















































Beata Szenfeld, która w 1983 roku jako 11-latka wyemigrowała z matką do Göteborgu, jest jedną z najbardziej znanych w Szwecji projektantek mody. Choć jako Bea Szenfeld zaczynała od tradycyjnej marki, reguły branży polegające głównie na marketingu i nadprodukcji, na tyle jej przeszkadzały, że porzuciła komercyjną modę i dziś słynie z krytycznych obserwacji modowego biznesu z perspektywy konsumpcjonizmu. W swoich pracach powszechnie stosowane w haute couture tkaniny zastępuje kontrastującymi z nimi materiałami, takimi jak papier. Czerpie inspirację z włoskiego ruchu artystycznego Arte Povera z lat 60. XX wieku, podczas którego artyści i naśladowcy wykorzystywali w swoich pracach materiały codziennego użytku, takie jak ziemia, szkło i drewno.
Dla niej praca z papierem jest szczególnie fascynująca, ponieważ można go formować za pomocą wielu technik, z których każda jest dostosowana do konkretnego kontekstu kulturowego i miejsca. Różne rodzaje papieru oraz techniki produkcji i składania można w pewnym sensie postrzegać jako wypowiedź kulturową, nadającą jej kreacjom dodatkowy wymiar. Czy to wciąż moda? Bliżej jej do sztuki, bo artystka twierdzi, że nie myśli o sprzedaży swoich ubrań w trakcie ich tworzenia. Mimo to jest świadoma systemu mody i znajduje alternatywne (poza wybiegiem) sposoby prezentowania swoich „kolekcji” – kupują je kolekcjonerzy, muzea i noszone są na czerwonym dywanie (m.in. przez Björk) czy w teledyskach (jak choćby „G.U.Y.” Lady Gagi, który obejrzało 123 mln widzów). Stworzyła też projekty min. dla Królewskiego Baletu Szwedzkiego i na konkurs Eurowizji.
Pomysł, że papier można zamienić w modę, nie jest jednak niczym nowym. Proces ten trwa już od wieków i wszyscy z pewnością widzieliśmy papierowe kreacje będące ubraniami. Nowatorstwo twórczości Polki polega na odsłonięciu struktury materiału, a nie na próbie zrobienia z niego czegoś, czym nie jest. Te całkowicie niepraktyczne, ale wizualnie wspaniałe kostiumy, posuwające modę do najbardziej rzeźbiarskich form, są dowodem, że w dobie królowania marketingu i słupków sprzedaży, wciąż jest miejsce na fantazję.
Ich autorka twierdzi, że książki, które czyta, wywołują w niej emocje i ożywiają wyobraźnię, co następnie stara się naśladować w swoich kreacjach, rozbudzając umysł do widzenia kształtów w niekonwencjonalny sposób i inspirując innowacyjne rozwiązania. Chociaż proces kreatywny w pewnym stopniu idzie za instynktem, faktyczne projektowanie jest szczególnie długie i skomplikowane. Projektantka prowadzi cichy dialog z papierem, który kieruje procesem interpretacji i kreacji, a końcowy efekt przyniósł jej międzynarodową sławę.
W 2020 roku miałam dwie wystawy w USA. Razem z utalentowaną ilustratorką Stiną Wirsén pokazałyśmy nasze prace w Waszyngtonie i Minnesocie. I pamiętam, że miałyśmy plan, żeby pokazać się także w Nowym Jorku. Ale potem nadeszła epidemia koronawirusa i wszystko, co zaplanowałyśmy, zostało odwołane.
Proces jej powstawania był czasochłonny. Sukienka po raz pierwszy została stworzona w 2014 roku jako część kolekcji „Haute Papier”, więc jednocześnie pracowałam nad wieloma elementami i trudno określić czas pracy nad jednym. Ale najprawdopodobniej „Ammonite” powstawała przez około 2 miesiące.
Jednak po latach „Ammonite” była w bardzo złym stanie i nie mogliśmy jej już naprawić. Dlatego w czasach koronawirusa wyrzuciłam ją do recyklingu papieru. Na szczęście, zawsze mam szkicowniki, w których dokładnie opisuję, jak postępujemy, gdy z moim zespołem tworzymy ubranie. To było jak czytanie przepisu, po prostu przestrzeganie instrukcji.
Ponieważ sukienka została wykonana tak dawno temu, a ja stałam się lepsza w niektórych aspektach mojej pracy, odtwarzając po latach „Ammonite”, wprowadziłam pewne ulepszenia konstrukcyjne.
Zawsze współpracuję z dużymi firmami spedycyjnymi, które są przyzwyczajone do wysyłki dzieł sztuki w kontenerach. Dzięki temu moje ubrania są w większości w bezpiecznych rękach. Jednak zawsze sama buduję dla nich pudełko.
Poza tym, papier jest łatwo dostępny w dowolnym miejscu na świecie i mogę z nim pracować praktycznie wszędzie. I bardzo łatwo się z nim pracuje. Jedyne, czego potrzebuję, to nożyczki i trochę taśmy lub kleju.
Mimo, że moje projekty wymagają dużej ilości surowca, użyty papier jest przyjazny dla środowiska i zdecydowanie ma charakter zamknięty: pochodzi z recyklingu i poddawany jest upcyklingowi. Ekologia jest dla mnie BARDZO ważna. Cokolwiek robisz, zostawiasz ślad w naszym środowisku i na Ziemi, a moją wizją jest zostawić go jak najmniej.
Ponieważ pracuję na zwykłym papierze prosto z papierni, bez żadnych specjalnych obróbek, wszystkie nadwyżki i odpady przeznaczam na makulaturę. Żadne materiały nie są ze sobą mieszane, więc wszystko można rozebrać i poddać recyklingowi lub ponownie wykorzystać w innym celu. Kiedy żywotność odzieży dobiegnie końca, nici są usuwane, a szklane lub plastikowe koraliki wykorzystywane ponownie. Sam papier po prostu wyrzucamy. To naprawdę sztuka cyrkularna.
Moda cyrkularna to przyszłość. Teraz to wybór, który możemy podjąć. Ale nadejdzie czas, kiedy będzie to jedyny sposób na prowadzenie biznesu modowego.
Niezwykle ważne jest, aby moda ewoluowała i odnawiała się. Od znajdowania nowych sposobów noszenia ubrań po odkrywanie materiałów przyjaznych dla środowiska – jest to coś, co można wykorzystać do rozwoju i doskonalenia siebie. Ważne jest również, aby wziąć pod uwagę ewolucję mody nie tylko w kategoriach ekonomicznych. Branża modowa musi bardziej zaangażować się w proces produkcyjny. Ludzie, zwierzęta i środowisko płacą wysoką cenę za tanie ubrania w sklepach. To na nas, konsumentach, kupujących ciuchy, spoczywa również wielka odpowiedzialność. Nasz wybór w sklepie ma ogromny wpływ na producentów.
Sposób, w jaki działa wiele dzisiejszych firm modowych, moim zdaniem, jest tak tragiczny i absolutnie nieekologiczny, że naprawdę nie chcę być tego częścią. Nigdy! Z tego też powodu nigdy nie marzyłam o pracy jako główna projektantka w renomowanym domu mody. Uwielbiam pracować sama i realizować własne projekty artystyczne, które nie są napędzane sprzedażą i logo.
Dziś śledzę ją w mediach społecznościowych. Uwielbiam jej markę i filozofię, która za nią stoi. Nie sądzę jednak, byśmy kiedykolwiek połączyły siły przy ekologicznym projekcie modowym. Już nie pracuję w takim systemie. Poza tym, jest tak wielu innych, którzy są w tym o wiele lepsi ode mnie.
Ubieranie się rano jest uciążliwe, wybieranie ubrań jest tak nudne, dlatego mam prawie tylko czarne i niemal wyłącznie identyczne ubrania. Ale jest jedna rzecz, którą lubię najbardziej – zabytkowe kimono z lat 40. Jest z czarnego jedwabiu z mnóstwem ręcznie haftowanych kwiatów.
Bardzo pomaga mi tu moje doświadczenie z PRL, z Polski lat 80., gdy mieszkałam w Kaliszu. Pochodzę z rodziny, w której rzeczy były robione ręcznie. Moja babcia była krawcową, więc nauczyłam się szyć, cerować i naprawiać ubrania, robić na drutach i szydełkować już w młodym wieku. Dorastanie u boku mojej babci – która nazywała się Barbara Przybylska – naprawdę wpłynęło później na mnie jako projektantkę. To jej wszystko zawdzięczam! Spędzałyśmy w dzieciństwie razem cały dzień. Była moją najlepszą przyjaciółką i wszystkiego mnie nauczyła. Mogłam jej towarzyszyć w pracy w fabryce szwalniczej, gdzie była główną krawcową, i przyglądać się temu, co robi i jej cały zespół. W przerwach piłyśmy bardzo mocną herbatę i jadłyśmy drożdżowiec.
Ja chętnie odwiedzam Kalisz. Staram się przyjeżdżać tak często, jak mogę. Nadal też mówię po polsku i po tylu latach w nowym kraju wcale nie czuję się bardziej Szwedką. Czasami mam nawet myśli o powrocie do Polski na stałe.
W pracy w moim atelier w Sztokholmie pomagają mi na co dzień dwie osoby, maksymalnie bywa ich siedem. Potrzebuję ciszy i spokoju, więc w ciągu dnia z moimi asystentami zajmuję się składaniem papieru i eksperymentami, które wymyślam poprzedniego wieczoru. Pracujemy z białym papierem, nożyczkami, taśmą, ołówkami i pistoletem do klejenia. Weekendy są najlepsze. W pracowni jest tak miło i cicho. Żadnej poczty ani telefonów. Tylko ja i papier! Wycinanie i składanie kawałków jest dla mnie jak terapia.
Mam też swoje rytuały, bo tylko wtedy potrafię być najbardziej kreatywna. Na przykład nożyczki muszą być metalowe, taśma matowa i niezbyt gruba, bo rezultat powinien wyglądać, jakby był prawie zespawany. Zawsze jestem ubrana całkowicie na czarno. Wszyscy w pracowni używają też kubków do kawy z pokrywkami, często myją ręce i żadnego lakieru do paznokci. Bo papier jest delikatny, a biały papier wymaga jeszcze szczególniejszej ostrożności.
Nie mam w tym przypadku ani ulubionej kreacji, ani gwiazdy. Wszystkie projekty i zadania mają swój urok. Wszyscy artyści, z którymi pracowałam, byli dla mnie inspiracją, gdy w swojej pracowni tworzyłam projekt. Dlatego zawsze miło jest móc odwdzięczyć się komuś, kto dał mi tak wiele.
Stworzyłam również strój z 8 ręcznie robionych przeze mnie dywanów i ze starych, wytartych dżinsów. Sukienka jest zaprojektowana tak, że jeśli po jakimś czasie się znudzi, można łatwo odczepić dywany i użyć ich w tradycyjny sposób – na podłodze w mieszkaniu.