Jeśli kiedykolwiek byliście świadkiem występu Björk na żywo, wiecie, że oglądanie jej na scenie to coś w rodzaju duchowego doświadczenia. Od momentu, gdy wychodzi na scenę, aż do ostatniego ukłonu, Islandka wciąga publiczność do wizjonerskiego świata, który sama dla siebie stworzyła. Zabiera w podróż przez swoją nieskończoną wyobraźnię. Jej ostatni spektakl był tego najbardziej spektakularnym dowodem.
W trakcie „Cornucopia Tour” – trwającej od 2019 do 2023 roku – odbyło się czterdzieści pięć koncertów na całym świecie, w tym w Krakowie. Wszystkie łączyło jedno: nowoczesne technologie płynnie zespalały się z tradycyjnymi formami sztuki teatralnej. Scena przekształcała się w bujny krajobraz pulsujący cyfrowo renderowaną florą i fauną, które eksplodowały tuż za śpiewającą Björk i jej zespołem, w skład którego wchodziło 10 różnych artystów, a także słynny islandzki chór Hamrahlíð, w którego szeregach, co ciekawe, występowała jako nastolatka.
– Moim zamiarem było przeniesienie tego, co stworzyliśmy dla VR XXI wieku, do teatru XIX wieku – z zestawu słuchawkowego na scenę, by dźwięk stał się „kinowy”, z obrazem na 24 ekranach – oceniła Islandka, która w listopadzie, w co trudno uwierzyć, skończy 60 lat.
Była w tym równowaga między naturą a technologią. Drewniane, metalowe i szklane materiały, powierzchnie o fakturze grzybni, tkaniny z kwiatowymi wzorami, a także bogate kolory i kształty płynnie łączyły się w wyrafinowanej scenografii, składającej się np. z 27 ruchomych kurtyn i ekranów LED z oprogramowaniem audiowizualnym 360 stopni. Specjalnie wykonane instrumenty i przestrzenie dźwiękowe przesunęły granice tradycyjnego performansu. Harfa, alufon, okrągły flet, bębny wodne i komora pogłosowa przypominająca prywatną kaplicę, specjalnie zaprojektowana przez architekta dźwięku, wzbogacały zarówno akustyczny, jak i intymny wymiar występów Björk.
„Cornucopia” to w pełni immersyjne, bogate emocjonalnie doznanie na żywo, które wzmacniają szalenie konceptualne, awangardowe stylizacje Eddy Guðmundsdóttir, wieloletniej przyjaciółki i współpracowniczki, z którą piosenkarka ściśle kooperowała, starając się jednocześnie wtopić w sceniczny krajobraz, jak i wyróżnić się z niego. Pomagały jej w tym projekty m.in. Johna Galliano, Iris Van Herpen, Ricka Owensa, Noir Kei Ninomiya, Roberta Wuna i Micol Ragni oraz marek Loewe, Gucci, Moncler i Balmain, a do tego maski Jamesa Merry’ego, które stworzył ze wszystkiego: od lateksu, przez miedź, po koronkę.
– Widząc ją i zespół występujący na scenie w kostiumach, wciąż miałam łzy w oczach. Z natury jestem niesamowicie ambitna i mam w sobie dużo z perfekcjonistki, więc zazwyczaj znajduję coś, co mogłoby być lepsze. Jednak „Cornucopia” daje mi satysfakcję – nie kryje dumy Guðmundsdóttir, która dzieli swój czas między Londyn, Los Angeles, Paryż i rodzinny Reykjavík.
Jako stylistka i konsultantka kreatywna, zajmuje się stylizacją artystów, reklamami, pokazami mody i projektowaniem kostiumów. Na liście jej klientów są m.in. Lexus, Pepsi, Maybelline, Jo Malone, Rambert Dance Company, współpracuje też z magazynami „Acne Paper”, „AnOther”, „Purple” i „Vogue Scandinavia”. Choć ubierała m.in. Maroon 5, Imagine Dragons i Nicki Minaj, stylizowała Mariah Carey, a także stworzyła garderobę do teledysków Taylor Swift, Jennifer Lopez czy Travisa Scotta, to u boku Björk dokonała cudu, przekształcając muzykę piosenkarki w globalnie rozpoznawalne doświadczenie, przy okazji kreując ją na jedną z największych ikon mody naszych czasów.
Islandka od 2015 roku pozostaje jej najbardziej inspirującą partnerką w pracy, a ponieważ w przyszłym tygodniu ukaże się na rynku „Björk: Cornucopia”, będąca m.in. filmowym zapisem tournée dla tych, którzy nie widzieli spektaklu na żywo, nasza korespondentka, Magdalena Łukasiak, spotkała się z Eddą w Reykjavíku, by zrobić z nią jedyny dla polskich mediów wywiad, a także ją sfotografować.
Wtedy jedną z moich najlepszych przyjaciółek była fotografka mody. Zaczęłam więc eksperymentować, pomagając jej i mojemu chłopakowi w sesjach zdjęciowych, a kula śnieżna powoli rosła. Odkryłam, że ekscytacja związana z tworzeniem czegoś namacalnego, co mogłoby wyrażać indywidualność i emocje, była nieporównywalna z niczym innym. Wówczas ciągle mnie też ktoś pytał: „Och, jesteś taka stylowa. Czy mogłabyś mi pomóc z sesją zdjęciową? Czy podoba ci się mój styl ubierania?”. Więc stopniowo zaczęłam eksperymentować, choć na początku wydawało mi się to śmieszne, bo przecież ludzie ubierają się tak, jak chcą, a poza tym, nie czułam, że to może być prawdziwa praca.
I od tamtej pory nie oglądam się za siebie. Miałam 19 lat, gdy przestałam tańczyć, całkowicie to rzuciłam i tak naprawdę nie chciałam już mieć z tym nic wspólnego. Ale potem, kilka lat później, gdy zajmowałam się już modą, poznałam choreografa, który prowadził zespół taneczny w Nowym Jorku. Zaprosił mnie do współpracy przy kostiumach dla swojego zespołu. Odtąd pracuję z tancerzami, a także przy teledyskach, gdzie ruch jest istotą. Więc wszystko zatoczyło koło.
Lubiłam modę od kiedy pamiętam, od dziecka interesowało mnie opowiadanie historii za pomocą ubrań. Jako nastolatka zawsze zgłaszałam się na ochotnika, aby zająć się kostiumami do szkolnych przedstawień i projektów przyjaciół.
Dorastałam z cudowną osobą – moją drogą przyjaciółką, Elsą Haraldsdottir. Była stylistką fryzur i zatrudniła mnie, gdy miałam 10 lat, w roli modelki i tancerki do występów w jej pokazach fryzur. Następnie awansowała mnie na choreografkę, a w końcu na stylistkę. Dzięki niej dostałam również pierwszą pracę jako stylistka za granicą – dla firmy fryzjerskiej Redken.
Uwielbiam na nowo odkrywać tę równowagę między ekstremami, którą islandzka przyroda tak dobrze uosabia. Piękno i intensywność tego doświadczenia to coś, z czym dorastałam i co nadal podziwiam. Najbardziej lubię tutejsze lato. Chociaż dobre dni są rzadkie, kiedy już się zdarzają, letni dzień na Islandii bije każdy inny. Słońce jest tak czyste i nisko, a w powietrzu unosi się to wyjątkowe uczucie, które trudno opisać, ale wiesz, kiedy tam jest. A potem jest jeszcze mrok zimy. Nie uważam tego za coś złego. Islandzka natura, z jej cyklami światła i ciemności, ma swoje piękno. Mrok to spokój, a kiedy nadchodzi lato, czujesz, że znów żyjesz.
Dlatego, pomimo doświadczeń zebranych z całego świata, Islandia pozostaje sercem moich inspiracji.
Najgorzej poszło mi w kwiaciarni. Kocham kwiaty i rośliny, ale niemal wszystkie w sklepie zabiłam przez nadmierną troskę – pracowałam sama, klienci rzadko przychodzili, więc za często je podlewałam. [śmiech]
Ale dopiero po latach zaczęła się nasza zawodowa współpraca. Gdy spotkałyśmy się na urodzinach znajomej, ona zaproponowała, że odwiezie mnie do domu po imprezie. Już wcześniej pracowałam jako stylistka za granicą i zawsze podziwiałam styl Björk. Jestem strasznie nieśmiała, więc musiałam zebrać całą swoją odwagę, żeby wykrzyczeć, że chętnie pomogę jej z garderobą. Wkrótce potem zadzwoniła do mnie z prośbą o pomoc w jednym z projektów. I tak się zaczęło.
Dziś nasze porozumienie wykracza poza powierzchowny poziom, a mocna więź wzbogaca pracę. Czerpiemy też z tych samych kulturowych kodów, wspólnego dziedzictwa, co trudno jest mi znaleźć w pracy z kimś pochodzącym z innego kraju. Z Björk czuję się prawie tak, jakbym pracowała z rodziną. To sprawia, że proces twórczy jest płynniejszy i bardziej naturalny.
Po tak wielu latach wspólnej pracy myślę, że to, co również czyni naszą relację wyjątkowo trwałą, to fakt, że pochodzimy z Islandii. Obie znamy dźwięki islandzkich ptaków, specyficzne kolory krajobrazu, zapach kwiatów lub mchu. To właśnie te małe rzeczy pozwalają nam nawiązać głębsze porozumienie, rozumieć się bez potrzeby wyjaśniania. Często nie musimy zaczynać od podstaw, możemy od razu przejść do kreatywnego myślenia.
To połączenie naprawdę nas wyróżnia, zwłaszcza jeśli porównam je do pracy z innymi celebrytami. W takich przypadkach proces jest znacznie bardziej pospieszny. Mogę spotkać kogoś po raz pierwszy, a następnego dnia ten ktoś oczekuje ode mnie, że go wystylizuję, nie wiedząc zbyt wiele o tym, kim jest, ani czego chce. To jak wrzucanie na głęboką wodę – czasami ledwo masz szansę powiedzieć: „Cześć, nazywam się…”, przed ubraniem artysty na duże wydarzenie. Trzeba szybko rozgryźć jego styl, osobowość i sposób na stworzenie czegoś, co mu odpowiada, jednocześnie radząc sobie z dużą presją. Niełatwo nawiązać prawdziwy kontakt w takiej sytuacji.
Z Björk jest zupełnie inaczej. Nie musimy się spieszyć. Zamiast tego budujemy na latach współpracy, zaufaniu i głębszym zrozumieniu wizji drugiej osoby. To pozwala nam przekraczać granice i tworzyć prace, które nie tylko nas kreatywnie spełniają, ale są także trwałe.
Trasa „Cornucopia” na przestrzeni lat była wyzwaniem, szczególnie jeśli chodzi o utrzymanie strojów Balmain stworzonych specjalnie dla Björk i jej muzyków w idealnym stanie na kolejne występy w różnych krajach. A zaczęło się od tego, że gdy zobaczyłam pokaz haute couture Oliviera Rousteinga, pomyślałam, że kształty i kolory będą idealnie pasować do „Cornucopii”. Później dowiedziałam się, że projektant zaprosił Björk na pokaz Balmain i że niektóre jego elementy były inspirowane nią – to zabawne, jak wszechświat czasami tworzy takie małe iluminacje.
W języku islandzkim jest takie słowo, które zasadniczo oznacza, że „jesz wszystko”, i tak samo czuję, jeśli chodzi o modę. Patrzę wszędzie. Björk otworzyła mnie na nieoczywiste: dzięki niej ważne jest dla mnie zachowanie otwartych oczu i umysłu… Współpracowałam z obiecującymi awangardowymi projektantami na długo, zanim stało się to popularne. Obie uwielbiamy wplatać w projekt elementy nieoczekiwane, a współpraca Balmain i Björk to jedna z takich nieoczekiwanych, choć sprawdziła się idealnie.
Na każdym kolejnym koncercie włączałam również stroje innych projektantów, co było możliwe tylko dzięki ich hojności i wsparciu, a niektórzy stali się dobrymi przyjaciółmi i rodziną podczas tej przygody. Często można mnie było zobaczyć, jak przedzieram się na lotnisku przez odprawę celną z ogromnymi torbami na ubrania wypełnionymi strojami na następny występ, zapewniając, że to moje stroje ślubne, które absolutnie muszę nieść w ręku – bez względu na ich rozmiar.
Po zebraniu zamówionych strojów, przymiarki i poprawki odgrywają deydującą rolę w osiągnięciu idealnego wyglądu. Dbałość o szczegóły nie tylko poprawia estetykę, ale także zapewnia, że stroje są wygodne i funkcjonalne.
Jako stylistka jestem w pewnym sensie „artystą do wynajęcia”, co nie zawsze musi się przekładać na taką samą przyjemność pracy z każdym. Ale ja równie mocno angażuję się w każdy projekt.
Dla artystów garderoba może również pełnić rolę tarczy między nimi a publicznością, jednocześnie pomagając im w opowiadaniu historii.
To mi pomaga w relacjach z ludźmi, ponieważ z natury jestem bardziej introwertyczką, ale moje wybory modowe są ekstrawertyczne. Moją nieśmiałość i wycofanie ludzie często mylą z byciem obojętnym, za to mój styl jest odważny.
Ale tak naprawdę każdy nowy projekt przynosi własne, unikalne źródło inspiracji.
Bo moda to nie tylko ubrania – ma tak wiele warstw. To jak igrzyska olimpijskie kreatywności, z mnóstwem wpływów. Nie może w niej chodzić tylko o konsumpcjonizm, bo kryje się za nią o wiele więcej. Niestety, dziś bardziej przypomina biznes.
Cóż, ponieważ to nie hobby, a biznes, wiele z tych firm zdaje sobie sprawę, że mogą dużo zarobić, więc zatrudniają ludzi, których głównym celem jest maksymalizacja zysków. W tym procesie dolar często staje się ważniejszy niż sam produkt.
To, co naprawdę cenię u niektórych projektantów, to to, że pozostają wierni sobie. Jest kilka firm, które pozostają niezależne i nie chodzi o to, że są nudne, bo rzekomo robią to samo, nie, one zachowują swoją tożsamość. Na przykład, zawsze wiadomo, kiedy coś jest od Ricka Owensa; jest to natychmiast rozpoznawalne, ponieważ mają wyraźny, charakterystyczny głos. Nie decydują się nagle na różowe tutu, bo jakiś influencer ogłosił to kolejnym wielkim trendem. Potrzeba bardzo silnej i utalentowanej wizji, żeby się jej trzymać i nie słuchać głosu zza kulis: „Moglibyśmy zarobić więcej”. Bo w modzie nie chodzi tylko o pieniądze – chodzi o sztukę.
Dla mnie osobiście media społecznościowe były wspaniałym źródłem inspiracji, a także pomocnym narzędziem do odkrywania nieznanych projektantów i nawiązywania kontaktów. Ich wadą jest to, że są złodziejami czasu i mogą stwarzać złudzenie, że trawa jest bardziej zielona gdzie indziej. Mogą tworzyć nierealistyczne standardy i przesyt. Jak wiele rzeczy, są świetne w odpowiedniej dawce.
Jednak to, co daje szkoła, a co jest potrzebne styliście, to wiedza z zakresu mody i historii sztuki oraz podstaw szycia, kroju i tworzenia ubrań. Innym narzędziem, które osobiście bardzo mi pomogło, jest moje taneczne doświadczenie – wiedza o tym, jakie kostiumy są potrzebne, aby artyści mogli się swobodnie poruszać i wyrażać siebie.
Poza tym, będąc stylistą trzeba być nie tylko kreatywnym, ale także dobrze zorganizowanym, umieć się komunikować, delegować zadania i być elastycznym. Trzeba słuchać, być otwartym na współpracę i szanować pomysły każdego, jednocześnie potrafiąc je edytować, aby stworzyć spójny i udoskonalony produkt. Poszanowanie roli każdego jest również bardzo istotne – większość moich projektów wymaga zaangażowania całej wioski i każdy jest ważny w tym procesie.
Godziny pracy są często długie, a warunki bywają bardzo zróżnicowane i czasami niezwykle trudne, zwłaszcza w różnych lokalizacjach. Dlatego każdy, kto chce zacząć stylizować dla prestiżu, powinien znaleźć inną pracę.
Jestem po prostu niesamowicie wdzięczna za pracę, dzięki której budzę się każdego dnia podekscytowana. Robiąc to, co robię, mogę być częścią ciągle rozwijającego się zbioru ekscytujących projektów, a także poznawać ludzi, od których się uczę, i którymi się inspiruję. Mam nadzieję, że to się nigdy nie skończy.
Uwielbiam obserwować, jak marzenia, wizja i współpraca zespołu łączą się w całość. Ożywienie wyobraźni Björk to ciężka praca, ale jednocześnie przywilej. Ona ma dużą wiedzę o modzie; kiedy widzi ubranie, naprawdę rozumie, co projektant chce powiedzieć. To pełne szacunku podejście, a przecież chodzi tu o prawdziwą współpracę między projektantem a artystą.
Postrzegam modę jako wizualne przedłużenie tożsamości i brzmienia muzyka. Relacja między modą a muzyką zawsze była nierozerwalnie związana. W dzisiejszym świecie ta relacja ewoluowała, stając się jeszcze ważniejszym elementem tego, jak artysta się prezentuje na scenie i wzmacnia swoją muzyczną tożsamość oraz markę.