Paul Rudolph skończyłby w październiku 106 lat. Kuszące jest wyobrażenie sobie, jak wyglądałaby jego architektura, gdyby żył w erze cyfrowej. Mając ołówek i ekierkę, Amerykanin (który zmarł w 1997 roku) był w stanie zaprojektować budynki o oszałamiającej złożoności.
Na przykład jego Yale School of Art and Architecture w New Heaven ukrywa około 37 poziomów za siedmiopiętrową fasadą. Elewacja jest wykonana z betonu korundowego, znaku rozpoznawczego stylu znanego jako brutalizm, którego Rudolph był prawdopodobnie największym w kraju praktykiem. Jednak nie poświęcając swojego zamiłowania do rygoru architektonicznego, był w stanie stworzyć domy, które ucieleśniały optymizm, a nawet blask ery hedonizmu lat 70. XX wieku.
DOM LEWITUJĄCY
Przykładem tej lekkości w podejściu do architektury jest dom w Fort Worth w Teksasie, zamówiony przez Sida Bassa, amerykańskiego miliardera, który dorobił się na ropie, i filantropa. To rodzaj high-techowego gniazda tworzącego iluzję lewitujących płaszczyzn – chociaż są cztery główne poziomy, rezydencja jest w rzeczywistości kompilacją dwunastu poziomów przestrzeni o różnych wymiarach. Główny salon i inne ważne pomieszczenia mieszkalne opierają się na wspornikach nad stromo nachylonym terenem, z którego roztaczają się panoramiczne widoki na piękny krajobraz, który jest obramowany białymi ścianami wnętrza.
Rudolph zaprojektował Bass Residence w 1966 roku wokół stalowej ramy pokrytej szkłem i aluminium, nawiązując do projektów Franka Lloyda Wrighta i Ludwiga Miesa van der Rohe. Odzwierciedla on minimalistyczne podejście i proste linie, w środku nie ma żadnych krzywizn. Rozległy biały dom o powierzchni 5,5 tys. m² miał pomieścić rodzinę Bassów, a także przestronną galerię sztuki współczesnej. Wejście jest na najwyższym poziomie budynku, a nad nim znajduje się 12-metrowy wspornikowy nawis. Całość z jednej strony wystaje ponad miękkim zielonym dywanem zadbanych trawników. Mówi się, że przypomina projekt Fallingwater, domu letniskowego nad wodospadem rodziny Kauffmanów, który uchodzi za najsłynniejszy dom modernizmu.
Architekt uważał, że to najlepszy dom, jaki zaprojektował. – Ideał ciężaru i przeciwwagi, podobny do ruchu ludzkiego ciała, stał się genezą tego projektu – powiedział magazynowi „House & Garden” w 1991 roku.
STAJNIA Z MAGAZYNEM NA WĘGIEL
Ale najbardziej znany jest inny jego dom – Halston House w Nowym Jorku (wcześniej znany jako Hirsch Residence), nazwany tak na cześć swojego najsłynniejszego właściciela Roya Halstona Frowicka, który jako Halston zapisał się w historii nie tylko amerykańskiej mody.
Był jednym z pierwszych projektantów na świecie, który stał się celebrytą, na równi z jego sławnymi klientkami – Lizą Minnelli (która nosiła wyłącznie jego ubrania), Elizabeth Taylor, Barbrą Streisand, Lauren Bacall, Anjelicą Huston, Dianą Vreeland, Biancą Jagger, Elsą Peretti i Jackie Kennedy. Powstały o nim książki, filmy dokumentalne, a także serial Netflixa. Choć to produkcja niedorównująca wielkości i charyzmie bohatera, o którym opowiada, ma za to dwa mocne punkty: genialną rolę Ewana McGregora (jego Halston jest arogancki od samego początku, pewny siebie aż do granic, czarujący i odrzucający po równo) oraz wybitne wnętrza (które stworzył nominowany do Oscara i Emmy scenograf, Mark Ricker) z tłem Manhattanu lat 70. i 80., które są niczym kapsuła czasu.
Estetyka Halstona, który miał wszystko, co najlepsze, dyktowała kierunek prac nad wyglądem serialu. Był bowiem człowiekiem, który wymyślił każdą swoją przestrzeń: życiową i zawodową. Zaprojektowanie idealnego tła dla marki mody i głośnego, hedonistycznego stylu życia, które prowadził, miało dla niego zasadnicze znaczenie. Urodzony w Iowa projektant nie miał prowincjonalnego gustu, wręcz przeciwnie – miał talent do dekoracji tak duży, że zmienił wnętrza na zawsze.
W 1974 roku kupił imponującą rezydencję: XIX-wieczną byłą powozownię na Upper East Side. Oryginalny budynek został zaprojektowany i zbudowany w 1881 roku jako stajnia z kwaterami mieszkalnymi, której właścicielem został multimilioner Edward J. Berwind. W latach 60. za 160 tys. dolarów odkupił ją Alexander Hirsch (prawnik i inwestor w nieruchomości, który zbudował wiele apartamentowców w Nowym Jorku), który zamarzył o przeprowadzce z East Hampton do serca miasta. Zatrudnił Paula Rudolpha, który był uczniem założyciela Bauhausu, Waltera Gropiusa, na Uniwersytecie Harvarda, szybko zyskał sławę, a w latach 60. magazyn „Time” chwalił go jako „cudowne dziecko architektury”, którego twórczość przyćmiła Miesa van der Rohe, Franka Lloyda Wrighta i Le Corbusiera.
Rudolph powozownię rozebrał aż do fundamentów, usunął magazyn na węgiel znajdujący się z tyłu budynku i zaprojektował na jego miejscu szklarnię. Przekształcił obiekt w surową modernistyczną kamienicę. Technicznie rzecz biorąc, jest to przebudowa powozowni, ale renowacja była tak całkowita, że w praktyce jest to nowy budynek. Wnętrze to zestaw przestrzeni charakteryzujących się umiejętną równowagą unoszących się płaszczyzn, schodów, balkonów, platform i okien.
Za drzwiami wejściowymi znajdował się wąski hol z białymi ścianami i łupkową podłogą, który prowadził do tylnej części domu, gdzie przestrzeń otwierała się na obniżony salon: trzypiętrową przestrzeń z widokiem na równie wysoką szklarnię, otoczoną spiralnym układem balkonów, otwartych schodów i platform. Główna kuchnia wraz z jadalnią znajdowała się przy podwyższonej części salonu. Na pierwszym piętrze, główna sypialnia z przylegającą do niej garderobą i łazienką znajdowała się od strony ulicy, i łączyła się z balkonem z widokiem na salon poniżej. Na antresoli powyżej Rudolph umieścił drugą sypialnię i dodał mostek otwarty na salon, prowadzący do trzeciej sypialni z łazienką z tyłu domu. Na trzecim piętrze była kolejna sypialnia, salon i mała kuchnia z podłogą z drewna tekowego i odsłoniętymi ścianami z cegły, które mogły służyć jako osobne mieszkanie. Ten poziom otwierał się na taras na dachu.
ŻYCIE W TRÓJWYMIAROWEJ RZEŹBIE
Gdy reżyser „Halstona”, Daniel Minahan, przez 10 lat marzył o serialu, odwiedził wszystkie dawne domy i biura słynnego kreatora mody i przeprowadził wywiady z każdym naocznym świadkiem, jakiego mógł znaleźć – w tym z Rudolphem. Odszukał go krótko przed jego śmiercią i dowiedział się, że Halston uratował ten dom. Właściciel bardzo zmienił pierwotny projekt, a kiedy Halston odkupił dom, zatrudnił Rudolpha, aby przywrócił go do pierwotnego stanu. Ten odtworzył wszystko z powrotem, a nowy lokator zadbał, by wnętrze było utrzymane w bieli, czerni i szarości.
Haston kupił kamienicę w dniu, w którym ją zobaczył. – To jedyny prawdziwy nowoczesny dom zbudowany w Nowym Jorku od czasów drugiej wojny światowej. To jak życie w trójwymiarowej rzeźbie – opowiadał później w wywiadzie wideo. – Wiem, że zaprojektowany był dla kogoś innego, ale naprawdę czuję, że został zbudowany dla mnie.
Gdy się wprowadził nadał mu nazwę „101”, od numeru ulicy. I wiele zmienił zgodnie ze swoim wyrafinowanym gustem radykalnego minimalizmu. Regał na książki i rzeźby na antresoli usunął. Szklarnię uznał za zbyt bujną i przerobił ją na prosty bambusowy ogród. Dzieła sztuki na ścianach zredukował do minimum, dodał wszędzie szare dywany i minimalistyczną szarą kanapę i takież fotele, obok stawiając olbrzymi marmurowy stolik. Zostawił słynne schody bez poręczy (stopnie jakby unosiły się w powietrzu) wystające ze ściany z zatopionym w nich kominkiem oraz rozkład wszystkich pomieszczeń.
– Kiedy wprowadzasz się do takiego domu na początku chcesz wszystko zmienić. Ale on jest sam w sobie dziełem sztuki, aż w końcu mu ulegasz – ocenił w wywiadzie w 1977 roku dla „New York Timesa”. – Lubię biel i minimalizm. Chciałem więc pozbyć się kilku rzeczy, które były po prostu dekoracyjne – dodał. Kiedy go kupił, myślał, że będzie spędzał cały czas w innych pokojach, a ten największy posłuży tylko do towarzyskich spotkań, ale okazało się, że to właśnie w nim lubił przebywać najbardziej. – Siedzę tutaj, szkicuję i obserwuję, jak światło nieustannie się zmienia – opowiadał, chwaląc się, że wypełnił dom dziesiątkami orchidei (podobno miesięcznie wydawał na nie 250 tys. dol.) i mnóstwem świec, aby po zachodzie słońca mieć minimalne sztuczne światło.
Dom Halstona był skromny, ale całkowicie luksusowy. I był odzwierciedleniem ubrań, które projektował. W modzie wyrzucił wszystkie guziki i zamki błyskawiczne oraz używał tylko jednego szwu. Jego ubrania były pięknie zaprojektowane i tę samą estetykę wniósł do swoich wnętrz: proste elementy ułożone w idealnej kompozycji, eleganckie materiały i doskonałe poczucie równowagi. Minimalistyczna moda i wnętrza Halstona miały wpływ kulturowy, który nadal wydaje się aktualny i świeży – prawdopodobnie dlatego, że ludzie wyglądają w nich najlepiej.
Halston był bardzo świadomy dobrego oświetlenia i komfortu. I zawsze starał się stworzyć dom, który byłby domem dla jego rodziny – jego kreatywnej rodziny. A byli nią jego sławni przyjaciele: m.in. Liza Minnelli, Andy Warhol, Truman Capote, Al Pacino, Martin Scorsese, Robert De Niro, Lauren Bacall, Jacqueline Kennedy, Diana Vreeland, Anjelica Huston, Bianca Jagger, Lauren Hutton, Elsa Peretti, Diane von Furstenberg i Elizabeth Taylor, a także wielu innych bywalców nocnego klubu Studio 54. To dzięki nim dom Halstona stał się miejscem legendarnych przyjęć z udziałem śmietanki towarzyskiej tamtych lat. Imprezy w „101” stały się znane jako „Halston Happening”.
DIAMENTY, SEKS I KOKAINA
Halston był jednym z najważniejszych projektantów mody lat 70. i to nie tylko w USA, przyjacielem gwiazd, bywalcem Studia 54 i pierwszym kreatorem w historii, który podpisał umowę licencyjną o wartości 1 miliarda dolarów. Na przełomie lat 70. i 80. stworzył modowe imperium. Wielki talent, sukces, uroda i sława wyniosły go na szczyt popularności i bogactwa. Chętnie z tego korzystał. Słynął tyleż samo z elegancji, co rozwiązłości.
W domowym sejfie trzymał kokainę, pieniądze wkładał do pudełek po butach, a modelkom rozdawał diamenty. Podobno gościom swoich dekadenckich imprez podawał kawior i pieczone ziemniaki na równi z… kokainą. Szampan, kawior i seks, które przeplatał wciąganiem kresek – taką mieszankę preferował w swoim szykownym lokum na 101 East 63rd Street, wizytę w którym opisywano jako „chodzenie po krawędzi Wielkiego Kanionu”. Używał narkotyków i seksu jako uwolnienia od zbyt dużej presji sukcesu, od ciśnienia związanego z kreatywnością, od wypalenia, od pustki spowodowanej tym, że jak wracał do domu to nie był już w blasku reflektorów. Nie lubił być sam. Albo imprezował więc z innymi gwiazdami w Studiu 54, albo przenosił imprezę do siebie.
Media z lubością rozpisywały się o jego domu z czterema sypialniami, pięcioma łazienkami, windą, garażem, oranżerią, tarasem o powierzchni 160 m², przestronnym salonem o wysokości 10 m i apartamentem dla gości na najwyższym piętrze, gdzie podobno często mieszkała Liza Minnelli, najbliższa przyjaciółka projektanta, rezydentką była też żona Micka Jaggera. Mogły się tu ukryć przed mężami i paparazzi – pomagała w tym brązowa nie rzucająca się w oczy szklana fasada, którą Paul Rudolph zaprojektował celowo, by budynek wtapiał się w starsze otoczenie i wyglądał skromnie z zewnątrz, czyli idealnie dla celebrytów, którzy chcą być incognito.
„Chciałbym, żeby tak wyglądał mój dom” – zawyrokował Warhol, którego obrazy wisiały na ścianach, a prawnik Halstona po wizycie w jego domu wyznał: „Będę się cieszył, zarabiając dla ciebie pieniądze, Halstonie, ponieważ wiesz, jak je wydawać”.
„Ten dom nie przypominał żadnego innego w Nowym Jorku. Był jednym z niewielu prywatnych domów, które zostały zbudowane na Manhattanie po II wojnie światowej, a także jednym z zaledwie trzech tamtejszych domów zaprojektowanych przez Paula Rudolpha. I naprawdę był przeznaczony głównie do rozrywki” – Bob Colacello napisał w „Town & Country” w 2021 roku.
DZIŚ MIESZKA TU TOM FORD
Modernistyczna kamienica przez lata była uosobieniem ekstremalnego życia Halstona, dopóki nie usunął się z życia publicznego w 1984 roku, gdy stracił swoje modowe imperium i fortunę. Dom stał się zamkniętym i cichym sanktuarium zwłaszcza wtedy, gdy zachorował na AIDS.
Zaledwie trzy miesiące przed śmiercią w 1990 roku kreator za 5 mln dol. sprzedał swój legendarny dom z wyposażeniem szwajcarskiemu milionerowi i przez chwilę mężowi Brigitte Bardot, Gunterowi Sachsowi oraz założycielowi Fiata, Gianniemu Agnelli. Ten ostatni ostatecznie odsprzedał swój udział Szwajcarowi, który niemal całkowicie zmienił wnętrze. Po jego śmierci rodzina Sachsa postanowiła pozbyć się kamienicy i wystawiła ją na sprzedaż za 40 mln dol. Po kilku latach szukania nowego nabywcy, ponad cztery lata temu na lokum skusił się inny sławny projektant mody – często porównywany do Halstona i wzorujący się na jego stylu, Tom Ford (płacąc 18 mln dol.). Sam jest wielkim fanem modernizmu, więc jest szansa, że oddał ducha dawnej świetności adresu pod numerem 101 (zdjęć wnętrza nigdy nie pokazał publicznie).
Sława Halstona została zbudowana na jego eleganckiej modzie i perfumach. Kluczowym składnikiem sukcesu była również legenda, którą stworzył wokół siebie i wnętrz domu, pracowni i biura swojej marki, które znajdowało się w Olympic Tower, przeszklonej przestrzeni na Piątej Alei w Nowym Jorku, dorównującej wielką przestrzenią (ponad 3,6 tys. m²) i spektakularnym wystrojem (wszystko czerwone oraz ze ścianami pokrytymi lustrami) siedzibie Yves Saint Laurenta w Paryżu.
PIERWSZA DUŻA WYSTAWA
Podobnie jak ponadczasowe projekty modowe Halstona, jego wnętrza są teraz tak świeże i nowoczesne, jak dziesiątki lat temu. To go łączy z Paulem Rudolphem, który również hołdował ultraminimalistycznej architekturze, która do dziś wygląda bardzo współcześnie i jest dowodem na to, że dobry projekt to projekt ponadczasowy. Architekt zmarł siedem lat po kreatorze mody, dla którego pracował, i tak jak on wywarł ogromny wpływ na kulturę i design, czego dowodzi jego sława 27 lat po śmierci.
Odnowione zainteresowanie brutalizmem ponownie zwróciło uwagę na Rudolpha. „Architectural Digest” i „New York Times” jego setne urodziny uczciły artykułami wychwalającymi jego spuściznę. Przypomniano, że wydział architektury Uniwersytetu Yale, gdzie był kierownikiem od 1958 do 1964 roku, przekształcił w jedno z najważniejszych miejsc do studiowania architektury na świecie. Dwóch jego studentów, Norman Foster i Richard Rogers, zdobyło później Nagrodę Pritzkera.
Ostatnie dekady życia spędził na projektowaniu wieżowców w Azji, bo Ameryka o nim zapomniała. – Wpływ Rudolpha nie jest jeszcze w pełni rozpoznany, ale dorównuje każdemu architektowi swojego pokolenia. Wiele z jego pomysłów dopiero teraz staje się głównym nurtem – mówi Dan Webre, architekt i członek zarządu Fundacji Paula Rudolpha w Nowym Jorku. – Jeśli pomyślisz o Zaha Hadid, można śmiało powiedzieć, że była pod wpływem Rudolpha. Utorował drogę nowym pomysłom na temat przestrzeni i nowych materiałów. Zawsze przekraczał granice.
We wrześniu odbędzie się jego pierwsza duża wystawa. Zorganizowana przez nowojorskie Metropolitan Museum of Art we współpracy z Library of Congress’s Rudolph Archive, ekspozycja prześledzi rozwój architekta poprzez 80 jego dzieł, zaczynając od jego pierwszych eksperymentalnych domów na Florydzie, a kończąc na jego Lower Manhattan Expressway i innych niezrealizowanych megastrukturach i utopijnych wizjach.
To, co będzie pierwszą dużą wystawą nowoczesnej architektury w The Met od prawie pół wieku, pokaże jednocześnie, jak Rudolph reagował na trendy społeczne i ekonomiczne swoich czasów. Oprócz makiet, zdjęć, rysunków i filmów z jego najbardziej znanymi projektami pokazanych zostanie również kilka przykładów brutalistycznego stylu, który konsekwentnie (i na swoją niekorzyść) uprawiał w latach 60. i 70. „Niemożność sklasyfikowania Rudolpha sprawia, że jest trudnym architektem do podsumowania, ale ta sama cecha sprawia, że jest fascynującym tematem badań, który każdego dnia skłania nową publiczność do odkrywania jego prac” – kurator Abraham Thomas ocenił w zapowiedzi wystawy „Materialized Space: The Architecture of Paul Rudolph”. „Skomplikowane, wizjonerskie rysunki i ukończone budynki Rudolpha stanowią wyjątkowy głos w zatłoczonej, zmiennej przestrzeni późnego modernizmu – głos, który będzie nadal okazywał się zarówno fascynujący, jak i mylący przez wiele kolejnych lat”.﹡
_____
Wystawa „Materialized Space: The Architecture of Paul Rudolph” w The Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku odbędzie się od 30 września 2024 do 16 marca 2025 roku.