Od lewej: Charlize Theron, New York, 2008; Adriana Lima, Menton, 2017
„Fotografuję gwiazdy Hollywood tak, jak robiłem zdjęcia mojej dziewczynie w łóżku”. Vincent Peters rozbiera najpiękniejsze kobiety
21 lipca 2024
tekst: Agnieszka Kowalska
zdjęcia: Vincent Peters

Posłuchaj

– Nagość jest interesująca, gdy mówi prawdę o osobie; nie jest interesująca, jeśli po prostu pobudza hormony – mawia fotograf gwiazd, Vincent Peters, który słynie z klasycznych i seksownych portretów najpiękniejszych kobiet na świecie. Jak udaje mu się namówić Charlize Theron, Angelinę Jolie, Penélope Cruz, Scarlett Johanson i Monicę Bellucci, by stanęły nago przed jego aparatem? Jak on to robi, że jego zdjęcia mają tę szczególną intymność? Wystawa „Timeless Time” w Rzymie próbuje na to odpowiedzieć.

Pomiędzy prawdą a fałszem jest ogród i tam cię spotkałem – mówi Vincent Peters, cytując wiersz sprzed tysiąca lat. Chodzi mu o to, że patrząc na zdjęcie, poznajesz kogoś: nie osobiście, ale spotykasz emocje, które ci ludzie chcą opowiedzieć. Wewnątrz każdego z nas jest ogród, w którym spotykamy ludzi, których straciliśmy, ale także tych, których nigdy nie znaliśmy. To smak wyobraźni.

A potem przypomina sobie, jak Richard Avedon dorastał w okresie między I a II wojną światową w nowojorskiej dzielnicy Upper East Side. Jako dziecko często przebywał sam i chodził do Metropolitan Museum, znajdującego się na przeciwko jego domu. Błąkał się wśród dzieł, których nie rozumiał, ale czuł to, co czuli artyści, gdy je malowali. – W swoim ogrodzie spotkał wielu zmarłych artystów, którzy namalowali obrazy, które widział. Kiedy słuchasz muzyki Pucciniego lub oglądasz obraz Caravaggia, wchodzisz w ich emocje w tym samym czasie, w którym one wchodzą w ciebie. To właśnie kryje się za „Timeless Time”. Choć minęło już dużo czasu, emocje zawarte w zdjęciu pozostają – tak słynny fotograf, Vincent Peteres, wyjaśnia tytuł swojej wystawy, która odbywa się w Palazzo Bonaparte w Rzymie.

Zgromadził tam 90 portretów wykonanych w latach 2001–2021. Wszystkie czarno-białe. Na wszystkich najpiękniejsze i najsławniejsze kobiety świata oraz kilku nie mniej znanych mężczyzn. – To zdjęcia bez czasu i przestrzeni, które zostają na zawsze – kuratorka, Maria Vittoria Baravelli, ocenia w rozmowie z czołowym włoskim dziennikiem „Corriere della sera”. I dodaje: – Fotografia w jego wydaniu nie jest już dokumentem, jest abstrakcją. Peters bada światło i cień, zbliża się do marzenia, jakim chciałby, żeby było.

Vincent Peteres: „Nieważne, co jest na zdjęciu, ważny jest nastrój, jaki odczuwasz, gdy się odwrócisz i od niego odejdziesz”
Vincent Peteres: „Nieważne, co jest na zdjęciu, ważny jest nastrój, jaki odczuwasz, gdy się odwrócisz i od niego odejdziesz”
Vincent Peteres: „Nieważne, co jest na zdjęciu, ważny jest nastrój, jaki odczuwasz, gdy się odwrócisz i od niego odejdziesz”
Vincent Peteres: „Nieważne, co jest na zdjęciu, ważny jest nastrój, jaki odczuwasz, gdy się odwrócisz i od niego odejdziesz”

Specjalizując się w portretach gwiazd, Peters wypracował charakterystyczny styl, inspirowany włoskim neorealizmem, ze szczególnym wykorzystaniem czerni i bieli, z grą światła i cienia. W Rzymie to wszystko wzbogacają nuty Ennio Morricone, Franka Sinatry i słynne utwory z repertuaru operowego, które grają w tle, tworząc niemal surrealistyczną atmosferę.

Ta głośna ekspozycja jeździ po Europie i przyciąga tłumy. Być może widzowie mają sentyment do gwiazd, które autor uwiecznił w ich młodości, a może to sam urok tych portretów inspirowanych dawnym kinem… – Nieważne, co jest na zdjęciu, ważny jest nastrój, jaki odczuwasz, gdy się odwrócisz i od niego odejdziesz. Sztuka w ogóle predysponuje człowieka do emocji. Ważne jest, jak się czujesz po zobaczeniu obrazu. Te zdjęcia przeniosą cię w miejsce, do którego inaczej nie mógłbyś dotrzeć. I to jest najlepsza praca, jaką mogę wykonać. Dzielenie się nią z innymi jest jak dialog – 55-letni fotograf nie kryje radości z tak dobrego odzewu.

Adriana Lima III, Los Angeles, 2021

L  I  S  T

Choć o jego zdjęciach mówi się, że „przypominają klasyczne kino Hollywood, ale są we współczesny sposób seksowne”, urodzony w niemieckiej Bremie Peters nie sądził, że kiedykolwiek przed jego aparatem stanie tyle sławnych kobiet. Nawet nie przypuszczał, że będzie fotografem, mimo iż z aparatem nie rozstawał się od dziecka.

Nie skończył żadnej szkoły, wyrzucono go z liceum w wieku 16 lat. – Robię zdjęcia od 10. roku życia. Nigdy nie robiłem nic innego poza tym – wyznał włoskim mediom na otwarciu „Timeless Time”.

Gdy jako 20-latek zrobił zdjęcia podczas podróży po Tajlandii i z sukcesem opublikował je w magazynie „Geo”, postanowił przenieść się do Nowego Jorku. W 1989 roku został asystentem znanego fotografa Giovanniego Testino, brata jeszcze sławniejszego Mario, a później założyciela agencji foto Art Partner. W latach 90. Vincent wrócił do Europy i pracował już na własną rękę, między Nowym Jorkiem a Paryżem, publikując w magazynach „Harper’s Bazaar”, „Vogue”, „Numero”, „Esquire”, „GQ” i innych. Jego twórczość odbiegała od komercyjnej fotografii i skupiała się na fotografii jako sztuce.

– Mam stary analogowy aparat Mamyia 6×6 i zawsze robię zdjęcia w tym samym stylu. Mimo iż słyszałem od wielu klientów: „nie robisz zdjęć cyfrowych, więc z tobą nie współpracujemy”, nie ma problemu, bo nie lubię fotografii cyfrowej. Cyfryzacja to nie tylko proces robienia zdjęć, to także inna relacja z modelem. A ja nawet nie wiem, jak przeczytać e-mail – śmieje się.

Uwielbia analog. Jaka jest dla niego różnica pomiędzy technologią cyfrową i analogową? W magazynie „Exibart” tak to tłumaczy dziennikarce: – Wyobraź sobie, że masz problem ze swoim partnerem. Idź do domu i napisz list. Idź na pocztę i wyślij go. Pięć dni później on go otrzymuje, otwiera, czyta i odpowiada. Najpierw o tym myśli, potem pisze, zamyka list i wysyła go do ciebie. Dziesięć dni później masz odpowiedź. To wymaga czasu. A teraz ten sam problem, ten sam człowiek, ale inna metoda. Wysyłasz mu majl, który piszesz znacznie szybciej. Otrzymuje go natychmiast i odpowiada w czasie rzeczywistym. Trzecia sytuacja: ten sam człowiek, ten sam problem, ale wysyłasz mu wiadomość na WhatsAppie. Bardzo krótka treść wysłana w bardzo krótkim czasie. Masz ten sam problem, tego samego mężczyznę, te same uczucia, ale sposób, w jaki się komunikujesz, będzie zupełnie inny. List naprawdę wyjdzie z twojego serca i jest wynikiem procesu, który trwa nawet po jego napisaniu, ponieważ nawet po wysłaniu będziesz myślała, że być może nie powinnaś była tego mówić, nie w ten sposób; zastanawiasz się, czy koperta dotarła, jak zareaguje, gdy ją otrzyma. I będziesz o tym myśleć przez wiele dni. Dla mnie analogowość jest jak pisanie listów.

F  I  L  M

To, co go wyróżnia w świecie fotografii gwiazd, to również czerń i biel. W portfolio niemal nie ma innych prac. Dlaczego?

– Po pierwsze, oczy nie widzą w czerni i bieli. To coś wyjątkowego. Fotografia wniosła do naszego życia czarno-białe obrazy; wcześniej nie istniała, jest językiem niezwykłym i jak każdy język budzi reakcję emocjonalną. Oglądanie ludzi w czerni i bieli wydobywa z nich coś, czego nie dałoby zdjęcie kolorowe: pokazuje stronę, której inaczej byśmy nie zobaczyli – mówi z zaangażowaniem.

Monica Bellucci, Biarritz, 2006

Ale chodzi też o coś jeszcze: – Moi rodzice, gdy byli świeżo po ślubie, jeździli małym fiatem topolino po Toskanii. I zakochali się we Włoszech. Mój ojciec był niestrudzonym kinomanem, który namiętnie oglądał filmy, zwłaszcza włoskiego neorealizmu. Dla mnie, gdy byłem dzieckiem, narracja tych filmów była naszą formą komunikacji emocjonalnej. Wyobrażałem sobie coś, co usłyszałem lub zobaczyłem, ale czego bezpośrednio nie doświadczyłem. Kiedy miałem osiem lat, wiedziałem, kim jest Monica Vitti, dostałem bagaż emocjonalny, który ze mną pozostał.

Do dziś kocha włoskie filmy z lat 40. i 50.: „Złodzieje rowerów”, „Stromboli, ziemia Boga”, „Gorzki ryż”… Uwielbia filmy Felliniego i Vittorio Gassmanna.

– Duża część mojego zawodowego podejścia wywodzi się z kina, pozwalam ludziom wyrazić, kim są. Każdy ma swoją prawdę, nigdy nie byłem nachalny, daję ludziom wolność. Irving Penn rozmawiał ze swoimi modelami przez godzinę, inni celowo tworzyli napięcie na planie – mówi włoskiemu magazynowi „Art & Glamour”. – Wszystko dzieje się w ciągu kilku sekund, widzimy część siebie, której nie jesteśmy świadomi. Każde zdjęcie to odkrycie, w którym odkrywasz coś o sobie. Wyobraź sobie, że bierzesz ślub: każda osoba, którą spotkałeś wcześniej, każda kawa, każde spojrzenie, każda Sophia Loren, którą oglądałeś w kinie – wszystko to składa się na twój dzień ślubu.

Vincent Peters: „Zdjęcie nagiej kobiety jest naprawdę piękne, gdy wykracza poza wzbudzenie pożądania erotycznego”
Vincent Peters: „Zdjęcie nagiej kobiety jest naprawdę piękne, gdy wykracza poza wzbudzenie pożądania erotycznego”
Vincent Peters: „Zdjęcie nagiej kobiety jest naprawdę piękne, gdy wykracza poza wzbudzenie pożądania erotycznego”
Vincent Peters: „Zdjęcie nagiej kobiety jest naprawdę piękne, gdy wykracza poza wzbudzenie pożądania erotycznego”

S  Ł  A  W  A

Dlaczego na bohaterów swoich zdjęć wybrał sławnych ludzi, a nie tych z ulicy? – Ponieważ wiedząc już, kim jest portretowana osoba, widzowi łatwiej jest dokonać projekcji. O Charlize Theron nie muszę mówić, kim ona jest, mogę się skoncentrować na części emocjonalnej. Nie interesuje mnie pokazywanie ciała, aktu jako celu samego w sobie: obraz musi działać na poziomie emocjonalnym, biograficznym, a nawet hormonalnym, jeśli wolisz. Dzięki temu rodzajowi komunikacji dzielisz się marzeniami i emocjami – wyjaśnia.

Przed jego obiektywem stanęła cała armia sław. Emma Watson, Cindy Crawford, Angelina Jolie, Cameron Diaz, Gwyneth Paltrow, Scarlett Johansson, Milla Jovovich, Charlize Theron, Irina Shayk, Adriana Lima i Penélope Cruz, Kristen Stewart i John Malkovich, Jon Hamm, Matt Dillon, Christian Bale, Michael Fassbender oraz wielu innych. Spośród wszystkich pod względem liczby zdjęć wyróżnia się piękna Monica Bellucci w uwodzicielskich pozach, a także macierzyńskich, gdy pozuje ze swoją malutką córką w ramionach. Aktorka na wystawie „Timeless Time” jest skontrastowana ze zdjęciem macho Vincenta Cassela, który był wówczas jej mężem.

To nie tak, że nie interesuje go praca z „normalnymi” ludźmi. Dla niego to po prostu „ludzie z talentem, którzy w jakiś sposób przypominają nas samych”. – Tu nie chodzi o nich, ale dzięki nim, poprzez ich ciała i twarze, odkrywasz więcej o sobie. Nie każdy ma tę jakość. Gwiazdy nie są tym, czym myślisz, że są: projektujesz na nich siebie samego. I dlatego Marilyn Monroe działa, bo jest zbiorową projekcją: pożądania, zmysłowości, strachu, wrażliwości; jest lustrem wielu osób. Ostatecznie nikt nie wie, kim jest Marilyn i jesteśmy tego świadomi – deklaruje w rozmowie z włoskim magazynem „Posh”.

Laetitia Casta II, Los Angeles, 2008

Sława jednak nie przesłania mu tego, kto jakim jest człowiekiem. Wiele razy odmówił robienia zdjęć celebrytom. Nie chce podawać nazwisk, ale głośno mówi o Madonnie. Co się stało?

Peter robi zdjęcia na filmie, a piosenkarka chciała dostać wszystkie negatywy i decydować o ujęciach. – Madonna chce decydować o wszystkim, co jej dotyczy. Gdyby potrzebowała tylko dobrego technika do edycji zdjęć, mogłaby poprosić jednego z moich asystentów, aby wziął aparat i zrobił zdjęcia. Nie potrzebowała mnie. W fotografii osobowość jest wszystkim. To nie tylko kwestia techniki. Wiem, że to brzmi arogancko, ale rzeczywistość jest taka, że ​​jeśli chcesz zrobić coś dobrze, musisz mieć własną przestrzeń – mówi.

K  O  B  I  E  T  A

Patrząc na dorobek Petersa, a także na zdjęcia zgromadzone na włoskiej wystawie, to wszechświat, w którym zdaje się dominować kobieca siła. – Każdy mężczyzna powinien dziękować wielu kobietom – wyznaje autor zdjęć, któremu na wernisażu w Rzymie towarzyszyła matka.

Choć stoją przed jego aparatem najbardziej znane i fascynujące kobiety świata, on zapewnia, że nie ma jednej konkretnej muzy. – To nie jest kobieta z imieniem, ale jeśli spojrzeć na zdjęcia, to kobieta, która szuka swojej tożsamości, która chce się określić. Bezbronna kobieta, która konfrontuje się ze swoim przeznaczeniem i stawia mu czoła. Środek pomiędzy siłą a kruchością, który stara się znaleźć równowagę – wylicza.

Każda z jego bohaterek jest piękna. I jak zapewnia fotograf, większość z nich na żywo jest jeszcze piękniejsza. Świadomie tak je dobiera? Czym jest dla niego piękno? – Wierzę, że dziś coraz częściej poszukujemy piękna, które potrafi nas uspokoić, przekonać, że wszystko jest w porządku: „nie martw się!”. Piękno, które wszystko koi, łagodzi, jak szczęśliwe zakończenie historii. Ale dla mnie jako fotografa o wiele ciekawiej będzie, jeśli naprawdę wyjdzie na jaw coś ponad powierzchowne piękno. Wszystkie kobiety, które fotografuję, mają ciekawe historie, przeszły przez wiele doświadczeń, tak jak Angelina. I to musi na zdjęciach być – tłumaczy.

Bardzo dba o to, by stworzyć intymny kontakt z najpiękniejszymi kobietami, które od lat fotografuje. Chce, by poczuły się swobodnie, dlatego podczas sesji tworzy zrelaksowaną i ufną atmosferę. Nie otacza się ekipą. Nie podaje zbyt wielu instrukcji i pozwala bohaterkom zdjęć działać w dużej mierze niezależnie. Poza tym, sceneria i kostiumy na jego sesjach są zintegrowane wizualnie ze światłem i cieniem, co tworzy romantyczny nastrój.

Ale najważniejsza jest rozmowa: – Zawsze staram się przeprowadzić osobistą, emocjonalną rozmowę, niekoniecznie musi ona dotyczyć najbardziej skrywanych sekretów, ale musi mieć w sobie coś prawdziwego, coś, co naprawdę określa kobietę, którą portretuję. W przeciwnym razie to jak w amerykańskim talk show, z anegdotami i śmiechem: „Och, naprawdę to zrobiłaś? Tak naprawdę!”. Nie interesuje mnie to, ja chcę szczerości na temat tej osoby.

Zawsze wszystko planuje, ale – jak powtarza – fotograf musi improwizować, w każdych warunkach i w każdej sytuacji. Ma też inną radę: – Nie można być zbyt bezpośrednim. Musisz kierować ludźmi, aby czuli się komfortowo. Potem zaczynają się otwierać. Kiedy wyznaczasz komuś cel, on się zmienia. To samo dotyczy Moniki Bellucci czy Scarlett Johansson. Największą sztuką jest stworzyć atmosferę na planie zdjęciowym i nawiązać autentyczną rozmowę.

Vincent Cassel III, Paris, 2008

M  Ę  Ż  C  Z  Y  Z  N  A

Mężczyzn trudniej otworzyć na sesji, skoro w portfolio ma zaledwie kilku z nich? – Fotografowanie mężczyzn jest wyczerpujące! Zawsze chcą wszystko dokładnie omówić, żadnej spontaniczności, nie lubią pozować, muszę ich prowadzić. Kobiety są bardziej uwodzicielskie, bardziej naturalne, uwielbiają być fotografowane. A wszyscy mężczyźni chcą być Quentinem Tarantino! Kryją się za mitologią swoich bohaterów. Jeśli dasz im scenariusz „wejdź tędy, usiądź tutaj i powiedz to zdanie”, OK, nie ma problemu, ale poza tym czują się obserwowani, czują się głupio – Peters opowiada dlaczego tak rzadko zaprasza facetów.

Jednemu nawet odmówił – Markowi Wahlbergowi. Amerykański aktor chciał zrobić sesję zdjęciową w 45 minut. Fotograf potrzebował 30 godzin, żeby dostać się do Los Angeles. Nie miałby czasu na przygotowanie się do zdjęć: – W 45 minut musiałbym wyjaśnić mu projekt, poznać go i sportretować. To jakby jechać aż do Los Angeles, żeby odbyć 7-minutową rozmowę. Nawet nie doszedłeś do interesującej części, a już musiałeś kończyć. Potrzebowałem więcej czasu, aby wykonać dobrą robotę.

P  R  A  W  D  A

Bohaterki i bohaterowie jego zdjęć to profesjonaliści. Potrafią zawodowo udawać. A on przecież tak bardzo chce odkryć u nich coś prawdziwego, skąd więc ma pewność, że nie grają? Fotograf ma do tego zdrowy stosunek: – Każdy na swój sposób mówi część prawdy. Jeśli to zrozumiesz, z tych ludzi zawsze wyjdzie coś prawdziwego. To nie jest tak, jak w przypadku księcia Harry’ego, że musisz opowiadać, jak straciłeś dziewictwo! Nie chodzi o odkrycie i wyjawienie sekretów, ale o emocjonalne zaangażowanie. Udane zdjęcie jest jak przyjemna rozmowa, opowiada osobiste historie, sprawia, że niewidzialne staje się widzialne.

Vincent Peters: „Udane zdjęcie jest jak przyjemna rozmowa, opowiada osobiste historie”
Vincent Peters: „Udane zdjęcie jest jak przyjemna rozmowa, opowiada osobiste historie”
Vincent Peters: „Udane zdjęcie jest jak przyjemna rozmowa, opowiada osobiste historie”
Vincent Peters: „Udane zdjęcie jest jak przyjemna rozmowa, opowiada osobiste historie”

Czasami nic nie da się zrobić, bo armia agentów, PR-owców, osobistych stylistów i menadżerów nie pozwala na nic. Zdarzało się więc, że gdy aktorka przychodziła do studia, mówił sobie: „fajnie, to będzie łatwe”, a gdy zaczynał pstrykać, nic po prostu nie szło. – Czasem jest inaczej, choć początek sesji tego nie zapowiada, jak z Charlize Theron. To był pieprzony koszmar, dopóki agenci i ludzie od wizerunku nie zostawili jej w spokoju. Potem była już zupełnie inną osobą. To jak otwarcie sklepu! Nie oceniaj po tym, co na zewnątrz, musisz wejść do środka! – opowiada Peters. Miło wspomina też współpracę z modelką i aktorką Leatitią Casta: – Jest naprawdę urocza, bo nigdy nie chce być tylko ładną dziewczyną. A jej zaangażowanie w proces robienia zdjęć jest wielce pomocne. Do tego ma bardzo piękny francuski akcent.

Jaki jest sekret tego, że jego portrety są bardzo intymne, nowoczesne i jednocześnie klasycznie skomponowane? – Fotografuję gwiazdy Hollywood tak, jak robiłem zdjęcia mojej dziewczynie w łóżku – zdradza.

Ale zawsze chodzi o emocje. Rownież dla niego samego. Fotografią chce oferować emocjonalny dostęp, nadać emocje fotografowanemu obiektowi, aby ludzie, którzy go obserwują, mogli coś poczuć. Nie ma znaczenia, co czują, ale ważne jest to, że bez niego by tego nie poczuli. – Tak jak wtedy, gdy słucha się muzyki w jednym pokoju: każdy z nas słyszy coś innego, ale bez tego nie odczuwalibyśmy żadnych emocji. To jest to, co mnie interesuje – zapewnia.

Dlaczego tak bardzo interesuje go wzbudzanie emocji u innych? – Nie wiem, myślę, że dzięki temu czuję się mniej samotny na tym świecie – śmieje się.﹡

_____

Wystawa fotograficzna „Timeless Time” Vincenta Petersa w Palazzo Bonaparte w Rzymie potrwa do 25 sierpnia.

Kopiowanie treści jest zabronione