Posłuchaj
To była jego obsesja. – Zawsze kupował, kupował, kupował. Zaczęło się od zakupu całego archiwum Balenciagi w 1968 roku – wyznała przed laty „Wallpaperowi” Carla Sozzani, bliska przyjaciółka Azzedine’a Alaïa przez ponad 40 lat, a także założycielka fundacji jego imienia. Wyszło wtedy na jaw, że Azzedine, wielki mistrz krawiectwa, ma jeszcze jedną miłość: gdy inni kolekcjonowali sztukę, on zbierał modę.
Zaczęło się od Cristóbala Balenciagi, którego był wielbicielem. Uważał go za „ostatniego couturiera, który osiągnął niedoścignione mistrzostwo”. Gdy Hiszpan zamknął swój dom mody i odszedł na emeryturę, Alaïa poprzysiągł sobie, że przez resztę życia dopilnuje, by Balenciaga oraz ci kreatorzy, którzy przyszli przed nim, nie zostali zapomniani. Przez całe życie pielęgnował głęboki szacunek dla historii mody i został jednym z ostatnich wielkich strażników haute couture.
Od późnych lat 60. XX wieku, kiedy wielu inwestowało tylko w sztukę współczesną i nowoczesną, on skupiał się na odzieży o dawnych technikach krawieckich. Pasjonował się sukienkami z lat 30. i 50., które inni odrzucili wraz z przeszłością. Gromadził projekty wielkich mistrzów, których śladami sam zamierzał podążać. Najpierw setki, potem tysiące. Alaïa otoczył się sukienkami m.in. Madame Grès, Madeleine Vionnet, Elsy Schiaparelli, Coco Chanel, Jeana Patou, Charlesa Jamesa i oczywiście Balenciagi. Ta pasja sprawiła, że uratował genealogię haute couture, zwiększając w ten sposób jej rozgłos. Sam też się nią inspirował, ucząc się technik, które utorowały styl jego własnej pracy – tnąc i szyjąc z taką samą zręcznością, jaką posiadali jego poprzednicy.
– Jako historyk mogę powiedzieć, że twórczość Azzedine’a jest ważna, ale to, że był także najważniejszym prywatnym kolekcjonerem mody, jest może nawet cenniejsze. Jego zbiory z XIX i XX wieku należą do największych we Francji, obok muzeów Palais Galliera i Musée des Arts Décoratifs – mówi magazynowi „WWD” znany kurator mody Olivier Saillard i od niedawna także dyrektor Fondation Azzedine Alaïa. To on z prywatnej kolekcji tunezyjskiego kreatora – odkrytej po jego śmierci w 2017 roku (w wieku 77 lat) w piwnicy jego domu przy Rue de Moussy w paryskiej dzielnicy Marais – selekcjonuje najciekawsze perełki i pokazuje je światu. A ma z czego wybierać: ten zbiór to ponad 15 tys. dzieł haute couture gromadzonych głównie w tajemnicy.
Ostatnio wpadło mu w oko około 700 projektów francuskiej projektantki Madame Grés, która pracowała od lat trzydziestych XX wieku do przejścia na emeryturę pod koniec lat osiemdziesiątych. „Królowa draperii”, jak ją nazywano, najbardziej była znana z sięgających do podłogi drapowanych sukni „greckiej bogini”, których uszycie zajmowało nawet do trzystu godzin, przy czym każda zakładka była wykonywana ręcznie i układała materiał tak, aby ciało kształtowało sukienkę. Jej minimalistyczne techniki drapowania oraz jej dbałość i szacunek do kobiecego ciała wywarły trwały wpływ na modową branżę, inspirując wielu współczesnych projektantów. W tym samego Alaïa.
„SFINKS MODY”
Grès przeżywała swój rozkwit w latach 30. i 50., ale pracowała aż do 80. roku życia, kiedy to pod koniec lat 80. przeszła na emeryturę i zajęła się hodowlą ptaków egzotycznych. Była jedną z czołowych kreatorek tamtych czasów, projektując dla wielu znanych osobistości, takich jak księżna Windsoru, Paloma Picasso, Grace Kelly, Marlena Dietrich, Edith Piaf, Jacqueline Kennedy i Greta Garbo. Do fanów jej twórczości należeli także koledzy po fachu: Yves Saint Laurent, Hubert de Givenchy czy Issey Miyake. Jej ponadczasowe kreacje były wówczas szczytem nowoczesności. Zasłynęła nie tylko z klasycznych draperii i eleganckich sukien, ale także z wykorzystywania żywych manekinów – jako pierwsza projektowała i tworzyła ubiory bezpośrednio na modelkach (inni projektanci zaczynali proces twórczy od ilustracji modowych). – Nigdy nie tworzę sukienki ze szkiców. Nakładam tkaninę na modelkę, następnie dokładnie badam jej naturę i wtedy biorę do ręki nożyczki – wyznawała, dodając, że tak ciężko pracuje, że do każdej ze swoich kolekcji zużywa aż do trzech par nożyczek.
Choć miała męża (rosyjskiego malarza Serge’a Czerefkowa) i córkę Anne, zapamiętana została jako „Sfinks mody”, ponieważ niesłychanie skrywała swoje życie osobiste i była postrzegana jako pracoholiczka przywiązująca dużą wagę do szczegółów. „Wolę, aby zamiast mnie przemówiła moja praca” – mawiała. Była cicha i skryta, do tego stopnia, że całe życie spędziła w samotności w swoim atelier. – Nie mam nic do powiedzenia i wszystko do pokazania. Jedyne co robię to praca, praca, praca. Kiedy nie śpię, kroję i tnę. To moje życie – odpowiadała na pytania dziennikarzy, jeśli w ogóle jakichś wpuściła do swojego świata.
Azzedine też unikał mediów. Nie dbał o rozgłos. Był nieśmiały i bezpretensjonalny, choć jego kreacje nosiły najbardziej wyjątkowe kobiety, m.in. Greta Garbo, Cécile de Rothschild, Naomi Campbell, Tina Turner, Grace Jones, Cindy Crawford, Linda Evangelista, Tatjana Patitz i Stephanie Seymour. „Ja robię tylko ubrania, to kobiety tworzą z nich modę” – mawiał skromnie.
Ale podobieństw między nimi jest dużo więcej i są zdumiewające. Oboje byli samoukami, doskonalącymi swoje rzemiosło w trakcie rozwijających się karier. Oboje lekceważyli kalendarz mody, prezentując swoje kolekcje dopiero wtedy, gdy były gotowe, a nie wtedy, gdy zaczynały się sezony. Oboje preferowali monochromatyczną paletę czerni, bieli i kości słoniowej, czasami łącząc karmazyn, bordo, ultramarynę, seledyn i beż. Łączyła ich miłość do prostoty i czystości linii.
Madame nie przepadała zbytnio za zdobieniami, haftami czy nadrukami. Swoje projekty prezentowała zawsze bez dodatków i biżuterii, by nie odwracały uwagi od jej stroju. – Wulgarność może zabić elegancję – mawiała. Alaïa twierdził podobnie: – Uwielbiam ubrania, które są piękne i ponadczasowe, bez zbędnych detali i ozdób, albo w kolorach, które szybko się nie starzeją. Najprostsze ubrania są najtrudniejsze do stworzenia.
OD RZEŹBY DO TKANINY
I ona, i on doceniali potencjał tkanin, zwłaszcza aksamitu, jedwabiu i dżerseju. – Można poznać duszę i charakter tkaniny, dotykając jej – zapewniała o 32 lata starsza od niego kreatorka. – Kiedy na przykład udrapuję manekina w jedwab, tkanina reaguje w moich rękach, a ja próbuję zrozumieć i ocenić jego reakcje. W ten sposób nadaję sukience kontur i kształt, jaki chciałaby mieć sama tkanina – wyjaśniała. Starała się jak najbardziej ograniczyć szwy, by nie przecinać tkanin. Dlatego najczęściej tworzyła suknie z jednego kawałka materiału. Na najbardziej szykowne projekty wykorzystywała nawet 20 metrów jedwabnego dżerseju.
Co najbardziej wymowne, oboje zaczynali od studiowania rzeźby. – Chciałam zostać rzeźbiarką. Praca z tkaniną lub kamieniem to dla mnie dokładnie to samo – oceniała Madame Grès, której prawdziwe nazwisko brzmiało Germaine Émilie Krebs, a pseudonim „Grès” wybrała ze względu na „piaskowca”, który był… jednym z jej ukochanych kamieni.
Alaïa, który był synem rolników uprawiających pszenicę w Tunezji i absolwentem ASP na wydziale rzeźby, znany był z tego, że był bardzo drobiazgowy. I choć bezpośrednio projektował na ciele, potem wszystkie swoje kreacje powtarzał w postaci wykrojów. Jego prace, tak jak i Madame Grès, ukazują wpływy rzeźby grecko-rzymskiej, a także proste linie i dbałość o kobiece ciało. – W Tunisie wybrałem École des Beaux Arts i studiowanie rzeźby ze względu na moją fascynację krzywiznami ciała. Wtedy odkryłem modę – opowiadał o swoich początkach.
Oboje wykorzystywali plisowane, drapowane i zmysłowe tkaniny, aby podkreślić kobiecą sylwetkę, a proporcje klepsydry pomiędzy piersiami, talią i biodrami były dla nich najważniejsze. Pozwalali kobiecie być seksowną i zmysłową. Alaïa naśladował greckie plisy i drapowania Madame Grès, dodając bardziej współczesny akcent za pomocą skórzanych pasków, kolczugi i charakterystycznych metalowych oczek. Nie był w tych inspiracjach sam. Japończycy Issey Miyake i Yohji Yamamoto również czerpali z dorobku Francuzki, a Yamamoto nawet nazwał jej imieniem swoją kolekcję na sezon wiosna-lato 2005.
– Azzedine Alaïa przez całe swoje życie zbierał ubrania Madame Grès z pasją, cierpliwością i zdecydowaniem. Zawsze ukrywał swoje skarby. Chciał je zachować, aby przyszłe pokolenia mogły uczyć się od niej rzemiosła. Dziś po raz pierwszy w historii te cenne dzieła zostaną połączone na wyjątkowej wystawie, która opuści dom Azzedine’a i uda się do SCAD FASH Museum of Fashion + Film w Atlancie – Sozzani mówiła na otwarciu pierwszej od dekad wystawy Madame Grès w USA, która zakończyła się 30 czerwca. Teraz czas na kontynuację, ale w innej formie. Po raz pierwszy projekty Tunezyjczyka i Francuzki stanęły obok siebie – na wystawie „Alaïa / Grès. Beyond Fashion” w Fondation Azzedine Alaïa w Paryżu. W budynku, gdzie m.in. znajduje się archiwum marki oraz atelier, w którym następca założyciela Peter Mulier od dwóch lat kontynuuje jego dzieło, znalazło się 60 projektów Grès (wiele pokazywanych po raz pierwszy) i niemal drugie tyle Alaïa, pogrupowanych według techniki kroju i materiału lub kolorów. Będzie można je oglądać do 11 lutego 2024 roku.
Chociaż ta dwójka nigdy się nie spotkała (ona zmarła w biedzie kilka dni przed 90. urodzinami, gdy on dopiero wszedł na szczyt), ekspozycja pokazuje podobieństwa między nimi i ich twórczością. Notki identyfikujące sąsiadujące ze sobą projekty wydają się zbędne, co nadaje wystawie posmak zabawy w „odgadnięcie autora”. – Za pozorną prostotą ich kreacji kryje się niezwykła złożoność kroju i projektu, kierowana przez samą tkaninę. Madame Grès to perfekcja w strojach wieczorowych. Alaïa jest perfekcją we wszystkim – podsumowuje Carla Sozzani. ﹡
_____
Wystawa „Alaïa / Grès. Beyond Fashion” potrwa do 11 lutego 2024 w Fondation Azzedine Alaïa, 18 Rue de la Verrerie, Paryż