

Posłuchaj
Łuskowiec to samobieżna szyszka z ryjkiem na diecie z mrówek – tak najkrócej można powiedzieć o tym najdziwniejszym ssaku świata. Bo to niesamowicie ujmujące stworzenie, przypominające hybrydę mrówkojada, szyszki sosnowej i pancernika, jest jedynym na świecie ssakiem w większości pokrytym łuskami. Nie są to jednak łuski takie jak rybie, ale zbudowane z tego samego, co nasze włosy i paznokcie, czyli z keratyny. Jest łagodnym, nieśmiałym samotnikiem, który dyskretnie krąży po Afryce i Azji od około 80 milionów lat, i całkowicie bezbronnym wobec człowieka.
Trudno o ssaka bardziej czarującego, a zarazem bardziej prześladowanego niż łuskowiec. Bo choć współżył razem z dinozaurami i przetrwał ewolucję Ziemi, jest teraz na skraju wyginięcia. Jak żadne inne zwierzę na świecie pada ofiarą nielegalnego handlu. Przemycany jest na potrzeby tradycyjnej medycyny i kuchni chińskiej i jeśli go nie ochronimy, za 20 lat już go nie będzie.
Niewielu ludzi w ogóle spotkało łuskowca. I niewielu w ogóle wie o ich istnieniu. Należała do nich reżyserka i aktywistka na rzecz przyrody, 38-letnia Pippa Ehrlich z RPA, która pięć lat temu nakręciła dokument „Czego nauczyła mnie ośmiornica” – o nietypowej przyjaźni pewnego filmowca i ośmiornicy zamieszkującej południowoafrykański las wodorostów. Dostała za niego Oscara i BAFTA.
Jak trafiła na historię Kulu i jego opiekuna?
„D A J M I T Y L K O P I Ę Ć M I N U T”
To Gareth Thomas i jego zespół ją odszukali. Krótko po sukcesie dokumentu o ośmiornicy. – Ten facet ciągle do mnie pisał maile w stylu: „Obiecuję, że nie zmarnuję twojego czasu. Daj mi tylko pięć minut”. Nigdy się nie poddał! I w końcu kliknęłam na link do filmu, który mi wysłał, i zostałam poczęstowana sześcioma minutami niewiarygodnego materiału z łuskowcami, który nakręcili Gareth i jego przyjaciel, operator filmowy Steve Dover – opowiada tygodnikowi „Daily Maverick” z RPA.


Coś ją poruszyło w tym materiale. – Był pełen wrażliwości, po prostu piękny. Miał głębię i intymność. Pokazałam go kilku osobom, z którymi pracuję w Wielkiej Brytanii i Stanach, i wszyscy byli oczarowani – wspomina reżyserka.
I całkowicie wpadła. Zaczęła czytać wszystko na temat sytuacji łuskowców i była zszokowana. – Co roku kłusownicy przemycają przerażająco dużo łuskowców, a tylko niewielka część szczęśliwców zostaje uratowana. Na całym świecie są niesamowici ludzie próbujący przywrócić je naturze. Próbowałam pokazać w filmie, jak są potrzebne całkowite poświęcenie i miłość, aby opiekować się łuskowcami. Niektóre filmy wydają się mieć swój własny rytm i w tym projekcie jakoś się wszystko ułożyło – jakby historia chciała zostać opowiedziana – deklaruje.
Na początku plan był inny. Zamierzała zrobić retrospektywną historię z innym łuskowcem, który został uratowany i od jakiegoś czasu żył na wolności. Ta historia byłaby bardziej skupiona na Johannesburgu. Ale potem poznała Kulu – malutkiego łuskowca wykradzionego matce przez kłusowników, którego policja i aktywiści odbili przemytnikom. – To była niesamowita okazja, aby śledzić go od niemowlęcia do dorosłego i być z nim w buszu na każdym kroku. Pomysł był ryzykowny, ponieważ nie mieliśmy planu B i nie mogliśmy mieć pewności, czy proces rekonwalescencji zakończy się sukcesem – tłumaczy.
I to była podstawa do nakręcenia 90-minutowego filmu przedstawiającego historię trzymiesięcznego łuskowca o imieniu Kulu, uratowanego przed nielegalnym handlem, a także powolnego procesu jego powrotu na wolność w Republice Południowej Afryki.
Ś W I A T O C Z A M I Ł U S K O W C A
– Kulu ma niesamowitą osobowość – mówi Pippa Ehrlich stacji CNN. – Jest niesamowicie uparty, zdeterminowany, żeby iść tam, gdzie chce, i wcale nie zależy mu na tym, żeby to dziwne dwunożne stworzenie podążało za nim, gdziekolwiek się uda – dodaje. Tym dwunożnym stworzeniem jest Gareth Thomas, wolontariusz zajmujący się ochroną przyrody, który brał udział w operacji ratowania Kulu i który wcześniej bombardował Ehrlich mailami.
Rehabilitacja uratowanych łuskowców to niezwykle trudny proces. Ssaki rzadko jedzą w niewoli. „Nie można im podstawić pod nos talerza mrówek, bo i tak nic nie zjedzą. Codziennie trzeba z nimi spacerować, czasami nawet do sześciu godzin dziennie, bo muszą same znaleźć pożywienie i zajadać się mrówkami i termitami” – słyszymy w filmie cenne wyjaśnienia z ust opiekuna Kulu.
Te codzienne spacery nie służą tylko do karmienia: przygotowują również łuskowca do widoków, dźwięków i zapachów nowego siedliska i pomagają mu przezwyciężyć traumę niewoli. Gareth poświęcił na to 18 miesięcy swojego życia. Zabrał podopiecznego z lecznicy Johannesburg Wildlife Veterinary Hospital do rezerwatu przyrody Lapalala Wilderness Reserve, cztery godziny jazdy od Johannesburga. Zamieszkał z nim w domu na dzikiej sawannie i codziennie o 4 rano budził się, by zabierać go na pierwszy spacer. Co nie było łatwe: maluch był nie tylko aspołeczny, ale nade wszystko kochał wolność. I nieustannie mu zwiewał.
– Łuskowce mają ulubione potrawy i ulubionych ludzi. Niektóre, które spotkaliśmy, podskakiwały do nas, owijały się wokół nogi i wsadzały język do ucha. Ale Kulu taki nie był. Był bardzo zamkniętym w sobie małym facetem. Chciał być wolny i niezależny – śmieje się reżyserka.
Kiedy przybył do Johannesburg Wildlife Veterinary Hospital, personel nazywał go Gijima, co w języku zulu oznacza „biegać”, ponieważ ten zadziorny maluch nieustannie próbował uciekać podczas spacerów. Aby spróbować go uspokoić Gareth nadał mu nowe imię Kulu – w języku zulu wariant słowa „łatwy”.
– Zdałam sobie sprawę, że ma bardzo głęboką więź z tymi zwierzętami i je rozumie. Rozumie, jak uzyskać tak intymne ujęcia, które niemal sprawiają, że czujesz się, jakbyś oglądał świat oczami łuskowca – mówi Ehrlich. Dlatego kluczowe dla filmu były samodzielnie nakręcone przez Thomasa ujęcia łuskowców. Ponieważ to niezwykle wrażliwe zwierzęta, ekipa produkcyjna miała ograniczoną liczbę dni zdjęciowych i w dużej mierze polegała na opiekunie Kulu. – Poznałam go około marca 2022 roku i na produkcję poświęciliśmy kolejne dwa i pół roku, co jest naprawdę niesamowicie krótko. To zdecydowanie najszybciej nakręcony film, jaki kiedykolwiek zrobiłam – opowiada.
Widzowie prawdopodobnie dostrzegą podobieństwa tematyczne między filmami o ośmiornicy i o łuskowcu – obydwa poruszają tematy relacji człowieka z dziką przyrodą oraz naszego emocjonalnego związku z naturą. Ekipa od początku używała terminu „ekologia emocjonalna”, a narracja zawiera uniwersalne tematy, z którymi większość ludzi może się utożsamić.
Obserwując Kulu, jak zajmuje się swoimi sprawami w bezpiecznym ośrodku dla dzikich zwierząt – żerując na mrówkach, biegając z „ramionami” nerwowo zaciśniętymi przed sobą, wijąc się wokół ręki swojego opiekuna lub bawiąc się w wodzie, którą go polewał podczas nielicznych chwil wspólnej zabawy – film nieraz chwyta za serce. Scena, w której uchwycono drżenie przerażonego Kulu, gdy zostaje porażony prądem przez ogrodzenie, wystawi na próbę nawet najbardziej stoickiego widza. Nie bez emocji pozostanie też troskliwe „rodzicielstwo” jego opiekuna, któremu ta praca dała poczucie celu, a przywiązanie do malucha pomogło przezwyciężyć żal po nagłej śmierci najbliższych przyjaciół. Jak na ironię – pangoliny, jak nazywa się także łuskowce, są zabijane w celach leczniczych, podczas gdy opieka nad jednym z nich wydaje się być uzdrawiającym doświadczeniem dla tego człowieka.



To budujące, ale jednocześnie momentami przesadnie sentymentalne. Na szczęście, pojawia się również przypomnienie, jak bardzo ludzie niszczą środowisko, oraz wezwanie do większej odpowiedzialności i świadomości. Ekspertka ds. rehabilitacji, Nicci Wright, tak w filmie mówi: – Jeśli tak wyjątkowe stworzenie jak łuskowiec zostanie utracone, symbolizuje to sposób, w jaki traktujemy wszystko.
W I N N Y J E S T T Y L K O C Z Ł O W I E K
Największym zagrożeniem dla łuskowców jest kłusownictwo – nielegalny handel dzikimi zwierzętami wart jest 20 miliardów dolarów (to czwarta najbardziej dochodowa działalność przestępcza na świecie). Łuskowce giną, bo ich mięso jest uznawane za przysmak w Chinach i Wietnamie, a łuski za niezbędny produkt w ponad 500 przepisach medycyny chińskiej. Mają rzekomo leczyć anoreksję, reumatyzm, astmę, choroby skórne, zapalenie stawów, nerki, problemy z laktacją i impotencją. Ale nie ma żadnych wiarygodnych badań, które by potwierdzały te cudowne właściwości. Zaś skórę tego wrażliwego ssaka wykorzystuje się do produkcji wyrobów skórzanych.
Trudno sobie to wyobrazić, ale według African Pangolin Working Group, tylko w 2018 roku władze krajów azjatyckich przechwyciły 48 ton łusek pangolinów afrykańskich (za tonę łusek na czarnym runku płaci się równowartość 6 mln zł). 48 ton! To zatrważająca liczba, biorąc pod uwagę, że każdy łuskowiec ma tylko 70 łusek, które ważą bardzo niewiele, a 48 ton stanowi jedynie ułamek całkowitej ilości sprzedawanych łusek. Większość przemytników umyka celnikom.
„Łuskowce będące przedmiotem handlu narażone są na ogromne okrucieństwo. Po schwytaniu są często trzymane w niewoli przez tydzień lub 10 dni bez jedzenia. Przechowywane są żywcem w takim pojemniku, jaki jest akurat pod ręką: od plastikowych toreb po zbiornik z domowym piwem, bo i takie napotkaliśmy. Można sobie wyobrazić, w jak okrutny sposób są zabijane i pozbawiane łusek” – z okazji Światowego Dnia Łuskowca, który obchodzimy 20 lutego, napisał Philip Lymbery, prezes międzynarodowego Compassion in World Farming.
Cytując profesora Raya Jansena z African Pangolin Working Group: „Łuskowce nie mają naturalnych wrogów. Przyczyną ich upadku jest wyłącznie człowiek”.
Ray Jansen, występujący w „Mój przyjaciel łuskowiec”, na własne oczy przekonał się o skali tego zagrożenia: były zoolog, a obecnie agent wywiadu, pomógł uratować 301 żywych łuskowców, w tym Kulu, w latach 2016–2024, co doprowadziło do aresztowania prawie 700 handlarzy dzikimi zwierzętami. Wcześniej aresztowania w RPA kończyły się ze skromnymi grzywnami, a nie karą więzienia. Jednak w ostatnich latach ekolodzy, tacy jak Jansen, zaczęli składać zeznania jako biegli sądowi, co skutkuje wyrokami do 10 lat więzienia.
Chociaż zauważył spadek „okazjonalnego” kłusownictwa w kraju, „wyrafinowane” zorganizowane sieci przestępcze nadal zajmują się handlem międzynarodowym i jak się szacuje – rocznie sprzedawanych jest ok. 200 tys. tych zwierząt. Obecnie z ośmiu gatunków łuskowców (z których cztery żyją w Afryce, od RPA do Sudanu, a cztery w Azji) wszystkie objęte są ochroną w ramach CITES – konwencji o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem. Trzy z czterech gatunków są krytycznie zagrożone, zaś hodowla łuskowców w niewoli jest wyjątkowo trudna.
Zwiastun filmu „Mój przyjaciel łuskowiec”
Nowy film twórczyni dokumentu „Czego nauczyła mnie ośmiornica”

B Y Ś W I A T S I Ę W N I C H Z A K O C H A Ł
Choć Ehrlich zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, nie chciała, aby film skupiał się na handlu dzikimi zwierzętami. – Pangoliny są niebywale łagodne. Nie gryzą i nie krzyczą: nie mają strun głosowych. Kiepski wzrok i słuch też nie pomagają. Poza niesamowicie silnym ogonem i łuskami przypominającymi pancerz, są całkowicie bezbronne i nieagresywne. To jest jeden z powodów, dla których są najczęściej przemycanym dzikim ssakiem na świecie. Co niepokojące, najczęściej przemycającym je ssakiem są ludzie. Rzadko o tym myślimy – opowiada. – Chciałam, aby w moim filmie łuskowce były postrzegane jako radosne, wyjątkowe małe stworzenia.
Ma to też związek z tym, że kiedyś pracowała w świecie ochrony rekinów i już nie mogła dłużej żyć historiami o obcinaniu im płetw i globalnym handlu. Zrozumiała, że tak wiele negatywnych obrazów i informacji na świecie sprawia, że wszyscy są po prostu tym zmęczeni. – Chciałam połączyć ludzi ze zwierzętami, bo jak możemy oczekiwać, że ktokolwiek będzie się przejmował faktem, że są one ofiarami handlu, skoro nikt nawet nie wie, kim one są? – wyjaśnia. – Wierzę, że film spełni rolę edukacyjną, a świat zakocha się w tych niesamowitych stworzeniach.
I chyba się jej to udało. Wraz z każdym kadrem filmu jesteśmy w świecie Kulu i niemal czujemy smak wszystkiego, co jest dla niego ważne (jest wiele zdjęć makro). Widzimy jak świetnie sobie radzi w naturze. Na widok drapieżnika zwija się w kulkę łuskami na zewnątrz, a w razie potrzeby potrafi się jeszcze wytarzać w odchodach nosorożca, by mieć na sobie jego zapach – przecież nawet wariat nie zechce zadzierać z nosorożcem. Oglądamy jak swym ogonem owija się na wysokości, by zwisać ciałem do dołu albo używać go jako przeciwwagi, żeby biegać przez afrykańskie pustkowia na dwóch tylnych łapach. Zadziwia też jego język: dłuższy od całego ciała. Zamiast między zębami trzyma go wzdłuż pleców. Taki jęzor jest zamocowany gdzieś w okolicach miednicy i służy pangolinowi do wyjadania mrówek i termitów z czeluści ziemi, którą rozkopuje szponiastymi łapami. Łuskowce potrafią zamykać uszy i nosy podczas jedzenia, żeby mrówki nie weszły do środka. Za to nie mają zębów, więc żują mrówki żołądkami, w których siedzą keratynowe kolce.
Nade wszystko wzrusza cicha, wrażliwa niewinność tego dziwnego ssaka, o którym nikt nie wie, ile osobników pozostało na wolności. – Łuskowce są prawdziwym symbolem kruchości, którą dostrzegamy u siebie nawzajem i w otaczającej nas przyrodzie – ocenia Ehrlich.
„Mój przyjaciel łuskowiec” dopiero trzy dni temu trafił do oferty Netflixa, a już jest odzew na film. Reżyserka dostała m.in. maila od kobiety weterynarza z Malezji, która od dawna pracuje z łuskowcami. Po prostu napisała: „Dziękuję za przywrócenie godności tym stworzeniom, które tak bardzo kocham. I myślę, że istnieje ogromne niebezpieczeństwo w tym, jak przedstawiamy zwierzęta jako ofiary. Ponieważ nosorożce nie są tylko ofiarami kłusownictwa. Rekiny nie są tylko ofiarami obcinania im płetw. Wszystkie te stworzenia mają całe światy i są głęboko złożone, piękne i fascynujące. I zasługują na szacunek i miłość za to, kim są jako istoty i miejsce, które zajmują na planecie Ziemia, a także na współczucie z powodu całego zła, które im robimy”. ﹡

