Posłuchaj
Uchodził za jednego z najlepszych na świecie fotografów, który pozycję zdobył dzięki zdjęciom mody i portretom księżnej Diany i królewskich głów świata, a przede wszystkim dzięki całej armii największych gwiazd naszych czasów: Brada Pitta, Demi Moore, Davida Bowie, Salmy Hayek, Madonny, Rihanny, Kate Winslet, Davida Beckhama, Angeliny Jolie, Nicole Kidman, Gwyneth Paltrow, George’a Clooneya, Jennifer Lopez, Jude’a Lawa i wielu, wielu innych. Jako produkt uboczny fotografowania sław, sam stał się celebrytą. Doskonale zresztą potrafił zadbać o autopromocję – zatrudnił nawet ekipę wideo, która śledziła go na konferencjach prasowych i luksusowych imprezach na całym świecie, dokumentując jego życie. Często bywało, że stał przed kamerą, a nie za nią i spokojnie reżyserował tłum paparazzi. A fani prosili go o wspólne selfie. Doczekał się nawet własnej gwiazdy w Los Angeles. – Kiedy nikt cię nie chce, musisz udawać, że cię chcą – mawiał.
W pierwszej połowie lat 2000 Mario Testino był u szczytu popularności. W wywiadach nie krył, że żyje jak gwiazdy, które fotografuje. – Interesuje mnie tylko jedno: bawić się siedem dni w tygodniu i czerpać z życia, co najlepsze – powtarzał i przyznawał się do tego, że nigdzie na świecie nie zatrzymuje się na dłużej niż cztery dni. Niezależny, sławny, z nikim nie związany na stałe (do dziś nie zdradził, czy jest gejem, czy biseksualistą), w towarzystwie przystojnych asystentów (w latach 90. jednym z nich był polski książę, a dziś fotograf, Alexi Lubomirski), prowadził życie milionera na najwyższym poziomie. Przypieczętowaniem jego pozycji był order od królowej Elżbiety II i własne muzeum o nazwie Mate, które otworzył w rodzinnej Limie, ze stałą wystawą jego dzieł oraz prac artystów Ameryki Łacińskiej. Stał się najlepiej opłacanym fotografem świata i potrafił z tego korzystać.
Pieniądze przeznaczał m.in. na podróże i sztukę. W swojej pracowni i domach w Londynie, Paryżu i Los Angeles zgromadził imponującą kolekcję największych nazwisk sztuki współczesnej. Tysiące obrazów i fotografii takich artystów, jak Gilbert & George, Tracey Emin, Nan Goldin, Richard Prince, Wolfgang Tillmans, Richard Avedon. – Mam zbyt dużą obsesję na swoim punkcie, mojego życia, moich zmartwień, moich potrzeb, ale ci artyści naprawdę pomogli mi uwolnić umysł. Otworzyli mnie na to, jak myślę i patrzę, inspirowali mnie w pracy fotografa – chwalił się.
Dziś zostały mu tylko podróże. Niemal całą kolekcję o wartości 10 mln dol. wyprzedał, muzeum musiał zamknąć, a kariera fotografa legła w gruzach. W 2018 roku został oskarżony o molestowanie seksualne przez 13 mężczyzn (potem doszło jeszcze 5), wspominających obmacywanie i akty masturbacji podczas sesji i spotkań z nim. Sprawę nagłośnił „New York Times”, który cytował asystentów i modeli przez lata pracujących z Testino. Oskarżenia o dopuszczanie się nadużyć seksualnych odwołują się aż do lat 90. Jeden z modeli, Ryan Locke, nazwał Testino „seksualnym predatorem”. – Molestowanie seksualne było codziennością – wyznał asystent fotografa, Roman Barrett. W efekcie sprawa trafiła do sądu, a redaktor naczelna „Vogue’a” Anna Wintour (wyrocznia w branży) z bólem serca podjęła decyzję o przerwaniu współpracy z jednym ze swoich pupili.
Do dziś Testino ma zakaz pracy z każdym tytułem wydawanym przez Condé Nast. Wiele marek i innych magazynów też zrezygnowało z jego usług. Stał się persona non grata.
1.
High life, do którego chłopak z Limy tak długo się dobijał, z hukiem zamknął przed nim drzwi. Testino zaprzeczył wszystkim zarzutom, ale nigdy się nie bronił. Zniknął z życia publicznego.
– Kiedy byłem młody, próbując zaistnieć jako fotograf, spotkałem dość niegościnnych ludzi. Uważali mnie, Peruwiańczyka, za niewystarczająco wyrafinowanego i mogło to częściowo być prawdą. Kiedy przyjechałem do Anglii, punktem odniesienia w zakresie kultury stali się moi znajomi, dlatego to, co im się podobało, od Cecila Beatona po Bloomsbury Group, podobało się też mnie. Nawet Hamish Bowles, który był moim redaktorem, uwielbiał smak przeszłości, więc starałem się powtórzyć konkretny styl. W latach 80. przeżyłem moment wielkiego sukcesu dzięki France Sozzani i Annie Wintour, szefowej włoskiego oraz amerykańskiego „Vogue’a”. Zacząłem się swoimi zdjęciami uśmiechać ironicznie, niemal przesadnie, by być w kontrze do powagi mody. Potem z dnia na dzień zostałem odsunięty przez system i chcąc zarobić, zacząłem od aktów… – opowiada dzisiaj włoskiej edycji magazynu „Harper’s Bazaar”, z okazji wernisażu wystawy „A Beautiful World” w Palazzo Bonaparte w Rzymie.
To pierwsza od lat ekspozycja zdjęć Testino, którego przed laty goszczono w tak wyśmienitych muzeach jak National Portrait Gallery w Londynie czy Museo Thyssen-Bornemisza w Madrycie, a także w Tokio, Bostonie, Los Angeles i Paryżu. Terence Pepper, kurator w National Portrait Gallery, określił go jako „Johna Singera Sargenta naszych czasów”, zaś dyrektor galerii, Charles Saumarez Smith, mówiąc o rekordowej retrospektywie „Mario Testino. Portraits” z 2002 roku, podkreślił silny związek twórczości Testino z tradycją portrecistów dworskich, od Holbeina po Reynoldsa, od Goi po Rubensa. Wówczas na każdą wystawę przychodziła śmietanka towarzyska, a patronat obejmował „Vogue”. Były rozgłos, była promocja. Tymczasem pod koniec maja na wernisażu w Palazzo Bonaparte nie było nikogo „ważnego” z modowej branży, za wyjątkiem najbardziej wiernych przyjaciół sprzed lat, plus kilka lokalnych osobistości.
A jednak mimo to „A Beautiful World” została ciepło przyjęta przez włoskie media. Być może za sprawą samej tematyki: zdjęcia to efekt jego siedmioletniej podróży, podczas której odwiedził ponad 30 krajów, koncentrując swoją sztukę na badaniu wyjątkowości kultur i tradycji, którą wciąż można odnaleźć w szybko globalizującym się świecie. To dalekie od blichtru i próżności świata mody, ale wciąż bliskie ubraniom. Bohaterami wystawy są tradycyjne stroje i kostiumy, noszone z dumą przez ludzi, którzy nadal kultywują i przekazują pokoleniom kulturową tożsamość miejsc, z których pochodzą.
2.
– W pewnym momencie moje zdjęcia zostały zdegradowane do poziomu pustej wesołości. Chociaż z biegiem lat to, za co mnie krytykowano, stało się moją mocną stroną, przyznam, że teraz odrzucam każde zdjęcie, na którym pojawia się uśmiech, bo wydaje mi się, że trywializuje pewne tematy. Społeczności, które obecnie przedstawiam, są kojarzone z biedą i dlatego są ignorowane. Młodzi ludzie należący do tych grup opuszczają miejsce urodzenia, aby realizować amerykański sen. Z drugiej strony mocno wierzę we wspólnoty, do której każdy z nich należy. W „A Beautiful World” jest jasne, że nie interesuje mnie już jednostka, ale społeczność – autor wyjaśnia pomysł na swój fotoreportaż z podróży.
„A Beautiful World” jest pierwszym fragmentem wielkiego projektu dotyczącego tradycyjnych strojów, który fotograf rozpoczął w 2017 roku (zobaczcie wideo). Pokazywane przez niego dzisiaj wspólnoty celebrują pamięć o życiu w Ameryce Południowej i Afryce; bohaterowie fotografowani są wśród przyjaciół, rodziny i natury. Testino tworzy małe plany zdjęciowe w niekonwencjonalnych lokalizacjach, gdzie stawia prowizoryczne tło, rejestrując tam krótkie chwile z życia lokalsów.
Jak planuje swoje sesje? – Mój asystent i ja szukamy w Internecie producenta, który tam na miejscu sprawdza, gdzie znajdują się interesujące nas społeczności i kto nadal jest ich częścią. Przy serii „Alta Moda”, która opisywała typowe stroje północnego Peru, współpracowałem m.in. z antropologiem. Po znalezieniu bohaterów przystępujemy do castingu. Zdjęcia osób chętnych do wzięcia udziału są wysyłane do mnie i to ja wybieram, kogo portretuję – opowiada.
Trasa wystawy, której kuratorem jest sam autor zdjęć, zaczyna się od Peru i wije się przez Kolumbię, Meksyk, Japonię, Birmę, Mongolię i Kenię. To kraje, które po raz pierwszy odwiedzał jako fotograf mody pracujący dla miesięczników indyjskich, japońskich, chińskich, brazylijskich, amerykańskich i niemieckich, ale zawsze – jak wyznaje – wszędzie na miejscu robił research, by przemycić do głównego nurtu mody lokalne elementy. – Czułem, że to źle, że kraje uważane za drugorzędne w świecie popkulturowego obrazu aspirują do wchłaniania smaków najważniejszych rynków Zachodu, zamiast korzystać z własnych zasobów kulturowych – mówi.
Gdy już jako fotograf freelancer szukał na siebie pomysłu, postanowił do tych wszystkich krajów wrócić ponownie. Tym razem starał się odsłonić to, co czyni tradycyjną kulturę każdego kraju wyjątkową, pomimo ogólnej tendencji do wymazywania tożsamości i dziedzictwa przez komercyjny zachodni świat. – Dzisiaj mówię prawdę. Tradycja jest prawdziwa i – dla mnie – twórcza – deklaruje.
3.
Nie ukrywa, że na „A Beautiful World” największy wpływ ma jego pochodzenie. – Uczyłem się w szkole katolickiej. Moja edukacja religijna wywarła na mnie głęboki wpływ. Od dziecka fascynowały mnie obrazy sakralne i wszelkie formy ceremonii kościelnych, nawet w ubiorze. Służyłem do mszy i uwielbiałem biegać i patrzeć na efekty świetlne, jakie wytwarzała moja szata ministranta, oświetlona odbiciami witraży z otaczających przestrzeń okien – dzieciństwo w Limie wspomina w rozmowie z włoskim „la Repubblica”.
Dlatego jego najnowsze projekty traktuje jako powrót do korzeni: – Moja kultura wizualna wywodzi się z gór Peru, gdzie ludzie ubierali się w tradycyjne stroje. Moje zamiłowanie do koloru i formy wywodzi się z tego dziedzictwa, a także z ikonografii religijnej. Sposób, w jaki światło pada na tkaniny na obrazach Matki Boskiej, to szczegół, który pokochałem i studiowałem. Kiedy pracowałem w modzie, lubiłem brać udział w przymiarkach i przyglądać się butom czy biżuterii; pięknie było patrzeć jak ubrania zaznaczały ciało, a także na wybór makijażu i fryzury. Wciąż zaczynam od obserwacji reakcji tkaniny na światło.
Nie ukrywa, że wielki wpływ na jego zawodowe wybory miała również matka. – Moja mama kupowała magazyny o modzie i zlecała szycie ubrań lokalnym krawcom. Pod koniec lat 70. miałem obsesję na punkcie modelki Kirsti Moseng: była piękna, szczęśliwa, rozpromieniona. Chodziłem do amerykańskiej szkoły i podobało mi się to, co mogłem tam odkryć, coś zupełnie innego niż nasza kultura mająca korzenie hiszpańskie. Pod tym wpływem zamarzyłem, żeby stamtąd wyjechać… – wspomina.
4.
Jako 21-latek przeprowadził się do Londynu. Był bez grosza. Mieszkał w pensjonacie przerobionym ze szpitala, co kosztowało go 10 funtów tygodniowo. – Trudno było mi zarobić nawet te 10 funtów na tydzień. Zrobienie świetnych zdjęć i zarabianie na nich zajęło mi dużo czasu – wyznał dziewięć lat temu w wywiadzie dla brytyjskiego „Guardiana”. Zarabiał w agencjach modelek zdjęciami testowymi początkujących modelek i robił wszystko, by przebić się do magazynów mody. Chciał zostać zauważonym.
– W Londynie próbowałem być Anglikiem, ale mi to nie wychodziło. Ale nie odpuszczałem i ślepo szedłem za czyimś gustem. Gdy na sesji był moment przerwy i chwila rozmowy, uciekałem do łazienki w obawie, że powiem coś niewłaściwego. Pstrykałem w studio mnóstwo zdjęć ze strachu, bo bałem się, że nie spełnię oczekiwań i nie będzie z czego wybrać. Wtedy uświadomiłem sobie, że może nie wiem wszystkiego o modzie, ale z pewnością mam dużą świadomość tego, kim jestem. Kiedy wybrałem siebie jako punkt odniesienia, wszystko się zmieniło – opowiada dzisiaj.
Pierwszą ważną sesję zrobił dla amerykańskiego „Harper’s Bazaar” w latach 90. Ówczesny dyrektor artystyczny pisma, Fabien Baron, zwrócił mu uwagę na rozbieżność pomiędzy tym, jaki był prywatnie, a tym, co tworzył jako fotograf. – W tamtym czasie byłem duszą towarzystwa, rozśmieszałem wszystkich i tańczyłem bez przerwy. Ale na zdjęciach nie widać było tej życiowej siły i radości. Zrozumiałem, że muszę to zmienić – wyjaśnia, skąd w jego portretach pod koniec lat 90. pojawiło się tyle olśniewającego uśmiechu.
Przełom nastąpił w 1997 roku, kiedy księżna Diana wybrała go do sportretowania jej na okładkę „Vanity Fair”. Potem wszystko nabrało tempa i od tego czasu stał się nawet osobistym fofografem brytyjskiej rodziny królewskiej, uwiecznił m.in. księcia Karola z synami, a po latach zaręczyny księcia Williama i Catherine Middleton. W 1998 roku kolejny ważny moment w karierze – to jego Madonna wybrała, by pokazał ją światu razem z nowo narodzoną córką, Lourdes. – Mario daje nam piękniejszą wersję rzeczywistości. Jego zdjęcia zawsze są o tym, jak świetnie można się bawić, o tym, że nie trzeba się bać bycia bogatym, sławnym czy ekscentrycznym. Bo on nie tylko fotografuje, ale też celebruje życie – oceniał projektant mody Tom Ford, który przez wiele lat zatrudniał Testino do kreowania kampanii reklamowych domu mody Gucci. – On sprzedaje marzenia. Każda chce być tą kobietą z fotografii. W takim domu, na takiej plaży i w takiej sukience – zachwycała się Wintour.
5.
Zaczął od mody, z Madonną dotarł do muzyków, z Lady Dianą do członków rodziny królewskiej, a wreszcie do aktorek z Hollywood. Wraz z sukcesem w magazynach i popularnością sięgnęły po niego najsłynniejsze marki. Kampanie reklamowe Gucci, które robił od lat 90., zapisały się w historii. Tak o tym opowiada po latach: – Dorastałem w przekonaniu, że kobiety nigdy nie są na drugim miejscu i to właśnie zaproponowałem w świecie fotografii i reklamy. Ale byłem też sprzedawcą. Produkowałem wiele kampanii w tym samym czasie i oczywiście domy mody chciały wyglądać inaczej. Musiałem zaoferować każdemu to, czego oczekiwał. Tom Ford uwielbiał seksowność: jest Teksańczykiem i to właśnie jego siła napędowa. I miał rację, wprowadzając tę estetykę do Gucci.
Ford, ówczesny główny projektant tego włoskiego domu mody, wyzwolił komercyjny wizerunek Gucci, który wcześniej był mieszanką włoskiej arystokracji i siły nabywczej Amerykanów: połączenie elegancji i pieniędzy, niekoniecznie w dobrym guście. – Tom namawiał mnie do robienia zdjęć, które w obecnych czasach nie nadawałyby się do publikacji. W tamtym czasie modne było golenie łona i poprosiłem Carine Roitfeld (stylistkę – przyp. red.), aby zastanowiła się nad tym tematem. Wpadła na pomysł stworzenia litery G z włosami łonowymi modelki. Dzięki moim reklamom Gucci wychodził na imprezę i wyglądał niesamowicie. Celem było oglądanie. Podobnie jest dzisiaj z mediami społecznościowymi – opisuje.
Czy zdarza mu się wspominać z nostalgią tamte czasy? – Udokumentowałem ekstremalny luksus. Dzięki modzie wiele się nauczyłem i osiągnąłem, ale zdecydowanie uważam, że ma to związek z młodością. Mam 70 lat i w tym wieku jest mi to już obojętne. Dla mnie nie ma sensu nosić modnych ciuchów. Moda kojarzyła mi się z nocą: wychodziłem na imprezy podziwiać ubiór ludzi i zależnościami między nimi. Dziś już mi się to nie podoba – zapewnia.
6.
Z pewnością ma to też związek z tym, że świat mody już go nie chce. On jednak nigdy nie przestał robić zdjęć i wciąż mu zależy na tym, by były wystawiane dla publiczności. Powoli wraca do galerii i muzeów, media też zaczynają bardziej zwracać uwagę na jego twórczość niż na życie prywatne. Zresztą, już dawno nie ma o czym pisać: porzucił życie celebryty i zamieszkał na wsi.
– W Internecie moje zdjęcia z przeszłości spotykają się z mocniejszymi reakcjami niż te nowe, które jednak są częściej komentowane przez osoby spoza kręgu mody. Ale jeśli wcześniej opinia innych była dla mnie ważna, choćby po to, żeby mieć dostęp do świata, który dawał mi pracę, to dziś nie ma to już znaczenia. Zmieniłem się: zwariowałem na punkcie morza, a dom mam wśród natury. Gdy pierwszy raz spędziłem kilka miesięcy na sycylijskiej wsi, odkryłem kontemplację pośród gajów oliwnych. Nie byłem przyzwyczajony do refleksji – wyjawia.
I został tam już na stałe. Ma w sobie jedną czwartą włoskiej krwi i po całym życiu podróżowania, dziś przez część roku mieszka na Sycylii. We Włoszech zrobił też dużo zdjęć do nowej wystawy w Rzymie: od tańca pasterskiego w Balestrate, gdzie wszyscy uczestnicy tańca noszą kobiece stroje, po historyczną albańską społeczność Arbërëshe, żyjącą w różnych rejonach południa kraju od czasów starożytnych, aż do święta Sant’Efisio w Cagliari, gdzie pielgrzymka gromadzi tysiące wiernych z całej Sardynii. Tradycyjny strój staje się kluczem umożliwiającym identyfikację ludzi i ich kultur, ale portretom towarzyszą też zdjęcia lokalnych zwierząt, roślin i jedzenia. – Jeśli wcześniej musiałem podporządkowywać się wyborom lokalizacyjnym kogoś innego, które nie do końca mnie satysfakcjonowały, to dziś mogę i chcę realizować to, co ja mam na myśli. Wcześniej opowiadałem o tym, co mnie otacza, dziś, co mam w środku. Jeśli fotografuję, to tylko dlatego, że mam pomysł i chcę, żeby został zauważony – tłumaczy.
To, co obecnie tworzy, znajduje się w połowie drogi pomiędzy sztuką fotograficzną a badaniami etnograficznymi i czerpie inspirację ze zdjęć wykonanych na początku XX wieku przez peruwiańskiego fotografa Martína Chambi Jiméneza, cenionego za głęboką historyczną i etniczną wartość dokumentalną swoich fotografii przedstawiających kobiety miast i wsi ubrane w tradycyjne stroje. Testino idzie tym tropem. Od zamaskowanych mężczyzn z plemienia Pende z Konga po kobiety Himba z Namibii, od japońskich aktorów teatru No i wytatuowanych członków yakuzy po dziewczyny Mursi z Etiopii noszące krążki wargowe, dokumentuje niezwykłe bogactwo „kultury ubioru” na świecie.
Ale ma też inną misję: tradycję i tożsamość kulturową przeciwstawia panującym obecnie normom i nierzeczywistym ideałom piękna. Tłumaczy: – Podróżuję od zawsze: od 35 lat latam co najmniej dwoma samolotami tygodniowo, przez cały rok, także latem. Do dziś dużo się przemieszczam, a ta wystawa jest owocem tej pielgrzymki. W zeszłym roku odwiedziłem Kongo, Uzbekistan, Pakistan i Gwatemalę. Ale duch, z jakim stawiam czoła tym doświadczeniom, jest głębszy niż kiedykolwiek wcześniej.﹡
________
Wystawa Mario Testino „A Beautiful World” w Palazzo Bonaparte w Rzymie, piazza Venezia, 5. Cena biletów: 15 euro. Potrwa do 25 sierpnia.