere jaśniały od cyfrowego kolażu wygenerowanego przy pomocy sztucznej inteligencji i składającego się z pomieszanych ze sobą wizerunków tancerek, neonów, Franka Sinatry i Deana Martina w latach świetności oraz Presleya, który dawno temu wyprzedził U2 w koncertowaniu na pustyni w Nevadzie. „Elvis na pewno nie opuściłby tego budynku” – krzyknął ze sceny 63-letni wokalista, biegając obok the Edge, Adama Claytona i perkusisty Brama van den Berga, zastępującego Larry’ego Mullena Jr., który wraca do zdrowia po operacji kręgosłupa. Ten wieczór był pierwszym od 45 lat, kiedy zespół zagrał bez Larry’ego.
Dwugodzinny występ podzielony był na trzy części, począwszy od „Achtung Baby”, a skończywszy na tegorocznym albumie „Songs of Surrender”, na którym znajduje się 40. przerobionych utworów z bogatej dyskografii Irlandczyków. Rodzynkiem był premierowy utwór „Atomic City”, wydany specjalnie z okazji koncertowej rezydencji w amerykańskiej stolicy hazardu. Każdej piosence towarzyszyła inna spektakularna wizualizacja. W pewnym momencie ekran stworzył złudzenie optyczne, jakby sufit sali opadał na publiczność, innym razem prawdziwa lina z zawiązanych prześcieradeł była połączona z wirtualnym balonem wysoko nad widzami albo na publiczność spadała kaskada tysiąca kolorowych cyfr i liter. Podczas „With or Without You” kopuła zamieniła się w wirtualny fresk przedstawiający setki zagrożonych gatunków zwierząt – to jeden z wielu ukłonów tego wieczoru w stronę kryzysu klimatycznego. Natomiast „Where the Streets Have No Name” zawierała film poklatkowy przedstawiający pustynię w Nevadzie, wraz ze słońcem wędrującym po niebie. Przez kilka minut można się było poczuć, jakby się było na zewnątrz.
Spektakl zebrał wyłącznie entuzjastyczne recenzje. „Opisanie wrażeń z koncertu jest wyzwaniem, bo nic nie jest do niego podobne. Przypomina trochę przebywanie w gigantycznym planetarium lub nastrojowym kinie IMAX wewnątrz gigantycznego statku kosmicznego. W dzisiejszym świecie rozrywki multimedialnej często słyszy się nadużywane, modne słowa, takie jak „wciągający” czy „ikoniczny”. Ale ogromny ekran i nieskazitelny dźwięk Sphere naprawdę zasługują na tę opinię – zrecenzował CNN.
„Jeśli oprawa wizualna jest czasami przytłaczająca, zawsze oszałamiająca muzyka stanowi mile widziany balast. Koncert, który jest jednocześnie pokazem świetlnym, chwilami przypominającym film 3D lub przejażdżkę po parku tematycznym, ma jednak serce, którym jest czwórka prawdziwych ludzi. To koncert, który brzmi i wygląda jak żaden inny, na którym byłeś” – zachwalał „The Irish Times”.
„Los Angeles Times” dodał: „U2 oferuje czystą przyjemność wynikającą z przeciążenia zmysłów: lawinę oszałamiających widoków i ostro renderowanych dźwięków, które wprowadzają widzów w ekstazę”. „Irish Independent” opisał koncert inauguracyjny jako „jeden z najwspanialszych i najbardziej emocjonujących występów, jakie zespół kiedykolwiek zagrał”. „To był poruszający i monumentalny wieczór, który udowadnia, że w U2 wciąż jest mnóstwo życia” – podkreślił irlandzki dziennik.
„NOWY WYŚCIG ZBROJEŃ”
Rezydencja U2 w Las Vegas cieszy się tak dużą popularnością, że została przedłużona i potrwa co najmniej do 2 marca. Wiele z koncertów jest już wyprzedana, pomimo cen rzędu 400–500 dolarów za najlepsze miejsca. I choć niektórzy fani krytykują wysokość cen biletów, większość jest zgodna, że zobaczenie na żywo tego, co przygotowało U2, jest warte tych pieniędzy. Branża natomiast przyznała, że choć Bono i spółka już wcześniej pomogli stworzyć szablon dla współczesnego rockowego show na stadionie, dzięki koncertowi w Sphere „dali początek nowemu wyścigowi zbrojeń w technologiach rozrywkowych”.
Sam Brambilla w rozmowie z magazynem „Billboard” przyznał, że to dopiero początek eksperymentowania, bo możliwości technologiczne rosną z każdym miesiącem, głównie dzięki rozwojowi sztucznej inteligencji. – Pracowałem już wcześniej nad kilkoma dość ambitnymi projektami, ale w tym przypadku było to bezprecedensowe, o wiele większe niż wszystko wcześniej. Ekrany w Sphere są tak ostre, że nie zauważa się pikseli, nie ma świadomości jakiejkolwiek rozdzielczości, to po prostu wygląda jak okno do innego świata. Usuwa koncepcję bycia w jakiejś sali. A będzie coraz łatwiej. W pewnym sensie wymyślamy technologię w miarę upływu czasu – mówił.
„Los Angeles Times” ocenił: „Być może »U2:UV Achtung Baby Live At Sphere« jest po prostu narzędziem, które w epoce po pandemii, kiedy muzyka na żywo wydaje się ważniejsza niż przez dziesięciolecia, oferuje nowy sposób myślenia o występach”. Zgodził się z tym Adam Clayton. – To nowy sposób doświadczania muzyki, szczególnie dla młodszych fanów – powiedział „Artnews”, zauważając, że muzyka, zwłaszcza ta na żywo, tak naprawdę nigdy wcześniej nie była w stanie konkurować z „kulturą gier komputerowych i mediów społecznościowych”. Jednak basista U2 widzi wiele możliwości w technologii Sphere: – Publiczność tutaj doświadcza intensywnych reakcji emocjonalnych na muzykę i obrazy. To dla nas ekscytujące, ponieważ uważamy, że taka będzie przyszłość występów muzycznych.
Entuzjazm po koncercie przeniósł się także na sukces firmy stojącej za Sphere: akcje spółki następnego dnia zwyżkowały o około 15 procent. Prezes zapowiedział, że kula w Las Vegas ma być pierwszym z szeregu obiektów nowej generacji, które planuje rozmieścić w całym kraju, a może i na świecie, by zmienić miejsca na organizowanie koncertów, ponieważ jego zdaniem stadiony są dość nudne. „Pewnego dnia ludzie będą oglądać Super Bowl w Sphere” – miał ponoć zażartować.﹡