

Jego życiorys jest tak widowiskowy, jak budynki, które tworzy od sześciu dekad. Jest lordem – tytuł szlachecki nadała mu królowa Elżbieta II – i jednym z najbogatszych Brytyjczyków. Nie ukończył szkoły średniej, zaczął pracować jako skarbnik w miejskim ratuszu. Dorastał w robotniczej dzielnicy Manchesteru w latach trzydziestych, kiedy studia nie były oczywistym wyborem, a pomysł, że może być architektem wpadł mu do głowy na… placu budowy. Dziś jest gwiazdą znaną jako jeden z najbardziej radykalnych architektów XX wieku, gdyż sprzeciwiał się długoletnim tradycjom w tej branży.
Ze swoją pracownią architektoniczną Foster + Partners oraz fundacją swojego imienia zrealizował projekty na sześciu kontynentach. Skala jego dokonań jest ogromna, stworzył wiele wybitnych, ikonicznych budowli: m.in. wieżowiec 30 St Mary Axe, znany jako Gherkin, stadion Wembley i Wielki Dziedziniec Muzeum Brytyjskiego w Londynie, Reichstag w Berlinie, międzynarodowe lotnisko w Hongkongu, wieżowiec Hearst Tower w Nowym Jorku, kampus Apple Park w Kalifornii i Wiadukt Millau we Francji. A jego wczesny projekt – Skybreak House w Wielkiej Brytanii – zagrał w „Mechanicznej pomarańczy” Stanleya Kubricka. Foster był także częścią zespołu odpowiedzialnego za Millennium Bridge nad Tamizą, który kołysał się tak niepokojąco w dniu otwarcia, że został przemianowany na „Wobbly Bridge” („Chwiejny most)” i wkrótce został zamknięty (ostatecznie most przebudowano i otwarto 2 lata później).
Zaprojektował każdy możliwy typ budynku, od szklanej piramidy, w której mieści się Pałac Pokoju i Pojednania w Kazachstanie, po uroczą kopułę budy dla psa z drewna wiśniowego. Jego wieżowce górują nad Shenzhen. Buduje w Mumbaju i Seulu. Pracuje nad projektem odbudowy ukraińskiego Charkowa. A eleganckie sklepy Apple zdobią centra miast na całym świecie. To także on stworzy w naszym kraju Centralny Port Komunikacyjny, którego budowa ma rozpocząć się w 2026 roku – to nie tylko lotnisko, ale i trasa Kolei Dużych Prędkości między Warszawą i Łodzią. Całość ma być uruchomiona w 2032 roku, a jej koszt wyniesie ok. 132 mld zł. Będzie to już trzeci projekt Brytyjczyka w Polsce: po Varso Tower i starszym od niego o blisko 20 lat Metropolitanie w Warszawie.
Gdyby lord Norman miał wybrać swój najbardziej znaczący projekt? – Byłoby to jak rzucanie monetą – uśmiechnął się w rozmowie z „San Francisco Standard”. Chociaż przyznał, że ma słabość do Reichstagu: – Jest symbolem narodu i miasta. To manifest zielonej, czystej energii z dużą przestrzenią publiczną. Jest reprezentatywny dla nowej relacji między opinią publiczną a politykami.
Dla tych, którzy nie wiedzą: to projekt parlamentu Niemiec, który ukończył w latach 90., nie budował od nowa, ale odnowił budynek, który był wówczas ważny dla uzdrowienia połączonego Wschodniego i Zachodniego Berlina, upamiętnienia ich przeszłości, ale także celebracji ich statusu jako zjednoczonego, demokratycznego kraju. Budynek jest też chwalony za ogromną szklaną kopułę, w której zwiedzający mogą stanąć i oglądać niemiecki parlament w akcji. Ta przestrzeń publiczna na dachu czyni go najczęściej odwiedzaną siedzibą rządu na świecie.
Pewien mądry człowiek zwrócił ostatnio uwagę, że gdyby Foster stworzył jedynie 20 lub 30 swoich najlepszych dzieł, podziw krytyków i tak byłby praktycznie bez zastrzeżeń.
Mimo 89 lat architekt wciąż jest aktywny, nie tylko zawodowo. Jego ulubione rozrywki obejmują mobilność i szybkość: samochody sportowe, jazdę na rowerze wyścigowym i latanie (ma kwalifikacje do pilotowania zarówno odrzutowców, jak i helikopterów). Minionej zimy ukończył swój 29. maraton w narciarstwie biegowym. – Rodzinne motto brzmi: „jedyną stałą jest zmiana” – mówi w rozmowie z „Guardianem”. – Brzmi to trochę pretensjonalnie, ale jest to wpisane w nasze DNA i myślę, że dotyczy historii, wydarzeń, architektury, designu, wszystkiego. Wszystkiego w życiu.
I zapewnia, że nie potrafi oddzielić jednego aspektu swojego życia od drugiego: jeden wpływa na drugi. – Tak, widzę analogie między narciarstwem biegowym lub jazdą na rowerze a sposobem, w jaki można uchwycić widok za pomocą projektu pokoju – powiązania z naturą. Kiedy zaczynałem jako architekt, gorąco wierzyłem, że jeśli masz promień słońca, jeśli masz dobry widok, będziesz szczęśliwszy. Różnica polega na tym, że zostało to udowodnione naukowo. Więc statystycznie, jeśli miałeś operację w szpitalu, a twoja sypialnia ma piękny widok, opuścisz ten szpital wcześniej. Wyzdrowiejesz szybciej niż ktoś, kto na przykład patrzy na pustą ścianę – opowiada.
1.
Ciągły ruch towarzyszy mu od dziecka. Dorastając na obrzeżach Manchesteru, podczas drugiej wojny światowej i jej następstw, miał obsesję na punkcie samolotów i samochodów. Zdobył miejsce w gimnazjum, pisząc esej, szczegółowo obrazujący pojedynek dwóch kierowców na torze Nürburgring w Niemczech. Na początku lat 60., kiedy był studentem architektury na Yale, wraz z przyjacielem Richardem Rogersem jeździł garbusem po Stanach Zjednoczonych. Byli zawodowymi partnerami przez krótki czas, zanim rozeszli się i w latach 70. zapoczątkowali brytyjską tradycję architektury znaną jako „high-tech”. Sztandarowe dzieło to Centrum Pompidou w Paryżu, arcydzieło Rogersa, które zostało otwarte w 1977 roku. Architekci pracowali już potem osobno, ale przyjaźnili się aż do śmierci Rogersa trzy lata temu.
– To była bardzo pouczająca podróż – wspomina Foster. – Ameryka tamtego czasu była niezwykła kulturowo: architektura Franka Lloyda Wrighta, odkrywanie dzieł Europejczyków, takich jak Mies van der Rohe, którzy zbudowali swoje najważniejsze dzieła w USA. Tak, mieszanina drogi, podróży, spostrzeżeń, kultury, architektury, malarstwa, muzyki, jazzu… to był niezwykły okres.
Wrócili do ojczyzny i założyli Team 4: biuro projektowe składające się z nich samych oraz ich żon. To był idealistyczny układ, biuro prowadzili w pokoju we wspólnym mieszkaniu w północnym Londynie. Eksperyment nie potrwał długo. Rogers miał opinię zrzędliwego, a Foster był uosobieniem uroku.
Choć każdy z nich zawodowo poszedł w swoim kierunku, dwa lata starszy Rogers zawsze podziwiał przyjaciela za to, że „sam się stworzył”. Zwłaszcza w czasach, gdy wielu architektów pochodziło z uprzywilejowanych środowisk, a ojciec Fostera (jako były żołnierz) był przecież ochroniarzem w fabryce samolotów, a następnie prowadził lombard, zaś matka pracowała jako kelnerka w pobliżu domu. Foster miał jeden cel: chciał być lepszy od kolegów. Doprowadziło go to do stworzenia jednego z jego wspaniałych wczesnych budynków: siedziby HSBC w Hongkongu, ukończonej w 1988 roku. Gdyby nie sukces tego projektu, zapewne by zbankrutował, bo wcześniejsze z jego najbardziej pomysłowych planów zostały odrzucone.
Swojemu bliskiemu przyjacielowi, artyście Brianowi Clarke’owi, wyznał wówczas autoironicznie: „Nie jest aż tak źle. Mógłbym pozbyć się samochodu (Porsche 911) i helikoptera i kupić absolutnie najnowocześniejszy rower górski”.
Na szczęście bank został zbudowany. Pieniądze poszły w ruch. Firma została uratowana, ale w życiu osobistym gorzej: jego żona Wendy zachorowała na raka. Zmarła, próbując różnych naturalnych metod leczenia, w 1989 roku. To był nieszczęśliwy koniec, a na dodatek między Fosterem a jego synami wybuchła zaciekła walka o majątek. Dziś stać go nawet na to, by obniżyć sobie pensję – dwa lata temu ogłosił, że jego wynagrodzenie spadło z 2,3 mln do 1,4 mln funtów. Stworzył jedną z największych na świecie pracowni architektonicznych, zatrudniającą 1200 pracowników i zarabiającą rocznie 36,2 mln funtów. Foster + Partners zyskała na popularności dzięki ekspansji na Bliski Wschód i podwoiła zyski. Nieźle jak na chłopaka z klasy robotniczej o skromnym pochodzeniu.
2.
Chłopaka, który nawet nie marzył o tym, by zostać architektem. – Moje dzieciństwo to przedmieścia klasy robotniczej Manchesteru, więc mój świat to była lokalna biblioteka, główna ulica, która była ulicą handlową i przedmieście przemysłowe. Opuściłem szkołę w wieku 16 lat, co w tym mieście było typowe – opowiadał na niedawnym spotkaniu w Sarasocie na Florydzie, gdzie przyjechał, aby odebrać nagrodę Philipa Hansona Hissa 2024, wyróżnienie przyznawane osobie promującej innowacyjność w architekturze i projektowaniu.
W przeciwieństwie do wielu rówieśników, którzy rzucali szkoły dla pracy fizycznej, on został pracownikiem umysłowym. W ratuszu w Manchesterze pracował najpierw jako młodszy urzędnik, a potem skarbnik. – I pamiętam niektóre z najdrobniejszych szczegółów tego budynku autorstwa Alfreda Waterhouse’a. Nadzwyczajne przestrzenie i wspaniały przykład dumy obywatelskiej, bardzo charakterystyczny dla epoki wiktoriańskiej. W czasie każdego lunchu spacerowałem po ulicach, odkrywając inne budynki. I to zainteresowanie architekturą, przestrzenią miejską, pasażami było niemal jak hobby. Myśl, że faktycznie mogę trafić do tego świata, była w tamtym czasie całkowicie odległa. Ale z pewnością odkryłem, że skarbnik miasta to nie jest moja przyszłość – wspomina.
Aby zbliżyć się do swojej pasji, postarał się o pracę w świecie zarządzania kontraktami budowlanymi. Często chodził po placach budowy, aż pewnego dnia zebrał się na odwagę, by zapytać młodego asystenta w biurze kreślarskim, co sądzi o Franku Lloydzie Wrighcie. – Spojrzał na mnie i wtedy zdałem sobie sprawę, że ten młody architekt nie wiedział, kto to jest. Był to dla mnie pewnego rodzaju moment przebudzenia. Sprawił, że zacząłem rozmawiać z ludźmi w biurze projektowym i pytać, jak zostać architektem. Odpowiedź brzmiała: „cóż, najpierw przedstawiasz portfolio” – relacjonuje.
Stworzył je. Użył węgla gwaszowego do szkicowania obrazów przemysłowego Manchesteru, który wówczas podupadał, malując widok z okna swojej sypialni i posiłkując się reprodukcją obrazu regionu autorstwa L. S. Lowry’ego. Postanowił, że w nadchodzących miesiącach poszuka miejsca w szkole architektury.
– Ale najpierw poczułem, że powinienem powiedzieć szefowi, dla którego pracowałem. „Żeby to zrobić, potrzebujesz portfolio” – od razu mnie zbył. Gdy wyznałem, że już je mam, zaskoczony zaproponował, bym przyniósł następnego dnia. Więc rano zapukałem do jego drzwi i pokazałem teczkę. Natychmiast awansowałem do biura projektowego – opowiada.
3.
Zlecano mu rysowanie dla architektów z biura i lokalnego agenta nieruchomości. Potem, po dwóch latach służby w wojsku (inżynieria elektryczna i radiowa w RAF), polecono go na Uniwersytecie w Manchesterze na wydział architektury. Ponieważ nie kwalifikował się do stypendium władz oświatowych, a rodziców nie było stać na pomoc, musiał pracować przez całe studia. Zahartowany w ostatnich latach (lubił sztuki walki), zarabiał jako bramkarz w miejscowym kinie. Imał się też nocnych zmian, m.in. w piekarni. Dorywczych zajęć było dużo więcej: pracował w warsztacie samochodowym, w sklepie meblowym, w chłodni. Opróżniał wielką przyczepę metalowych pudeł pełnych lodów w batonach i wpychał je do chłodni przez właz. To był najszybszy sposób na zarobienie dużej ilości pieniędzy w krótkim czasie.
Był szalenie pracowity: – Mam to po rodzicach, niezwykle pracowitych, inspirujących w tym sensie. Byli bardzo kochający, bardzo troskliwi i przekazali mi bardzo silną etykę pracy. Miałem ogromne szczęście.
Czy te dorywcze prace i doświadczenia wpłynęły na jego motywację do poprawy warunków w miejscach pracy? Znany jest przecież z tego, że odnawia i znacznie ulepsza to, co niektórzy mogliby przynajmniej początkowo uważać za nudne miejsca, jak przestrzenie do pracy w przemyśle, biurowce, lotniska, mosty, budynki rządowe… Nigdy tego ze sobą nie łączył, ale oczywiście wiele wpływów jest podprogowych.
– Z pewnością miejsca pracy w przemyśle były wówczas dość przerażające, więc nie trzeba było wiele robić, aby je ulepszyć – mówi skromnie w rozmowie z „San Francisco Standard”. – Ale jako pierwsza osoba w rodzinie, która poszła na studia, oraz architekt miałem okazję uhonorować swoje robotnicze pochodzenie. Projektując w Dockland w londyńskich dokach, zrobiłem coś absolutnie nie do pomyślenia w tamtym czasie: umieściłem dokerów z kierownictwem w tym samym budynku. Podano mi wszystkie powody, dla których to nie zadziała: „że dokerzy są brudni, że sekretarki odejdą, że nie można mieszać tych dwóch klas”. Była też nieufność ze strony dokerów do kierownictwa. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że ustawiali się w kolejce po pracę przez cały dzień.
Jak się w końcu udało? Norman został negocjatorem ze strony kierownictwa firmy ze związkami zawodowymi i zaprzyjaźnił się z liderem związku. Jego rola jako architekta nastąpiła dopiero później. – Ale potem ten budynek przyciągnął ogromną uwagę. Był dość rewolucyjny pod względem technologii, materiałów i oczywiście wymiaru społecznego – wspomina.
4.
W tamtym czasie zdobywał nagrody za rysunek (do dziś szkicuje płynnie i kompulsywnie, zapełniając setki zeszytów, które prowadzi). Jedna wczesna nagroda wynosiła 100 funtów od Royal Institute of British Architects w 1957 roku za rysunek drewnianego wiatraka. Nagrody pieniężne i honoraria za rysunki w gazetach pozwoliły mu podróżować. – Moje szkicowniki z tamtych lat są pełne wszystkiego, od toskańskich miasteczek na wzgórzach po palladiańskie wille czy stodoły w Norwegii – mówi.
To, co widać na tym wczesnym etapie, to zamiłowanie do budynków, które architekci nazywają „szopami”: stodoły, hangary lotnicze, tradycyjne szwajcarskie domy. Geniusz Fostera w późniejszych latach polegał na połączeniu takich tradycyjnych struktur z wyrafinowanymi nowymi materiałami i zaawansowaną technologią, aby stworzyć coś, co faktycznie jest stodołą ery lotniczej.
– Pierwszy szkic, który narysowałem, przedstawiał samolot. Miał wielkie wymiary, a ja w swojej głowie siedziałem za sterami i go pilotowałem… I nadal czerpię inspirację z tego świata, tak jak robiłem to jako dziecko – śmieje się, dodając, że dla niego „design, obiekty, malarstwo, rzeźba, architektura są niemożliwe do rozróżnienia”.
W monografii „Norman Foster: Complete Works 1965-Today”, wydanej rok temu przez Taschen, znajdują się jego rysunki 75 różnych maszyn latających – szybowców, dwupłatowców, odrzutowców – którymi naprawdę pilotował. Co dla niego oznacza latanie? – To jak romans. Możesz znać mechanikę lotu, ale to nie wyjaśnia magii ciężkiej maszyny unoszącej się w niebo, tego momentu wyrwania się grawitacji. A potem perspektywa powietrzna daje wgląd w przestrzenie, które znasz, jak ulice i place, ale przede wszystkim czyste piękno natury – zachwyca się w rozmowie z „Guardianem”.
Zapewne w innym życiu – rozmarza się – „ekscytujące byłoby latanie najnowocześniejszymi maszynami o wysokiej wydajności, którymi są myśliwce”.
5.
Pod koniec pięcioletniego kursu w Manchesterze złożył podanie o stypendium Henry’ego, które można było uzyskać na Uniwersytecie Yale lub Harvardzie w USA. Wybrał Yale, ponieważ w tym czasie dziekanem był pionier amerykańskiego modernizmu Paul Rudolph. A jego prace, głównie wczesne prace w Sarasocie, były radykalne, świeże, inne. – Pod wieloma względami Rudolph był produktem Waltera Gropiusa, można więc powiedzieć, że od Rudolpha pośrednio dostałem Bauhaus. To była najlepsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjąłem: pójście na Yale i skorzystanie z przywileju, że Rudolph był moim nauczycielem i mentorem – zapewnia.
To wielkie amerykańskie miasta i ich wysoka architektura, wszystko w nich, co jest manifestacją kapitalizmu, po latach wróciły do jego praktyki. Coraz częściej docierało do niego, że projektowanie metropolii pozbawionych zieleni i nieprzyjaznych dla pieszych, ale oddanych samochodom, nie jest ani dobre dla klimatu, ani dla ludzi. Skierował swoje myślenie ku zrównoważonym miastom. – Jeśli spojrzymy na wzrost populacji od teraz do 2050 roku, to prognozuje się, że wyniesie ona dwa miliardy. A to oznacza, że w jakiś sposób powinniśmy zmienić myślenie o projektowaniu miast – deklaruje.
Konkrety? Jego zdaniem, powinny być bardziej zwarte, gęściej zabudowane, ale tętniące naturą, przyjazne dla pieszych i zorientowane na sąsiedztwo, z wysokiej jakości transportem publicznym, czyli przeciwieństwo rozległych miast opartych na samochodach. Auta nadal byłyby dostępne, ale zakładając, że do tego czasu produkcja energii nie będzie pochodziła z paliw kopalnych, ale będzie czysta. Według niego, wspaniała miejska architektura powinna oddychać i reagować na zmiany pór roku. – Powinna być w harmonii z naturą. Podobnie jak drzewo, budynek może być samowystarczalnym ekosystemem, zbierającym wodę i energię słoneczną, przetwarzającym odpady i pochłaniającym dwutlenek węgla. Drzewo jest metaforą idealnego budynku – oznajmia.
Dlaczego tak ważne są dla niego miasta? – Bo są przyszłością. Coraz więcej ludzi mieszka w miastach i będzie w nich mieszkać. Można powiedzieć, że miasta są naszym największym wynalazkiem. To infrastruktura połączeń, przestrzeni publicznych, parków, mostów, bulwarów, placów, systemów metra. To one decydują o tym, co odróżnia jedno miasto od drugiego. Określają, czy jest piękne czy brzydkie. Określają jego tożsamość. To miejskie spoiwo, które łączy ze sobą wiele indywidualnych budynków – wyjaśnia.
Ważne jest więc, by miasta były zdrowe, czyli bardziej zielone, cichsze, bezpieczniejsze i bardziej przyjazne dla pieszych. Jako przykład podał Singapur, gdzie parom oferowane są zachęty finansowe, jeśli zamieszkają w odległości spaceru od rodziców, ponieważ więzi społeczne mogą przyczynić się do poprawy jakości życia. Założony przez niego Instytut Normana Fostera, z siedzibą w Madrycie, edukuje młodych architektów, ale też zachęca inwestorów do zaangażowania się w działania na rzecz projektowania miast przyszłości, które muszą promować zdrowszy styl życia i pomagać ludziom w dostosowywaniu się do skutków zmian klimatycznych.
– Dla mnie zrównoważony rozwój nigdy nie był kwestią mody, ale spójną zasadą. Oznacza dla mnie to samo dzisiaj, co wiele dekad temu – moja pasja do tego tematu zaczęła się w latach sześćdziesiątych. Różnica między teraz a wtedy polega na tym, że wiele zasad, którymi kierowałem się jako architekt w przeszłości, było intuicyjnych, podczas gdy teraz zostały udowodnione naukowo – zapewnia.
Dziś stało się to głównym nurtem, a zagrożenie zmianami klimatycznymi jest dominującym globalnym problemem. Foster od lat poprzez projekty promował znaczenie naturalnego światła i widoków, a także budynków, które mogłyby oddychać i współpracować z naturą. Motywem było stworzenie lepszego i bardziej produktywnego miejsca pracy z lepszym stylem życia, a także oszczędnością energii. Zrobił to już na początku lat 70. z Sainsbury Centre for Visual Arts, a na większą skalę przez ostatnie projekty, takie jak siedziby Bloomberga w Londynie i Apple w Kalifornii.
– Obecnie w mojej firmie pracują specjalistyczne zespoły wewnętrzne do oceny wpływu na środowisko, analizy środowiskowej, badań nad materiałami, projektowania krajobrazu i miejsc pracy oraz inżynierii środowiskowej i konstrukcyjnej. Wraz z zespołami projektowymi opracowują zrównoważone ramy dla naszej pracy, które często wykraczają poza obecne standardy – chwali się.
Nie jest pesymistą klimatycznym: – Podzielam obawy i poczucie pilności, by wiele zmienić. Uważam, że potrzebujemy mnóstwa czystej energii. Statystycznie wiemy, że najczystszą formą energii jest energia jądrowa. I wiemy, że możemy wytwarzać paliwo lotnicze z wody morskiej i jednocześnie dekarbonizować ocean, również wraz z żeglugą korzystającą z energii wiatrowej. To wszystko jest w zasięgu ręki, do zrobienia już teraz.
6.
Pomimo tego, że jest opisywany jako nieśmiały i samotnik, ma ujmującą osobowość. Jeśli poświęca ci swój czas, dostajesz go w 100 procentach. Jego klienci też to czują. – Norman nie ma w sobie ani krzty cynizmu. Pewnie nie wie, co to słowo oznacza – mówi brytyjski architekt David Chipperfield.
Jego zdaniem, Foster jest wbrew pozorom romantykiem. Jest też – mimo tytułu szlacheckiego, Nagrody Pritzkera, Orderu Zasługi, Królewskiego Złotego Medalu RIBA, trzech nagród Stirlinga, odznaczeń honorowych i profesur – outsiderem. Sam przypisuje to tyle samo wychowaniu, co dojrzałemu charakterowi. – Moi rodzice, Robert i Lilian, byli ciepli i kochający. Byłem jedynakiem – wspomina. Był także, jak sam przyznaje, marzycielem, którego prześladowano w szkole. – Zawsze czułem się inny i wycofałem się do świata książek i oczywiście, jak wielu chłopców, fascynowały mnie samoloty, lokomotywy i maszyny. W miejscowej bibliotece po raz pierwszy odkryłem budynki Wrighta i Le Corbusiera. Zawsze rysowałem, zawsze patrzyłem na budynki. Chciałem zostać architektem, ale wydawało mi się to niemożliwe.
Dziś koledzy po fachu chwalą jego projekty, jakość jego rysunku, dokładność pracy, dbałość o szczegóły, obsługę posprzedażową. Mówią, że przede wszystkim zadowala klienta. Kończy na czas i w ramach budżetu. Częściowym wyjaśnieniem sukcesu Sir Normana jest to, że ma osiągnięcia i siłę przebicia, aby załatwiać sprawy do końca. Klienci go nie wybierają; on ich wybiera. Jego nazwisko może znacznie zwiększyć komercyjny i reklamowy potencjał projektu, dzięki czemu ma przewagę w relacji. Sam architekt zapytany, jaka jego cecha najbardziej wpływa na jego sukces, odpowiada: – Nigdy nie jestem usatysfakcjonowany.
To łączyło go ze słynącym z wymagań Stevem Jobsem, założycielem Apple. Razem pracowali nad okrągłą, przypominającą statek kosmiczny siedzibą firmy w Dolinie Krzemowej, ukończoną w 2018 roku. – Poznaliśmy się na spotkaniu, które miało trwać godzinę, a skończyło się na tym, że rozmawialiśmy cały dzień w kuchni jego domu – wyjawia „The Times”. Czy czegoś się od niego nauczył? – Steve miał rzadką umiejętność myślenia na wielką skalę. W pewnym momencie mógł klęczeć przy ścianie i martwić się o gniazdko, a w drugim myśleć o przyszłości swojego przedsiębiorstwa. Projektując ten budynek zrobiliśmy serię pełnowymiarowych prototypów, patrząc na 12 różnych rodzajów białego szkła, sprawdzając, który jest najbielszy z białych, więc myślę, że to było wspólne dążenie do stworzenia najlepszego budynku, jaki byliśmy w stanie stworzyć razem – dyplomatycznie unika powiedzenia wprost, że perfekcjonizm Jobsa dawał mu w kość. Ale efekt jest oszałamiający – projekt w Cupertino to ikona XXI wieku.
Z czasów tamtego zlecenia została mu słabość do życia w USA. Co roku przeprowadza się z żoną Eleną Ochoa (hiszpańską kuratorką i wydawczynią, którą poznał w 1992 roku na przyjęciu w Toledo, co uważa za najszczęśliwszy moment w swoim życiu) na zachodnie wybrzeże, do Teksasu. To rytuał, który wykonują każdego lata. Ale najbardziej kocha Alpy zimą, gdzie ma dom w St. Moritz. – Za co kocham góry? Za czysty majestat, wspaniałość, skalę, jakość światła. Za dramatyzm i ekstremalne kontrasty. Choć mam też domy w Londynie i Madrycie, to w St. Moritz znajduje się większość moich książek, tam mam przygotowany rysunek i mogę zawsze wrócić i go dokończyć – mówi.
7.
Architekt-superstar doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego miejsca w historii. Chce być w jednym szeregu z nieśmiertelnymi tego stulecia – Le Corbusierem, Miesem van der Rohe, Louisem Kahnem, Frankiem Lloydem Wrightem – i jest już prawie na miejscu.
Czego dowodzą m.in. wielkie wystawy poświęcone jego dorobkowi w najważniejszych muzeach na świecie. Ubiegłoroczna retrospektywa w Centrum Pompidou, które po raz pierwszy zostało dedykowane wyłącznie jednemu architektowi, była hołdem dla jego najbardziej przełomowych projektów. Z bogatego portfolio Foster + Partners sam wybrał również niezrealizowane projekty, takie jak Millennium Tower dla Tokio, osiedle na Księżycu dla Europejskiej Agencji Kosmicznej oraz nowy projekt kultowych czerwonych autobusów w Londynie. Zaprezentował także źródła swoich inspiracji: Fernand Léger, Constantin Brancusi, Umberto Boccioni, Le Corbusier, Ai Wei Wei czy jego mentor Buckminster Fuller, który stworzył koncepcję łączenia technologii ze środowiskiem. Zaś wybór niezwykłych samochodów obejmował limuzynę Voisin, niegdyś należącą do Le Corbusiera, którą Foster starannie odrestaurował.
W sobotę, 19 października, w amerykańskim San Diego rozpocznie się nowa retrospektywa zatytułowana „Foster + Partners: Architecture of Light and Space”, która potrwa do 27 kwietnia 2025.
Zaś wczoraj ogłoszono, że zdobył nagrodę Andrée Putman Lifetime Achievement Award 2025 za „rewolucyjny wkład w projektowanie miast i ruch ekologiczny w architekturze”. „Ciągle rozszerzające się portfolio projektów budowlanych, które realizował po założeniu Foster + Partners w 1967 roku, to prace, które zdefiniowały na nowo możliwości nowoczesnej architektury na całym świecie” – czytamy w oświadczeniu.
8.
Mimo kolejnych zaszczytów nie osiada na laurach, on nadal tworzy: ale tylko pod hasłem „zrównoważonego projektowania”. Jako dowód podaje kampus Apple Park, który jest zasilany w 100 proc. energią odnawialną; europejska centrala Bloomberga w Londynie ma „skrzela”, które pomagają jej „oddychać” i zużywa o 70 proc. mniej wody i o 40 proc. mniej energii niż typowe budynki biurowe. Jest również Commerzbank Tower z 1997 roku we Frankfurcie nad Menem – z licznymi podniebnymi ogrodami, z naturalnym światłem i przepływem powietrza oraz zmniejszonym zapotrzebowaniem na ogrzewanie i chłodzenie; od 2008 roku budynek ten jest w całości zasilany zieloną energią. Wylicza także, że Wiadukt Millau w południowej Francji wyeliminował pięciogodzinne korki, co oznacza, że oszczędność CO2 z 10 proc. ruchu ciężarówek przyniosła efekt równoważny lasowi z 40 tysiącami drzew.
Lord Foster koncentruje się także na architekturze następnej generacji. Jego firma zaprojektowała postój taksówek dla elektrycznych latających samochodów w Dubaju – „vertiport” – i bada, w jaki sposób ludzie mogliby stworzyć swój dom na Marsie. – Przewidywanie przyszłości jest głównym motorem mojej dzisiejszej pracy – zapewnia. We współpracy z Centrum Zaawansowanych Systemów Jądrowych MIT bada miejskie zastosowania autonomicznej czystej energii z mikroreaktorów. Na ubiegłorocznym Biennale Architektury w Wenecji zaprezentował niskoemisyjny beton do tworzenia natychmiastowych mieszkań dla uchodźców. Dodanie wody do materiału ułożonego na ramie wielokrotnego użytku sprawia, że jest on strukturalnie solidny w ciągu zaledwie jednego dnia.
Jest w wieku, w którym wielu zwolniłoby tempo: mógłby odpocząć z trzecią żoną i pięciorgiem dorosłych dzieci, lub przemierzać na nartach Alpy Szwajcarskie. Mimo to nikt, przynajmniej w jego zasięgu, nie wspomina słowa „emerytura”. Na początku 2000 roku zdiagnozowano u niego raka jelita grubego i powiedziano mu, że może mieć tylko tygodnie życia. W pełni wyzdrowiał i wrócił do pracy. To samo zrobił po zawale.
Nie ukrywa, że nowe projekty i kontakt z ludźmi są jego siłą napędową. Świadomie szuka kontaktu z młodymi: jest dumny z faktu, że średnia wieku w jego pracowni architektonicznej, największej w Wielkiej Brytanii, oscyluje około trzydziestki. – Czuję się tak młody jak ci, z którymi pracuję i podzielam pasje – zapewnia. – Lubię robić wszystkie rzeczy, które robiłem przez całe życie i nie widzę powodu, aby to zmieniać. A przede wszystkim wciąż czuję to samo podniecenie, jak kiedyś, projektując budynki.﹡
Kopiowanie treści jest zabronione