Steven Meisel i Linda Evangelista. Fotograf i modelka. Stworzyli najbardziej znany, najbardziej wpływowy i najbardziej inspirujący duet w świecie mody
14 sierpnia 2023
tekst: Agnieszka Kowalska
zdjęcia: Steven Meisel
On o niej mówi „moje alter ego”, ona, że „zrobiłaby dla niego wszystko” i pocałowała nawet szympansa. Odkąd się poznali na sesji dla „Vogue’a” w 1987 roku są nierozłączni i w pracy, i w przyjaźni. Teraz ta kultowa, niezwykła twórcza symbioza między fotografem a muzą doczekała się głośnego albumu „Linda Evangelista Photographed by Steven Meisel”.

– Emocjonalnie bardzo trudno jest mi patrzeć na moje stare prace – Steven Meisel powiedział Timowi Blanksowi w wywiadzie z 2015 roku. – Albo dlatego, że widzę, co mogłem zrobić lepiej, albo zaczynam płakać nad ludźmi, których sportretowałem. Jestem niewyobrażalnie wrażliwy, więc gdy widzę stare zdjęcia zawsze jest mi smutno. Nie zamierzam wchodzić w sens życia – którego i tak nie ma – ale tak, ta melancholia jest z powodu przemijania wszystkiego, również piękna.

Mimo to, jeden z najważniejszych fotografów mody w historii, otworzył swoje archiwum. Po raz pierwszy w karierze. I zrobił to dla kobiety. Dla Lindy Evangelisty, jednej z najbardziej rozpoznawalnych i najczęściej fotografowanych modelek wszech czasów, która gościła na ponad 700 okładkach magazynów mody. Ze swojego bogatego archiwum z ponad 40 lat wybrał 190 zdjęć swojej ulubionej muzy i przyjaciółki, z których wiele to ikony modowej branży. Również te z ich pierwszego spotkania na planie sesji zdjęciowej dla amerykańskiego „Vogue’a” w 1987 roku.

– To było, jakby Linda była w moim studiu zaledwie wczoraj… Próbuję dociec, co takiego wyjątkowego jest w Lindzie, albo co było w niej w czasie, gdy ją poznałem? Nie wiem. Może to, że Linda oddaje tej pracy krew, pot i łzy, dosłownie. Wkłada w zdjęcia całą siebie. Nie wspominając o tym, że jest piękna. Jest wiele pięknych kobiet, ale nie są fotogeniczne, a Linda kocha aparat i chce dzielić się z tobą procesem twórczym. Ona nigdy się nie cofała przed żadnym pomysłem i robiła wszystko z radością – Meisel wspominał w rozmowie z „Vogue’iem” kilka miesięcy temu. – Linda Evangelista to moje alter ego – dodał po namyśle.

Steven Meisel: „Jest wiele pięknych kobiet, ale nie są fotogeniczne, a Linda kocha aparat”
Steven Meisel: „Jest wiele pięknych kobiet, ale nie są fotogeniczne, a Linda kocha aparat”
Steven Meisel: „Jest wiele pięknych kobiet, ale nie są fotogeniczne, a Linda kocha aparat”
Steven Meisel: „Jest wiele pięknych kobiet, ale nie są fotogeniczne, a Linda kocha aparat”

Kiedy zrobił jej pierwsze polaroidy, pomyślał, że wygląda jak Katharine Hepburn, ale nie sądził, że z tej znajomości narodzi się 36-letnia przyjaźń i najważniejsza twórcza symbioza między fotografem a modelką w historii mody. Teraz, a właściwie 13 września, ostatniego dnia Nowojorskiego Tygodnia Mody, ukaże się na rynku album „Linda Evangelista Photographed by Steven Meisel” wydawnictwa Phaidon (już można zamówić w przedsprzedaży w cenie 125 euro). „Nasza książka jest świętem naszej przyjaźni i wyrazem naszej wdzięczności za życie i kariery, które otrzymaliśmy. Mamy nadzieję, że zdjęcia spodobają się wam tak bardzo, jak nam podobała się każda sekunda ich tworzenia” – napisała 58-letnia modelka na swoim Instagramie o monografii zbierającej fotografie z lat 1987-2011.

MODA

Słuchanie, jak Linda Evangelista mówi o modzie, to jak słuchanie kobiety opisującej swoją pierwszą prawdziwą miłość. – Nadal tęsknię za modą. Nadal kocham modę. Podróżowałam po całym świecie, żeby pracować na sesjach zdjęciowych i chodzić po wybiegach Paryża, Mediolanu, Londynu i Nowego Jorku. I nigdy przez te lata nikt nie włożył mnie w kostium kąpielowy na plaży. Podziwiałam dziewczyny, które robiły zdjęcia do „Playboya”, „Sports Illustrated” i pracowały dla Victoria’s Secret. Ja też lubię na nie patrzeć, ale nigdy nie szłam w tym kierunku. Bardziej lubiłam prawdziwą modę – opowiadała w wywiadzie dla magazynu „Interview”.

Była jedną z pierwszych modelek z magazynów mody, która pojawiła się także na wybiegu; wcześniej był podział na fotomodelki i modelki z pokazów. Bardzo chciała być częścią tego świata – wraz z najbardziej znanymi wówczas dziewczynami z wybiegu: Dalmą Callado, Anną Bayle i Pat Cleveland. – Uwielbiałam wszystko, co jest związane z modą. Uwielbiałam nawet przymiarki z projektantami i obserwowanie, jak projekt ewoluuje od wzoru do produktu końcowego. Zwykłam przebywać z Azzedinem Alaïą do czwartej nad ranem, pozwalając mu wbijać we mnie szpilki, bo to było jak sen – wspomina.

Była dziewczyną z małego miasteczka w Kanadzie, która przeprowadziła się do Nowego Jorku w latach 80. i stała się jedną z najbardziej rozchwytywanych supermodelek na świecie. I najlepiej opłacanych. Zasłynęła z wyznania, że „nie wstaje z łóżka, jeśli nie zapłacą jej 10 tys. dolarów”. – Miałam siłę, by zawalczyć o wyższe stawki dla modelek. To wszystko, do czego się to sprowadzało – mówi, wzruszając ramionami. – Ale także myślałam o różnych branżach. Nie wszyscy sportowcy otrzymują takie samo wynagrodzenie – niektórzy otrzymują więcej za to, co wnoszą do gry. To nie była kwestia myślenia, że ​​jestem lepsza… ale znałam swoją wartość. Byłam również świadoma zysków, jakie firmy osiągały dzięki temu, że byłam ich twarzą.

Linda Evangelista: „Miałam siłę, by zawalczyć o wyższe stawki dla modelek. Byłam również świadoma zysków, jakie firmy osiągały dzięki temu, że byłam ich twarzą”
Linda Evangelista: „Miałam siłę, by zawalczyć o wyższe stawki dla modelek. Byłam również świadoma zysków, jakie firmy osiągały dzięki temu, że byłam ich twarzą”
Linda Evangelista: „Miałam siłę, by zawalczyć o wyższe stawki dla modelek. Byłam również świadoma zysków, jakie firmy osiągały dzięki temu, że byłam ich twarzą”
Linda Evangelista: „Miałam siłę, by zawalczyć o wyższe stawki dla modelek. Byłam również świadoma zysków, jakie firmy osiągały dzięki temu, że byłam ich twarzą”

Od tego czasu branża uwielbiała przedstawiać ją jako wredną i cyniczną. – Jestem po prostu zbyt szczera. Mówię to, czego inni by nie chcieli. Ale lubię mówić z przymrużeniem oka – wyznała „Harper’s Bazaar”.

W 2001 roku została pozwana przez swoją byłą agencję Wilhelmina za oszukanie jej na prowizji, ale ostatecznie agencja umorzyła sprawę. 12 lat później francuskiego biznesmena François-Henri Pinaulta, z którym ma syna Augustina Jamesa, pozwała o alimenty rzekomo w wysokości aż 46 tys. dolarów miesięcznie. Czy plotki, że jest bezlitosna, są prawdziwe? – Wszystko, co mówi się o moich zwyczajach i mojej osobowości, jest o wiele bardziej interesujące niż prawda – ucina.

PRZYJAŹŃ

Mimo medialnej złej opinii niewielu może pochwalić się tak lojalnymi przyjaciółmi w branży, jak Evangelista. Meisel jest jednym z jej najbliższych powierników. Podobnie jak stylistka Carlyne Cerf de Dudzeele, o której modelka mówi: „Jest dla mnie jak mama. Jest bardzo opiekuńcza, opiekuńcza, opiekuńcza. I wrzeszczy na mnie!”. A fryzjera Garrena, który był w dużej mierze odpowiedzialny za jej fryzury w latach 90. (np. zmieniła kolor włosów 17 razy w ciągu pięciu lat), nazywa swoim starszym bratem.

Była jedyną znaną przyjaciółką Johna Galliano, która odwiedziła go na odwyku po zwolnieniu z Diora w 2011 roku. – Nie widziałam go od dawna i podejrzewałam, że nie czuje się dobrze. Kiedy poinformowano mnie o jego sytuacji, zapytałam: „Więc kto się z nim zobaczy?” i powiedzieli, że nikt. Zarezerwowałam bilet i spędziłam z nim cały dzień, a potem wróciłam prosto na lotnisko. Nie chciałam, żeby był sam – wyznaje.

Linda była też jedyną modelką, która kiedykolwiek podziękowała Johnowi Casablancasowi z agencji Elite (odpowiedzialnemu za karierę największych supermodelek XX wieku) za pomoc w dostaniu się na szczyt. – Nie jestem samowystarczalna. Nie mogę w pełni przypisać sobie miejsca, w którym jestem dzisiaj. Było tak wielu ludzi, którzy mnie wspierali, popychali, doradzali, prowadzili. Nie dotarłam tu sama – mówi skromnie.

MODELING

Jak trafiła pod skrzydła Casablancasa?

Córka włoskich imigrantów dorastała w Kanadzie, w mieście St Catharines w Ontario, gdzie jej ojciec pracował dla General Motors, a matka była księgową. – Mam wszystkie cechy mojego ojca – jego nos, zęby, brwi – ale wyglądam jak moja mama – tak to ujęła. Była środkowym dzieckiem, z bratem o rok starszym i o rok młodszym. W jej sąsiedztwie nie było zbyt wielu dziewcząt, więc dogadywała się z chłopcami, grając w ulicznego hokeja, baseball i piłkę nożną. Uczyła się także gry na akordeonie i brała lekcje stepowania. Kiedy jej szkoła tańca została zamknięta, w lokalnej gazecie pojawiło się ogłoszenie o szkole dla modelek. Poszła na rozmowę kwalifikacyjną, ale kurs był zbyt drogi, więc zamiast tego zapisała się na zajęcia samodoskonalenia, które uczyły dobrej etykiety oraz układania włosów i makijażu. Czy była świadoma swojej urody? „NIE!” – wykrzykuje. Czy chłopcy chcieli się z nią umawiać? – „NIE! Miałam mnóstwo przyjaciół, ale nie. Ludzie mówili mojej mamie: „Och, jest wysoka. Powinna być modelką” – mówi.

Ostatecznie mama zapłaciła za kurs modelek, gdy odkryła, że córka ma obsesję na punkcie mody. – To było jakieś oszustwo… Gdy miałam 16 lat zostałam wybrana przez japońską agencję do pracy w Japonii na lato. Moi rodzice byli surowymi Włochami, którzy nie pozwalali mi wychodzić z domu po 22, ale o dziwo na wyjazd się zgodzili. Dotarłam tam i to była katastrofa. Chcieli, żebym się rozebrała, by mogli mnie sfotografować nago. To nie było pytanie, ale żądanie. Spanikowałam i zadzwoniłam do mamy, a ona kazała mi od razu jechać do ambasady. Byłam tam około dwóch dni i wróciłam do domu, mówiąc: „Nie chcę mieć z tym nigdy więcej nic wspólnego” – opowiada.

Krótko potem wzięła udział w konkursie Miss Teen Niagara. Miała na sobie wieczorową suknię, którą uszyła dla niej przyjaciółka Christina. Nie wygrała, ale był tam agent z Elite, który odkrył modelki Kim Alexis i Dawn Gallagher. Dał jej swoją wizytówkę. – Skończyłam wcześniej szkołę średnią i nie miałam wiele do roboty przed pójściem na studia, więc mama zasugerowała, żebym do niego zadzwoniła. Zrobił mi zdjęcia, wysłał je do Nowego Jorku, a Nowy Jork chciał mnie poznać. Wtedy spotkałam Johna Casablancasa. Powiedział, że wyglądam jak Joan Severance. Dokładnie wiedziałam, kim ona jest. Miałam ją na ścianach w swoim pokoju – zdradza.

FOTOGRAFOWIE

W 1984 roku przeniosła się do Nowego Jorku. Przez około miesiąc czekała na jakiekolwiek zlecenia, ale tak naprawdę nic się nie wydarzyło, więc agencja wysłała ją do Paryża. Pojechała z kilkoma modelkami. Zatrzymała się wraz z nimi w L’Hotel rue des Beaux-Arts, tym samym, w którym zmarł Oscar Wilde, ale pełnym pluskiew. – Gdy po czasie moja mama dowiedziała się o pluskwach w moim pokoju, powiedziała, że ​​zapłaciłaby mi dodatkowe pieniądze za pobyt w hotelu La Louisiane. To były dwa hotele, w których zatrzymywały się wszystkie młode, początkujące modelki. Nie narzekałam, bo wiedziałam, że albo znajdę pracę, albo wracam do domu – tłumaczy.

Cóż, skończyło się na tym, że znalazła pracę. Dostała katalogi i kilka artykułów redakcyjnych, ale pracowała na to przez trzy lata. – Nie odniosłam sukcesu z dnia na dzień. Nie marzyłam o niczym więcej niż to, co robiłam. Po prostu czułam się spełniona, że pracuję i otrzymuję za to wynagrodzenie. Nigdy nie wyobrażałam sobie „Vogue’a” ani Versace. Nie sądziłam, że się do tego nadaję – mówi i wspomina, że na początku prowadziła pamiętnik, w którym miała swój plan spotkań, umieszczała polaroidy z sesji i robiła notatki, by mieć do czego wracać, gdy wszystko się wkrótce skończy.

Agenci powiedzieli jej bowiem, że to potrwa około trzech lat, bo zazwyczaj tyle trwała dobra kariera. Mylili się. Wszystko zmieniło się, kiedy Arthur Elgort sfotografował ją dla francuskiego „Vogue’a”, a potem brytyjskiego „Vogue’a”. Zrobiła też ostatnią okładkę autorstwa Billa Kinga dla „Vogue Paris”, krótko przed jego śmiercią na AIDS w 1987 roku. A wkrótce potem pracowała ze wszystkimi znakomitościami: od Meisela, Normana Parkinsona, Irvinga Penna i Richarda Avedona po Herba Rittsa, Patricka Demarcheliera, Francesco Scavullo i Petera Lindbergha, który pomysłowo zasugerował, by obcięła włosy na krótko, kiedy wszystkie modelki miały długie.

Zdjęcia, które z nimi zrobiła, przeszły do ​​historii mody. – Wiedziałam, że są legendarni, ale nie wiedziałam, jak istotna stanie się ich praca. Teraz mówię sobie: „Linda, ty idiotko!”. Wtedy tego nie doceniałam i żałuję – zapewnia.

W czasach przed erą aparatów cyfrowych czuła, że ​​tworzy z fotografami sztukę, co teraz nie zawsze ma miejsce. Tęskni za wspaniałymi mistrzami, którzy nie polegali na magii komputerowej. – Dopiero kiedy byliśmy zadowoleni z tego, jak wyglądają nasze polaroidy, przechodziliśmy na film i zdjęcia już nie wymagały dodatkowej pracy. Teraz wszystko jest robione w postprodukcji – ubolewa. – Pamiętam też, kiedy wizażyści i styliści fryzur nie mieli zespołów asystentów, kiedy kabina za kulisami była wielkości łazienki w samolocie. To było bardziej osobiste. Miało więcej energii i prawdy.

Najbardziej lubiła pracować z Meiselem: – Praca z nim była łatwa, ponieważ pomagał, choć niektórzy fotografowie tego nie robią, dzięki czemu zyskałam pewność siebie. A kiedy ją masz, może cię ona zabrać w zupełnie szalone miejsca, by kreować modową fantazję. Przy Stevenie czuję się bezpiecznie. Czuję się zainspirowana. Uwielbiam zabierać go tam, gdzie on chce. Zrobiłabym dla niego wszystko. Pocałowałam nawet szympansa.

SUPERMODELKA

Piękno i osobowość dziewczyny z Kanady okazały się potężną mieszanką i tak narodziła się supermodelka. Ale nie była jedyną. Linda, Naomi Campbell i Christy Turlington zostały nazwane „The Trinity”, zanim Cindy Crawford i Claudia Schiffer dołączyły do ​​tego składu. Znane były tylko z imienia i razem zdominowały modę – jednego dnia chodziły po wybiegach dla Versace, Chanel i Azzedine’a Alaïa, drugiego pojawiały się na okładce „Vogue’a”, a także grały w teledysku George’a Michaela „Freedom!”, po tym, jak piosenkarz zobaczył je na okładce tego magazynu ze stycznia 1990 roku.

Linda Evangelista: „Przy Stevenie czuję się bezpiecznie. Czuję się zainspirowana. Zrobiłabym dla niego wszystko. Pocałowałam nawet szympansa”
Linda Evangelista: „Przy Stevenie czuję się bezpiecznie. Czuję się zainspirowana. Zrobiłabym dla niego wszystko. Pocałowałam nawet szympansa”
Linda Evangelista: „Przy Stevenie czuję się bezpiecznie. Czuję się zainspirowana. Zrobiłabym dla niego wszystko. Pocałowałam nawet szympansa”
Linda Evangelista: „Przy Stevenie czuję się bezpiecznie. Czuję się zainspirowana. Zrobiłabym dla niego wszystko. Pocałowałam nawet szympansa”

Dzień, w którym kręcono klip, był długim dniem i świetną zabawą. Poprzedniej nocy Linda była w Paryżu, gdzie zafarbowała włosy na platynę. Wsiadła w pierwszy lot do Londynu i pojawiła się na planie. Była ostatnią, która została nagrana. – Nie miałam czasu na nauczenie się tekstu. Georgy podszedł do mnie i powiedział: „Teraz, Linda, musisz trafić w te trudne melodie”. Zagrał mi to kilka razy, a ja pomyślałam: „O mój Boże, nawet nie znam tej piosenki”, ale wszystko się ułożyło – śmieje się.

Dzięki teledyskowi, który wyreżyserował David Fincher, trafiła na inną publiczność. Bez względu na to, dokąd się udała, od tej pory znali ją z teledysku George’a Michaela, a nie z kampanii reklamowych i sesji zdjęciowych. Spadła na nią nie tyle sława, co prawdziwe szaleństwo. Był to czas splendoru i przygody, których raczej już nigdy nie zobaczymy. Lista znanych chłopaków pojawiała się i znikała: umawiała się z aktorem Kylem MacLachlanem, francuskim bramkarzem Fabienem Barthezem i miliarderem Peterem Mortonem. Sporo imprezowała: razem z koleżankami kładła się spać o 3 nad ranem i wstawało o 5 rano. Ciężko pracowała: Concorde latał z nią i innymi supermodelkami po całym świecie. Ostro grała: proponowano jej narkotyki, ale nigdy ich nie dotknęła, choć nie twierdzi, że była aniołem…

 

Album „Linda Evanegelista Photographed by Steven Meisel”, wydawnictwo Phaidon. 232 strony, cena: 550 zł

Korzystała ze sławy i fortuny na całego. – Pamiętam, jak Christy, Naomi i ja byłyśmy w Rzymie i nie mogłyśmy wyjść z hotelu, bo czekały na nas tysiące ludzi. Nie mogłam uwierzyć, że byli tam dla nas. Pamiętam, jak pomyślałam: „Ciesz się tym, bo to nie potrwa długo”. Dziś mogę chodzić po ulicach Paryża i Nowego Jorku bez ochroniarza. Nie jestem Naomi. Ludzie nie wiedzą, kim jestem. Zapomnieli. Pytają: „Linda, kto?” – opowiada.

TRAUMA

Na pięć lat całkowicie zniknęła. Prawie nie wychodziła z domu. Pod koniec 2021 roku wyznała, że powodem była trauma związana ze CoolSculpting, zabiegiem modelującym sylwetkę, który z powodów rzadkich skutków ubocznych trwale ją zdeformował. Procedura zamrażania tłuszczu pozostawiła ją, jak mówi, „brutalnie oszpeconą”: w ciągu trzech miesięcy znaczne obszary jej twarzy i ciała zaczęły się powiększać i twardnieć oraz wystawać (lekarz zdiagnozował paradoksalny przerost tkanki tłuszczowej). Choć próbowała różnych metod korygowania tych skutków, to nieudana walka o powrót do formy sprawiła, że znienawidziła siebie i wpadła w depresję. W pewnym momencie nawet przestała jeść. – Uznałam, że jedyny sposób, w jaki mogłam to naprawić, to zero kalorii, więc po prostu piłam wodę. A czasem jadłam kawałek selera albo jedno jabłko. Traciłam rozum – zwierza się.

Aż w końcu uznała, że ​​jedynym wyjściem jest opowiedzenie swojej historii. – Nie mogłam dłużej żyć w tym bólu. Wiedziałam, że muszę coś zmienić, a jedyną zmianą było mówienie prawdy – zapewnia. – Czy jestem wyleczona psychicznie? Absolutnie nie – deklaruje. Żałuje zabiegu. Choć próbuje odzyskać pewność siebie, wciąż nie może spojrzeć w lustro ani znieść, gdy ktoś dotyka jej ciała.

Ale jest bardzo wdzięczna za wsparcie, które otrzymała od przyjaciół i branży… Z pomocą jako pierwszy przyszedł Steven Meisel. Zrobił jej zdjęcia dla brytyjskiego „Vogue’a” w sierpniu ub.r., a potem do kampanii reklamowej Fendi. Wygląda na nich olśniewająco, choć wyraźnie jest zakryta. Niechętnie jednak nazywa to powrotem. – Bardzo tęsknię za moją pracą, ale szczerze mówiąc, co mogę zrobić? To nie będzie łatwe. Nie zobaczycie mnie w kostiumie kąpielowym, to pewne. Trudno będzie znaleźć pracę bez retuszu, wciskania się w ubrania, zaklejania taśmą, kompresji lub oszukiwania… Na tych zdjęciach Stevena to nie jest moja szczęka i szyja jak ta w prawdziwym życiu. I nie mogę wszędzie chodzić z taśmą i gumkami, które podtrzymują twarz. Ale staram się kochać siebie taką, jaką jestem, ale dla zdjęć… W przypadku zdjęć zawsze myślę, że jesteśmy tutaj, aby tworzyć fantazje. Tworzymy marzenia. Myślę, że to dozwolone. Poza tym na tych zdjęciach widać wszystkie moje niepewności, więc mogę robić to, co kocham – powiedziała po sesji.

Czy wciąż czuje się supermodelką? – Już nawet nie wiem, co to znaczy. Czy ta era się skończyła? Kto jest teraz supermodelką? Czy każdy? Czy nikt? Możecie mnie nazywać, jak chcecie. Wszystko, co wiem, to to: wciąż tu jestem. ﹡

Kopiowanie treści jest zabronione