Posłuchaj
Dwudziestolecie międzywojenne było okresem wielu zmian społecznych, które dokonywały się zazwyczaj stopniowo i powoli. Borykająca się z doskwierającymi postępowym kobietom konwenansami tamtych czasów Eileen Gray, irlandzka baronówna z zamku Brownswood, zmuszona była niejednokrotnie uciekać się do podstępów, by zyskać uznanie w zawłaszczonym wtedy przez mężczyzn środowisku architektury i designu. Nie musiała pracować – żyła z majątku pozostawionego jej przez rodziców arystokratów. Niemniej pasja tworzenia, zaszczepiona przez ojca, szkockiego pejzażystę, towarzyszyła jej do ostatnich chwil. W dniu śmierci, jako niemal stuletnia już dama, projektowała w pracowni mebel, do którego zabrakło jej kawałka drewna. Gdy wysłana na zakupy służąca wróciła z brakującym elementem, zastała swoją panią nieprzytomną. Pomoc nadeszła zbyt późno. Eileen nie udało się już uratować.
Przez lata ta wybitna kobieta była w cieniu Le Corbusiera, nazywanego „prorokiem modernizmu”, którego podziw dla talentu koleżanki przeplatał się z tak dużą zazdrością, aż w końcu przerodził się w zawiść. Na punkcie jednego z projektów Eileen Gray – willi E-1027 – miał wielką obsesję. Wielokrotnie próbował ją kupić od właścicielki, a gdy się nie udało, kupił działkę obok i zbudował tam swój projekt. Do końca życia mieszkał na Lazurowym Wybrzeżu, gdzie zmarł topiąc się w morzu tuż pod E-1027.
Gdy scenarzystka i reżyserka Beatrice Minger zaczynała prace nad swoim filmem, nic o tym nie wiedziała. Początkowo głównym tematem jej projektu był Le Corbusier, jeden z najbardziej znanych architektów wszech czasów. – W trakcie prac przypadkiem odkryłam willę na Lazurowym Wybrzeżu i zaczęłam zgłębiać historię architektki, Eileen Gray – Minger mówiła w rozmowie z lokalnym dziennikiem „Nice Matin” latem ub.r., gdy kręciła zdjęcia do filmu. – Szybko zdałam sobie sprawę, jaką jest fascynującą artystką i że jej historia – a także historia domu – są o wiele bardziej interesujące.
Co tak zaciekawiło niemiecką reżyserkę?
Willa E-1027 usytuowana jest w malowniczym zakątku Roquebrune-Cap-Martin, francuskiej mieściny pomiędzy Saint-Tropez a Monako na Lazurowym Wybrzeżu. Kiedy Eileen Gray kupiła działkę na zboczu tuż nad plażą, wokół nie było jeszcze żadnych domów. Nabyła ją pod wpływem byłego klienta, a późniejszego kochanka Jeana Badoviciego, architekta i cenionego krytyka architektury, wydawcy najbardziej poczytnego wówczas pisma „L’Architecture Vivante”. Przystojny emigrant z Rumunii, 15 lat od niej młodszy, nakłonił ją w 1926 do zaprojektowania w tym miejscu domu. 48-letnia wówczas Eileen nie miała architektonicznego wykształcenia, przeczytała garść książek z tej dziedziny, kilka razy na budowę zabrała ją koleżanka, polska architektka Adrianna Górska, siostra malarki Tamary Łempickiej, ale tak bardzo chciała zaimponować kochankowi, że podjęła wyzwanie.
Przez trzy lata budowy nie odstępowała robotników na krok, Bado – jak mówiła do Badoviciego – bywał tam na sporadycznie. Dla niej to był dom wyśniony, wymarzony, wystudiowany i wycyzelowany, dla niego – fanaberia zakochanej w nim, majętnej starszej pani. Ten „podarunek miłości” nawet nazwę dostał na cześć uczucia Eileen do przystojnego Rumuna. Odnosiła się do nazwisk pary: E – Eileen, 10 – Jean (J jest dziesiątą literą alfabetu), 2 – Badovici i 7 – Gray.
E-1027 to biały prostopadłościan w kształcie litery „L” z przepięknym widokiem na Morze Śródziemne, widziany od strony zbocza jest skromny jak na modernizm przystało. Wchodzi się do niego ścieżką, rozwidlającą się ku drzwiom wejściowym oraz na taras wychodzący w morze. Dom jest zamknięty od wzgórza, czyli potencjalnych sąsiadów, a ogród dodaje intymności. W południowej części założonego przy nim ogrodu znajduje się niewielki „basen do kąpieli słonecznych”.
Wnętrze domu, którego budowa została ukończona w 1929 roku, było także w całości zaprojektowane przez Gray. Willa jest niewielka, ale jej projektantka, która uważała, że każdy „musi mieć szansę na osobność” i „przechowywać rzeczy na minimalnej powierzchni”, zadbała o zakomponowanie całości za pomocą lekkich ścian działowych. Zawartość to w pełni spersonalizowany wystrój, wyposażenie i meble. Gray wymyśliła każdy przedmiot. O kilka białych ścian oparła większe meble, mniejsze zaprojektowała w stylu biwakowym – lekkie, wielofunkcyjne, adaptowalne do zmiennych potrzeb. Pomocnik na kółkach pokryła korkiem, by budzić Bado zapachem kawy, a nie brzdękiem porcelany. Półkę na jego kapelusze zrobiła z celuloidu, żeby były widoczne, ale nie zakurzone. Przy fotelu postawiła stolik boczny ze szkła i stalowych rurek (Adjustible Table E 1027), regulowany w poziomie i pionie, żeby ukochany miał gdzie odstawić kieliszek wina, czytając gazetę w fotelu Bibendum. Stworzyła też na potrzeby domu Fotel Transat, inspirowany leżakami z liniowców transatlantyckich oraz niezwykle wyrafinowany tapczanik Daybad. Dziś te meble są ikonami designu.
Dom wyposażyła też w utkane przez nią kobierce o geometrycznych wzorach. A w głównym salonie, na jednej ze ścian, znalazła się mapa Antyli, na której zapisano tytuł wiersza Baudelaire’a „Invitation en voyage” oraz hasło „Vas-y-Totor!”, odnoszące się do samochodu Gray, którym jeździła jako jedna z pierwszych kobiet na świecie.
Ta żelbetowa konstrukcja kultowego dziś budynku osadzona jest na pilotis, czyli palach unoszących budynek ponad powierzchnię terenu. Od strony morza ma okna od podłogi do sufitu, niezależną od konstrukcji fasadę i płaski dach. E-1027 spełniała „zasady nowej architektury” sformułowane chwilę wcześniej przez Le Corbusiera, ale cała reszta była zaprzeczeniem jego idei. Eileen Gray kochała awangardowy modernizm, uważała jednak, że wymyślona przez kolegę „maszyna do mieszkania” to kompletna bzdura i że tak stawiane domy są odczłowieczone, jej zdaniem mieszkanie powinno opierać się na emocjach i mieć duszę. Jego „maszynę do mieszkania” zamieniła na „żywy organizm, w którym każdy z mieszkańców może znaleźć całkowitą niezależność”. Była nowoczesna, ale w jej projektach był też liryzm, intymność, kobieca zmysłowość i dużo emocji. – To, co chciała zrobić z wnętrzami i architekturą, to tworzyć coś dla ciała i duszy – oceniła Cloé Pitiot, kuratorka wystawy „Eileen Gray: Crossing Borders”, która cztery lata temu odbyła się w Bard Graduate Center Gallery w Nowym Jorku.
Sam Corbu świetnie się czuł w E-1027 – gdy odwiedził ją po raz pierwszy, od razu się zakochał. Był o willę zazdrosny, a także o samą jej autorkę (co stało się osnową filmu fabularnego z 2015 roku „Cena pożądania”). Zachowało się wiele zdjęć z jego pobytów w tym miejscu. Do dzisiaj przetrwał list, w którym gratuluje Eileen jej dzieła, określając stworzoną przez nią willę najlepszym miejscem do mieszkania, jakie w ogóle kiedykolwiek wybudowano. Na początku potraktowała to jako cenny komplement i wyróżnienie, ale coraz częstsze wizyty Le Corbusiera stały się męczące. Na dodatek zazdrośnik wielokrotnie próbował odkupić dom – bezskutecznie.
Aż wreszcie, podczas nieobecności właścicielki i korzystając z gościny Badoviciego, latem 1938 roku wymalował na minimalistycznych ścianach freski ze scenami seksu lesbijek (co – być może – było bezpośrednią aluzją do biseksualnej Gray, która nigdy nie przyjęła jego zalotów, ale za to związała się z piosenkarką i aktorką Damią). Na wielu fotografiach dokumentujących pracę nad tym malowidłem Corbu kazał się sfotografować nago, z pędzlem w ręku, jakby wręcz starał się o to, by obraz z jego gołym tyłkiem trafił dzięki mediom do poirytowanej jego zachowaniem irlandzkiej projektantki. Pomimo późniejszych protestów Eileen, nie zgodził się usunąć swoich murali. Co więcej, akcja ze zdjęciami była częścią większej kampanii wymierzonej przeciwko zdolnej koleżance.
„Król modernizmu” w swoich pismach wielokrotnie wspominał o E-1027, zachwycał się formą budynku, wystrojem, użytecznością, nigdy jednak nie wymienił jego autorki. Z czasem, także ze względu na freski, które tam zostawił, cały projekt domu zaczęto przypisywać jemu (tak jak większość oryginalnych mebli autorstwa Gray), a on nie starał się temu zaprzeczać. Le Corbusier, zdaniem brytyjskiego krytyka architektury Rowana Moore’a, czuł się zdruzgotany faktem, że autorką arcydzieła modernizmu była kobieta. By zatrzeć to wrażenie, musiał rysunkami zaznaczyć swoją dominację.
Eileen po ujrzeniu jaskrawych malowideł oskarżyła zazdrośnika o zniszczenie jej dzieła i już nigdy nie wróciła do E-1027. Corbu bywał tam także znacznie później, gdy Badovici mieszkał w wilii z kolejnymi kochankami, a potem także z nową żoną. Nawet wtedy nie udało się architektowi przejąć posiadłości.
W końcu kupił działkę w bezpośrednim sąsiedztwie E-1027 i postawił na niej swój projekt: drewniany domek letniskowy „Cabanon de Vacances”, który nieodwracalnie popsuł otoczenie architektonicznego arcydzieła koleżanki. I o ironio – w 1965 roku zmarł na atak serca, kąpiąc się w morzu w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów od willi, która była jego obsesją. Jego imieniem nazwano nawet sąsiadującą z nią ulicę w Roquebrune-Cap-Martin, nie uwzględniając dziedzictwa Eileen. Zaś ona w 1932 roku zbudowała drugą willę wzdłuż Riwiery Francuskiej – o nazwie Tempe A Pailla. To twórcze rozwinięcie E-1027, tyle że nie dla zakochanych, a dla samotnej i zapracowanej architektki, którą wówczas była.
W czasie II wojny światowej Gray wraz z innymi cudzoziemcami, została zmuszona do ewakuacji z wybrzeża Francji i przeniesienia w głąb lądu. Po wojnie odkryła, że E-1027 jest splądrowana i zniszczona – w czasie wojny dom został przekształcony w strzelnicę, gdzie niemieccy żołnierze ćwiczyli celowanie w jego mury. Po jej śmierci w 1976 roku (w wieku 98 lat) willa przeszła na własność zakonu. Była też miejscem głośnego morderstwa. Jeden z właścicieli, lekarz Peter Kägi, w 1996 roku został dźgnięty nożem w salonie E-1027 przez swojego ogrodnika, któremu nie zapłacił pensji. Potem budowla popadała w ruinę i zapomnienie, dopóki nie została uratowana przez Conservatoire du Littoral, które założyło Stowarzyszenie Cap Moderne, aby zebrać fundusze na jej odbudowę. E-1027 została przywrócona do życia w 2021 roku: po renowacji otwarto ją dla zwiedzających, wraz z innymi projektami na terenie Cap Moderne, takimi jak Cabanon Le Corbusiera, domki letniskowe Unités de Camping oraz bar l’Etoile de Mer.
Renowacja, która z przerwami trwała 10 lat, kosztowała 5,5 miliona euro. Pieniądze poszły nie tylko na odrestaurowanie budynku, ale także mebli, które zostały odtworzone przy użyciu oryginalnych technik i materiałów Eileen Gray, aby wnętrze było jak najdokładniejsze. – Zadbaliśmy o to, by prawdziwa ikona architektury modernistycznej, pierwsze dzieło architektoniczne Eileen Gray, świadczyło o myśli i dbałości, jaką włożyła w każdy szczegół – chwalili się opiekuni miejsca, które jest wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Dopiero teraz funkcjonuje świadomość, że za E-1027 stoi kobieta, którą zaledwie od kilku lat wymienia się w ścisłej czołówce obok gigantów: Le Corbusiera, Miesa van der Rohe i Marcela Breuera. W branży zdominowanej przez mężczyzn była pierwszą kobietą, której projekty nowoczesnych mebli były funkcjonalne, a przy tym szlachetne w swoim minimalizmie i choć powstały w latach 20. i 30. XX wieku, do dziś nie straciły na atrakcyjności.
Gray stała się ikoną nowoczesności dzięki swoim projektom, ale także stylowi życia. Chociaż pochodziła z arystokratycznej irlandzkiej rodziny hołdującej tradycji, sama była otwarta na wszystko, co nowe. Obce jej były wszelkie konwenanse. Od roli żony wolała studia artystyczne. Uczyła się w Londynie jako jedna z pierwszych kobiet na wydziale malarstwa (1898 rok), a także odbyła staż w zakładzie lakierniczym. W 1902 roku wyjechała do Paryża i szybko zyskała nie tylko uznanie towarzyskie, ale i zawodowe.
Piekielnie inteligentna i wyzwolona, stała się jednym z feministycznych symboli czasów Art Deco. Nosiła krótką modną fryzurę, lubiła garnitury, była fanką motoryzacji – kochała szybkie samochody, namiętnie latała samolotami. A do tego chadzała po nocnych lokalach i nie stroniła od romansów, także homoseksualnych. Cały Paryż wiedział o jej kochance, Damii. Ale nawet amory i imprezy nie przeszkodziły w pracy, w której potrafiła łączyć nowoczesność i użyteczność. To dzięki Francji rozwinęła swoje eksperymenty z formami architektonicznymi: linią, bryłą, kolorami, materiałami i teksturami. W 1922 roku pod męskim pseudonimem otworzyła galerię Jean Désert, która pełniła również funkcję sklepu. Jej studio składało się z warsztatu lakierniczego i produkcji dywanów (do czego zatrudniała osiem kobiet), a także projektowania mebli i wystroju wnętrz – i to wszystko zanim zaczęła zajmować się architekturą. W jej galerii na Rue du Fauborg Saint Honoré można było znaleźć między innymi zaprojektowane w geometryczne kształty dywany oraz charakterystyczne szafki i stoliki z chromowanych rurek połączonych ze szkłem. Jej meble cieszyły się sporym, choć elitarnym zainteresowaniem – powstawały w małych edycjach dla bogatych odbiorców o wysublimowanym guście. Wśród jej klientów byli m.in. James Joyce, Ezra Pound czy Elsa Schiaparelli. Dziś oryginalne sprzęty autorstwa Gray kosztują krocie. Skórzany fotel Serpent kilka lat temu osiągnął na aukcji w Sotheby’s zawrotną cenę blisko 22 milionów euro – jest to najdrożej sprzedany przedmiot sztuki użytkowej XX wieku. Notabene pochodził z kolekcji Yves Saint Laurenta.
Zwiastun „E.1027 – Eileen Gray and the House by the Sea”
Dokument łączy materiały archiwalne ze scenami odtworzonymi przez aktorów
To wszystko odkryła Beatrice Minger, gdy zaczynała pracę nad filmem „E-1027 – Eileen Gray and the House by the Sea”. Wcześnie zdała sobie sprawę, że jeśli to możliwe, jako lokalizację musi wykorzystać sam dom, dlatego już na początku projektu ona i jej niemiecko-szwajcarska ekipa włożyli wiele wysiłku w uzyskanie pozwolenia. Jest to cenny budynek, pomnik narodowy, dlatego proces ten nie był prosty. Prace nad projektem rozpoczęły się w 2018 roku, a Minger ze współscenarzystą i współreżyserem Christophem Schaubem zaczęli odwiedzać E-1027 rok później.
Na początku myśleli, że może po prostu nakręcą film, aby przedstawić sam budynek. – Ale im bardziej angażowałam się w projekt jako reżyserka, byłam pewna, że musimy tam być z Eileen, a także z innymi postaciami. Bo na przykład Le Corbusier patrzy na dom zupełnie inaczej niż ona, co daje ciekawy kontrast, a także możliwość pokazania tego z różnych perspektyw – kobiecego i męskiego spojrzenia – co jest naprawdę interesujące – opowiada reżyserka.
Postanowili, że połączą materiały archiwalne ze scenami odtwarzanymi przez aktorów, by powstał „dokument z narracją pierwszoosobową zabierającą widzów w podróż do umysłu Eileen Gray, kobiety, która odcisnęła piętno w męskim świecie”. Nie chodziło jednak o to, by pokazać Le Corbusiera w złym świetle. – Oczywiście emocjonalnie jestem po jej stronie, ale bardziej interesowały nas różne warstwy, na których faktycznie doszło w domu Eileen do naruszenia własności i przywłaszczenia przez znanego architekta. Bardziej chciałam stworzyć doświadczenie, w którym moglibyśmy poczuć, co to znaczy być tłumionym, lekceważonym, niesłyszanym ani widzianym, bo jest się kobietą w męskiej branży. Chciałam zejść głębiej i zrozumieć dwie siły, które ścierają się w tym domu – Minger wyjaśnia w rozmowie z magazynem „Variety”.
Schaub dodaje: – Eileen Gray to znacznie ciekawszy temat niż Le Corbusier. Poza tym, interesujące było dla mnie to, że można nielegalnie używać architektury dla własnego ego. Nakręciłem wiele filmów o architekturze i nigdy nie spotkałem się z tego rodzaju nadużyciami, najczęściej są one motywowane pieniędzmi, a tu sławny facet z zazdrości robił wszystko, by sobie przypisać autorstwo.
Twórcy filmu zdecydowali się odtworzyć sceny oparte na wspomnieniach Gray, nakręcone zarówno w samym domu, jak i w studiu. Ta hybrydowa forma dała im mieszankę dramatu i dokumentu. Sceny z dialogami kręcono w studiu w Bazylei, wykorzystując białe ściany i projekcje różnych wydarzeń związanych z życiem i twórczością architektki. – To przestrzeń debaty i refleksji na temat architektury i sztuki – mówi Minger. – Właściwy dom jest raczej przestrzenią pamięci, ponieważ ona pamięta ten dom i odwiedza go ponownie w filmie.
Kręcili także w innych lokalizacjach. Ekipa podróżowała po Francji, Holandii i innych miejscach, aby sfilmować niektóre budynki, które zainspirowały Eileen Gray – krajobrazy, projekty architektoniczne, zdjęcia z Paryża. Kadry z E-1027 są bez dialogów – głównie z udziałem głównej bohaterki (w tej roli Natalie Radmall-Quirke), a także z Le Corbusierem (Charles Morillon) i Jeanem Badovici (Axel Moustache). Co ważne, w scenach rozgrywających się w latach 20. XX wieku nie ma murali, dzięki obrazom generowanym komputerowo (CGI). – Chcieliśmy poczuć atmosferę domu, kiedy do niego weszła po raz pierwszy. Teraz wszędzie są malowidła ścienne, więc trudno sobie wyobrazić to miejsce z białymi ścianami. Kiedy zobaczyłam je bez murali, miałam gęsią skórkę: to zdecydowanie coś zupełnie innego! – zapewnia Minger.
„E-1027 – Eileen Gray and the House by the Sea” będzie miał premierę 19 marca na CPH:DOX, festiwalu filmów dokumentalnych w Kopenhadze.﹡