Votum Aleksa w 2011 roku, gdy stanęła w Tarnowie
Świat się nią zachwycił, Kościół nie chciał poświęcić, została najmłodszym zabytkiem w Polsce. Drewniana kaplica w rozbiórce
10 kwietnia 2024
tekst: a+e
zdjęcia: Jakub Certowicz / Beton

Posłuchaj

To historia jak z filmu. W kilku aktach. O prywatnej kaplicy pewien pisarz marzył od dnia, gdy jego ciężko chora żona wyzdrowiała. Kupił ziemię we wsi Tarnów nad brzegiem Wisły i wystąpił o zgodę na mały kościółek do biskupa. Gdy ten stawiał wygórowane żądania finansowe, Votum Aleksa stanęła w 2011 roku, ale w zgodzie z prawem świeckim. Skromna, drewniana świątynia trafiła do finału najbardziej prestiżowej nagrody architektonicznej w Europie i zachwyciła światowe media. Kościół katolicki zawyrokował: „W takiej budzie mszy nie będzie”. By ratować budynek, konserwator wpisał go na listę zabytków. Mimo to jest właśnie rozbierana.

Wysoka na 12 m na planie prostokąta. Wyglądała jak domek letniskowy (zaledwie 82 m² powierzchni). Spadzisty dach przykryty osikowym gontem i boczne ściany wykonane z sosnowego drewna. We frontowej fasadzie deskowanie. I tylko jedno przeszklenie: w południowej ścianie za ołtarzem umieszczono od dołu do góry pleksi, przez które rozpościerał się widok na Wisłę i piękną zieloną skarpę we wsi Tarnów pod Warszawą. Całość idealnie wkomponowana w otoczenie. I tylko krzyż na kalenicy zdradzał, że to niewielki kościół, choć nigdy nie został formalnie konsekrowany.

Budynek był niewielki i skromny, w każdym calu stał w opozycji do obowiązujących gustów i praktyk budowania kościołów w Polsce, gdzie preferuje się „złote, ale skromne”. Pewnie dlatego, że powstał na zlecenie prywatnego fundatora, który poprosił młodych architektów z pracowni Beton o projekt drewnianego kościółka we wsi, do której przeniósł się z Warszawy. Pisarz (od początku chciał pozostać anonimowy) myślał o kaplicy odkąd wyzdrowiała jego ciężko chora żona. I gdy w nowym miejscu zbudował dom, na drugiej działce postanowił też stworzyć miejsce spotkań i kontemplacji dla mieszkańców Tarnowa. Zwłaszcza, że ludzie we wsi powiedzieli mu, że na działce na skarpie kiedyś stał kościół modrzewiowy z XVII wieku. Został rozebrany, kiedy Wisła zmieniła bieg.

Architekci z pracowni Beton, Marta i Lech Rowińscy, na prośbę właściciela użyli część drewna po starym kościele, które przetrwało u wdowy po organiście. Dzięki temu wróciło na swoje miejsce jako kaplica. Budynek w dwa tygodnie został w całości zbudowany przez lokalnych cieśli. Stanął w 2011 roku. Kosztował 80 tys. zł.

Niestety, przetrwał zaledwie 13 lat.

BYŁA KAPLICA, BĘDZIE DOM

Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, powołując się na czytelnika, który przysłał do redakcji list wraz ze zdjęciem, rozpoczęła się już rozbiórka kapliczki, deska po desce. „W niedzielę chciałem odwiedzić perłę architektury sakralnej. Jakież było moje zdziwienie, gdy na miejscu okazało się, że kaplica jest rozbierana” – napisał.

Do tej pory zdemontowano dach i część ściany. Nie ma już śladu po drewnianym goncie. Wokół są porozrzucane deski, trociny i drewniane odpadki, a stojąca obok wieża z dzwonem, choć wydaje się nienaruszona, jest w kiepskim stanie. Prace szybko postępują, bo na działce jeszcze w tym roku ma stanąć dom mieszkalny, do którego budowy posłuży część materiałów z kapliczki.

Zdjęcie rozpętało dzisiaj medialną burzę. Pojawiają się pytania, jak to się stało, że skromna budowla, która w 2022 roku trafiła na listę zabytków województwa mazowieckiego, nie jest chroniona przed zniszczeniem? – Jeśli dzisiaj coś się dzieje z kaplicą, konserwator nie ma już kompetencji, żeby się tym zajmować – deklaruje Marcin Dawidowicz, obecny wojewódzki konserwator zabytków.

Powód jest prosty. Batalia o budynek została przegrana w sądzie z obecnymi właścicielami działki, którzy kaplicy na niej nie chcą. Ale po kolei…

ZAMIAST ŁODZI RYBA

Początkowo budynek miał wyglądać jak przewrócona do góry dnem łódź rybacka. Architekt znał wieś, bo bywał tu jako dziecko (jest synem zleceniodawcy) – chciał więc nawiązać do rzeki, do tarnowian łowiących ryby. I żeby było ponadreligijnie. Żona pisarza sprzedała warszawskie mieszkanie, ale na odwróconą łódź wciąż nie starczało. Pracownia Beton uskromniła więc projekt. Z pierwotnego pomysłu została tylko ryba na drzwiach kaplicy.

„Całe przedsięwzięcie przeobraziło się w swoisty eksperyment: jak bardzo można uprościć formę i technologię, zachowując jak najwyższą jakość przestrzeni… Kształt bryły stworzył się właściwie sam. Z jednej strony woda i wiatr. Z drugiej marzenia – być może niespełnione – o redukcji i szczerości, o jasnej i klarownej wypowiedzi. Z trzeciej strony cała historia Kościoła w naszym polskim kontekście. Choć akurat o tej trzeciej stronie staraliśmy się nie myśleć prawie wcale. Żeby nie wpaść w pułapkę barokowo-doktrynalną. Zależało nam wyłącznie na tym, żeby stworzyć miejsce sprzyjające skupieniu i wyciszeniu. Schronienie dla zmysłów” – Rowińscy tak napisali o swoim projekcie, który nazwali Votum Aleksa.

Krzyż na kalenicy oznajmiał – jakkolwiek dyskretnie – że jest to kościół. Ale – mimo wielu rozmów i spotkań z kościelnymi hierarchami – nigdy nie udało się go poświęcić. Choć od czasu do czasu odbywały się w nim nabożeństwa prowadzone przez różnych „wywrotowców”. Jak w 2012 roku pisała „Polityka”, która umieściła kaplicę w finałowej piątce swojej dorocznej Nagrody Architektonicznej, biskup może by i chciał konsekrować, ale… Na prośby pisarza i jego żony, odpowiedział, że zgadza się na budowę pod warunkiem że „pisarz znajdzie dom dla organiściny, opłaci jej utrzymanie, załatwi zezwolenia na rozbiórkę organistówki, posprząta po rozbiórce, uzgodni kształt kaplicy z Diecezjalną Komisją Artystyczno-Architektoniczną. Ponadto odda kaplicę i ziemię pod nią na własność parafii. Nie zaprzestając płacenia na konserwację kaplicy w latach późniejszych”.

I mimo próśb sołtysa i mieszkańców Tarnowa, słowa nie zmienił. Proboszcz świątyni nie poświęcił. „Nie dostrzegam tam Bożego piękna” albo „Architektura budynku jest zbyt skromna” – miał odpowiadać. „Polityka” cytowała jednego z letników: „To jest walka na noże”; a także mieszkańców: „Boimy się, że kiedyś ta kaplica spłonie, a przy okazji kilka domów. A tu o kasę chodzi. Kościołowi też” oraz księży: „W takiej budzie mszy nie będzie”.

Votum Aleksa nigdy nie stała się obiektem sakralnym.

NAJMŁODSZY ZABYTEK

Nie pomogło nawet to, gdy trafiła do finału najbardziej prestiżowej nagrody architektonicznej w Europie – EU Mies van der Rohe Award. Tarnowski obiekt trzy lata temu został wybrany z 343 nominowanych z naszego kontynentu. Do tamtego roku żaden polski budynek zgłaszany do konkursu nie znalazł się w finałowym gronie od początku przyznawania wyróżnienia. Choć kapliczka nagrody nie zdobyła, zrobiło się o niej głośno. „Piękno w proporcjach, niewyszukany detal, prostota konstrukcji” – zachwycały się światowe media. Polskie dodawały: „Jeden z najpiękniejszych wybudowanych w XXI w. w Polsce budynków sakralnych” czy „Skromność, prostota, szczerość, minimalizacja środków i kosztów, to cechy dotychczas prawie niespotykane w polskiej architekturze sakralnej”.

O Votum Aleksa zapomniano. Do lata 2021, gdy w internecie pojawiło się ogłoszenie, że kaplica jest na sprzedaż, z ceną 50 tys. zł (w gratisie dzwonnica). Właściciele chcieli sprzedać sam budynek, bez działki, co oznaczało, że nowy nabywca będzie mógł go rozebrać i przenieść w dowolne miejsce. Po kilku dniach ogłoszenie zostało wycofane. – Telefony się urywały, parę osób przyjechało nawet, żeby budynek zobaczyć. Z uwagi na tak duże zainteresowanie postanowiliśmy na razie wstrzymać się z decyzją, co dalej – mówiła Onetowi właścicielka obiektu. – Zobaczymy, co z tym zrobimy. Na pewno nie będziemy prowadzić działań w kierunku utrzymania go jako kaplicy bądź kościoła.

Okazało się, że za sprzedażą stali wierzyciele fundatora kaplicy, którzy przejęli działkę. Chcieli obiekt usunąć, później ubiegali się o możliwość przekształcenia go w domek letniskowy. Gdy dowiedziała się o tym Fundacja Ochrony Zabytków Mazowsza, zrobiła wszystko, by uniemożliwić rozbiórkę. Mazowiecki wojewódzki konserwator zabytków ogłosił, że zaledwie 11-letnia Votum Aleksa jest nowym najmłodszym zabytkiem w Polsce.

„Wpis kaplicy w Tarnowie do rejestru zabytków, obok wpisu Dworca Centralnego w Warszawie, jest drugą moją najważniejszą decyzją” – napisał w komunikacie prof. Jakub Lewicki, ówczesny mazowiecki konserwator zabytków. „Wpis umożliwi ratowanie kaplicy przez dotowanie remontu tego zabytku i jednocześnie wybitnego dzieła architektury drewnianej, które jest i będzie wymieniane we wszystkich opracowaniach architektury drewnianej w Polsce”.

JAK SUCHY LIŚĆ

Miesiąc przed decyzją konserwatora zabytków zmarł fundator Votum Aleksa. Nowi właściciele gruntu złożyli odwołanie do decyzji konserwatora do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Resort – po tym, jak właściciele gruntu wygrali w sądzie – uchylił decyzję Lewickiego, uważając, że kaplicę trudno uznać za dzieło minionej epoki.

Budynek wypisano z rejestru zabytków. W ten sposób przestał być chroniony.

Czy zostanie odbudowany w innym miejscu? Urzędnicy milczą. Architekt Lech Rowiński powiedział gazecie: – Tak naprawdę my sprawę kaplicy przegraliśmy już kilka lat temu, kiedy dostała się w niepowołane ręce. No i nie ma już na świecie jej fundatora, któremu chyba najbardziej leżała na sercu. Pewna efemeryczność tego zjawiska, jakim jest lub była kaplica, też ma pewien gorzki urok. Myślę, że spełniła w pewnym sensie swoją rolę – dekadę temu była niewielkim, ale dość wyraźnym sygnałem konieczności zmiany na różnych płaszczyznach. Ale też nie zaistniała tak, jak to sobie wyobrażał i wymarzył fundator. Z różnych powodów. Gdyby dostała się te trzy lata temu w inne ręce, to kto wie! Może mogłaby jeszcze zakwitnąć. A tymczasem opadła jak uschnięty liść… Dla nas jest to smutne wydarzenie.﹡

Kopiowanie treści jest zabronione