

Posłuchaj
W mglisty, deszczowy wieczór ostatniego dnia Tygodnia Mody Couture w Paryżu dom mody Maison Margiela przejął lewą część Pont Alexandre III w Paryżu. I przy blasku księżyca wykreował opuszczoną podziemną kawiarnię z lat 20. XX wieku, na wzór brasserie Belle Epoque. Wokół walały się potłuczone talerze, do połowy pełne kubki, papierowe serpentyny, puste kryształowe butelki po alkoholu. Goście siedzieli na krzesłach z giętego drewna stojących na wyblakłych deskach podłogowych, podawano im mdłe koktajle o smaku fiołkowym, a wokół wisiały lustra rtęciowe z mętną taflą w złoconych ramach. Lokal oświetlało światło pierwszej pełni Księżyca w tym roku.
Sceneria nie mogła być bardziej klimatyczna. Połowa publiczności siedziała w środku w półmroku, a druga na zewnątrz, pod mostem, przy stolikach kawiarnianych stojących na mokrej drodze. Wszyscy cierpliwie czekali godzinę na rozpoczęcie przedstawienia. Spodziewali się czegoś wyjątkowego, bo – jak zapowiedział John Galliano, projektant Maison Margiela od dekady – zaintrygowany „podglądaczem Brassaïem” postanowił zwiedzić „podbrzusze Paryża” z jego nocnymi biesiadnikami: prostytutkami, tancerkami, złodziejaszkami, włóczęgami i innej maści szemranym towarzystwem, których na czarno-białych zdjęciach uwieczniał w latach trzydziestych ojciec fotografii ulicznej. Ale nikt nie spodziewał się takiej sensacji!
Nagle rozpoczął się występ francuskiego piosenkarza Lucky’ego Love (mężczyzny bez ręki i o twarzy i duszy Freddiego Mercury’ego) w towarzystwie chóru gospel. Po czym antyczne lustra ożyły jako monitory wideo, emitujące krótki film noir autorstwa sławnego reżysera Baza Luhrmanna (autora m.in. „Elvisa” i „Wielkiego Gatsby’ego”) o fetyszystycznym zaciskaniu gorsetu, pożądaniu i kradzieży klejnotów. Po kilku minutach film przekształcił się w prawdziwe przedstawienie. Fantazja połączyła się z rzeczywistością, gdy ulubiony model marki Leon Dame w damskim gorsecie i spodniach przeniósł się z ekranów na wybieg, który wił się pod mostem i przez restaurację. Głośne westchnienia i oklaski rozległy się natychmiast: był to niezwykle innowacyjny i pełen emocji sposób na rozpoczęcie pokazu w sezonie zdominowanym przez codzienność.
Tak zaczął się pokaz Maison Margiela Artisanal – najczęściej omawiany i najżarliwiej chwalony pokaz couture wiosna-lato 2024, który z pewnością zostanie zapamiętany w annałach historii. Przypominał coś, co dziennikarka mody Dana Thomas napisała w książce „Bogowie i królowie”, opisując wzlot i upadek dwóch największych tytanów mody końca XX wieku: Alexandra McQueena i Johna Galliano: „Dzięki Galliano ma się poczucie ekstrawaganckich możliwości mody – pięknie absurdalnej, upajającej nas nadmiarem. Tylko on daje nam połączenie i dysonans między teraźniejszością a przeszłością, jakbyśmy byli świadkami historii mody poprzez bezpośredniość chwili”.


Przedstawienie było niczym ożywiony obraz Toulouse Lautreca: kobiety z kędzierzawymi włosami przechadzały się chwiejnie po zrujnowanym lokalu, wymachiwały rękami, jakby miały je przyczepione do sznurków niczym marionetki, każda z zastygłym, porcelanowym lalkowym wyrazem twarzy autorstwa niezwykłej makijażystki Pat McGrath. Ich chwiejny, pijacki chód to nie tylko aktorstwo, ale zasługa butów na obcasach specjalnie zaprojektowanych na pokaz przez Christiana Louboutina. Ale w tym koedukacyjnym show, równie żywym i wciągającym jak film fabularny w Imaxie, występowali także mężczyźni, którzy krążyli po pomieszczeniu jak uciekinierzy, ściskając ciasno płaszcze wokół swoich wąskich talii nienaturalnie wciętych przez damskie gorsety.
Kolekcja rozpoczęła się od „nagich” sukienek z elementami secesji i epoki wiktoriańskiej, po czym szybko przyjęła ekstremalne kształty, które sugerowały modyfikację ciała i protetykę: znacznie powiększone biodra, pośladki i biusty. Pojawiła się kobieta w okazałym trenczu, który wyglądał na wykonany z wyblakłego kartonu; inna miała na sobie obszerną białą marynarkę i czarną prążkowaną siatkę owiniętą wokół niej niczym pajęczyna; była też kobieta w skurczonym garniturze i podartych pończochach, nerwowo zdejmująca kapelusz, odsłaniając bandaże i gips otaczający jej głowę. Mężczyzna mokry i drżący pod połamanym parasolem; inny prawie zgiął się w wyrazie głodu; kolejny z nie zapaloną zapałką w zębach i błyszczącą twarzą wyglądał, jakby był duchem w pięknym tweedowym płaszczu pojawiającym się z wilgotnej, wietrznej nocy sprzed 100 lat. Modelki i modele (a wśród nich jedyni Polacy: Maja Sieroń i Michał Zieliński) zostali tak wystylizowani, jakby złapała ich burza. Podczas gdy goście popijali koktajle, z głośników leciał dźwięk deszczu, a w pomieszczeniu błyskały błyskawice. Przez pogodowe dźwięki przebijał się mocny głos Adele, która śpiewała swój przebój „Hometown Glory”.
Postaci przechadzające się wśród rzędów gości wnosiły niepokój, odgrywając aktorskie sceny. Ich ruch wywoływał emocje, ale i zdradzał jakąś taneczną intrygę. Nie był to przypadek. Za każdym gestem rąk i nóg stał reżyser ruchu Pat Boguslawski, łodzianin od kilku lat mieszkający i pracujący w Paryżu dla największych światowych marek. Jest specjalistą od mowy ciała. Tak jak scenograf ustawia przedmioty na planie, tak on – modelkę. 32-letni Patryk Bogusławski (wszyscy na niego mówią Pat) nie nazywa siebie choreografem, bo w pracy rzadko czerpie z tańca, którym się kiedyś zajmował. Zamiast kroków i układów woli improwizację i gesty. Jest prekursorem reżyserii ruchu i jednym z trzech najważniejszych specjalistów w tej dziedzinie na świecie. W ciągu ośmiu lat zbudował osobistą markę, dziś może się pochwalić współpracą m.in. z Yves Saint Laurentem, Chanel, Diorem, Balenciagą, Louis Vuittonem, Tildą Swinton, Duą Lipą, Kate Moss, Kristen Stewart i Kim Kardashian.
Pokaz Maison Margiela Artisanal na wiosnę/lato 2024
John Galliano pokazał swój geniusz

Również dzięki Polakowi każdy element pokazu Maison Margiela Artisanal, od muzyki po film oraz scenografię i elementy teatralne na wybiegu – nie wspominając o samych ubraniach – był dramatyczny i wspaniały. Ale kolekcja była także subtelnym komentarzem na temat koncepcji modyfikacji urody i tego, jak daleko posuną się ludzie, aby się zmienić. Co to znaczy przejść od przezroczystej sukienki o skośnym kroju do pijanej istoty w postrzępionym ubraniu i z powrotem do młodzieńczej postaci przypominającej lalkę? To, że celebrytki Kris Jenner, Kylie Jenner i Kim Kardashian siedziały w pierwszym rzędzie, było genialnie ironiczne, biorąc pod uwagę kontekst kolekcji.
To była kolekcja, która doskonale łączyła światy Galliano i Margieli: wszystkie „galiano-izmy”, związane z przekształcaniem i modyfikowaniem ciała, ale też mnóstwo kodów założyciela marki, od dekonstrukcji po zakrywanie twarzy i fetyszyzm. Nierzeczywiste ciała, tkaniny, które stały się ciałem, z wciętą talią wielkich kreacji z Belle Époque i sylwetkami kokoty z pokazów Galliano dla Christiana Diora z połowy stulecia. To hołd złożony kobiecej sylwetce – cześć modelek miała na sobie przezroczyste suknie, w pełni odsłaniające pod spodem ich ciała, w tym wzgórek łonowy pokryty włosami. W dobie masowego usuwania z ciała owłosienia, efekt ten osiągnięto środkami artystycznymi. „Kiedy nastolatki na TikToku zaczynają odczuwać nostalgię za przeszłością, gdy celebrytki nie miały stylistów, a aktorki miały naturalnie krzywe zęby, czy powrót owłosienia łonowego może stać się kolejnym hitem tego pokolenia? W końcu co jest bardziej pozytywnego dla ciała niż pełny krzak?” – pytała retorycznie Laia Garcia-Furtado z amerykańskiego „Vogue’a”.
Artisanal zaprezentowana pod mostem Aleksandra III to kobiecość w pełnym wydaniu. Każda stylizacja była cudem wyobraźni i niezwykłego rzemiosła. Technika była tutaj kluczowa i osiągnęła nowy poziom w krawiectwie: te ciężkie, postrzępione kawałki były w rzeczywistości lekkie jak piórko, skonstruowane metodą mille-feuille (co po francusku znaczy „tysiąc płatków) – z organzy i filcu pod wełnianą krepą z nadrukiem trompe l’oeil. Galliano, który tworzył kolekcję przez 12 miesięcy, rozwijał po drodze nowe techniki. Połączył oldschool i zaawansowaną technologię, w niezwykły sposób poszerzając to, co może oznaczać couture. Stosował silikony, które sprawiały, że tkaniny wyglądały na mokre, tweedy potraktował klejem i krepą, a następnie gotował w celu skurczenia i uformowania materiału. Płaszcze szył z warstw organzy i szyfonów przypominających wytrzymałą wełnę, a następnie inkrustował tiulem. Koronkowe sukienki poddał decoupage’owi, aby sprawiały wrażenie bezszwowych. Jedna z jego technik, „retrogradacja”, wykorzystuje odmiany nitek, aplikacji lub inkrustacji, aby naśladować degenerację szczegółów, jak podczas ponownego tworzenia obrazu. Inny, „emocjonalny krój” jest sposobem przecinania materiału, który, jak wyjaśniał sam projektant w notatkach dla dziennikarzy, „nasyca ubranie nieświadomymi gestami, które wpływają na naszą ekspresję”.
Krótko mówiąc, nic nie było takie, jakim się wydawało – łącznie z „porcelanowymi” kołnierzami, w rzeczywistości wykonanymi z polerowanej skóry. „To był zdumiewający, niezwykły moment, w którym trzeba być, aby uwierzyć w modowe sztuczki” – napisał magazyn „W”.
Obfite sylwetki, przesadny dramatyzm, widowiskowy spektakl – wszystko wyglądało jak przedstawienia, z których Galliano słynął w czasach, zanim świat zdominował internet i na długo przed antysemicką aferą, którą wywołał naćpany i po pijaku, i po której stracił pracę u Diora. Jak napisał Alexander Fury w magazynie „Another”, tego wieczoru to był „Galliano w swojej najlepszej formie, fundując nam powrót do czasów, gdy moda sama w sobie była cudem. Znów pokazał, że ma ten rzadki dar przekształcania pokazów w fantazje, w których zamiast być biernymi obserwatorami, widzowie zostają włączeni w akcję, aktywnie uczestnicząc w jego gorączkowym śnie”. Dowodem była reakcja widowni. Gdy pokaz kończyła aktorka Gwendoline Christie w swojej perwersyjnej, dopasowanej lateksowej sukience, fotografowie krzyczeli „Brawo!”, inni bili brawa na stojąco, a siedzący obok Anny Wintour Baz Luhrmann dołączył do publiczności, jak oni, głośno tupiąc nogami z zachwytem.
Pokaz, który był oparty na autorskiej koncepcji projektanta, odwołującej się do Paryża końca XIX wieku, pełnego prostytutek i hazardzistów, olśnił wszystkich. „To było zaproszenie Galliano do ponownego zakochania się w fantazji o modzie” – ocenił „Wallpaper”. „Tym przejmującym i niezapomnianym występem Galliano potwierdził, że nadal wyróżnia się na tle innych” – dodał „WWD”. „Dla Johna Galliano w świetle księżyca jest magia” – zawyrokował „Business of Fashion”. „Moda nie czuła się tak od dawna. Miejmy nadzieję, że to początek czegoś nowego” – nie krył zachwytu „Harper’s Bazaar”. Największą laurkę wystawił „Another”: „Projektant udowodnił, że jego pokazy to nie tylko scenografia, ale raczej nieodłączne elementy i odzwierciedlenie procesu twórczego, który moim zdaniem zaowocował niektórymi z najwspanialszych ubrań ostatniego półwiecza. Może czas nie jest najwyższym luksusem. Być może to wyróżnienie należy do talentu. Wyobraź sobie, że masz umysł, który wymyśla takie rzeczy i porusza ludzi w ten sposób? Wyobraź sobie, że możesz to zrobić. Co za luksus. Cóż za luksus być tego świadkiem. Ten pokaz zmieni modę”.﹡
