








Wywiad z mistrzem zawsze był naszym celem. Ale nie chcieliśmy zwykłej rozmowy – namówiliśmy więc innego utalentowanego fotografa, by porozmawiał ze starszym kolegą. Okazja nadarzyła się sama. Busan International Photo Festival w Korei Południowej. Na wystawę „Sen nocy letniej”, która prezentowała około 150 prac międzynarodowych i koreańskich artystów, zaproszono m.in. gwiazdę festiwalu Rogera Ballena oraz Tomasza Lazara, jednego z najzdolniejszych polskich fotografów.
– Prace Rogera są mi bardzo bliskie, a także to, jak postrzega obraz i myśli na temat rzeczywistości jako fotograf, ale i jako człowiek – powiedział nasz współpracownik, laureat wielu najważniejszych konkursów fotograficznych na świecie, z World Press Photo na czele, przyjmując wyzwanie sportretowania mistrza i zrobienia z nim wywiadu.
75-letni Ballen – będący ikoną fotografii artystycznej i którego twórczość jest w zbiorach wielu najważniejszych muzeów, w tym Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie, Centrum Pompidou w Paryżu i Museum of Modern Art w Nowym Jorku – nie tylko zgodził się na rozmowę, ale też na sesję zdjęciową. Jak udane to spotkanie, świadczy nagroda dla Tomasza Lazara: jedno ze zdjęć, które powstało w Korei, międzynarodowe jury wybrało do finału jednego z najważniejszych konkursów fotograficznych na świecie: Pictures of the Year International 2024.
A rozmowę, którą przeprowadził z mistrzem, dziś oddajemy w Wasze ręce. To jego debiut w roli dziennikarza!
Rozmawiali jak fotograf z fotografem. Chociaż urodzony w Nowym Jorku mistrz jest też geologiem – pracował w tym zawodzie przez 30 lat. Nie interesowały go zlecenia komercyjne, więc swoją autorską działalność finansował z pracy geologa: – Dzięki temu byłem swoim własnym szefem. Gdybym pracował na zlecenie, nie mógłbym sobie na to pozwolić, a gdybym postanowił, że od początku będę zarabiać jako artysta fotograf, poszedłbym z torbami po pół roku.
Zaczynał jako dokumentalista, gdy w wieku 18 lat fotografował protesty przeciwko wojnie w Wietnamie. Dziś jego obrazy są o wiele bardziej metaforyczne i teatralne, stworzył w nich swój własny świat, często nazywany „Ballenworld”. Nawet jeśli zasadniczym tematem artysty jest on sam i najciemniejsze zakamarki jego psychiki, jego zdjęcia stanowią dziś jeden z najbardziej rozpoznawalnych wizualnych podpisów współczesnej fotografii.
Kiedyś miał problemy ze sprzedażą swoich zdjęć, dziś reprezentują go najbardziej wpływowe galerie świata, a ceny na aukcjach osiągają poziom 20 tys. dolarów. I choć ma pozycję, uznanie i dziesiątki wystaw na całym świecie (również w Polsce) – jak sam uważa – największą popularność przyniosła mu współpraca z południowoafrykańską grupą muzyczną Die Antwoord, przy reżyserii jej teledysku. – Widziałem siłę tego wideo. I nie sądzę, żebym kiedykolwiek ponownie osiągnął tyle milionów odsłon – podsumował.
Liczba oglądających ciągle rośnie, przez 13 lat „I fink u freeky” obejrzało na Youtube 195 milionów osób.
To wymierny dowód sukcesu autora. Ale kiedy on czuje, że jego zdjęcie jest naprawdę dobre? – Zawsze wiem, kiedy obraz ma prawdziwą moc: wtedy, gdy wydaje się, że może zejść ze ściany – deklaruje.
Zawsze pasjonowałem się fotografią, ale nigdy nie chciałem robić z niej kariery. W 1981 roku, po uzyskaniu doktoratu w Colorado School of Mines, poślubiłem kobietę z RPA i niemal w tym samym czasie zaoferowano mi ekscytującą pracę geologa w przemyśle mineralnym w tym kraju.
Myślę, że sposób, w jaki postrzegam świat i robię zdjęcia, mógł być w pewien sposób ukształtowany przez moje studia psychologiczne. Jednak psychologia jako nauka jest bardziej związana z naukowym wyjaśnianiem zachowań niż z filozofią czy poezją. Trudno powiedzieć dokładnie, co mnie ukształtowało – może wszystko wokół mnie: chmury, słońce, skały, a także moja własna ręka.
Moje fotografie przywołują absurdalność kondycji ludzkiej, ale są też zapisami osobistej podróży psychologicznej. Dla mnie fotografia to patrzenie w lustro.
Nie próbuję definiować swoich celów słowami i nie planuję swoich zdjęć. Obrazy ewoluują, gdy wchodzę w interakcję z miejscem, zwierzętami, ludźmi i przedmiotami. Znaczenie mojej pracy jest wielowymiarowe, warstwowe i pełne przeciwieństw.
Zawsze podążam za swoim instynktem i próbuję radzić sobie z tym, co jest rzeczywiste, a co wyobrażone. Podążam tam, gdzie prowadzi mnie moja podróż. Jedna rzecz jest w tym ważna: fotografia jest daleko przed moim świadomym umysłem. Mogą minąć lata, zanim zrozumiem, o czym właściwie jest cała seria.
Zazwyczaj moje projekty trwają pięć lat, a nie pięć miesięcy. Dobre zdjęcia wymagają czasu – lat pracy. Większość moich cykli fotograficznych była związana z ideą książki, a tematy czy motywy rozwijały się podczas robienia zdjęć. Na przykład podczas pracy nad „Outland” mogłem spotkać kogoś, kto powiedział mi o jakimś miejscu, co prowadziło mnie do odkrycia czegoś nowego, jak budynek z „Shadow Chamber”. Temat pojawiał się w trakcie robienia zdjęć – to proces uczenia się poprzez fotografowanie.
Jeśli chodzi o rozczarowania – myślę, że fotografia jako dziedzina stała się bardzo ulotna i trudna do zdefiniowania. Włożyłem wiele pracy w próbę jej zrozumienia i zdefiniowania, ale obecnie jest bardziej traktowana jako konsumpcyjna zabawka.
To ogromna różnica. Pamiętam Woodstock w 1969 roku, gdzie zrobiłem zdjęcia tłumów. Miałem wtedy 19 lat i to pokazuje dwie rzeczy: byłem gotowy do robienia zdjęć w tym wieku i nikt w tłumie nie miał aparatu. Dziś na koncertach wszyscy mają telefony i robią zdjęcia. To dowód na to, że fotografia stała się narzędziem masowym, zamiast profesjonalnym medium, do którego potrzeba talentu i przygotowania.