Edda Guðmundsdóttir
„Wszystko zaczyna się od muzyki Björk”
18 października 2025
tekst: Magdalena Łukasiak
zdjęcia: Magdalena Łukasiak dla LIBERTYN.eu (Edda); Santiago Felipe (Björk)
Talent Björk, jednej z najważniejszych i najoryginalniejszych wokalistek naszych czasów, do przełożenia swojej muzykalności na różnorodne media artystyczne, jest niezaprzeczalny. Wyrafinowane scenografie, instrumenty na zamówienie, eteryczne projekcje w tle i odważne kostiumy łączą się, aby na nowo zdefiniować, czym może być koncert. Ostatnia trasa to najambitniejsze dzieło Islandki – niesamowite połączenie dźwięku, obrazu i technologii. „Cornucopia” nie robiłaby aż takiego wrażenia, gdyby nie Edda Guðmundsdóttir. To ona ożywiła wizję artystki za pomocą ekscentrycznych strojów. – Moda to nie tylko ubrania. To jak igrzyska olimpijskie kreatywności – mawia ulubiona stylistka Björk. Będzie można się o tym przekonać od 24 października, gdy na rynku ukaże się pakiet płyt i DVD „Björk: Cornucopia”, będący zapisem trwającego 5 lat tournée.

Jeśli kiedykolwiek byliście świadkiem występu Björk na żywo, wiecie, że oglądanie jej na scenie to coś w rodzaju duchowego doświadczenia. Od momentu, gdy wychodzi na scenę, aż do ostatniego ukłonu, Islandka wciąga publiczność do wizjonerskiego świata, który sama dla siebie stworzyła. Zabiera w podróż przez swoją nieskończoną wyobraźnię. Jej ostatni spektakl był tego najbardziej spektakularnym dowodem.

W trakcie „Cornucopia Tour” – trwającej od 2019 do 2023 roku – odbyło się czterdzieści pięć koncertów na całym świecie, w tym w Krakowie. Wszystkie łączyło jedno: nowoczesne technologie płynnie zespalały się z tradycyjnymi formami sztuki teatralnej. Scena przekształcała się w bujny krajobraz pulsujący cyfrowo renderowaną florą i fauną, które eksplodowały tuż za śpiewającą Björk i jej zespołem, w skład którego wchodziło 10 różnych artystów, a także słynny islandzki chór Hamrahlíð, w którego szeregach, co ciekawe, występowała jako nastolatka.

– Moim zamiarem było przeniesienie tego, co stworzyliśmy dla VR XXI wieku, do teatru XIX wieku – z zestawu słuchawkowego na scenę, by dźwięk stał się „kinowy”, z obrazem na 24 ekranach – oceniła Islandka, która w listopadzie, w co trudno uwierzyć, skończy 60 lat.

Była w tym równowaga między naturą a technologią. Drewniane, metalowe i szklane materiały, powierzchnie o fakturze grzybni, tkaniny z kwiatowymi wzorami, a także bogate kolory i kształty płynnie łączyły się w wyrafinowanej scenografii, składającej się np. z 27 ruchomych kurtyn i ekranów LED z oprogramowaniem audiowizualnym 360 stopni. Specjalnie wykonane instrumenty i przestrzenie dźwiękowe przesunęły granice tradycyjnego performansu. Harfa, alufon, okrągły flet, bębny wodne i komora pogłosowa przypominająca prywatną kaplicę, specjalnie zaprojektowana przez architekta dźwięku, wzbogacały zarówno akustyczny, jak i intymny wymiar występów Björk.

„Cornucopia” to w pełni immersyjne, bogate emocjonalnie doznanie na żywo, które wzmacniają szalenie konceptualne, awangardowe stylizacje Eddy Guðmundsdóttir, wieloletniej przyjaciółki i współpracowniczki, z którą piosenkarka ściśle kooperowała, starając się jednocześnie wtopić w sceniczny krajobraz, jak i wyróżnić się z niego. Pomagały jej w tym projekty m.in. Johna Galliano, Iris Van Herpen, Ricka Owensa, Noir Kei Ninomiya, Roberta Wuna i Micol Ragni oraz marek Loewe, Gucci, Moncler i Balmain, a do tego maski Jamesa Merry’ego, które stworzył ze wszystkiego: od lateksu, przez miedź, po koronkę.

– Widząc ją i zespół występujący na scenie w kostiumach, wciąż miałam łzy w oczach. Z natury jestem niesamowicie ambitna i mam w sobie dużo z perfekcjonistki, więc zazwyczaj znajduję coś, co mogłoby być lepsze. Jednak „Cornucopia” daje mi satysfakcję – nie kryje dumy Guðmundsdóttir, która dzieli swój czas między Londyn, Los Angeles, Paryż i rodzinny Reykjavík.

Jako stylistka i konsultantka kreatywna, zajmuje się stylizacją artystów, reklamami, pokazami mody i projektowaniem kostiumów. Na liście jej klientów są m.in. Lexus, Pepsi, Maybelline, Jo Malone, Rambert Dance Company, współpracuje też z magazynami „Acne Paper”, „AnOther”, „Purple” i „Vogue Scandinavia”. Choć ubierała m.in. Maroon 5, Imagine Dragons i Nicki Minaj, stylizowała Mariah Carey, a także stworzyła garderobę do teledysków Taylor Swift, Jennifer Lopez czy Travisa Scotta, to u boku Björk dokonała cudu, przekształcając muzykę piosenkarki w globalnie rozpoznawalne doświadczenie, przy okazji kreując ją na jedną z największych ikon mody naszych czasów.

Islandka od 2015 roku pozostaje jej najbardziej inspirującą partnerką w pracy, a ponieważ w przyszłym tygodniu ukaże się na rynku „Björk: Cornucopia”, będąca m.in. filmowym zapisem tournée dla tych, którzy nie widzieli spektaklu na żywo, nasza korespondentka, Magdalena Łukasiak, spotkała się z Eddą w Reykjavíku, by zrobić z nią jedyny dla polskich mediów wywiad, a także ją sfotografować.

— Jak wyglądała Twoja podróż z północnej Europy na międzynarodową scenę mody?
— Pochodzę z zimnych, pięknych krajobrazów Islandii. Moja podróż nie była prosta; wiodła od tańca do mody. Opuściłam Islandię w wieku 16 lat, mocno zaangażowana w balet współczesny, ale moda zawsze była w moim sercu. Przemiana z tancerki w stylistkę nie była nagła, ale stopniowa.
— Przemiana zaczęła się w Nowym Jorku.
— Nowy Jork był tyglem doświadczeń. Gdy uczyłam się w szkole tańca poznałam faceta, projektanta mody z Afryki, zamieszkaliśmy razem, a nasz związek stał się katalizatorem mojego głębokiego zanurzenia się w modzie. Coraz bardziej angażowałam się w jego firmę, m.in. pomagając w projektach… Początkowo moda wydawała się jedynie przedłużeniem moich innych pasji, które się pokrywały, ale szybko stało się jasne, że to moje powołanie. Straciłam pasję do tańca, w którym istniały sztywne zasady, jak się ubierać, żeby wyrazić siebie i kim należy być. Kiedy więc poznałam ludzi ze świata mody, poczułam niesamowitą wolność i swobodę. Zauważyłam, że wyrażanie siebie w modzie sprawia mi o wiele więcej radości.

Wtedy jedną z moich najlepszych przyjaciółek była fotografka mody. Zaczęłam więc eksperymentować, pomagając jej i mojemu chłopakowi w sesjach zdjęciowych, a kula śnieżna powoli rosła. Odkryłam, że ekscytacja związana z tworzeniem czegoś namacalnego, co mogłoby wyrażać indywidualność i emocje, była nieporównywalna z niczym innym. Wówczas ciągle mnie też ktoś pytał: „Och, jesteś taka stylowa. Czy mogłabyś mi pomóc z sesją zdjęciową? Czy podoba ci się mój styl ubierania?”. Więc stopniowo zaczęłam eksperymentować, choć na początku wydawało mi się to śmieszne, bo przecież ludzie ubierają się tak, jak chcą, a poza tym, nie czułam, że to może być prawdziwa praca.

I od tamtej pory nie oglądam się za siebie. Miałam 19 lat, gdy przestałam tańczyć, całkowicie to rzuciłam i tak naprawdę nie chciałam już mieć z tym nic wspólnego. Ale potem, kilka lat później, gdy zajmowałam się już modą, poznałam choreografa, który prowadził zespół taneczny w Nowym Jorku. Zaprosił mnie do współpracy przy kostiumach dla swojego zespołu. Odtąd pracuję z tancerzami, a także przy teledyskach, gdzie ruch jest istotą. Więc wszystko zatoczyło koło.
— Jest jakiś konkretny moment lub doświadczenie z dzieciństwa na Islandii, które sprawiło, że zainteresowałaś się modą?
— Dorastanie w odizolowanym od reszty świata kraju, w czasach przed mediami społecznościowymi, ukształtowało mój podziw dla różnych kultur, które poznawałam głównie poprzez modę, muzykę i film. Wtedy były u nas tylko dwie stacje telewizyjne, z jednym programem muzycznym emitowanym raz w tygodniu i zaledwie kilka księgarń sprzedających międzynarodowe magazyny mody. Programy z teledyskami były dla mnie ogromną inspiracją, a zaglądanie do księgarń, by godzinami kartkować kultowe gazety, takie jak „i-D” i „The Face”, zdecydowanie ukształtowało mój modowy gust. Byłam pod dużym wpływem muzyki i estetyki punkowej i new romantic, co zresztą pozostało ze mną na długie lata. Tańczyłam wtedy również balet i chłonęłam wszystko, co łączy ruch, modę, sztukę i muzykę.

Lubiłam modę od kiedy pamiętam, od dziecka interesowało mnie opowiadanie historii za pomocą ubrań. Jako nastolatka zawsze zgłaszałam się na ochotnika, aby zająć się kostiumami do szkolnych przedstawień i projektów przyjaciół.

Dorastałam z cudowną osobą – moją drogą przyjaciółką, Elsą Haraldsdottir. Była stylistką fryzur i zatrudniła mnie, gdy miałam 10 lat, w roli modelki i tancerki do występów w jej pokazach fryzur. Następnie awansowała mnie na choreografkę, a w końcu na stylistkę. Dzięki niej dostałam również pierwszą pracę jako stylistka za granicą – dla firmy fryzjerskiej Redken.
— Islandzkie dziedzictwo wpłynęło na to, co i jak dziś robisz?
— Moje korzenie głęboko wpływają na moją filozofię estetyczną i twórczą. Ostre kontrasty, surowa pogoda, dramatyczne krajobrazy, czystość natury i odporność w obliczu przeciwności, które charakteryzują Islandię i jej mieszkańców, przenikają do mojej pracy.

Uwielbiam na nowo odkrywać tę równowagę między ekstremami, którą islandzka przyroda tak dobrze uosabia. Piękno i intensywność tego doświadczenia to coś, z czym dorastałam i co nadal podziwiam. Najbardziej lubię tutejsze lato. Chociaż dobre dni są rzadkie, kiedy już się zdarzają, letni dzień na Islandii bije każdy inny. Słońce jest tak czyste i nisko, a w powietrzu unosi się to wyjątkowe uczucie, które trudno opisać, ale wiesz, kiedy tam jest. A potem jest jeszcze mrok zimy. Nie uważam tego za coś złego. Islandzka natura, z jej cyklami światła i ciemności, ma swoje piękno. Mrok to spokój, a kiedy nadchodzi lato, czujesz, że znów żyjesz.

Dlatego, pomimo doświadczeń zebranych z całego świata, Islandia pozostaje sercem moich inspiracji.
— Islandia nauczyła Cię także samodzielności.
— Latem wszyscy uczniowie mieli ponad trzy miesiące wakacji. Miało nam to pomóc przygotować się do „prawdziwego” życia i radzić sobie z najróżniejszymi sytuacjami – w tym czasie podejmowaliśmy się różnych prac. Ja byłam m.in. opiekunką do dzieci, sprzątaczką i towarzyszką osób starszych. Byłam również instruktorką aerobiku i baletu, roznosiłam gazety.

Najgorzej poszło mi w kwiaciarni. Kocham kwiaty i rośliny, ale niemal wszystkie w sklepie zabiłam przez nadmierną troskę – pracowałam sama, klienci rzadko przychodzili, więc za często je podlewałam. [śmiech]
— Islandia łączy Cię z Björk. Jak Wasze pochodzenie wpływa na tę relację?
— Właściwie dorastałyśmy razem na Islandii – chodziłyśmy do tej samej szkoły i miałyśmy wielu wspólnych znajomych. W tamtych czasach nastolatki w Reykjavíku nie miały zbyt wielu możliwości… W weekendy chodziliśmy do centrum i po prostu w kółko spacerowaliśmy, popijając domowe mieszanki alkoholowe. Spędzaliśmy godziny na spotkaniach ze znajomymi, imprezowaniu i rozmowach o muzyce punkowej i ubraniach.

Ale dopiero po latach zaczęła się nasza zawodowa współpraca. Gdy spotkałyśmy się na urodzinach znajomej, ona zaproponowała, że ​​odwiezie mnie do domu po imprezie. Już wcześniej pracowałam jako stylistka za granicą i zawsze podziwiałam styl Björk. Jestem strasznie nieśmiała, więc musiałam zebrać całą swoją odwagę, żeby wykrzyczeć, że chętnie pomogę jej z garderobą. Wkrótce potem zadzwoniła do mnie z prośbą o pomoc w jednym z projektów. I tak się zaczęło.

Dziś nasze porozumienie wykracza poza powierzchowny poziom, a mocna więź wzbogaca pracę. Czerpiemy też z tych samych kulturowych kodów, wspólnego dziedzictwa, co trudno jest mi znaleźć w pracy z kimś pochodzącym z innego kraju. Z Björk czuję się prawie tak, jakbym pracowała z rodziną. To sprawia, że proces twórczy jest płynniejszy i bardziej naturalny.
— Utrzymywanie relacji – czy to romantycznej, czy zawodowej – przez tak długi czas z drugą osobą jest dość trudne. Czy nadal masz z Björk tę iskrę, to kreatywne połączenie, jak na początku?
— Björk zawsze miała niesamowicie jasną wizję. Jest kimś, kto spędza dużo czasu nad swoimi pomysłami na długo zanim zaprosi kogokolwiek do procesu twórczego. Naprawdę zanurza się w tym, co tworzy, i widać to w jej pracy. Dla mnie zawsze było to niesamowicie interesujące, a czasami bardzo trudne. Za każdym razem, gdy współpracujemy, jestem podekscytowana, aby zobaczyć, co wymyśli, ponieważ zawsze jest to coś świeżego i nieoczekiwanego.

Po tak wielu latach wspólnej pracy myślę, że to, co również czyni naszą relację wyjątkowo trwałą, to fakt, że pochodzimy z Islandii. Obie znamy dźwięki islandzkich ptaków, specyficzne kolory krajobrazu, zapach kwiatów lub mchu. To właśnie te małe rzeczy pozwalają nam nawiązać głębsze porozumienie, rozumieć się bez potrzeby wyjaśniania. Często nie musimy zaczynać od podstaw, możemy od razu przejść do kreatywnego myślenia.

To połączenie naprawdę nas wyróżnia, zwłaszcza jeśli porównam je do pracy z innymi celebrytami. W takich przypadkach proces jest znacznie bardziej pospieszny. Mogę spotkać kogoś po raz pierwszy, a następnego dnia ten ktoś oczekuje ode mnie, że go wystylizuję, nie wiedząc zbyt wiele o tym, kim jest, ani czego chce. To jak wrzucanie na głęboką wodę – czasami ledwo masz szansę powiedzieć: „Cześć, nazywam się…”, przed ubraniem artysty na duże wydarzenie. Trzeba szybko rozgryźć jego styl, osobowość i sposób na stworzenie czegoś, co mu odpowiada, jednocześnie radząc sobie z dużą presją. Niełatwo nawiązać prawdziwy kontakt w takiej sytuacji.

Z Björk jest zupełnie inaczej. Nie musimy się spieszyć. Zamiast tego budujemy na latach współpracy, zaufaniu i głębszym zrozumieniu wizji drugiej osoby. To pozwala nam przekraczać granice i tworzyć prace, które nie tylko nas kreatywnie spełniają, ale są także trwałe.
— Na trasę koncertową „Cornucopia” ubrałaś Björk w ponad 40 strojów. Jak tworzyłaś tak obszerną garderobę?
— Wszystko zaczyna się i pochodzi od muzyki Björk. Z każdym albumem tworzy cały wizualny świat i postaci, w które się wciela. Stroje służą jako wizualne skróty do dźwięków. Ona opisuje swoją muzykę obrazami, kolorami, kształtami i fakturami, a moim celem jako stylistki jest pomóc jej osiągnąć tę wizję od strony modowej. Im dłużej ze sobą pracowałyśmy, tym bardziej uczyłam się jej języka, a nasze zaufanie i zespolenie stawały się silniejsze. Ale i tak ona sama zawsze dobiera ostateczny styl i sama znajduje wiele stylizacji. Potrafi na sesję zdjęciową przywieźć z domu walizkę z ubraniami, ma świetne oko do odkrywania wschodzących artystów i projektantów.

Trasa „Cornucopia” na przestrzeni lat była wyzwaniem, szczególnie jeśli chodzi o utrzymanie strojów Balmain stworzonych specjalnie dla Björk i jej muzyków w idealnym stanie na kolejne występy w różnych krajach. A zaczęło się od tego, że gdy zobaczyłam pokaz haute couture Oliviera Rousteinga, pomyślałam, że kształty i kolory będą idealnie pasować do „Cornucopii”. Później dowiedziałam się, że projektant zaprosił Björk na pokaz Balmain i że niektóre jego elementy były inspirowane nią – to zabawne, jak wszechświat czasami tworzy takie małe iluminacje.

W języku islandzkim jest takie słowo, które zasadniczo oznacza, że „jesz wszystko”, i tak samo czuję, jeśli chodzi o modę. Patrzę wszędzie. Björk otworzyła mnie na nieoczywiste: dzięki niej ważne jest dla mnie zachowanie otwartych oczu i umysłu… Współpracowałam z obiecującymi awangardowymi projektantami na długo, zanim stało się to popularne. Obie uwielbiamy wplatać w projekt elementy nieoczekiwane, a współpraca Balmain i Björk to jedna z takich nieoczekiwanych, choć sprawdziła się idealnie.
— Jednak po COVID-19 połowa tych strojów zaginęła…
— … były tylko w jednym egzemplarzu i niesamowicie trudno było mi je odtworzyć, ale dzięki utalentowanym krawcowym z całego świata i wsparciu zespołu domu mody Balmain, udało się.

Na każdym kolejnym koncercie włączałam również stroje innych projektantów, co było możliwe tylko dzięki ich hojności i wsparciu, a niektórzy stali się dobrymi przyjaciółmi i rodziną podczas tej przygody. Często można mnie było zobaczyć, jak przedzieram się na lotnisku przez odprawę celną z ogromnymi torbami na ubrania wypełnionymi strojami na następny występ, zapewniając, że to moje stroje ślubne, które absolutnie muszę nieść w ręku – bez względu na ich rozmiar.
— Jakie to było uczucie, gdy Björk w końcu ożywiła kostiumy na scenie?
— Widząc ją i zespół występujący na scenie w tych wszystkich kostiumach, wciąż miałam łzy w oczach. Z natury jestem niesamowicie ambitna i mam w sobie wiele z perfekcjonistki, więc zazwyczaj znajduję coś, co moim zdaniem mogłoby być lepsze. Jednak „Cornucopia” daje mi satysfakcję. Jestem dumna z tego, co udało się nam stworzyć.
— Którą część swojej pracy nad stworzeniem garderoby na potrzeby „Cornucopii” lubiłaś najbardziej?
— Zawsze, bez względu na projekt, ulubionym aspektem mojej pracy jest faza badawcza. Mam wtedy swobodę marzeń o wszystkich możliwościach i pracy z wyobraźnią, zanim w grę wejdą ograniczenia budżetowe, dostępność kreacji, czas, lokalizacje i wszelkiego rodzaju inne kwestie praktyczne.
— Jak zazwyczaj wygląda Twój proces twórczy: od koncepcji do realizacji?
— Różni się w zależności od projektu, ale generalnie każdy zaczyna się od tematu lub historii, która tworzy spójną wizję. Słuchanie klientów jest kluczowe, ponieważ gwarantuje uszanowanie ich stylu i koncepcji. Kluczowe jest poznanie ich upodobań i antypatii oraz wszelkich szczegółów, które sobie wyobrażają. W miarę jak wstępne pomysły klientów stają się coraz bardziej klarowne, wtedy ja dzielę się z nimi swoimi pomysłami i sugestiami, a na końcu razem opracowujemy wspólną koncepcję. Proces ten zazwyczaj obejmuje wizualne odniesienia, takie jak moodboardy, szkice i próbki tkanin, które pomagają doprecyzować całość i upewnić się, że wszyscy są zgodni przed przejściem do finalnych produktów. Ważne jest również zachowanie przez cały czas elastyczności, na wypadek gdyby klient zmienił zdanie lub pojawiły się nowe pomysły, co zdarza się najczęściej.

Po zebraniu zamówionych strojów, przymiarki i poprawki odgrywają deydującą rolę w osiągnięciu idealnego wyglądu. Dbałość o szczegóły nie tylko poprawia estetykę, ale także zapewnia, że ​​stroje są wygodne i funkcjonalne.
— Balet, którego uczyłaś się od najmłodszych lat, wpływa na sposób, w jaki myślisz o ruchu w pracy nad stylizacją?
— Pomógł mi zrozumieć, jak manipulować ubraniami, aby ułatwić osobie noszącej strój lepiej wyrazić siebie poprzez garderobę. Jako była tancerka rozumiem ruch i wiem, jak materiał powinien się układać, a jednocześnie nie ograniczać ruchów i dobrze wyglądać. Ale nade wszystko to dyscyplina wymagana w byciu profesjonalną tancerką okazała się najważniejsza w moim zawodowym życiu.

Jako stylistka jestem w pewnym sensie „artystą do wynajęcia”, co nie zawsze musi się przekładać na taką samą przyjemność pracy z każdym. Ale ja równie mocno angażuję się w każdy projekt.
— Każdy za pomocą mody może ukształtować swoją tożsamość?
— Wierzę, że ubrania mogą pozwolić ludziom wyrazić swoją indywidualność, osobowość, przekonania i emocje. To, co nosimy, może komunikować nasze wartości, zainteresowania i nastrój, czyniąc modę potężnym narzędziem samoekspresji. Poprzez odzież można również mówić o dziedzictwie kulturowym, tradycji i przynależności społecznej. Moda może pomóc ludziom prezentować się w sposób, który jest zgodny z tym, jak chcą być postrzegani. Moda to nie tylko ubrania, to element definiowania siebie.

Dla artystów garderoba może również pełnić rolę tarczy między nimi a publicznością, jednocześnie pomagając im w opowiadaniu historii.
Björk: „Zawsze miałam bardzo zdecydowane poglądy, ale nie wiedziałam, jak współpracować z branżą mody. Pojawiał się stylista pełen dobrych intencji, ale z rzeczami, które do mnie nie pasowały. Mówił: »Och, po prostu wybierzmy najdziwniejsze projekty, jakie uda nam się znaleźć«. Ale to, że jest dziwne, nie oznacza, że ​​mi się spodoba. To nie takie proste. Właściwie jestem dość wybredna. To dzięki pomocy Eddy udało mi się bardziej harmonijnie wkomponować modę w występy na żywo. Gdybym ją miała w latach 90., zrobiłabym to już wtedy. Jeśli teraz musiałabym robić to wszystko sama, pomyślałabym: »Pieprzyć to! Wolę napisać kwartet smyczkowy«”
— Jak opisałabyś swój osobisty styl?
— Prywatnie skłaniam się ku ubraniom, które mają jakąś historię lub zabawny charakter. Z biegiem lat nauczyłam się również doceniać kunszt wykonania i background stojący za ubraniami, szukając projektantów, którzy opowiadają historię poprzez swoją pracę. Coś, co wydaje się bardziej osobiste i ekspresyjne, gdzie każdy element jest nie tylko ubraniem, ale także tematem do rozmowy.

To mi pomaga w relacjach z ludźmi, ponieważ z natury jestem bardziej introwertyczką, ale moje wybory modowe są ekstrawertyczne. Moją nieśmiałość i wycofanie ludzie często mylą z byciem obojętnym, za to mój styl jest odważny.
— Kim są Twoje ikony mody lub inspiracje?
— Inspiruje mnie tak wiele różnych ikon mody, jak również filmy i samo życie, a lista stale się wydłuża. Oto kilka przykładów, bez określonej kolejności: projektanci mody Vivienne Westwood, Rei Kawakubo, Junya Watanabe, Rick Owens i Noir Kei Ninomiya; niemieccy artyści: reżyser Rainer Werner Fassbinder oraz piosenkarze Klaus Noemi i Nina Hagen; Gustav Klimt; Siergiej Diagilew i balet rosyjski; Annie Frank; Ru Paul; David Bowie; Grace Jones; lata 80.; punk; new romantic; dandyzm; anime; subkultura gotycka; surrealizm; dadaizm… Są też stare filmy „Nocny portier” czy „Zagadka nieśmiertelności”, ludzie na ulicy, islandzka natura, Björk, moi przyjaciele, a przede wszystkim moi rodzice.

Ale tak naprawdę każdy nowy projekt przynosi własne, unikalne źródło inspiracji.
— Branża mody jest ogromna i ciągle się zmienia. Jak postrzegasz jej obecny stan?
— Jest w ciągłym ruchu, balansuje na granicy między komercją a kreatywnością. Chociaż dążenie głównie do zysku jest niezaprzeczalne, jestem podbudowana osobami w branży, którym udaje się zachować swoją twórczą integralność. To trudna równowaga, ale kluczowa dla ducha mody.

Bo moda to nie tylko ubrania – ma tak wiele warstw. To jak igrzyska olimpijskie kreatywności, z mnóstwem wpływów. Nie może w niej chodzić tylko o konsumpcjonizm, bo kryje się za nią o wiele więcej. Niestety, dziś bardziej przypomina biznes.
— W jakim kierunku zmierza?
— Właśnie wróciłam z Paryskiego Tygodnia Mody i kiedy patrzy się na pokazy znanych, dużych marek, czasami wszystko się ze sobą zlewa. Nie bez znaczenia jest częsta rotacja dyrektorów kreatywnych, która prowadzi do wypalenia zawodowego, a sama branża stała się bardzo upolityczniona. Nie chodzi już tylko o kunszt ubioru – i pod pewnymi względami ta zmiana wydaje się niefortunna.

Cóż, ponieważ to nie hobby, a biznes, wiele z tych firm zdaje sobie sprawę, że mogą dużo zarobić, więc zatrudniają ludzi, których głównym celem jest maksymalizacja zysków. W tym procesie dolar często staje się ważniejszy niż sam produkt.
— Chodzi bardziej o pieniądze, a mniej o sztukę?
— Tak, dość często. Oczywiście są marki i projektanci, którzy nadal stawiają kreatywność i artyzm ponad zyski.

To, co naprawdę cenię u niektórych projektantów, to to, że pozostają wierni sobie. Jest kilka firm, które pozostają niezależne i nie chodzi o to, że są nudne, bo rzekomo robią to samo, nie, one zachowują swoją tożsamość. Na przykład, zawsze wiadomo, kiedy coś jest od Ricka Owensa; jest to natychmiast rozpoznawalne, ponieważ mają wyraźny, charakterystyczny głos. Nie decydują się nagle na różowe tutu, bo jakiś influencer ogłosił to kolejnym wielkim trendem. Potrzeba bardzo silnej i utalentowanej wizji, żeby się jej trzymać i nie słuchać głosu zza kulis: „Moglibyśmy zarobić więcej”. Bo w modzie nie chodzi tylko o pieniądze – chodzi o sztukę.
— Naprawdę to rozumiem. Pozostanie wiernym swojej pasji i sztuce, zamiast rezygnować z niej dla pieniędzy, jest niezwykle ważne. Oczywiście, musimy zarabiać – bycie głodującym artystą to nie jest ideał. Ale znalezienie równowagi jest kluczowe.
— Dokładnie! To coś, co często powtarzam młodym, początkującym projektantom. Czasem mówią: „Chcę po prostu zrobić coś szalonego, na przykład spodnie z trzema nogawkami”. I oczywiście, to świetnie, ale muszą też znaleźć sposób, żeby to się sprawdziło komercyjnie. W końcu moda to biznes. Jeśli nie da się na tym zarobić, to tylko hobby. Ale jest cienka granica – trzeba uważać, żeby nie stracić z oczu tego, kim się jest i jak chce się wyrazić siebie.
— Jaki wpływ, Twoim zdaniem, mają media społecznościowe na modę: pozytywny czy negatywny?
— Platformy mediów społecznościowych zwiększyły dostępność między projektantami, markami, influencerami i globalną publicznością mody. Wzmocniły głosy z różnych kultur, środowisk i estetyk, prowadząc do bardziej zróżnicowanej reprezentacji w modzie. Co jest ważne.

Dla mnie osobiście media społecznościowe były wspaniałym źródłem inspiracji, a także pomocnym narzędziem do odkrywania nieznanych projektantów i nawiązywania kontaktów. Ich wadą jest to, że są złodziejami czasu i mogą stwarzać złudzenie, że trawa jest bardziej zielona gdzie indziej. Mogą tworzyć nierealistyczne standardy i przesyt. Jak wiele rzeczy, są świetne w odpowiedniej dawce.
— A nowe technologie?
— Już teraz obserwujemy w świecie mody olbrzymi postęp technologiczny, jak druk 3D, rozwój nowych i bardziej zrównoważonych materiałów, np. biotkaniny, tkaniny hodowane laboratoryjnie i pochodzące z recyklingu, co pomaga zmniejszyć wpływ produkcji odzieży na środowisko. Szycie na żądanie zmienia sposób produkcji ubrań, redukując ilość odpadów i umożliwiając tworzenie bardziej innowacyjnych projektów. Myślę również, że sztuczna inteligencja może być potężnym narzędziem, które pomoże w nawigacji po przyszłych trendach w modzie, produkcji i doświadczeniach zakupowych.
— Jakiej rady udzieliłabyś komuś, kto dopiero zaczyna karierę w stylizacji mody?
— Wykorzystuj wszystkie możliwe okazje, jakie się pojawiają, pracując jako asystent stylisty. Uważam, że to najlepszy sposób na naukę. Stylizacji nie da się nauczyć w szkole, to praca, której tajniki poznaje się poprzez doświadczenie, próby i błędy. Ja wciąż uczę się czegoś nowego, w każdej kolejnej pracy.

Jednak to, co daje szkoła, a co jest potrzebne styliście, to wiedza z zakresu mody i historii sztuki oraz podstaw szycia, kroju i tworzenia ubrań. Innym narzędziem, które osobiście bardzo mi pomogło, jest moje taneczne doświadczenie – wiedza o tym, jakie kostiumy są potrzebne, aby artyści mogli się swobodnie poruszać i wyrażać siebie.

Poza tym, będąc stylistą trzeba być nie tylko kreatywnym, ale także dobrze zorganizowanym, umieć się komunikować, delegować zadania i być elastycznym. Trzeba słuchać, być otwartym na współpracę i szanować pomysły każdego, jednocześnie potrafiąc je edytować, aby stworzyć spójny i udoskonalony produkt. Poszanowanie roli każdego jest również bardzo istotne – większość moich projektów wymaga zaangażowania całej wioski i każdy jest ważny w tym procesie.

Godziny pracy są często długie, a warunki bywają bardzo zróżnicowane i czasami niezwykle trudne, zwłaszcza w różnych lokalizacjach. Dlatego każdy, kto chce zacząć stylizować dla prestiżu, powinien znaleźć inną pracę.
— A co Ciebie najbardziej ekscytuje w tej pracy?
— Łączenie granic między kulturami, czerpanie z mojego islandzkiego dziedzictwa, aby inspirować globalną modę. Każdy projekt – trasa koncertowa, teledyski, reklamy i inne – to okazja do eksploracji nowych pomysłów, dalszego poszerzania granic i wnoszenia wkładu w dialog mody jako formy uniwersalnego przekazu.

Jestem po prostu niesamowicie wdzięczna za pracę, dzięki której budzę się każdego dnia podekscytowana. Robiąc to, co robię, mogę być częścią ciągle rozwijającego się zbioru ekscytujących projektów, a także poznawać ludzi, od których się uczę, i którymi się inspiruję. Mam nadzieję, że to się nigdy nie skończy.
— Co jest najtrudniejsze w Twojej pracy?
— Dotrzymywanie nierealnych terminów i budżetów przynosi satysfakcję klientom i mnie samej.
— Z jakiej współpracy z artystą jesteś najbardziej dumna?
— Zabrzmię jak matka, mówiąc, że jestem dumna ze wszystkich moich dzieci. Ale gdybym miała wyróżnić jedno w szczególności, byłyby to koncerty Björk w ramach „Cornucopii”. Pomaganie piosenkarce i dyrektorowi kreatywnemu trasy, Jamesowi Merry’emu, w kształtowaniu jej wizji i świata, jaki wyobraziła sobie na potrzeby tego projektu, oraz dopracowywanie całości przez pięć lat trasy koncertowej, było niezwykle satysfakcjonujące.

Uwielbiam obserwować, jak marzenia, wizja i współpraca zespołu łączą się w całość. Ożywienie wyobraźni Björk to ciężka praca, ale jednocześnie przywilej. Ona ma dużą wiedzę o modzie; kiedy widzi ubranie, naprawdę rozumie, co projektant chce powiedzieć. To pełne szacunku podejście, a przecież chodzi tu o prawdziwą współpracę między projektantem a artystą.
— Co jest najlepszego we współpracy z Björk?
— Jej pasja, etyka pracy i człowieczeństwo. Ciągle mnie motywuje, otwiera mi oczy na nowe pomysły i pozwala nam wszystkim się bawić. Razem z nią.
— Stylizacje na trasę koncertową czy na czerwony dywan – co wolisz?
— Trasa koncertowa na pewno. Opowiedzenie historii za pomocą garderoby i ustalenie wszystkich technicznych aspektów tego, co musi się wydarzyć, aby artysta mógł wystąpić.

Postrzegam modę jako wizualne przedłużenie tożsamości i brzmienia muzyka. Relacja między modą a muzyką zawsze była nierozerwalnie związana. W dzisiejszym świecie ta relacja ewoluowała, stając się jeszcze ważniejszym elementem tego, jak artysta się prezentuje na scenie i wzmacnia swoją muzyczną tożsamość oraz markę.
— Jak radzisz sobie z wymaganiami gwiazd?
— Z uśmiechem. ﹡
Rozmawiała: Magdalena Łukasiak | dziennikarka i fotoreporterka z ponad 15-letnim doświadczeniem. Jej prace publikowane są w renomowanych mediach oraz wystawiane w Polsce i Islandii, gdzie obecnie mieszka

Kopiowanie treści jest zabronione