Od lewej, na górze: Stanley and Najin, Kenya, 2020; Joel and Sosi, Fiji, 2023. Na dole: Serafina and Keanan on Bed, Fiji, 2023; Jame with People in Fog, Bolivia, 2022
„Bądźmy częścią zmian, a potem krzyku słyszanego na całym globie, że nie możemy już tak dłużej”. Zagrożone życie ludzi i zwierząt
24 czerwca 2024
tekst: a + e
zdjęcia: Nick Brandt

Posłuchaj

Katastrofalne pożary, śmiertelne powodzie, rekordowe fale upałów i susze opanowują cały świat. Nietrudno zrozumieć, co fotografa Nicka Brandta zainspirowało do opowiadania historii ludzi i zwierząt najbardziej dotkniętych pogarszającym się stanem naszej planety z powodu zmian klimatycznych. I tak powstały hipnotyzująco piękne, niemal surrealistyczne portrety ludzi i zwierząt, wykonane w Kenii, Zimbabwe, Boliwii i u wybrzeży wysp Fidżi, które dowodzą, jak bardzo powiązana jest nasza walka o przetrwanie. Wystawa „The Day May Break Chapter 1-3” jeździ z tym przesłaniem po świecie – teraz do zobaczenia w Niemczech.

Nick Brandt, urodzony i wychowany w Anglii, po raz pierwszy odwiedził Afrykę Wschodnią w 1995 roku, reżyserując teledysk „Earth Song” dla Michaela Jacksona. Zakochał się w tym miejscu i dzikiej zwierzynie. I poczuł, że istnieje sposób na fotografowanie zwierząt w sposób, jakiego nikt wcześniej nie robił – próbując przedstawić je jako istoty czujące, które nie różnią się tak bardzo od ludzi. Rzucił dotychczasową karierę i został fotografem przyrody.

Począwszy od 2001 roku rozpoczął trwający dziesięć lat projekt fotograficzny: trylogię upamiętniającą zanikającą naturalną wielkość Afryki Wschodniej i jej postępujące zniszczenie. Projekt zakończył w 2013 roku serią trzech fotoksiążek, których tytuł tworzy jedno zdanie: „On This Earth, A Shadow Falls, Across The Ravaged Land”. Wiele zdjęć tam zamieszczonych powstało w ekosystemie Amboseli w Kenii i Tanzanii, gdzie w 2010 roku, nie mogąc już pozwolić na dalszą degradację przyrody, Nick wraz z działaczem na rzecz ochrony przyrody Richardem Bonhamem założył fundację Big Life Foundation. – Nie ma sensu być złym i biernym. O wiele lepiej jest być złym i aktywnym – podsumował.

Od tego czasu tematyka jego serii fotograficznych zawsze wiąże się z destrukcyjnym wpływem, jaki ludzkość wywiera zarówno na świat przyrody, jak i na samych ludzi. Na swoich pierwszych zdjęciach mniej lub bardziej pokazywał problem utraty siedlisk zwierząt i bioróżnorodności w Afryce, w znacznym stopniu w wyniku ekspansji człowieka. W 2015 roku wydał album „Inherit the Dust”, w którym w serii epickich panoramicznych obrazów rejestruje wpływ cywilizacji na miejsca w Afryce Wschodniej, po których wędrowały zwierzęta. Pokazał zagubione czworonogi, które umieścił w świecie szybko rosnącej zabudowy miejskiej, fabryk, nieużytków i kamieniołomów. Cztery lata później nowa publikacja – „This Empty World” – jeszcze dobitniej pokazała świat ze zwierzętami przytłoczonymi niekontrolowanym niszczeniem ich naturalnych domostw i zmniejszaniem szans na przetrwanie.

Reżyserka Kathryn Bigelow tak napisała o tych publikacjach: „Wstrząsająca, ale oszałamiająca praca Nicka Brandta stawia nas twarzą w twarz z kryzysem, zarówno społecznym, jak i środowiskowym, wymagającym odnowy samej ludzkości”.

Zdjęcia Brandta pokazywały najgorszą stronę obecności człowieka na Ziemi i choć wywołały szok i wzbudziły zainteresowanie, nie zmieniły niczego. Biedna Afryka nikogo nie obeszła. Tymczasem w wyniku działalności ludzi zmiany klimatyczne przestały być już tylko opowieścią z jednego kontynentu, a przede wszystkim problemem dalekiej przyszłości – ekstremalne zjawiska pogodowe coraz bardziej nasilają się na całym świecie i dotyczą nie tylko flory i fauny, ale także nas samych. Tu i teraz. Fotograf uświadomił sobie, że w swych działaniach musi pójść dalej.

– Zacząłem fotografować dzikie zwierzęta Afryki jako elegię dla znikającego świata. Po kilku – zbyt wielu – latach, widząc eskalację niszczenia środowiska, poczułem pilną potrzebę odejścia od tego typu pracy, by zaradzić zniszczeniu w znacznie bardziej bezpośredni sposób. Postanowiłem skupić się na być może największym kryzysie ze wszystkich – globalnych zmianach klimatu lub bardziej trafnego określenia, załamaniu klimatu, co negatywnie wpływa na każdą żywą istotę na planecie – w magazynie „Photo” brytyjski fotograf wyjaśniał powód powstania nowej serii „The Day May Break”.

W obliczu pozornie niemożliwego zadania Nick Brandt stworzył niezwykle oryginalny dorobek, który reprezentuje zupełnie nowe podejście do fotografii przyjaznej dla klimatu.

Patrick and flamingos, Zimbabwe, 2020
Kuda and Sky I, Zimbabwe, 2020
Shepherd and Matagat, Kenya, 2020
Halima, Abdul and Frida, Kenya, 2020
Nick Brand podczas zdjęć z pierwszej części „This Empty World”

C Z Ę Ś Ć    I

Był 2020. Rok pandemii koronawirusa i rekordowych mega pożarów – od Kalifornii po Syberię, od Brazylii po Alaskę. Właściwie nie zamierzał rozpoczynać „The Day May Break” na kontynencie afrykańskim. Miał inne plany. Ale COVID-19 zmienił wszystko. Kiedy więc rozejrzał się po mapie i krajach związanych z tematami tej pracy, fotografowanie w Kenii i Zimbabwe wydawało się najbardziej osiągalne. Kenia była otwarta dla gości ze świata przez cały czas, a Zimbabwe otworzyło się około miesiąca przed jego przyjazdem. Starannie wybrał więc pięć rezerwatów przyrody, które odwiedził pod koniec 2020 roku, aby przedstawić ludzi wysiedlonych ze swoich domów z powodu susz i innych kataklizmów oraz zwierzęta, które uszły z życiem.

Postanowił sfotografować ich razem w tych samych kadrach, by pokazać, że są w równym stopniu ofiarami dotkniętymi degradacją środowiska naturalnego.

Wszystkie zwierzęta, które stanęły przed jego aparatem, to ofiary człowieka. Zostały dotknięte dewastacją siedlisk, kłusownictwem i zatruciem, w wyniku czego trafiły do rezerwatów. Uratowano je, ale nigdy nie będą mogły już być wypuszczone na wolność. Prawie wszystkie są przyzwyczajone do człowieka.

Ludzie, których chciał sfotografować, musieli przyjść tam, gdzie były zwierzęta. – Na kilka tygodni przed moim przyjazdem kilku naukowców podróżowało po okolicy, szukając tych, których najbardziej dotknęły skutki zmian klimatycznych – opowiada 58-letni Brandt. Wielu bohaterów jego zdjęć jest lub było rolnikami, którzy musieli porzucić swoją ziemię z powodu wielu lat dotkliwej suszy. Innym huragany zniszczyły domy, a niektórzy stracili dzieci podczas powodzi. – Ponura ironia polega na tym, że mają niewielki wpływ na środowisko naturalne, a są najbardziej narażeni na konsekwencje działalności przemysłu i człowieka w świecie cywilizowanym – oceniał w rozmowie z „Washington Post”.

Największym wyzwaniem przy tworzeniu zdjęć okazała się pogoda, a nie ludzie czy zwierzęta. Stworzenia są przyzwyczajone do opiekunów z rezerwatu i tak ufne, że obce im osoby mogły być blisko i fotografować się w tym samym kadrze w tym samym czasie. Brandt nie był w stanie sportretować jedynie niektórych z bardziej niebezpiecznych zwierząt, takich jak lwy. – Problemem podczas sesji okazały się tygodnie wyjątkowo gorących i suchych wiatrów, w wyniku czego szybko wyparowywała potrzebna mi do zdjęć mgła. Zgodnie z prognozami miała być pora deszczowa, tymczasem z powodu anomalii było sucho. Żeby stworzyć odpowiedni mglisty nastrój, na wykonanie zdjęcia miałem tylko 30 minut w ciągu jednego dnia: przed i po zachodzie słońca – wspomina.

Po co mgła? Symbolizuje świat przyrody, który szybko ginie. Maszyny wytwarzające na miejscu dym/mgłę to także echo pożarów, spotęgowanych przez zmiany klimatyczne, które niszczą znaczną część planety. – Jest jednoczącym motywem wizualnym wszystkie zdjęcia, symbolizującym coraz większą otchłań świata, który teraz znika z pola widzenia. Zwierzęta i ludzie są fotografowani razem w tej mgle, w tym samym kadrze, ponieważ po prostu wszyscy jesteśmy mieszkańcami tego samego domu: naszej właściwie bardzo małej planety. Jednak pomimo poniesionych strat ci ludzie i zwierzęta przetrwali i w tym tkwi szansa i nadzieja – tłumaczy autor.

Na zdjęciach, które robił średnioformatowym aparatem cyfrowym, bohaterowie wydają się mieć podobne emocje; nawet ich postawy są czasami identyczne. Brandt zapewnia, że nic nie reżyserował od momentu, gdy usiedli przed jego sprzętem. „Zestawienie ludzi i zwierząt u Brandta wskazuje na oś połączenia, wspólnoty i relacji; jest to głęboka rana. I dzięki jakiejś tajemnicy i alchemii autor przekształca to w przejmujące i bolesne piękno” – napisała w 2021 roku w przedmowie do albumu „The Day May Break” znana kenijska pisarka, Yvonne Adhiambo Owuor.

Lucio and Chascas, Bolivia, 2022
Juana and Nayra, Bolivia, 2022
Eustaquia and Hernak, Bolivia, 2022
Nick Brandt na planie zdjęć w Boliwii

Album ze zdjęciami zrobionymi w Kenii i Zimbabwe to była pierwsza publikacja z cyklu, a także wystawy podróżujące po świecie. Autor do każdego portretu dodał tekst opowiadający o jego bohaterach, których wymienia z imienia. Chce, żeby te prace niosły przekaz i by groza sytuacji dała odbiorcom do myślenia, a całość nie tylko była wizualnym i estetycznym przeżyciem. Pisze na przykład: „Patrick and Flamingos, Zimbabwe, 2020. Patrick jest rybakiem w Zimbabwe od pięciu lat, ale spadający poziom wody w jeziorze Chivero utrudnia mu pracę, bo dzienne połowy ryb dramatycznie spadły. Patrick jest również rolnikiem, ale jak u wielu innych, trwająca susza wpłynęła na jego plony. Większe i mniejsze flamingi w Kuimba Shiri są ratowane przez lata z różnych powodów, bo ich liczba spada wraz ze zmniejszaniem się miejsc lęgowych”.

C Z Ę Ś Ć    I I

Drugi rozdział powstał w Boliwii w 2022 roku. Idea była identyczna jak podczas zdjęć w Afryce. Fotografie, również czarno-białe, także łączyły tubylców z lokalną florą i fauną.

Historyk fotografii i były szef działu fotografii w National Portrait Gallery w Londynie, Philip Prodger, podsumował to w ten sposób: „Przełomowe dzieło jednego z największych orędowników ochrony środowiska w fotografii… Brandt portretuje ludzi i zwierzęta razem, skłaniając nas do refleksji nad rzeczywistymi konsekwencjami zmian klimatycznych. Przekładając swoje oburzenie na cichą determinację, powstał portret nas wszystkich w krytycznym momencie antropocenu”.

Zdjęcia z Boliwii, Kenii i Zimbabwe pokazywały galerie i muzea na całym świecie, w tym w Nowym Jorku, Londynie, Berlinie, Sztokholmie, Szanghaju, Oslo, Paryżu i Los Angeles. Część dochodów ze sprzedaży albumów i biletów na ekspozycje Brandt przekazał osobom i organizacjom non-profit, które opiekują się zwierzętami. Ale nie poprzestał na tym – ruszył z aparatem na Fidżi, by skupić się na mieszkańcach wysp południowego Pacyfiku, na których wpływ ma podnoszący się poziom oceanów w wyniku zmian klimatu.

C Z Ę Ś Ć    I I I

„SINK / RISE” to trzeci rozdział „The Day May Break”. Ale tym razem nie pokazał zła, które się wydarzyło, ale… przyszłość. W 2023 roku wybrał się w miejsce, gdzie mieszkańcy są o krok od utraty domów, ziemi i źródeł utrzymania z powodu zmian klimatycznych. I pomimo trudności ze sfotografowaniem ich na dnie oceanu, wiedział, że właśnie to musi zrobić.

Jego zdaniem dramatyczny i niszczycielski wpływ wzrostu poziomu morza na życie milionów ludzi może być trudny do dostrzeżenia i uchwycenia w czasie rzeczywistym. Wymyślił więc sposób, aby pokazać to symbolicznie. – Ktoś powiedział, że to jest dość postapokaliptyczne. A ja odpowiedziałem: „Nie, to okres przedapokaliptyczny”. Ponieważ tym ludziom jeszcze się to nie przydarzyło – Brandt wyjaśniał w CNN. I to, jego zdaniem, jest częścią problemu.

Akessa, Qama, Petero, Onnie, Joel, Sosi i inni mieszkańcy wybrzeża Fidżi, archipelagu zamieszkiwanym przez prawie milion ludzi, których fotografował w ramach projektu, nie widzieli jeszcze, jak znany im świat tonie pod wodą. Jednak wielu z nich to spotka, jeśli zmiany klimatyczne będą postępować w zawrotnym tempie, a poziom wody będzie się nadal podnosił. Ten wyspiarski kraj jest szczególnie narażony na skutki kryzysu klimatycznego i w ostatnich latach wiele razy padł ofiarą nasilających się cyklonów tropikalnych. Na lądzie niszczą budynki i wyrywają drzewa, to co się dzieje pod wodą nie jest mniej tragiczne: rafy koralowe są unicestwiane, rozbijane na milion kawałków. Władze Fidżi nazwały zmiany klimatu największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa w regionie i nawołują przywódców na całym świecie, aby robili więcej, by pomóc. Wyznaczyli także dziesiątki społeczności przybrzeżnych do planowanych przeprowadzek na wyżej położone tereny.

Brandt twierdzi, że wyspy Pacyfiku odpowiadają jedynie za 0,03 proc. globalnej emisji gazów cieplarnianych, ale i tak stoją przed niepokojącą perspektywą utraty wszystkiego na skutek zmiany klimatu. – Są najbardziej narażone na konsekwencje postępowania świata przemysłowego – ocenił.

Petero by Cliff, Fiji, 2023
Serafina Holding her Brother Keanan I, Fiji, 2023
Kulisy powstawania zdjęć do serii „SINK / RISE”

Skomplikowana sesja zdjęciowa trwała tygodniami. Przed rozpoczęciem projektu jedynymi zdjęciami podwodnymi, jakie brytyjski fotograf zrobił, były wakacyjne zdjęcia ryb tropikalnych, które przykuły jego uwagę. Fotografowanie ludzi pod wodą – i pomaganie im czuć się swobodnie i wyglądać naturalnie pomimo dziwnych okoliczności – okazało się znacznie trudniejszym przedsięwzięciem. Brandt wiedział jednak, że jeśli mu się to uda i uda mu się stworzyć koncepcję, którą sobie wyobrażał, obrazy nie będą przypominały niczego, co widział wcześniej.

Przesłuchał około 200 osób, z których do portretów wybrał 20. Zatrudnił mistrzów nurkowania, aby zapewnili bezpieczeństwo i pomoc w szkoleniu nurkowym. A potem stał całymi dniami i patrzył, jak błotnista woda z powodu ulewnych deszczy u wybrzeży Fidżi stawała się tak mętna, że ​​robienie zdjęć było niemożliwe. Za każdym razem, gdy woda się oczyściła, miał wąskie okno czasowe na inscenizację i sfotografowanie sceny, w której jego bohater zajmował pozycję, odłączał automat dostarczający tlen i wstrzymywał oddech (zobaczcie wideo).

To nie było nurkowania głębinowe. Większość zdjęć wykonano 2–4 metry pod powierzchnią wody. Jednak za naturalnym wyglądem tych codziennych scen, w których toczy się niby normalne życie, czaiło się bardzo realne ryzyko. – Jeśli wystrzelisz na powierzchnię nawet z głębokości 2,5 metra, wstrzymując oddech i biorąc wdech na powierzchni, też możesz uszkodzić płuca – wyjaśnia Brandt, zapewniając, że o bezpieczeństwo dbał zawodowy nurek, Volitiviti Niutabua, który mieszka na wsypie z rodziną.

Dla Niutabuy rzeczywistość, którą ukazują surrealistyczne zdjęcia Brandta, jest aż nazbyt jasna. Mistrz nurkowania mieszka kilka kroków od idyllicznej plaży wzdłuż wybrzeża, ale podobnie jak wielu na Fidżi buduje dom w głębi lądu, który, jak ma nadzieję, będzie miał większą szansę wytrzymać skutki nasilających się burz. – Nie my to spowodowaliśmy. My jesteśmy ofiarami – mówi. Mimo to twierdzi, że wszyscy na Ziemi, w tym mieszkańcy Fidżi, muszą zrobić wszystko, co w ich mocy, aby odwrócić kurs i złagodzić skutki zmian klimatycznych, zanim będzie za późno.

Aby stworzyć zapadające w pamięć obrazy, bohaterowie fotografii Brandta, choć znajdują się kilka metrów pod powierzchnią, nie unoszą się ani nie pływają. Siedzą lub stoją na meblach codziennego użytku: krzesłach, łóżkach i sofach, korzystają z huśtawek i pozują w sposób, w jaki robiliby to na lądzie. Pomimo surrealistycznej, na wpół teatralnej scenerii, sprawia to realne wrażenie, że ich życie toczy się pod wodą. Czasami, jak mówi autor, to, czego nie widać na zdjęciach, może być równie uderzające. Jedno zdjęcie zatytułowane „Serafina przy stole” przedstawia dziewczynę siedzącą przy stole naprzeciwko pustego krzesła. – Dla mnie to zdjęcie robi wrażenie nie tylko ze względu na nią i wyraz jej twarzy, ale także ze względu na to puste krzesło i to, co ono oznacza – deklaruje.

Fotograf zadbał także o to, by zrobiono wiele zdjęć zza kulis. W czasach, gdy obrazy generowane przez sztuczną inteligencję stają się coraz bardziej powszechne, jego zdaniem nie można przecenić artystycznego i emocjonalnego znaczenia prawdziwych fotografii przedstawiających prawdziwych ludzi.

E P I L O G

Najbardziej podoba mu się to, że widzowie wciąż wracają do jego najnowszych zdjęć i za każdym razem widzą na twarzach bohaterów inne emocje. Od nadziei, przez odporność i siłę… po rezygnację i smutek. Ta dwoistość, jaką widzą, ma związek z motywem, który łączy wszystkie prace w całość. Tytuł „The Day May Break” odnosi się do pewnego rodzaju rozwidlenia dróg, przed którymi stoi obecnie ludzkość. – Może nastać dzień, gdy Ziemia się rozpadnie, albo może przyjść dzień, gdy nastanie kolejny świt – mówi Brandt. Według niego to, co się stanie, jest wyborem ludzkości.

Na razie wierzy, że nie dopuścimy do tego, co wszyscy możemy stracić. – Mam nadzieję, że mój projekt będzie częścią zmian, częścią narastającego dialogu, powstawania chóru głosów, a potem, miejmy nadzieję, krzyku słyszanego na całym globie, że nie możemy już tak dłużej – deklaruje fotograf. ﹡

 

_____

Wystawa „Nick Brandt: The Day May Break, chapter 1-3” potrwa do 15 sierpnia w In focus gallery w Köln, w Niemczech.

Kopiowanie treści jest zabronione