Stephen Jones: „Pierwszy kapelusz zrobiłem ze starej bluzki mojej siostry, przyklejonej do pudełka płatków śniadaniowych”
17 lutego 2025
tekst: AMK
zdjęcia: Palais Galliera; Stephen Jones Millinery. Projekt graficzny: Karolina Gawlak-Homernik
Filcowy stożek, który wylewa „łzy” z frędzli przez szpary na oczy, angielskie śniadanie dziergane na berecie lub akrylowy klosz, który wygląda jak zamrożony strumień wody. Jest też gigantyczny kapelusz struś zasłaniający całe ciało i ten z piór martwych mew, fascynator w kształcie wieży Eiffla z wirujących czarnych wstążek, kapelusz z irokezem wykonanym z nóg lalki Barbie i taki z pożółkłych stron książek. To najbardziej rzeźbiarskie, ekstrawaganckie, surrealistyczne i szalone nakrycia głowy, jakie kiedykolwiek powstały. Stoi za nimi Stephen Jones, który od ponad 40 lat pracuje z największymi projektantami mody naszych czasów, gwiazdami popu i członkami rodzin królewskich. Jak bardzo jest wpływowy, świadczy wystawa jego prac w Paryżu – „Chapeaux d’artiste”, która potrwa do 16 marca.

Mówi, że „kultowy” to jedno z jego najbardziej znienawidzonych słów w pochlebczym leksykonie mody. Nawet, jeśli jego prace należałoby opisać właśnie w ten sposób. Bo, jeśli nie znacie jego nazwiska (co mało prawdopodobne), z pewnością znacie projekty jego kultowych nakryć głowy (i nigdy ich nie zapomnicie). Stephen Jones zasługuje na wszystkie pochlebstwa świata mody, choć on sam nie jet skłonny przyznać, że odniósł sukces.

– Nie sądzę, bym mógł tak o sobie powiedzieć! To jest szalone w modzie: jesteś tak dobry, jak twoje ostatnie sześć miesięcy. I dotyczy to nas wszystkich: czy jesteś kapelusznikiem, dziennikarzem, czy kimkolwiek innym. Oczywiście, po pewnym czasie budujesz dorobek, ale kapelusze są często tylko nowością na chwilę, choć jednocześnie to jest w nich takie piękne – mówi.

Brytyjczyk dorobek ma bogaty, bodaj największy w tej branży. Współpracował z najlepszymi kreatorami: jak choćby Vivienne Westwood, Zandra Rhodes, Thierry Mugler, Claude Montana, Rei Kawakubo, Jean Paul Gaultier, John Galliano, Daniel Roseberry, Marc Jacobs, Kim Jones i Thom Browne. Do tego można doliczyć wiele gwiazd popu: z Lady Gagą, Grace Jones, Zendayą i Rihanną na czele, a także kilka rodzin królewskich, wraz z tą najbardziej znaną – brytyjską. W modowej branży, która ciągle poszukuje nowości, wyjątkowa długowieczność Stephena Jonesa nie opiera się wyłącznie na jego wyobraźni i talencie. – Jego kapelusze są kreatywne, obrazoburcze i rewolucyjne – mówi Adrian Joffe, wieloletni przyjaciel Stephena i współzałożyciel sklepu Dover Street Market. – Łamie zasady, ale jednocześnie szanuje tradycję. A jego praca jest taka jak on sam: ekstrawagancka, wspaniała i wyjątkowa.

Nic dziwnego, że Palais Galliera (najważniejsze muzeum mody w Paryżu) to właśnie jemu postanowiło oddać hołd retrospektywą obejmującą 200 kapeluszy i 45 projektów dla znanych domów mody. To rzadkie wyróżnienie, bo jedyna, jak dotąd, wystawa poświęcona kapeluszom w tym muzeum odbyła się w 1984 roku i dotyczyła paryskiej modystki, Madame Paulette. – Stephen Jones jest najbardziej znanym i wpływowym projektantem kapeluszy na świecie. Nadal jest bardzo aktywny i kreatywny. Jest jedną z tych osobowości, które sprawiają, że moda jest tym, czym jest – zachwala Miren Arzalluz, dyrektor Palais Galliera, która współtworzy wystawę „Chapeaux d’artiste”.

Ekspozycja śledzi ewolucję Jonesa od nastolatka na półwyspie Wirral na północy Wielkiej Brytanii (jego ojciec był inżynierem, matka gospodynią domową i zapaloną ogrodniczką), przez wczesne życie i lata kształtowania się w Central Saint Martins (modowej uczelni w Londynie, którą skończyli m.in. Alexander McQueen, John Galliano i Phoepe Philo), gdzie nauczyciele kwestionowali jego zainteresowanie kapelusznictwem. – Patrząc wstecz, myślę, że nikt przy zdrowych zmysłach nie zostałby kapelusznikiem! – mówi dzisiaj. – Kiedy kończyłem studia, było wielu projektantów mody, ale nie było ani jednego modysty. Pomyślałem, że jeśli chcę być punkiem, to bardziej punkowo będzie być projektantem okryć głowy, ponieważ nikogo to nie interesuje.

Zdobywając doświadczenie zawodowe w brytyjskim domu mody Lachasse, pod koniec lat 70. swoje umiejętności haute couture połączył z subkulturą awangardową, zanurzając się w erze New Romantic i Blitz, paradując po londyńskiej scenie klubowej z takimi ikonami, jak Boy George, Steve Strange i Isabella Blow. A potem wspiął się na sam szczyt wykwintnego świata glamour – szczególnie podczas kadencji Galliano w Diorze w latach 90. i na początku XXI wieku. Najlepiej opowiedzieć o tej drodze jego słowami…

O PIERWSZYM KAPELUSZU…

Pierwszy kapelusz, jaki kiedykolwiek zrobiłem, był dla legendarnej modystki Shirley Hex. Poprosiłem o przeniesienie do innego działu w Lachasse w londyńskim Mayfair, więc najpierw zażądała gotowego kapelusza mojego projektu. Był piątek i miałem czas do poniedziałku. Wróciłem do domu i wykonałem go ze starej bluzki mojej siostry, przyklejonej do pudełka płatków śniadaniowych. Był ozdobiony plastikową różą, którą moja matka dostała za darmo przy zakupie paliwa na stacji benzynowej, i irysami. Spryskałem go srebrną i niebieską farbą.

To było w 1976 roku. Już go nie mam, ale nadal trzymam kwiaty, bo są plastikowe. Mam na myśli to, że długo po tym, jak zamienię się w proch, te kwiaty wciąż będą wyglądać tak samo!

O NAJWIĘKSZYM KOMPLEMENCIE…

Nikt nie przebił komplementu, który usłyszałem od Vivienne Westwood, z którą się poznałem, gdy przypadkowo nadepnąłem jej na palce podczas tańca w klubie nocnym. Potem przez lata razem pracowaliśmy. Pewnego dnia powiedziała: „Kiedy kobieta wchodzi do pokoju w kapeluszu Stephena Jonesa, wszyscy komentują, jak pięknie wygląda, w przeciwieństwie do tego, jak wygląda kapelusz”.

O NAJLEPSZEJ RADZIE…

Prawdopodobnie usłyszałem ją od Shirley Hex, która nauczyła mnie robić kapelusze, gdy miałem staż studencki w Lachasse. Przeniosłem się wtedy z pracowni krawieckiej do pracowni kapeluszniczej i pewnego dnia Shirley powiedziała: „Stephen, gdyby twoje ręce poruszały się tak szybko, jak twoje usta, kapelusz byłby już skończony!”. A ja nie powiedziałem ani słowa.

O NAJWIĘKSZEJ MUZIE…

Wciąż pozostaje nią Anna Piaggi (redaktorka włoskiego „Vogue’a”, słynąca z ekscentrycznych nakryć głowy, jak i stylizacji, która kiedyś opisała Stephena Jonesa jako „twórcę najpiękniejszych kapeluszy na świecie”, zmarła w 2012 roku – red.). Była niezwykła. Również Stella Tennant (modelka i ikona stylu, która popełniła samobójstwo w 2020 roku – red.). Była niezwykła i czarująca, zrobiłem dla niej wiele kapeluszy. Cokolwiek na nią założyłem, zawsze chodziło o Stellę, a nie o to, co ma na sobie.

Moje ulubione wspomnienie z pokazem mody też wiąże się ze Stellą. Pamiętam, jak kiedyś z nią rozmawiałem tuż przed jej wyjściem na wybieg Diora. Miała na sobie suknię balową – ogromną, ogromną suknię, przy której sukienka Valentino dla Lady Gagi na Złotych Globach wyglądała jak mini spódniczka! W tamtym momencie dopiero stawała się supermodelką. Podniosła brodę, ręce położyła na biodrach i powiedziała: „Wiesz, Stephen, w przyszłym tygodniu będę klęczeć i naprawiać pralkę”, po czym wyszła do publiczności, a wszyscy zaczęli bić brawo.

O NAJLEPSZEJ KOLEKCJI MODY, JAKĄ KIEDYKOLWIEK STWORZONO…

Na szczęście mogłem nad nią pracować. Była to kolekcja Johna Galliano jesień/zima 1993, kiedy pokazał 18 strojów, wszystkie w czerni. To był drugi sezon, kiedy pracowałem z nim w Paryżu, po którym zachwycił świat, co przyniosło mu posadę u Diora.

Poznałem Johna w klubie nocnym w Soho w latach 80. i od tamtej pory byliśmy współpracownikami. Najlepsze we współpracy z nim było to, jak swoimi pokazami opowiadał różne historie: i za pomocą scenografii, i ubrań. To on mnie ściągnął do Diora, co jest jednym z moich najdłużej trwających partnerstw – po długim okresie urzędowania Johna, byłem tam też za czasów Rafa Simonsa, a teraz z Marią Grazią Chiuri. Jestem jedynym w Diorze, który pamięta, jak działa kserokopiarka!

O ULUBIONYM MOMENCIE POKAZU MODY…

Powinienem powiedzieć, że wszystko jest cudowne. Ale w przypadku pokazu mody, jeśli nad nim pracuję, najlepsza część jest wtedy, gdy się kończy, a ja nie umarłem w trakcie! Ale myślę też, że jest nim moment, gdy modelki ustawiają się w kolejce do wyjścia na wybieg.

O TYM, CO NAJBARDZIEJ LUBI WE WSPÓŁCZESNEJ MODZIE…

To, że ciągle się zmienia.

O TYM, CZEGO NAJBARDZIEJ NIE LUBI W DZISIEJSZEJ MODZIE…

Nie lubię konsumpcji, która wypchnęła inwencję i kreatywność.

John Galliano zatrudnił mnie do pracy nad swoją ostatnią kolekcją Maison Margiela Artisanal w ubiegłym roku i gdy robiłem kilka masek dla mężczyzn, spytałem go, czy chce mieć widoczne przeszycia. Odpowiedział, że chciałby je w stylu małej paryskiej modystki, być może wycięte ręcznie nożyczkami i z jakąś małą dziurą! Mówimy tym samym językiem, który tak bardzo różni się od dużej części dzisiejszej mody, która dotyczy wyidealizowanego produktu.

O NAJWIĘKSZYM STRACHU…

Najbardziej boję się, że gdy otworzę pudełko z zaprojektowanymi przeze mnie kapeluszami, w środku nie będzie żadnego. Zdarzyło się to już dawno temu z Johnem Galliano. Otworzyłem pudło z kapeluszami w Paryżu, ale z Londynu wziąłem puste. Byłem upokorzony!

O SWOJEJ PIERWSZEJ PRACY…

W Saint Martins, gdy inni fantazjowali o „prawdziwej modzie paryskiej”, byłem w grupie punków. Zanurzyłem się w muzyce, polityce i stylu Vivienne Westwood. Paryż wydawał się nieistotny w kontekście tego, czym żyliśmy. Wielka Brytania była rozbita. Kiedy śmieciarze wyszli na strajk, pamiętam Leicester Square jako górę czarnych worków opanowanych przez szczury. Charing Cross było wysypiskiem, a większość sklepów w Covent Garden była zabita deskami.

W końcu Wielka Brytania zaczęła się odradzać; muzyka przesunęła się w stronę glam rocka, a ja znalazłem pudełko pełne starych wydań magazynów „Harper’s Bazaar” i „Vogue” z lat 50., prezentujących haute couture Balenciagi, Diora, Fatha. Pamiętam, jak je przeglądałem i zacząłem łączyć wyniosłość paryskiej haute couture z duchem niezgody punka, robiąc kapelusze dla swoich przyjaciół z Blitz Club. W ciągu dnia jeździłem ciężarówką – zarabiałem fortunę! – a wieczorami szyłem kapelusze. Dzięki tej pierwszej pracy spłacałem długi, kupowałem materiały i uzbierałem na maszynę do szycia. Na małych imprezach kapeluszowych sprzedawałem swoje projekty, którymi z czasem zainteresowali się muzycy New Romantic, w tym Duran Duran, Culture Club i Spandau Ballet.

Ubierałem się w garnitur, ponieważ podobał mi się pomysł bycia poprawnym. Gdy szedłem do klubu – a Central Saint Martins naprawdę uczyło, jak chodzić do klubów – nosiłem winylowe spodnie i szpilki. Idea konformizmu i nonkonformizmu to coś, na czym nauczyłem się grać w późniejszej pracy modysty.

O SWOIM PIERWSZYM BUTIKU…

Ku mojemu całkowitemu zaskoczeniu, niecały rok po ukończeniu studiów, otworzyłem własny sklep. Na Endell Street w pustej piwnicy w Covent Garden. Moje pierwsze kapelusze były małe i kupowali je głównie mężczyźni, bo jak można tańczyć w dużym kapeluszu w klubach, do których chodzili? Ale w sklepie witałem różnorodnych klientów: od żony szefa Banku Anglii po Molly Parkin (redaktor naczelną magazynu mody „Nova” – red.), uczestniczki Ascot i najwspanialszą damę, która zawsze kupowała najdroższe projekty za gotówkę.

Pierwsze zlecenia dla świata mody dostałem w 1982 roku od Zandry Rhodes, z którą pracowałem przy 10 kolejnych jej pokazach. Gdy Boy George został moim klientem, pojawiłem się w jego teledysku „Do You Really Want to Hurt Me”, w którym nosiłem fez własnej marki. Zobaczył to Jean Paul Gaultier i najpierw poprosił mnie o pozowanie do zdjęć, a potem o wykonanie kapeluszy do jego kolekcji. Kiedy zaczynałem, prawie nikt nie pokazywał na wybiegu kapeluszy. Były pocałunkiem śmierci, sprawiały, że wszystkie stylizacje wyglądały staro.

O NAJSZCZĘŚLIWSZYM WYPADKU PODCZAS PROJEKTOWANIA…

Często jest to po prostu przypadkowe poślizgnięcie się ołówka. Dobre rzeczy mogą wyniknąć z niewłaściwego ułożenia fragmentów lub popełnienia błędu. Jeśli próbujesz i pracujesz nad czymś za dużo, masz tendencję do zabijania tego. Pierwszy pomysł jest często najlepszy.

Zwykle projektuję w niedzielny poranek w domu, na mojej kanapie. Tam szkicuję.

O NAJBARDZIEJ FASCYNUJĄCEJ OSOBIE…

Postać historyczna, która fascynuje mnie najbardziej, to Cristóbal Balenciaga. Gdyby żył, chciałbym go poznać. Christian Dior zawsze był dość otwartą księgą, ponieważ tak bardzo zależało mu na promocji, ale Cristóbal był jego całkowitym przeciwieństwem. Jak powiedział Monsieur Dior: „Balenciaga jest dyrygentem, my jesteśmy tylko członkami orkiestry”.

Gdybym mógł zjeść kolację z kimkolwiek, żywym lub zmarłym, prawdopodobnie wybrałbym Charlesa Jamesa, ponieważ najpierw był modystą, a potem został projektantem sukien. Na wystawie w The Met kilka lat temu mogłem zobaczyć, że wszystkie jego sukienki są wykonane technikami robienia kapeluszy. Nie wiem, czy ktokolwiek zdawał sobie z tego sprawę.

O NAJLEPSZYM ZAKUPIE…

Idź i kup beret. To najlepszy kapelusz na świecie – męski, damski, Faye Dunaway z „Chinatown”, Marlena Dietrich – można go nosić na wiele różnych sposobów. Beret jest jak T-shirt wśród kapeluszy.

O NAJPIĘKNIEJSZYM KAPELUSZU…

Co sprawia, że kapelusz jest udany? To bardzo proste: musi sprawiać komuś radość. To wszystko. Czy ma inspirować ludzi? Nie! To tylko kapelusz! Czy ma być komentarzem politycznym? Nie! To tylko kapelusz.

We Włoszech chodzi o produkt i tkaninę; we Francji o wygląd i urok. W Stanach Zjednoczonych ważny jest styl życia, ale w Wielkiej Brytanii zaczyna się od pomysłu. Pamiętam, jak moja matka i ciotki przebierały się w kapelusze i rękawiczki na niedzielne nabożeństwo, a dzisiaj, poza ślubami, pogrzebami i wydarzeniami z okazji nowego sezonu w Ascot, jest niewiele okazji, które wymagają kapelusza. Jednak ze względu na ekspresję krawiecką i szykowność projektu, nadal jesteśmy zauroczeni kapeluszami. Kapelusz jest esencją wyglądu danej osoby – to ekstrakt w świecie mody, niczym perfumy.

O KAPELUSZU NIEMOŻLIWYM DO ZROBIENIA…

Zawsze jest nim następny – i wymyślanie, jak sprawić, by był możliwy do zrobienia. To jest wspaniałe!

O ŻYCIU BEZ PRACY…

Kieruję zespołem, który w szczytowych momentach powiększa się z 10 do 25 osób, a moi modyści pracują w piwnicy pod butikiem w Covent Garden. Projektują ponad 50 kapeluszy w każdym sezonie (obejmującym kolekcję haute couture Model Millinery oraz gotowe linie Miss Jones i Jones Boy) i ręcznie wykonują około 200 sztuk rocznie dla marek i projektantów. Firma pozostaje niezależna; Julia, szefowa Model Millinery, współpracuje ze mną od 31 lat.

Czy wyobrażam sobie życie bez tego wszystkiego? Tak, zdecydowanie. Wielu moich znajomych planuje emeryturę lub już na niej jest, co chyba też jest i moim marzeniem. Chociaż mówiąc to, jestem pewien, że ​​nawet, gdy będą już na mnie rzucać ziemię w grobie, ja nadal będę robić kapelusze dla jakiegoś szalonego projektanta mody!

O NAJWSPANIALSZYM MOMENCIE W KARIERZE…

To, że przetrwałem w branży tyle lat. I otrzymanie Orderu Imperium Brytyjskiego od królowej, co było fantastyczne.

O NAJWIĘKSZEJ TĘSKNOCIE…

Pamiętam swoją przeszłość, ponure dorastanie w Wirral, gdzie wszystko było bardzo przygnębiające – 40-procentowe bezrobocie to był koszmar. Z rodzicami przeprowadziłem się w 1975 roku w pobliże Londynu, a moja siostra pracowała w stolicy i po prostu wiedziałem, że ja też tam zmierzam. Dla mnie takie miejsce jak Brighton wydawało się wówczas Riwierą!

Jako nastolatek czułem się całkowicie zagubiony, najwspanialsze lata przeżyłem później, po przeprowadzce do Londynu. Czy tęsknię za lepszymi czasami dawno temu? Nie. Życie toczy się dalej. Tęsknię za ludźmi, którzy już nie żyją, ale to samo dotyczy nas wszystkich. To część dorastania i starzenia się. Ale cenię to, że ​​ich poznałem, w pewnym sensie nadal żyją w moim sercu. Mam 68 lat. Jak to się stało? To szokujące. Ciało się zmienia, oczywiście, ale czuję się uprzywilejowany i szczęśliwy, że wciąż żyję, zwłaszcza, że jestem z pokolenia dotkniętego przez AIDS, z którego wielu nie przeżyło.

O SWOICH NAJCENNIEJSZYCH RZECZACH…

Jest ich kilka: mój paszport, mój iPhone, mój naparstek i mój ołówek mechaniczny Lamy 2000. Szkicowałem nim dziś rano.

O NAJWIĘKSZEJ WDZIĘCZNOŚCI…

Wdzięczny jestem za życie, które miałem i za przyjaciół, których mam. Za to, że wciąż z pracy mogę wracać do londyńskiego Battersea, gdzie od ponad 20 lat mam dom, do swojego męża (Craiga Westa, który pracuje w studiu kapeluszniczym od 1989 roku – red.) Naprawdę za wszystko!

Przypomina mi się film z lat 50. „Ciotka Mame”. Bohaterka mówi do małego chłopca-sieroty: „Życie jest ucztą, a niektórzy ludzie umierają z głodu”, co jest w pewnym sensie żartobliwe. Ale myślę, że oznacza to, aby cieszyć się życiem, żyć nim w pełni i być wdzięcznym za to, co się ma. ﹡

 

_____

Przy pisaniu artykułu korzystałam z wywiadów dla „Financial Times”, „Another”, „WWD”, „Interview”.

Kopiowanie treści jest zabronione