Posłuchaj
Juergen Teller chciałby wyjaśnić jedną sprawę: nie jest leniwy. Tak, często wystarczy mu kilka sekund, aby sportretować np. Iggy’ego Popa obejmującego drzewo lub swoją żonę, Dovile Drizyte, pozującą nago na tle błękitnego nieba. Aktora Riza Ahmeda sfotografował, gdy siedział na składanym krześle z Ikei pod drzewem, a dwa kliknięcia trwały 20 sekund. Jednak, jak mówi, to, że sprawnie posługuje się migawką, nie oznacza, że jego zdjęcia nie są przemyślane. – Krytycy postrzegają mnie jako fotografa, który szybko robi zdjęcia, bla bla bla, ale zapominają, że wymaga to dużo myślenia. Moi hejterzy się mylą – deklaruje w rozmowie z „The Wall Street Journal”.
Od czasu, gdy zdobył sławę na początku lat 90., nadal zachwyca swoją oryginalną, bezkompromisową fotografią. Jego prace są zabawne i poruszające, głupie i poważne, ale nade wszystko zawsze zaskakujące. Twórczość 60-letniego Tellera nie ma sobie równych. Daj mu Kim Kardashian, a zabierze ją w majtkach na wędrówkę po chaszczach nad brzegiem rzeki. Daj mu Victorię Beckham, a ukryje ją w gigantycznej torbie na zakupy, z której będą wyskakiwać jedynie jej nogi. Daj mu Björk, a poprosi ją o zjedzenie ogromnego stosu spaghetti z atramentem z kałamarnicy. Daj mu Tildę Swinton, a dla niego będzie chodzić na czworakach po nowojorskiej galerii. Daj mu Charlotte Rampling, a rozbierze się dla niego do rosołu i przespaceruje po Luwrze.
Zdjęć równie osobliwych ma w dorobku dużo więcej, a unikanie stereotypów to całkiem dobry sposób na opisanie jego kariery.
Czemu po blisko czterech dekadach pracy nadal jest jednym z najbardziej wpływowych fotografów? Kluczem jest jego odmienny punkt widzenia, odwaga, bezpośredniość, spontaniczność, otwartość i naturalność, z których komponuje świetne kadry. Czasem na granicy kiczu czy przyzwoitości – bo tylko on potrafi nago sfotografować się na grobie ojca i nikt nie zarzuci mu pornografii. Jego postawa, radość i ciekawość świata sprawiają, że wciąż tworzy nowe fotograficzne historie. – Wydaje mi się, że to ważne, żeby być ciekawym ludzi. I cały czas się uczyć. Próbuję tego nie stracić – mówi. – Jeśli masz w sobie tę ciekawość, to żyjesz. Życie jest cenne i musisz zrobić z nim to, co najlepsze. Możesz znaleźć w nim wszystko, co jest nudne, możesz znaleźć wszystko, co negatywne, lub możesz wskoczyć do zimnej wody i zaryzykować. Oto cała historia.
On zawsze ryzykuje. I ma w sobie podziw małego dziecka. Dowodem na to może być jego nowa wystawa „Juergen Teller: I need to live” w muzeum Triennale di Milano, w której wpuszcza nas do swojego dziwnego świata. Pierwszy przystanek miała do stycznia w Paryżu, teraz czas na Mediolan. Na tę największą w karierze ekspozycję, na której zgromadził ponad tysiąc prac, głęboko zanurkował do swojego archiwum i wybrał wiele figlarnych, intymnych fotografii, z których część prezentuje po raz pierwszy. Są na niej portrety gwiazd (od Davida Hockneya po Kurta Cobaina, od Agnès Vardy po Kate Moss, od Björk po Charlotte Gainsbourg), sesje wykonane dla „Vogue’a”, a także magazynów „System”, „Arena Homme+”, „Self Service”, „i-D”, „Pop” i innych; kampanie dla czołowych domów mody: od Saint Laurent po Loewe. Jest także bardzo osobista kolekcja prac, zawierająca zdjęcia jego ojca i matki, jego żony i dzieci, a także szeroki wachlarz autoportretów, wraz z notatkami autora na osobiste tematy, tj. samobójstwo ojca i otarcie się o śmierć, kiedy prawie wszedł do samolotu ze 176 osobami na pokładzie, który został zestrzelony przez Iran. Teller nie unika nagich zdjęć, na których jest jak Pan Bóg go stworzył. Bez zahamowań pokazuje wszystko, bo – jak mawia – w sztuce nie ma nic do ukrycia.
My zdradzamy jednak takie fakty na jego temat, których na ekspozycji pewno nie znajdziecie…
1. Prawie został twórcą smyczków
Urodził się w 1964 roku we wsi Bubenreuth, niedaleko Erlangen w Bawarii, która jest cenionym w całej Frankonii ośrodkiem instrumentów smyczkowych i szarpanych. Jego rodzina to uznani twórcy instrumentów, a on sam zaczął szkolić się w miejscowej fabryce, robiąc smyczki do wiolonczeli. Zanim zły stan zdrowia zmusił go do rezygnacji.
Zdecydował się na studiowanie fotografii: w Staatslehranstalt für Photographie w Monachium. – Byłem świeżo po studiach. Moi koledzy z roku byli starsi, już po służbie wojskowej. A ja z całego serca chciałem tego uniknąć. Wiedziałem, że jeśli pójdę do wojska na półtora roku, to stracę determinację, żeby zostać fotografem. W ogóle nie będę w stanie zajmować się sztuką. Nie byłem też chętny, żeby wykonywać cudze rozkazy. Do dzisiaj średnio mi to wychodzi – opowiada.
Dlatego przeniósł się do Londynu w 1988 roku, aby tam rozpocząć karierę. – Pomyślałem, że muszę wyjechać. Niestety, nie mówiłem po angielsku. Chciałem, żeby okoliczności zmusiły mnie do nauki. To był prawdopodobnie najcięższy okres w moim życiu. Byłem młody, naiwny i głupi. Tylko dlatego zdecydowałem się na tak radykalny krok. Kiedy dzisiaj patrzę wstecz, mam pewność, że nie odważyłbym się drugi raz na coś takiego – mówi.
2. Zaczynał w afrykańskim salonie fryzjerskim
Pojechał do Anglii samochodem. Wszystkie oszczędności, jakie zgromadził, wydał na benzynę. Nie miał więc ani funta na dach nad głową, dziesięć pierwszych nocy w Londynie spędził w swoim aucie. Zabrał ze sobą ulubione kasety z muzyką (wtedy jeszcze słuchało się kaset, a nie CD czy plików mp3), wrzucał je do magnetofonu, a potem jeździł po mieście na oparach paliwa. Nie miał planu, żadnych znajomości. Wiedział tylko, że chce fotografować, no i że musi z czegoś żyć. Znalazł więc pracę, która pozornie nie miała związku z robieniem zdjęć. Zaczepił się w afrykańskim salonie fryzjerskim. – Wszyscy, którzy tam przychodzili, mieli szalone fryzury – afro, warkoczyki, dredy, a we włosy wpinali kokardy, koraliki i inne ozdoby. Ci, którzy tam pracowali, też wyglądali niesamowicie. Dla mnie, chłopaka ze wsi, to był szok, estetyczna bomba – wspomina w rozmowie z „Guardianem”.
Właściciele salonu poprosili go, żeby wykonał portrety ich najbardziej spektakularnych stylizacji. Chyba dali mu za to dwadzieścia funtów. – Można powiedzieć, że to było moje pierwsze fotograficzne zlecenie w Londynie – mówi, wspominając czas, gdy miał 22 lata.
Od tamtej pory mieszka w Londynie. Pięć lat budował tam swoje nowe studio – kiedy zostało w końcu ukończone, w 2017 roku zdobyło najbardziej prestiżową w Wielkiej Brytanii nagrodę architektoniczną RIBA Stirling. – Pracując w nowym budynku, miałem mnóstwo energii i entuzjazmu. Ale po trzech miesiącach doszło do Brexitu. Myślałem: „co ja do cholery tu robię?” – wspomina chwile, gdy myślał o wyjeździe, ale został w kraju ze względu na swoje dzieci, które tam mieszkają.
3. Rodzina jest dla niego bardzo ważna
Teller jest człowiekiem bardzo rodzinnym i często kieruje obiektyw na krewnych. Matka Irene jest jego ulubioną modelką, m.in. pozuje między otwartymi paszczami aligatora, obok różnych celebrytów, czy przechadza się po bawarskim lesie w serii fotografii, której towarzyszy krótka opowieść o jej macierzyńskim oddaniu. W jego portfolio jest też wiele portretów małego synka Eda w kąpielowym negliżu, penis samego Tellera spoczywający na ciężarnym brzuchu byłej żony, Sadie Coles, czy zdjęcie zrobione iPhonem przedstawiające jego kilkumiesięczną córkę Iggy przebraną na Halloween za Baby Yodę (z nowego małżeństwa z Drizyte).
Rodzina miała też wpływ na zrobienie zdjęcia, które on sam wybiera jako te, które „mówi o nim wszystko”. – Po tym, jak mój ojciec popełnił samobójstwo, gdy miałem 24 lata, poprosiłem wujka i mamę, żebyśmy pojechali do miejsca, gdzie się urodzili – mój ojciec i jego brat. Chciałem zobaczyć ten dom, otaczający go krajobraz, małą wioskę, w której się wychowali. Pojechaliśmy tam w 1991 roku, w okolicy świąt Bożego Narodzenia. I wszystko, co tam znalazłem, to zamarznięty martwy pies. Ktoś postanowił go wyrzucić, wsadził zwierzę do kubła z odpadkami. Wiedziałem, że muszę to sfotografować – wspomina.
Czy praca z udziałem rodziny ma charakter terapeutyczny? – Tak, praca z mamą zbliżyła nas do siebie. Po samobójstwie ojca zrobiłem autoportret z jego grobem. Jestem na nim nago z piłką nożną, trzymam papierosa i butelkę piwa. Dla mojej mamy było to trudne. W jej wiosce też nie było dobrze – wytykali ją palcami u rzeźnika. Tymczasem mnie chodziło tylko o bolesne uczucia związane z tym, że mój ojciec się zabił. Był agresywnym alkoholikiem i trochę było mi go szkoda. Uświadomiłem sobie również, że mam własne problemy z papierosami i piciem, tak jak on. Zdecydowałem się opublikować zdjęcie bez zgody mamy, bo czułem, że to nie tylko jej problem, to także mój. To naprawdę otworzyło drogę do rozmów o zachowaniach mojego taty, było kluczem do czegoś głębszego. Zrozumiała, dlaczego musiałem to zrobić – wyjaśnia „Guardianowi”.
4. Ma alter ego o imieniu Dieter
W zabawnej instalacji wideo zatytułowanej „Dieter, Erlangen” (2017) Teller zakłada starą szarą perukę, niebieską czapkę, niechlujną skórzaną kurtkę i dżinsy, a na stopach ma skarpetki i sandały. Nosi torbę na zakupy Aldi i mówi z twardym frankońskim akcentem. To Dieter, zaściankowe alter ego Tellera – przesadzona wersja tego, jak mógłby wyglądać, gdyby nigdy nie opuścił ojczyzny. Zresztą do dziś mówi po angielsku z silnym niemieckim akcentem.
Twierdzi, że „wszystko w szerszym znaczeniu jest autoportretem”. Często sam staje się bohaterem swoich prac, często także w negliżu od pasa w dół. Słynny jest jego nagi autoportret z kolorowymi balonami (na potrzeby wystawy w Mediolanie dorobiono mu w photoshopie różowe spodenki) lub ten, jak leży nago na osiołku. – Dla mnie, Niemca, nagość jest naturalnym sposobem bycia. Kiedy zaczynałem robić autoportrety, nie chciałem być kojarzony z żadnym określonym stylem ubierania się. Tak się rodzisz, tak to robisz. Podoba mi się kolor skóry – oznajmia.
5. W jego pracach jest dużo nagości
Czy opinia publiczna jest teraz bardziej zszokowana nagością w jego zdjęciach niż na początku kariery? – Nie sądzę, żeby w spektrum moich prac było dużo golizny – deklaruje. – Zrobiłem portrety modelki Małgosi Beli, fotografując ją nago na kanapie Zygmunta Freuda. Małgosia miała 35 lat i sama tego chciała. Fotografowałem też modelkę Kristen McMenamy nago, gdy miała 45 lat, a Vivienne Westwood i Charlotte Rampling były po 60., więc wydawało mi się to moralnie słuszne. Było w porządku dla mnie i fotografowanych osób. Nie rozważam: „O mój Boże, co pomyśli opinia publiczna?” – zapewnia.
Kate Moss, którą portretuje od lat 90. do dziś, wyznała niedawno, że w 1990 roku zmuszono ją do zdjęcia stanika podczas sesji zdjęciowej autorstwa Corinne Day, jednej z rówieśniczek Tellera. On stanowczo twierdzi, że nigdy nie wykorzystywał swoich modelek. – Moja postawa moralna jest nienaruszona – mówi. – Nigdy nie prosiłbym kogoś, żeby zrobił coś, co uważam za niewłaściwe lub stawia kogoś w niewygodnej sytuacji. Jeśli robię portret, wiem, co chcę uchwycić. Jeśli ktoś jest słodką, nieśmiałą osobą, zdjęcia będą urocze i nieśmiałe. Oczywiście proszę ludzi, aby zrobili coś, czego być może wcześniej by nie zrobili, ale na tym polega podróż, element zabawy. Używam fotografii jako wymówki do zrobienia czegoś, co nie jest prawdziwe – to fantazja, odgrywamy coś, co staje się czymś magicznym. To wzajemna komunikacja.
Wiele lat współpracował z „królową punka” – projektantką mody Vivienne Westwood, robiąc kampanie reklamowe jej marki, w których ona i jej mąż Andreas byli modelami. Akty obojga były jednak projektem osobistym. Przedstawił pomysł na nagie zdjęcia słynącej z odwagi i bezkompromisowości projektantce (zmarła w grudniu 2022 roku, w wieku 81 lat), a ona się zgodziła bez żadnych problemów. Teller tak o tym opowiada: – Umówiliśmy się w jej domu, wybrałem kanapę, a potem denerwowałem się tak bardzo, że w kółko powtarzałem: „Czy mogę prosić o jeszcze jedną filiżankę herbaty?”, „czy możemy porozmawiać jeszcze trochę?”. A ona w końcu mówi wprost: „Robimy to czy nie?”. „OK, robimy. Na tej kanapie, proszę”. Zdjęła ubranie i zaczęła siadać rozkładając nogi, a ja pomyślałem: „Kurwa! Och, kurwa, nie mogę w to uwierzyć! To jest naprawdę świetne!”.
Zaprzecza jakoby celem było szokowanie. – Nie powinno być w tym nic szokującego poza tym, że wygląda tak pięknie, czuje się tak swobodnie i otwarcie w stosunku do siebie… Myślę, że ludzie tacy powinni być. Poza tym wygląda trochę jak uwodzicielska nastolatka. Nie ma nic ze starszej osoby. Nie użyłbym słowa „szokująca” – uśmiecha się. Przyznaje jednak, że inni ludzie często reagują na to zdjęcie słowami: „O mój Boże!”.
6. Sztukę przeplata komercją
Teller jest jednym z najbardziej poszukiwanych i najlepiej opłacanych fotografów mody na świecie. Ogromny sukces i sława otworzyły wiele drzwi, które w przeciwnym razie byłyby przed nim zamknięte. Zaczął od robienia okładek albumów dla Björk i Morrisseya. Jest też autorem zdjęcia z kultowej okładki singla „Nothing Compares 2 You” Sinead O’Connor. Ze świata muzyki przeniósł się po jakimś czasie do fotografii mody, publikując w latach 90. sesje dla awangardowych „The Face” i „i-D”, aż trafił do „Vogue’a”, „Harper’s Bazaar” czy „W”. A to doprowadziło go do kampanii reklamowych dla największych marek: m.in. Celine, Burberry, Marc Jacobs, Saint Laurent, Miu Miu, Vivienne Westwood, Loewe.
Nie wstydzi się – a nawet jest dumny – ze swojej komercyjnej twórczości. – Nie ma ani jednej pracy, o której myślę: „O mój Boże, zrobiłem to tylko dla pieniędzy” – mówi w rozmowie z „The Wall Street Journal”. Skupia się na utrzymaniu popytu: – Nie odwracam się i nie fotografuję drzewa, kiedy muszę uwiecznić torebkę. Po prostu tworzę prace i próbuję znaleźć kanały, w których mogę wyrazić siebie. Może to być magazyn, książka, plakat… czy to sztuka, czy fotografia, naprawdę mnie to nie obchodzi. Gdybym zrezygnował z komercji i nikt nie kupiłby moich zdjęć, to byłby problem – trzeba z czegoś żyć. Robię więc jedno i drugie – sprzedaję swoje prace, ale stoję na dwóch nogach w dwóch różnych obszarach i uważam, że to całkiem przyjemne.
Lubi tę równoległą karierę fotografa-artysty, choć odmawia mówienia tak o sobie samym, twierdząc w wywiadach, że jest „tylko fotografem, który produkuje prace”. Zdobył jednak za swoją artystyczną twórczość kilka nagród, a jego zdjęcia można było oglądać m.in. w Tate Modern, nowojorskim Museum of Modern Art i na Biennale w Wenecji. Jest autorem 20 monografii. Cieszy się wiarygodnością w świecie sztuki, a także szacunkiem i przyjaźnią fotografów, takich jak William Eggleston i Arākī. – Uważam go za wielkiego artystę. Pozostał wierny swojej wizji – ocenia Stefano Tonchi, były redaktor naczelny magazynu „W”.
Ale mimo tych zachwytów, Teller nie ma złudzeń: – Jeśli pójdę sam do prestiżowego muzeum i powiem: „Cześć! Czy mogę zrobić kilka zdjęć przed Velasquezem?”, odpowiedzą: „Jesteś cholernie nietaktowny i szalony”.
7. Czy doprowadził kogoś do łez?
Jego styl fotograficzny jest natychmiast rozpoznawalny – ostro oświetlony antyglamour, zrobiony na kliszy (nie cyfrowej) i nigdy nie retuszowany. Czasem używa też iPhone’a. Zdjęcia mogą przypominać przypadkowe migawki, zazwyczaj są starannie inscenizowane, nigdy nie sztucznie pozowane. Jego alternatywne spojrzenie na fotografię mody i gwiazd, zdaje się zaspokajać pragnienie autentyczności. Gdy zaczynał w latach 90., zdystansował się od eleganckiego stylu fotografów zajmujących się modą w tamtym czasie, takich jak Craig McDean, Nick Knight czy Steven Meisel, wprowadzając styl inspirowany dokumentem, który był porównywany do prac Williama Egglestona, Nan Goldin i Diane Arbus.
Najlepiej, gdy portretuje kogoś, kogo nie zna, bo ma wtedy „czystą kartę do eksperymentowania”. Być przez niego fotografowanym to przyjąć wyzwanie. To także oznaka prestiżu – rebranding Victorii Beckham na poważnego gracza w branży modowej ugruntował się, gdy Teller sfotografował ją do reklamy Marca Jacobsa, z nogami wystającymi z torby na zakupy. Jego portrety są często brutalne. Nawet Kate Moss wyglądała wyjątkowo niekorzystnie w sesji dla magazynu „Self Service” w 2010 roku , a zdjęcie Bryana Ferry’ego na okładce magazynu „Fantastic Man” z 2010 roku bezlitośnie ukazywało podwójny podbródek piosenkarza. Technika Tellera – atakowanie obiektu serią błysków z dwóch aparatów Contax G2, po jednym w każdej dłoni – ujawnia aspekty nawet bardzo znanych osób, których inni fotografowie po prostu nie uchwycą.
Nie zawsze jest brutalnie szczery w swojej twórczości. Jego fotografia z 2008 roku, przedstawiająca Davida Hockneya leżącego na kanapie i palącego papierosa, wydaje się pokazywać artystę niczym z jednego z jego obrazów, a zdjęcie Björk i jej syna w gorącym źródle z 1993 roku emanuje czułością i intymnością.
– Juergen ma coś bardzo rzadkiego: ma naprawdę dobry gust, a przede wszystkim jest dobry w swojej pracy – mówiła kiedyś Westwood. – Za każdym razem, gdy robi zdjęcie, dociera do sedna sprawy. Lubi ludzi i naprawdę troszczy się o nich. Dzięki swoim fotografiom zawsze dowiaduje się czegoś nowego o ludziach. Myślę, że to go bardzo cieszy i motywuje do pracy.
Czy kiedykolwiek sprawił, że ktoś płakał podczas sesji? – Tak. To była, co zabawne, Kate Moss – przyznaje. Teller i jego ówczesna partnerka, stylistka Venetia Scott, sfotografowali ją na koniu na wsi w Kornwalii. W świecie mody jest tak, że trzeba fotografować ubrania wiosenno-letnie jesienią i zimą, a ubrania jesienno-zimowe wiosną. Oni robili sesję zimą przez trzy dni przy okropnej pogodzie. Któregoś dnia Moss miała na sobie tylko sukienkę. – I widzę, jak siedzi na tym koniu i marznie i nagle zaczyna płakać. Wtedy powiedziałem: „Musimy, kurwa, zrobić to zdjęcie! Proszę, zróbmy to!” – wspomina.
Czy czuł się z tym okropnie? – Nie – mówi. – To właściwie pieprzona część pracy modelki i takie sytuacje nie są wcale wykluczone. Sfotografowałem siebie, jak sram w mrozie na śnieg – to było o wiele bardziej niewygodne. Ale chciałem zobaczyć, jak to jest być fotografowanym w ten sposób i jak wiele można znieść. A to, na co inni narzekają, jest niczym! Moje prace pokazują, że życie jest trudne.
Na dowód wspomina zdjęcia z Yves Saint Laurentem w 2000 roku. Legendarny krawiec miał 71 lat, był schorowany i nie do końca kontaktował (zmarł 8 lat później na raka mózgu). Pozwolono mu tylko na pięć minut. – Tego starca niemal przyniosło dwóch ochroniarzy, bo nie mógł zbyt dobrze chodzić, i postawili go na ziemię tuż przede mną – jeden strażnik po lewej, drugi po prawej stronie. Zrobiłem zdjęcie w 30 sekund. A zniszczoną prze cierpienie i wiek twarz zapamiętam na zawsze – oświadcza.
8. Nigdy nie retuszuje zdjęć
Teller słynie z odmowy retuszowania swojej pracy – rozszerzając tę politykę na każde zlecenie, w tym na okładki z gwiazdami Hollywood. – Szukam w ludziach, przedmiotach, krajobrazach szczególnych form ekspresji. Ukrytych metafor. Uwielbiam odkrywać to, co jest pod powierzchnią, za fasadą. Używanie photoshopa byłoby zaprzeczeniem tego, czego szukam: prawdy – tłumaczy.
Zrobił nawet autoportret dla „Business of Fashion” na ten temat: leniwie wyleguje się w skórzanym fotelu w długim futrze i z wystającym brzuchem. A na zdjęciu komentarze napisane czerwonym mazakiem wokół jego sylwetki: „więcej włosów”, „retusz brzucha!”, „zdrowsza skóra”, „chudsze nogi”, a nawet „zmienić głowę”. To wyraźna kopia często absurdalnych standardów branży modowej. – To było u szczytu popularności manipulacji cyfrowej, wszyscy klienci wymagali retuszu, co mnie denerwowało. Ten obraz był więc reakcją na to – zapewnia.
Fanką jego hiperrealistycznego stylu jest aktorka Charlotte Rampling, która stale z nim współpracuje. Jedna z ich słynnych sesji to ta, gdy ją i modelkę Raquel Zimmermann fotografował nago przed Moną Lisą w Luwrze. – Jedno z najwspanialszych doświadczeń w moim życiu, choć było trochę chłodno – zauważa 78-latka. Kolejna ich głośna sesja odbyła się w hotelu Louis XV w Paryżu. Zawiera jedno zdjęcie Tellera sikającego do doniczki, drugie z penisem przy jej uchu i kolejne nago z nogami w powietrzu, na fortepianie, na którym gra Rampling. Chociaż niektóre zdjęcia zostały wykorzystane w kampanii odzieży męskiej Marca Jacobsa – mimo że nie przedstawiały żadnych ubrań z kolekcji poza jedną parą szortów, ponieważ fotograf był zbyt gruby, aby się w nie zmieścić – sesja wykraczała daleko poza konwencje fotografii mody. – Dla mnie – mówi – cała ta seria opowiada o związku miłosnym między czarującą starszą panią a młodszym mężczyzną z lekką nadwagą oraz o tym, jak potrafią być słodcy, czuli i głupi, i to wszystko razem.
Aktorka doskonale rozumie estetykę i odwagę Tellera. – Nagle przychodzą mu do głowy szalone pomysły i mówi: „Dlaczego tego nie zrobimy?”. A ja mówię: „OK, zróbmy to”, bo wiem, że możemy uczynić z tego dzieło sztuki – opowiada Rampling. Ufa mu, bo – jak zapewnia – jest „bardzo precyzyjny i bezpośredni, nie jest w żaden sposób podstępny, przewrotny ani przerażający”. – Myślę, że wydobywa konkretną stronę ludzi i tym właśnie jest dla mnie fotografia. Technicznie rzecz biorąc, to, jak to robi, nie ma tak naprawdę znaczenia, ale to, co widzi, to pogląd Juergena Tellera na to – ocenia.
Jego surowe, pseudo dokumentalne zdjęcia podważają powszechnie przyjęte kryteria określające, jak wygląda dobre zdjęcie. Mają bezpośredniość i siłę, z którą wiele osób nie może sobie poradzić. Bywa, że jego fotografie są ostro atakowane, stają się memami, a krytycy zarzucają mu, że „nie są one bardziej wyjątkowe niż milion rzeczy, które można zobaczyć w gazetach”, że „często przyciągają wzrok, ale zawsze ostatecznie wywołują wzruszenie ramion”. – Nie obchodzi mnie, co mówią inni ludzie – Teller tak reaguje na negatywne opinie.
9. Jest maniakiem kontroli
Fotograf wyznaje jedną zasadę – musi zrobić po swojemu albo wcale. I pracuje tylko z tymi, którzy pozwalają mu na kreatywną wolność. Przez lata konsekwentnie fotografował analogiem, by w ciemni mieć kontrolę nad filmem, a z fotografią cyfrową zaczął eksperymentować dopiero w 2015 roku, kiedy do zmiany sprzętu zmusiły go kwestie techniczne. Poza tym, unika dużej ekipy współpracowników: zdjęcia robi tylko z jednym asystentem, a czasami z dodatkowym wsparciem żony. Wierzy również w to, że musi sam nadzorować każdy projekt noszący jego imię, od fotoksiążki po wystawę.
Trzyma się też zasady, że nigdy nikomu nie robi portretu, jeśli ten wcześniej się na to nie zgodzi. – Mam nadzieję, że jestem uczciwą osobą. Jestem bardzo bezpośredni i zadaję bardzo proste pytania. Nigdy nie poprosiłbym kogoś o coś, co byłoby nieodpowiednie. Myślę, że mam instynkt wyczuwania aury innej osoby i jestem dobry w jej fotografowaniu. Dzięki Bogu wszyscy rozpoznają się na moich zdjęciach – śmieje się.
Przekonał nawet swoją długoletnią muzę, Rampling, by pozwoliła mu „całować i głaskać piersi w imię sztuki”. – To była najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek powiedziałem i natychmiast zacząłem się pocić – wyznaje dzisiaj. – Ale Charlotte elegancko zapaliła papierosa, zaciągnęła się i powiedziała: „Dobra, ale powiem ci, kiedy przestać”.
10. Czy jego dzieło przetrwa?
Każdy teraz nosi aparat. Jego zdaniem zmieniło to cały świat fotografii. – Nagle moja mama znowu robi zdjęcia, a córka nagrywa te głupie filmiki na Instagram i TikToka, gdzie oglądam triki mojego syna na deskorolce. Na tym poziomie mi się to podoba. Używam iPhone’a jak wszyscy – to niezwykły, doskonały instrument. Problemem w świecie zawodowym są klienci – wyciągają aparat szybciej niż ja. Sesja była kiedyś całkowitą koncentracją na pracy z ludźmi wokół mnie; przygodą tworzenia czegoś. W dzisiejszych czasach trzeba o to walczyć – narzeka.
Wiele z jego wczesnych prac było drukowanych w magazynach mody i innych czasopismach. Smutno mu, że ten świat umiera. – Bardzo lubię trzymać coś w dłoni – kartkę papieru, książki, czasopisma. Myślę, że bardzo wątpliwe jest, jaka jest obecnie rola normalnego fotografa mody – nie jestem pewien, czy nadal istnieje. Na iPhonie i Instagramie nawet gówniane zdjęcie wygląda nieźle. Tylko w magazynie, w długiej historii, która musi się rozwinąć, widać, że obraz nie działa – wyjaśnia. Jego zdaniem telefony komórkowe utrudniają nam zatrzymanie się i dokładne przyjrzenie się fotografii. – Kiedy przeglądasz media społecznościowe, zawsze jest następny post, wiesz, że nie można na niczym poprzestać – mówi. On ma Instagram, ale nic tam nie publikuje. Większość czasu spędzanego na telefonie poświęca grze w backgammona.
Choć ma małą wiarę w przyszłość fotografii, uczy jednak następne pokolenie fotografów: w Akademii Sztuk Pięknych w Norymberdze. I powtarza im jedną radę: „Pomyśl o tym, co chcesz robić i rób swoje”. – Wszystko się jednak zmieniło w ciągu kilku lat. Jeden z wykładowców przyszedł kiedyś i zapytał, ilu moich studentów czyta papierowe czasopisma. Żaden z nich tego nigdy nie zrobił – nie kryje rozczarowania.
Czy wobec tego myśli o tym, czy jego dzieło będzie trwałe? – Nie, właściwie to nie – oświadcza. – Myślę, że znajdzie swoje miejsce samo, beze mnie.﹡
_____
Wystawa „Juergen Teller: I need to live” w muzeum Triennale di Milano potrwa do 1 kwietnia 2024.