Stało się światową sensacją i być może najsłynniejszym zdjęciem sportowym wszech czasów. Ludzie je sobie tatuują
11 stycznia 2025
tekst: a + e
Brazylijczyk Gabriel Medina podczas zawodów surfingowych na igrzyskach olimpijskich 2024. Zdjęcie: Jérôme Brouillet
Stało się światową sensacją i być może najsłynniejszym zdjęciem sportowym wszech czasów. Ludzie je sobie tatuują
11 stycznia 2025
tekst: a + e
Stało się światową sensacją i być może najsłynniejszym zdjęciem sportowym wszech czasów. Ludzie je sobie tatuują

Wiedział, że może spodziewać się fajerwerków, gdy zobaczył surfera, Gabriela Medinę, „wskakującego” na najwyższą falę tego dnia na jednym z najtrudniejszych miejsc do surfowania na świecie. Zrobił mu osiem zdjęć. Ale dopiero na koniec dnia odkrył, że jedno z nich stało się światową sensacją. Jérôme Brouillet uchwycił bowiem najpiękniejszy obraz triumfu z igrzysk olimpijskich – złoty medalista unoszący się w powietrzu i wskazujący palcem w niebo, dziękujący Bogu za falę. Teraz, dzięki niemu, Francuz wygrał konkurs World Sports Photography Awards 2025.

Pod względem warunków był to najbardziej pracowity poranek ubiegłorocznych igrzysk olimpijskich. Kiedy fotograf sportowy Jérôme Brouillet obudził się w Teahupo’o na Tahiti usłyszał fale uderzające o rafę. Przez poprzednie dwa dni pracował w stosunkowo spokojnych warunkach, a dziś od południa wiatr miał się zmienić.

Jak każdego ranka pojechał do mariny. 9:30 rano, zawody najlepszych surferów na świecie trwały już 2,5 godziny. Czuł się niemal tak, jakby wszyscy zostali nagrodzeni za cierpliwość, bo fale były wyższe niż się spodziewali. Brazylijczyk Gabriel Medina był na fali dnia, a zatem na dobrej drodze do medalu. On znajdował się na łodzi w obszarze głębszej, spokojniejszej wody z boku fali, gdzie czekał, aż surfer „wyskoczy” – opuści ścianę fali na końcu swojego przejazdu. – Najpierw zrobiłem mu sześć zdjęć na fali, ale wszyscy wiedzieliśmy, że, jak zawsze na koniec, wykona jakiś wyskok albo inny akrobatyczny trik. Jedyny trudny moment to, kiedy on zamierza to zrobić? Bo jestem ślepy! – Brouillet  wspomina w rozmowie z agencją AFP, dla której robił zdjęcia na letnich igrzyskach.

Skierował się w lewo, w stronę rufy łodzi, skąd, jak myślał, Medina (trzykrotny mistrz świata) miał „wyskoczyć” i wtedy zrobił serię zdjęć. – Celowałem w mały kwadrat, aby uzyskać jak największą precyzję. Pierwszy kadr jest kiepski, ale na drugim udało mi się go uchwycić, a czwarty z serii jest tym, który znamy – opowiada magazynowi „Surf Session”.

W sumie powstało osiem ujęć w powietrzu. – Kiedy fotografuję w Teahupo’o, nie robię zdjęć seryjnych, ponieważ pod koniec każdego dnia mam wtedy 5 tys. zdjęć i mi się to nie podoba! – śmieje się. Ale tym razem w tej serii miał coś, na co każdy fotograf czeka – idealne zdjęcie. Uwiecznił Medinę szybującego nad wodą i wskazującego palcem niebo, dziękując Bogu za falę, i z deską surfingową również skierowaną ku niebu, odzwierciedlającą niemal jego ruchy.

Brouillet podejrzewał, że udało mu się uchwycić coś wyjątkowego, ale nie był tego pewien na sto procent. Po fali miał minutę na wybranie ujęć i ich wysłanie. Podłączył aparat do telefonu i wysłał je do agencji. Zdjęcie jako pierwszy opublikował „Time Brazil” już 30 minut później i telefon natychmiast zaczął wibrować od powiadomień. Nie miał czasu niczego sprawdzać, bo robił zdjęcia innym zawodnikom, a poza tym zapomniał o zdjęciu Mediny. Około południa, po zakończeniu zawodów, zauważył, że liczba obserwujących jego na Instagramie nietypowo wzrosła, a na skrzynce mailowej miał kilka propozycji wywiadów od mediów. Pomyślał: „Co się dzieje?”.

– Kiedy skończyłem wysyłać pozostałe zdjęcia, odłożyłem sprzęt i w końcu mogłem przyjrzeć się dokładniej temu, co się stało – opowiada. – Zdjęcie, które wstawiłem na swoim koncie szybko zyskało ponad 2,4 miliona polubień! W ciągu jednej nocy miałem 70 tys. obserwujących, po tygodniu ponad 200, podczas gdy przed tym kadrem miałem ich nieco ponad 2 tys. Otrzymałem też wiele próśb o wywiady. Zanim je przyjąłem, sporo myślałem: „Mam w to wejść, czy pozostać w cieniu?”. Zdecydowałem, że pozwolę się ponieść tam, gdzie to zdjęcie mnie poprowadzi. Od lat zajmuję się fotografią sportową, dorabiając, bo trudno się z tego utrzymać. Więc chciałem zaryzykować.

Jérôme Brouillet i bohater jego zdjęcia, Gabriel Medina
Zdjęcie: archiwum prywatne
Jérôme Brouillet i bohater jego zdjęcia, Gabriel Medina
Zdjęcie: archiwum prywatne
Jérôme Brouillet w trakcie letnich igrzysk olimpijskich 2024
Zdjęcie: archiwum prywatne
Ikoniczne zdjęcie Brouilleta trafiło też na billboardy reklamowe w całej Brazylii
Zdjęcie: archiwum prywatne

Udzielił wielu wywiadów na całym świecie. Pogratulowali mu także fotografowie, których twórczość ceni. Magazyn „TIME” opisał zdjęcie jako „obraz definiujący triumf Letnich Igrzysk Olimpijskich 2024”, a australijski odział koncernu medialnego News Corp. w swoim mediach powtarzał: „To może być najlepsze zdjęcie sportowe wszech czasów”. Jeden ze sponsorów Gabriela Mediny zaprosił fotografa do Paryża, aby towarzyszył surferowi podczas medalowej ceremonii, gdzie wręczano mu złoto.

– To było bardzo zaskakujące doświadczenie, ponieważ zazwyczaj zachowuję pewną odległość od sportowców, których fotografuję. To była moja pierwsza rozmowa z kimś tak sławnym. Byłem trochę onieśmielony, ​​ale szybko udało mi się przełamać lody. Połączenie się za pomocą jednego z najbardziej rozpowszechnionych zdjęć surfingowych w historii, przynajmniej w dobie mediów społecznościowych, zbliża ludzi. Rozmawialiśmy m.in. o tym, że ludzie tatuują sobie to zdjęcie, co nas rozbawiło, a na koniec pogratulowałem mu, bo to on wykonał 90 procent pracy, a ja resztę – mówi skromnie.

Nie ukrywa jednak, że szaleństwo wokół fotografii to był najbardziej niesamowity moment w jego karierze: – Nawet gdyby to wszystko musiało się teraz skończyć, bez żadnych perspektyw, to i tak to uznanie byłoby dla mnie wystarczające. Jestem samoukiem. Często cierpiałem na syndrom oszusta. To jest dla mnie największa nagroda i największy zastrzyk energii w całym moim życiu.

Fotografem sportowym został przez przypadek. Pomagał jednemu ze swoich przyjaciół, fotografowi kolarstwa górskiego, towarzysząc mu w zawodach w południowo-wschodniej Francji, gdzie dorastał. Ale najbardziej kocha surfing, więc dziewięć lat temu z Marsylii przeniósł się na Tahiti. Na początku nie miał zamiaru zarabiać na tym pieniędzy, pojechał z pasji, bo rynek wydawał mu się nasycony fotografami. W 2017 roku pierwszy raz sfotografował zawody surfingowe jako freelancer: dla małych lokalnych klientów, sponsorów, magazynów. I wsiąkł na dobre.

– W miejscu takim jak Teahupo’o często walczymy z żywiołami, szczególnie na statku dla mediów, który nie ma dachu i gdzie morska bryza, deszcz i słońce wystawiają na próbę nasz sprzęt i nasze ciała. W surfingu uwielbiam jego artystyczny wymiar, piękno fal i krajobrazu. W przeciwieństwie do innych miejsc, gdzie zdjęcia wykonuje się z plaży, w Teahupo’o fotografuje się z łodzi. Mamy widok 360°, widzimy falę, która zaczyna się kilkaset metrów dalej, surferów, którzy odpływają z otwartego morza, są coraz bliżej, a wokół nas widać góry. Fotografuję surferów, ale lubię też uchwycić krajobraz i rozpryskujące się fale. To jest piękne! – deklaruje.

Zdjęcie Mediny, zatytułowane „Golden Moment”, to tak naprawdę nie jest fotografia surfingu. – Ma dobrą kompozycję i nie mówi o sportowej akcji, dlatego podoba się mediom i szerokiej publiczności. Jeśli zdołało obudzić zainteresowanie surfingiem wśród osób, które niewiele o nim wiedzą, to wspaniale, a ja spełniłem swoje zadanie – mówi jego autor.

Teraz za to wszystko zdobył główną nagrodę w konkursie World Sports Photography Awards 2024, w którym pokonał ponad 2200 profesjonalnych fotografów sportowych z ponad 96 krajów, którzy zgłosili ponad 13 tys. zdjęć. Polacy również. Czterech fotografów z naszego kraju zdobyło wyróżnienia. W naszej galerii wszyscy laureaci.

Kopiowanie treści jest zabronione