Posłuchaj
„Często przepełnia mnie wściekłość z powodu poczucia bezsilności w obliczu tej zarazy” – napisała Nan Goldin w katalogu wystawy „Witness” z 1989 roku, której była kuratorką w Nowym Jorku, skupiającej artystów opowiadających o problemie AIDS. Ponad trzydzieści lat później ta wściekłość jest nadal widoczna, zarówno w jej długoterminowych cyklach fotograficznych, w których uwiecznia swoje otoczenie, jak i w pracach zwracających uwagę na obecną epidemię wywołaną opioidowymi lekami przeciwbólowymi OxyContin, która ogarnęła Stany Zjednoczone.
W zeszłym roku na Festiwalu Filmowym w Nowym Jorku reżyserka Laura Poitras, która nakręciła dokument „Całe to piękno i krew”, powiedziała: „Nan wywarła wpływ na wiele pokoleń filmowców, inspirując ich surowym i osobistym opowiadaniem historii i emocjonalną głębią swojej pracy”. Dokument Poitras przedstawia największy kryzys opioidowy w historii USA i walkę fotografki z rodziną Sacklerów, która z miliardowych przychodów firmy farmaceutycznej Purdue Pharma, produkującej uzależniający lek i wprowadzaniu w błąd, jakoby był lżejszy od morfiny (chociaż w rzeczywistości jego działanie jest nawet dwa razy silniejsze), dofinansowywała instytucje kultury na całym świecie. Choć Sacklerowie zaprzeczają jakimkolwiek wykroczeniom, w USA udało się zakazać kupowania OxyContinu bez recepty.
Sama Nan przez lata była uzależniona od tego lekarstwa, a także wielu jej przyjaciół, z których część zmarło. OxyContin zaczęła brać wiele lat temu w Berlinie, gdzie lek ten przepisano jej po operacji. Choć zażywała go według zaleceń, błyskawicznie się uzależniła. – To był najczystszy narkotyk jaki kiedykolwiek brałam. Na początku dawka 40 mg wydawała się zbyt silna, ale z czasem żadna nie wydawała się wystarczająca. Żeby mieć dostęp do recept, pracowałam nawet w branży medycznej. Po przeprowadzce do Nowego Jorku mój diler był w stanie dostarczyć dowolną ilość OxyContinu przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. Z czasem przeszłam drogę od trzech tabletek dziennie do osiemnastu… Większość mojego otoczenia została zdziesiątkowana przez AIDS. Nie mogę stać z boku i patrzeć jak umiera kolejne pokolenie – zapowiadała nowy projekt, tłumacząc, dlaczego podjęła walkę z właścicielami Purdue Pharma.
Poszła na odwyk na dwa i pół miesiąca. – Byłam jedną z grona tych szczęśliwców, których stać na świetną klinikę. Większość ludzi nie ma takiej możliwości. Dlatego domagam się, aby Sacklerowie i Purdue Pharma swoją fortunę przeznaczyli na finansowanie terapii uzależnienia oraz edukację. Nie ma czasu do stracenia – mówiła w 2017 roku, gdy po wyjściu z nałogu założyła organizację P.A.I.N. (Prescription Addiction Intervention Now).
Stworzyła ją, by stawać w obronie osób uzależnionych od środków przeciwbólowych (m.in. organizuje pozwy prowadzone pro bono przez najlepszych prawników w Stanach), ale także, by stawić czoła podwójnym standardom w świecie sztuki. Zanim sama padła ofiarą OxyContinu, znała Sacklerów tylko jako filantropów, którzy sponsorowali wiodące muzea, w których wystawiano jej własne prace. Dziś przewodzi grupie walczącej o pociągnięcie do odpowiedzialności winnych za kryzys, który doprowadził do śmierci pół miliona Amerykanów. W ramach działalności grupy zorganizowała wiele protestów przeciwko przyjmowaniu pokaźnych dotacji od Sacklerów. Swoje akcje organizowała m.in. w Metropolitan Musem of Art, Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku, czy Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej. Ostatecznie wszystkie one zrzekły się wsparcia otrzymywanego od miliarderów. Zaś fundusz Sackler Trust, będący jedną z odnóg charytatywnej działalności rodziny, zawiesił działanie. – Wyprali swoje zakrwawione pieniądze w muzeach i uniwersytetach na całym świecie. Aby zwrócić ich uwagę, uderzamy w ich filantropię – tłumaczyła plan działania.
Szum wokół epidemii opioidalnej i ludzi, którzy ją wywołali, zwiększył się wraz z dokumentem „Całe to piękno i krew”. – Pragnę, aby odpowiedzieli za działalność dobroczynną, kwitnącą dzięki cierpieniu. Postanowiłam sprawić, by to, co prywatne, stało się publiczne, zmuszając ich do działania. Zaczęłam od publikacji osobistych zdjęć, pokazujących moją własną historię – opowiadała w filmie. Chodzi m.in. o autoportrety, na których jest wyraźnie odurzona, czy zdjęcia narzuty na łóżko zaśmieconej resztkami pokruszonych pigułek, a w cyklu „Sackler/Pain” zawiera fotografie różnych datków, jakie Sacklerowie wręczyli znanym instytucjom.
Choć „Całe to piękno i krew” nie dostał Oscara, to po zdobyciu Złotego Lwa na Festiwalu Filmowym w Wenecji w zeszłym roku, zwrócił uwagę na twórczość artystki, która zamieniła się w aktywistkę. Efektem tego jest choćby sukces retrospektywnej wystawy zdjęć Goldin „This Will Not End Well”, która zaczęła jeździć po świecie: od Sztokholmu po Canberrę w Australii. Artystka zapowiada, że to jej ostatnia wystawa w karierze. – Nie zostało mi wiele lat – tłumaczy.
Ale walka z rodziną Sacklerów trwa nadal: choć coraz więcej muzeów rezygnuje z ich patronatu (do najnowszych należą V&A Dundee i Ashmolean z Oksfordu), amerykański Sąd Najwyższy zablokował w sierpniu postępowanie upadłościowe, które chroniłoby poszczególnych członków rodziny przed procesami cywilnymi. Upieranie się Goldin, że sztuka istnieje nie we własnym świecie, ale w całym świecie i że nie powinna być wolna od moralnej odpowiedzialności za to zaangażowanie, skłoniło ją do wykorzystania swojego sukcesu jako artystki do zajęcia stanowiska w innych ważnych kwestiach. 70-letniej fotografce nie chodzi tylko o wyrażenie swojej wściekłości, ale o przełożenie jej na ruch na rzecz zmian. Dla niej sztuka jest medium, które może przypominać ludziom, że mają sprawczość w świecie, który nieustannie im wmawia, że tak nie jest.
Ta transformacja Goldin z artystki w aktywistkę i jej sprawczość została doceniona przez prestiżowy magazyn „ArtReview”, który od 22 lat przygotowuje ranking ArtReview Power 100. Laureatów co roku wybiera 40 znawców świata sztuki, których tożsamość jest chroniona. Choć w ciągu ostatnich dwudziestu lat na liście pojawia się wiele tych samych nazwisk – a niektóre postacie, takie jak galerzysta Jay Jopling i kurator Hans Ulrich Obrist tworzą tę listę od samego początku – w ostatnich latach pracowano nad tym, aby klasyfikacja była mniej skupiona na zachodnim świecie, a bardziej globalna. W tym roku wybrano więc tajskiego artystę Rirkrita Tiravanjia (3. miejsce ), ghańskiego artystę Ibrahima Mahamę (6) i chińską artystkę Cao Fei (10). Zaś Karrabing Film Collective, grupa rdzennych artystów z Australii, zajęła dziewiątą lokatę.
Magazyn stwierdził, że tegoroczną listę „zdominowali artyści, którzy wykorzystują swoje platformy nie tylko do dyskusji o wolności, ale także do jej praktykowania, interweniując czynami i słowami (i obrazami) w palących kwestiach społeczno-politycznych”. Goldin idealnie odzwierciedla tę ideę, dlatego przeskoczyła kilka szczebli z ósmego miejsca zeszłorocznej listy na 1. pozycję. „Znajduje się na szczycie listy jako najbardziej widoczny i wybitny model artysty nie tylko jako dokumentalista i świadek, ale także rzecznik, aktywista i głos etyczny” – uzasadniło pismo.
Jej fotografie często odwołują się bezpośrednio do jej życia i kręgu przyjaciół, do którego należeli przedstawiciele bohemy, narkomani i inni artyści. Na jej przełomowy cykl z lat 80. „The Ballad of Sexual Depency” składają się prace zrobione podczas podróży od 1970 roku po dziś dzień, od Bostonu do Berlina, będące udokumentowaniem najintymniejszych doświadczeń życiowych Goldin. Na zdjęciach pojawiają się głównie jej przyjaciele, uchwyceni znienacka, w różnych momentach: kiedy płaczą, cierpią, cieszą się, bawią, uprawiają seks, umierają. – Moje fotografie wynikają z miłości i pasji. Ludzie i relacje między nimi są dla mnie najważniejsze. Nie różnię się od osób, które portretuję. Nigdy nie fotografuję nikogo kogo nie kocham i z kim nie chciałabym się pieprzyć – tłumaczy obrazowo autorka.
– Jako była samozwańcza tancerka go-go (jak robiło to wiele kobiet w świecie sztuki w tamtym czasie) i prostytutka poruszała kilkadziesiąt lat temu wiele tematów aktualnych w dzisiejszej kulturze: m.in. tożsamość queer, feminizm, autonomię ciała i etykę korporacyjną. Jej fotografie dokumentują subkultury LGBTQ+ i kryzys związany z AIDS. Jest inspiracją dla młodszych pokoleń artystów, a także tych ze świata filmu i mody – ocenił Mark Rappolt, redaktor naczelny „ArtReview”.
Po raz pierwszy w historii rankingu pierwsza dziesiątka złożona jest w całości z artystów. Twórcy zajmują prawie 40 proc. miejsc, a kuratorzy stanowią jedną piątą. Z listy całkowicie usunięto brytyjsko-ghańskiego architekta Davida Adjaye, który pracował w wielu dużych muzeach na całym świecie. W zeszłym roku zajął 78. miejsce, ale świat sztuki był zszokowany, gdy w lipcu byłe pracownice oskarżyły go o molestowanie seksualne. Instytucje natychmiast szybko zdystansowały się od Adjaye, a od tego czasu pojawiło się więcej zarzutów, w tym, że w swojej firmie stosował przemoc psychiczną.
Na tegorocznej liście nie ma Polaków. Choć kilkakrotnie przed laty znajdował się na niej Adam Szymczyk, najbardziej wpływowy rodzimy kurator w światowym artworldzie, który był pierwszym Polakiem w rankingu ArtReview Power 100. Jako dyrektor i główny kurator Kunsthalle w Bazylei oraz dyrektor artystyczny festiwalu Documenta 14 w Kassel najwyżej, bo na 2. miejsce, wspiął się w 2016 roku.﹡
___
W Stedelijk Museum i National Gallery of Australia można oglądać dwie duże wystawy zdjęć Nan Goldin. W Amsterdamie „This Will Not End Well” i „Nan Goldin” w Canberze potrwają do 28 stycznia 2024. To z nich pochodzą publikowane tutaj prace artystki.