W głowie filmowego szaleńca. Do odwiedzenia „Labirynt Tima Burtona”, a za chwilę nowy film
07 sierpnia 2024
tekst: Agnieszka Stopyra, AK
Reżyser swoją interaktywną wystawę „Tim Burton’s Labyrinth” nazywa „dziwnym wesołym miasteczkiem”. Zdjęcie: Steven Hendrix
W głowie filmowego szaleńca. Do odwiedzenia „Labirynt Tima Burtona”, a za chwilę nowy film
07 sierpnia 2024
tekst: Agnieszka Stopyra, AK
W głowie filmowego szaleńca. Do odwiedzenia „Labirynt Tima Burtona”, a za chwilę nowy film

Kolekcjoner ludzkich uśmiechów, o dziwo – nie tylko tych od najmłodszych kinomanów. W filmowym świecie reżysera Tima Burtona, znanego z takich filmów, jak „Alicja w krainie czarów”, „Edward Nożycoręki” i „Charlie i fabryka czekolady”, każdy może wykroić sobie niemal kawałek jego charyzmy i znaleźć coś dla siebie. Wystarczy tylko patrzeć, słuchać, zgubić się w jego „Labiryncie” – interaktywnej wystawie, która podróżuje po Europie. „Tim Burton’s Labyrinth”, oparta na jego filmografii, właśnie zawitała do Berlina. A jeszcze w tym miesiącu premiera „Beetlejuice Beetlejuice”, filmowego powrotu do bohaterów „Soku z żuka” sprzed 36 lat.

Czołowy ekscentryk Hollywood. A przede wszystkim genialny reżyser, scenarzysta i, tu zaskoczenie, świetny ilustrator. Konsekwentnie podąża zakamarkami własnej wyobraźni i kreuje postaci, które na dobre weszły do świata popkultury i zawładnęły jego wizualną ikonosferą: tę, co chętnie skróciłaby wszystkich o głowy, specjalistę od fantazyjnych podwieczorków, demonicznego golibrodę z Fleet Street czy jedyną taką pannę młodą, bo gnijącą.

Każda postać ma swój kolor, unikalny repertuar kształtów, wzorów i motywów, które jeszcze bardziej podkreślają niebanalność jej charakteru. Całe spektrum pięknego dziwactwa i wyrazistych postaci, bo też ci, którzy je odgrywają, są równie kolorowi: od znakomitej Heleny Bonham Carter po samego Johnny’ego Depp’a.

O tym wszystkim jest wystawa „Labirynt Tima Burtona”, którą kultowy reżyser nazywa „dziwnym wesołym miasteczkiem”. Bo to po części wystawa sztuki, po części gra, by zapoznać się z jego dorobkiem. Zawiera ok. 200 oryginalnych eksponatów, w tym naturalnej wielkości postaci, scenografię, kostiumy, szkice i obrazy, a także wielkoformatowe instalacje, które przenoszą odwiedzających prosto w serce ekscentrycznych, surrealistycznych światów Burtona. To jak wejść do umysłu tego genialnego artysty, zajrzeć w zakamarki pełne wyrazistości, prześledzić proces powstawania filmów czy obejrzeć pierwsze szkice do rodzących się z galimatiasu pomysłów. Dobrze jest spojrzeć na jego filmografię z perspektywy rysunku.

Berlin, gdzie obecnie aż do 3 listopada gości „Tim Burton’s Labyrinth”, to piąte miasto. Ale nie ostatnie. W kolejce czeka Mediolan, a organizatorzy ekspozycji mają zarezerwowane terminy do marca 2026 roku! Co takiego ma w sobie ta immersyjna wystawa pozwalająca zanurzyć się w szalony świat amerykańskiego reżysera, że jest takim przebojem? Do tej pory odwiedziło ją ponad 650 tysięcy zwiedzających! My byliśmy, przeżyliśmy przygodę i zachwyceni Wam opowiadamy, jak było…

Po Madrycie, Barcelonie, Paryżu i Brukseli teraz „Labirynt” trafił do Berlina
Ilustracje: Letsgo

1.

Burton to znakomity artysta, który płynnie oscyluje wokół magii, surrealizmu i ekspresjonizmu. Nie ma tu miejsca na nudny realizm, przecież ręka ma podążać za tym, co siedzi w głowie. Złowrogie klauny spoglądają na nas ze ścian, Nożycoręki w wersji ilustrowanej i w końcu to, co z papieru zmaterializowało się: rzeźbiona Czerwona Królowa w skali makro, halucynogenny las grzybów, który anektuje całą przestrzeń, surrealistyczne kaktusy z oczami – płaski filmowy świat wszedł w czwarty wymiar i stał się, dosłownie, namacalny.

Ta mnogość bodźców sprawia, że „Labirynt” to coś więcej niż wystawa. To interdyscyplinarny projekt, angażujący widza od samego wejścia nie tylko poprzez zmysły, ale wybór drogi, jaką chcemy podążać przez ten wyobrażeniowo-filmowy świat Tima.

2.

Na całej trasie (od momentu wejścia za czerwone kotary) w specjalnie wybudowanym namiocie w Radsetzerei (hali o powierzchni 1000 m²) w Berlinie, za każdym razem trzeba wybrać drzwi ponumerowane od 1 do 4, aby zacząć przygodę i wejść do jednego z pokoi, z których każdy porusza inny temat, taki jak „Niezrozumiane potwory”, „Dziwne miejsca”, „Tragiczne zabawki”, a nawet „Miłość, duchy i cmentarz”. To ściśle strzeżona tajemnica, ile pokoi faktycznie znajduje się na wystawie, może być nawet 300 możliwych ścieżek. Każdą trzeba przejść, bo nie ma żadnej możliwości powrotu, poza powrotem do punktu wyjścia.

3.

Choć dróg do wyboru jest mnóstwo, każda zrodzi niedosyt. Że za mało, że za szybko, że za krótko, tak dobrze jest przepaść w tym świecie, pełnym wąskich korytarzyków, krzyczących luster, neonowych, wirujących niemal ścian, przeskalowanych postaci. Poszczególne tematyczne zakamarki żywcem wzięte z filmowych kadrów, skąpane niekiedy w złowrogich dźwiękach. To przecież ewokacja Burtonowych stanów podświadomości: żonglerka perspektywami i skalami – niczym zapożyczenie od surrealistów, granie kolorem i jego właściwościami, sięganie po znane metafory dodatkowo uwypuklone światłem, kreowanie pop-artowego dzieła totalnego. Swoiste Gesamkunstwerk przeniesione do współczesności i w świat fantazji.

Dużo tu bowiem malarskości, obrazów przemienionych w rzeźby, gigantycznych instalacji artystycznych, które zawłaszczają tak wyobraźnię widza, jak przestrzeń, kreując tym samym zupełnie inny jej odbiór.

4.

To dobitnie pokazuje, jak płynnie z filmu artysta wkroczył w sztukę, jak ogromny potencjał artystyczny tkwi w „Labiryncie”. To spotkanie tak wielu światów: płaskiego rysunku, architektonicznej przestrzenności, ruchomego obrazu zaczerpniętego z filmu i animacji. Każdy oddzielony drzwiami, których w namiocie jest sporo.

Największą uwagę przyciągają oczywiście wspaniałe plany filmowe, przez które przechodzi widz. Ale warto przyjrzeć się także bliżej rysunkom z archiwum Tima Burtona, z których część nie była nigdy wcześniej wystawiana. Świadczą o pragnieniu 66-letniego filmowca, aby najpierw przenieść swoje kino mentalnie na papier, a następnie dać swoim stworzeniom nogi w filmie. Tutaj ujawnia się przedziwny geniusz mistrza. I strachy małego Tima, który jako dziecko bardzo bał się klaunów.

5.

I w końcu – to wystawa-zagadka, która jednocześnie bezpiecznie przenosi nas w utęskniony świat dziecięcy. Odrdzewia zastaną rzeczywistość, sięgając po to, co zawsze dostarczy wzruszeń: zabawę perspektywami i wielkościami, wrażliwość i uważność – tak typową dla dzieci – na rzeczy drobne, wyblakłe i już niezauważalne. Tu bowiem spełnia się marzenie z dzieciństwa chyba każdego z nas: by ukochane postaci z bajek ożyły.

Wyobraźnia, jak przypomina Burton, to potężne narzędzie twórcze, początek każdej niemal drogi, nowa przestrzeń, w którą z czwartego wymiaru wkracza świat Burtona z „Labiryntu”. To już tylko od nas zależy, jak szybko i kiedy z niej wyjdziemy.

6.

„Labirynt” odwiedzają tłumy berlińczyków i turystów. Nie przeszkadzają im mieszane recenzje. „Berliner Morgenpost” ocenił: „To nie tylko wystawa, to prawdziwe przeżycie. Jedyne miejsce, gdzie możesz przemierzać fantastyczne światy reżysera”. Krytyk „Berliner Zeitung” podsumował: „Panoptykon banałów”, dodając, że „był głęboko rozczarowany”, bo – jak ironizował – „każda postać jest wyjątkowa, ale generalnie wszystkie wyglądają tak samo. Niektóre mają długie nogi i dużą głowę, a inne mają dużą głowę i długie nogi”. Odniósł się do tego „Berliner Kurier”: „To, do czego z pewnością trzeba się przyzwyczaić, to fakt, że znane postacie w panoptykonie nie grają, tylko stoją otępiałe. Niektórym może się to wydawać banalne, ale prawdziwi fani uklękną z oniemienia. A tak w ogóle, co to znaczy banalny? Tego samego argumentu można użyć do krytyki każdej wystawy sztuki”.

„Tagespiegel” uznał, że „Labirynt” to spektakl udany i zdecydowanie dla tych, którzy lubią mroczny i dziwny kosmos Tima Burtona. I zadał retoryczne pytanie: po co wystawa o twórczości reżysera, skoro są jego filmy?

7.

Za chwilę będzie miał premierę nowy film Amerykanina – „Beetlejuice Beetlejuice”, w którym po raz kolejny zmienia swoich dziwacznych outsiderów w bohaterów. Wraca w nim do postaci ze swojego przeboju „Sok z żuka”, wprost przesiąkniętego czarnym humorem. W nakręconej w 1988 roku komedii z elementami fantasy i horroru duchy niedawno zmarłego małżeństwa postanowiły wrócić do swojego starego domu w Winter River. Tam jednak już wprowadziła się inna para – Adam i Maitlanda postanowili więc wynająć upiora-bioegzorcystę Beetlejuice’a, który miał wygonić z domu nowych mieszkańców. W głównych rolach wystąpili Alec Baldwin, Geena Davis, Winona Ryder i Michael Keaton.

W sequelu spotykają się trzy generacje rodziny Deetzów, wraca też złośliwy duch Beetlejuice’a. Pierwsze zwiastuny są tak niesamowite i ekscentryczne (oraz dziwne i niezwykłe), jak mogliśmy się spodziewać. – Tim i ja postanowiliśmy na początku, że jeśli kiedykolwiek zrobimy to ponownie, to zupełnie nie będę zainteresowany robieniem czegoś, co wymaga zbyt dużej ilości technologii. Musiało to sprawiać wrażenie robionego ręcznie. To najbardziej ekscytująca rzecz, kiedy możesz to zrobić ponownie po latach stania przed gigantycznym ekranem, udając, że ktoś jest naprzeciwko ciebie. Ten film to po prostu najlepsza zabawa, jaką miałem na planie od dłuższego czasu – Keaton, który powrócił w tytułowej roli, powiedział w wywiadzie dla magazynu „People”.

Na ekran wróciła też Ryder jako Lydia, a w pozostałych rolach m.in. Monica Bellucci, Willem Dafoe, Catherine O’Hara, Justin Theroux i Jenna Ortega, która zagrała córkę Lydii.

Światowa premiera filmu odbędzie się 28 sierpnia na otwarciu festiwalu w Wenecji (poza konkursem). Tydzień później, 6 września, film wejdzie na ekrany w Polsce. Ale promocja już trwa. Czterokrotna zdobywczyni Oscara, projektantka kostiumów Colleen Atwood, która stworzyła stroje do „Beetlejuice Beetlejuice”, wypuściła nową kolekcję mody „Sok z żuka” we współpracy z popularną marką Primark. W sprzedaży m.in. nowa wersja kultowego czarno-białego garnituru oraz odświeżona wersja czerwonej sukni ślubnej z przeszłości Lydii Deetz na rynku pojawią się 26 sierpnia.﹡

 

_____

„Tim Burton’s Labyrinth” można oglądać codziennie (oprócz poniedziałków i wtorków) do 3 listopada. Adres: Radsetzerei na terenie RAW, Revaler Straße 99, 10245 Berlin. Bilety kosztują od 23 do 26 euro. Dzieci do 14 lat płacą 19-22 euro.

 

Kopiowanie treści jest zabronione