Jeśli chcesz wiedzieć, kim jest Bethann Hardison, zobacz naklejkę na jej iPadzie. Na różowo-białej naklejce, widocznej w zbliżeniach w filmie dokumentalnym „Invisible Beauty”, którego jest bohaterką i współreżyserką, widnieje hasło zaczerpnięte od weteranki hip-hopu Sophii Chang: „Baddest Bitch in the Room”. – Jeśli ktoś jest najgorszą suką na sali, to jestem to ja – Hardison śmiała się zaczepnie po pokazie filmu na festiwalu filmowym w Sundance pod koniec ub.r.
Trochę to przekora, a trochę prawda. Bo 80-letnia Hardison jest prawdziwą wojowniczką. W pojedynkę poprowadziła branżę mody do prawdziwej zmiany w sposobie myślenia o różnorodności rasowej w świecie modelek. I poszła znacznie dalej. Nie ma nikogo innego w modowym przemyśle, kto dla walki z rasizmem i uprzedzeniami zrobiłby więcej. – Ona jest matką chrzestną mody – mówi aktorka Tracee Ellis Ross na początku „Invisible Beauty”. – Zmieniła sposób, w jaki definiujemy piękno.
Ona sama w ogóle nie lubi słowa „piękno”. Nie czuje się komfortowo z tą koncepcją, która w dalszym ciągu reprezentuje standardy i granice, z którymi walczyła, odkąd zaczęła pracować jako modelka pod koniec lat 60., i czym zajmowała się jako agentka innych modelek w latach 80. i 90. Jej zdaniem modowy biznes, choć stał się bardziej rasowo różnorodny, wciąż jest pełen wykluczeń. Jest przekonana, że jej aktywizm przeciwko dyskryminacji jest teraz jeszcze bardziej potrzebny niż trzydzieści lat temu. – Przebyliśmy długą drogę, ale posunęliśmy się tak daleko, iż obawiam się, że niebawem zrobimy zwrot o 180 stopni i cofniemy się – prorokuje.
Obawy Hardison są uzasadnione, ponieważ doświadczyła tego w przeszłości.
SEGREGACJA RASOWA
Urodzona w Bedford-Stuyvesant, czarnej dzielnicy nowojorskiego Brooklynu, jako córka islamskiego imama „i wykształconego intelektualisty” oraz matki „tancerki i bywalczyni śmietanki towarzyskiej”, Hardison została wysłana do szkoły średniej w innej części Nowego Jorku, gdzie uczyły się białe dzieci. Nie miała traumatycznych doświadczeń związanych ze swoim kolorem skóry, bo szybko odkryła, że może się wyróżnić: była pierwszą czarnoskórą cheerleaderką w szkole, pierwszym czarnym sportowcem…
Po ukończeniu szkoły średniej przeprowadziła się na Manhattan. To był czas ruchu na rzecz praw obywatelskich: Czarne jest piękne, Czarne Pantery i tak dalej. W latach 60. XX wieku amerykańskie społeczeństwo było mocno podzielone. Czarnoskórzy Amerykanie traktowani byli jak obywatele drugiej kategorii: mieli ograniczony dostęp do szkół, mieszkań czy pracy. Istniały restauracje, gdzie nie obsługiwano czarnych Amerykanów, jeździły taksówki, do których nie wolno im było wsiadać, były baseny tylko dla białych. Na ulicach instalowano osobne krany z wodą pitną dla obu ras, a w autobusach czarni mogli przebywać tylko w tylnej, wyznaczonej części pojazdu. Zgodnie z prawem można było odmówić zatrudnienia kogoś ze względu na kolor jego skóry.
Dopiero 100 lat po zniesieniu niewolnictwa zakazano segregacji rasowej. Gdy prezydent USA Lyndon Johnson podpisywał 2 lipca 1964 roku ustawę o prawach obywatelskich, apelował do narodu: „Powstrzymajmy strumień rasowej nienawiści, odłóżmy na bok nieistotne różnice, niech ten naród będzie jedną całością”. To był kamień milowy w walce o równouprawnienie czarnoskórych.
Na tej fali młoda Hardison zaczęła swoją pierwszą pracę – w dużej firmie telekomunikacyjnej AT&T. Ale marzyła o branży odzieżowej, więc przeniosła się do fabryki guzików. Gdy szef zauważył, że ubierała się zbyt dobrze, jak na spędzanie całego dnia w fabryce, kazał jej dostarczać produkty do marek, które szyły głównie płaszcze i garnitury. Gdy nieco później pracowała w jednej z tanich firm odzieżowych, pewnego dnia na ulicy zobaczył ją znany afroamerykański projektant mody Willi Smith i zaproponował, żeby była jego modelką. Przedstawił ją Bruce’owi Weberowi, który stawiał pierwsze kroki jako fotograf. Dzięki tym pierwszym zdjęciom zrobionym w Central Parku podpisała kontrakt z agencją modelek. Był koniec lat 60.
Rzadko ją jednak zatrudniano. – Nie tak wyglądały wtedy ciemne modelki, były bardziej wyrafinowane, bardziej jasne ode mnie. Ja miałam bardzo czarny, androgyniczny wygląd i krótkie afro. Choć nie brakowało mi pewności siebie, jedyne, o czym marzyłam podczas pierwszych pokazów, to pójść do łazienki i się schować – wspomina w „Harper’s Bazaar” swoje początki.
W końcu pojechała do Paryża, aby pracować dla młodych kreatorów, takich jak Claude Montana, Jean-Charles de Castelbajac, Kenzo i stawiający pierwsze kroki w stolicy Francji Japończyk Issey Miyake. Paryż otwarty na etniczną urodę docenił jej oryginalny wygląd i osobowość. Otworzyło to jej drzwi do elitarnego pokazu mody znanego jako „Bitwa o Wersal”. Pomysł polegał na sprowadzeniu pięciu amerykańskich projektantów do Paryża i rywalizacji z pięcioma francuskimi kreatorami. Przy okazji konfrontacja obu krajów rzuciła także światło na czarnoskóre modelki tamtych czasów, w tym Pat Cleveland, Toukie Smith, Billie Blair, Alva Chinn, Norma Jean Darden, Charlene Dash i oczywiście Hardison. – Na wybiegu paradowało tylko 10 kolorowych dziewcząt, ale wtedy to było dużo. Wszyscy myślą, że to, co dzieje się teraz z różnorodnością w modzie, jest czymś zupełnie nowym, ale zaczęło się to dziać po raz pierwszy w listopadzie 1973 roku – mówi.
Wróciła do ojczyzny jako gwiazda. – Wydawało się to niemożliwe w przypadku czarnej kobiety, która nie była podobna do nikogo innego o tym kolorze skóry – ocenia w „Invisible Beauty” Bruce Weber. Według pisarki Fran Lebowitz Hardison wyróżniała się szczególnie na tle całego imprezowego Nowego Jorku lat 70. tym, że „tylko ona wśród modelek miała syna, musiała dorosnąć…”: – Bawiliśmy się w Studio 54, a Bethann mówiła: „Ja już wychodzę, muszę zaopiekować się Kadeemem”.
PANOWANIE SŁOWIANEK
Macierzyństwo skłoniło Hardison do porzucenia kariery podróżującej po świecie supermodelki. Postanowiła zostać agentką i odkrywać nowe talenty i reprezentować inne dziewczyny. Na początku lat 80. zaczęła pracować w agencji Click Models z siedzibą w Nowym Jorku. Miała dobre oko, potrafiła odkryć w nowej twarzy przyszłą gwiazdę, a dzięki kontaktom w branży wiedziała komu ją przedstawić. Fotografowie zaś nie mieli wątpliwości, że jeśli Bethann proponuje im jakąś debiutantkę, to warto zwrócić na nią uwagę.
Zauważono to nawet w Paryżu. Jedna z tamtejszych agencji zaproponowała jej w 1984 roku otworzenie oddziału w Nowym Jorku, ale gdy okazało się, że nie zamierzają zrobić z niej wspólnika, Hardison założyła Bethann Management. – Nigdy nie chciałam mieć agencji, jednak kilka modelek, z którymi pracowałam w Click, stanowczo nalegało, żebym była samodzielna i we mnie wierzyły – opowiada.
Jej agencja od początku wyróżniała się „posiadaniem” modeli różnego pochodzenia, rasy i koloru skóry. Były to m.in. czarnoskóre Veronica Webb, Katoucha Niane, Roshumba Williams i pierwsza arabska supermodelka Farida Khelfa, a także Ariane Koizumi, która była w połowie Azjatką, w połowie Europejką czy Nick Kamen, po części Azjata i Szkot. Wśród nich wyróżniała się blondwłosa Amerykanka Bonnie Berman, Latynoska Tahnee Welch, córka sławnej aktorki Raquel Welch i największa gwiazda agencji: Tyson Beckford, pierwszy czarnoskóry model w historii, który podpisał kontrakt na wyłączność z dużą marką modową, Ralphem Laurenem.
Reprezentując modeli wszystkich środowisk i ras, Hardison na własnej skórze doświadczyła nierówności. – Czarna modelka może żądać 700 dolarów za sesję zdjęciową, podczas gdy biała może otrzymać 3,5 tysiąca dolarów za tę samą pracę – wytykała branży na konferencji prasowej Black Girls Coalition, którą założyła w 1988 roku wraz z Naomi Campbell i Iman. Potępiając działanie rynku, udało jej się zwiększyć obecność w kampaniach i na wybiegach innych piękności niż białe. – Amerykańskie „Elle” zaczęło umieszczać moje modelki na okładkach, a to skłoniło inne agencje do podpisywania kontraktów z czarnymi dziewczynami i zachęciło konkurencyjne magazyny do obsadzania ich w swoich sesjach – wspomina.
I nagle krach. Po upadku muru berlińskiego w 1989 roku branża modowa uległa olbrzymiej zmianie. Dyrektorzy castingów i styliści freelancerzy stali się ważną częścią branży, a skauci modelek jeździli do Europy Wschodniej i odkrywali piękne dziewczyny, do których wcześniej nie mieli dostępu. – Te z Rosji, Polski, Ukrainy i dawnej Czechosłowacji miały wąskie biodra, mały biust i długie nogi. To marzenie każdego projektanta mody. Na początku nie widziałam w tym żadnego problemu. Po prostu w branży karmiącej się nowościami musiało to być trendem przez chwilę, potem godzinę, dzień, tydzień, rok, ale nie przypuszczałam, że przez lata. Wkrótce typ bardzo młodych, ultraszczupłych i białych dziewczyn zawładnął światem mody, a kolorowe modelki zniknęły. Jedyna nowa czarnoskóra, którą chciał każdy, to była Alek Wek z Sudanu. Nikt inny. Różnorodność zamieniono na jednolitość – Hardison nie kryje złości.
POWRÓT Z HUKIEM
Doszła do ściany. Okazało się, że lata walki z rasizmem w modzie nic nie dały. Zmęczona branżą, rozczarowana i przekonana, że jej misja jest skończona, w 1996 roku przeszła na emeryturę, zamknęła agencję po 13 latach działalności i wyjechała do Meksyku.
We wrześniu 2007 roku wróciła z hukiem. Nie mogła zaakceptować, że w ostatnich latach biznes aż tak bardzo się cofnął: na wybiegach pojawiał się zaledwie jeden kolorowy model lub w ogóle. Była zszokowana. By wznowić dyskusję na temat różnorodności w modzie zwołała konferencję prasową, a następnie co miesiąc organizowała spotkania w nowojorskim ratuszu. Zaprosiła dyrektorów castingów, agentów modelek, fryzjerów, makijażystów, innych specjalistów z branży i dziennikarzy, aby wysłuchali, co się dzieje i zobaczyli, jak mogą pomóc.
Liya Kebede, Campbell, Iman, Veronica Webb, Tyra Banks, André Leon Talley… Wszyscy dołączyli do Hardison. Podobnie jak wielu innych. W odpowiedzi Franca Sozzani, ówczesna naczelna włoskiej edycji „Vogue’a”, wydała numer poświęcony w całości czarnoskórym talentom, zatytułowany „All Black Issue”. – Powiedziała: „Muszę o Tobie napisać, ale chcę też, żebyś wyświadczyła mi przysługę i znalazła nowe dziewczyny”. Wsparłam tę wizję – Bethann nie ukrywa, że cieszy się, iż nieżyjąca już dziś Włoszka pierwsza wyciągnęła do niej rękę.
„All Black Issue” wywołał ogólnoświatową dyskusję, reportaż o nim zrobiła nawet telewizja CNN. Numer został wyprzedany i musiał zostać dodrukowany we Włoszech, Niemczech, USA i Wielkiej Brytanii. To był niezrównany sukces. – Mimo to przypominał samotny statek, który znajdował się tak daleko na środku oceanu, że nie można było go nawet zawrócić. Dlatego w 2012 roku założyłam Diversity Coalition. Zaczęliśmy od zebrania danych na temat kolorowych modeli u projektantów na pokazach z wielu sezonów – opowiada. Liczby były niepokojące: w sezonie jesień/zima 2012-13 tylko 6 procent modelek pojawiających się na wybiegach było czarnoskórych; dla porównania, białe modelki to 82,7 proc.
Napisała list otwarty do organizacji modowych w Nowym Jorku, Londynie, Mediolanie i Paryżu, podając we wstępie nazwiska znanych projektantów, których uważała za „winnych tego rasistowskiego czynu”. I wezwała kreatorów oraz marki do zmiany, ostro krytykując ich za brak różnorodności na wybiegach i w artykułach redakcyjnych w pierwszej dekadzie XXI wieku. Media okrzyknęły pismo „listem wstydu”. Jego autorka odniosła zwycięstwo, którego efekty widzimy także dzisiaj: choć problem rasizmu nie zniknął, opresyjna branża stała się dużo bardziej inkluzywna. Nie tylko pod względem rasy i koloru skóry. Po raz pierwszy w historii modelki to nie tylko białe, chude i młode dziewczyny, ale także dojrzałe kobiety z siwymi włosami i zmarszczkami, które mają różne rozmiary i egzotyczne pochodzenie. Po raz pierwszy na wybiegach chodzą transseksualiści i niepełnosprawni, a klasyczne piękno przestało być jedyną przepustką. Rewolucja trwa…
– Kiedy patrzę wstecz na swoje życie, jestem szczęśliwa, że odważyłam się działać. Nie miałam zamiaru robić tego, co zrobiłam; to było tylko powołanie. Film „Invisible Beauty” pomógł mi zobaczyć, jakie korzyści moje działania przyniosły innym. Dzięki temu nauczyłam się mieć do siebie większy szacunek i przypisywać sobie większe zasługi – wyznaje.
PRZESTAĆ BYĆ NIEWIDZIALNYMI
Dokument „Invisible Beauty” też powstał z jej inicjatywy. Jest po prostu kolejnym etapem jej działań na nowym polu, by mogła mieć większy zasięg. Skontaktowała się z Frédériciem Tchengiem, reżyserem głośnych dokumentów „Dior i ja”, „Halston” i „Diana Vreeland: The Eye Has to Travel”, oznajmiając mu, że chce, by nakręcił film o jej walce z rasizmem w świecie mody. Zgodził się, ale tylko pod warunkiem, że będzie współreżyserem.
To było ich drugie spotkanie. Kiedy w 2014 roku poproszono go o nakręcenie filmu krótkometrażowego z okazji nagrody Council of Fashion Designers of America dla Hardison, nie wiedział o niej nic. – Wziąłem udział w przyspieszonym kursie na temat tego, kim jest, i byłem oszołomiony. Powodem, dla którego poprosiłem ją o współreżyserowanie „Invisible Beauty”, było wejście w temat trochę głębiej. Wiedziałem, że razem z kimś, kogo podziwiam i kto zrobił tak wiele dla społeczności, zintensyfikujemy wysiłki i przeżyjemy przygodę – opowiada agencji AP francuski reżyser. – Jej wpływ na modę jest porównywalny z wielkim wkładem Diany Vreeland, o której nakręciłem film dokumentalny, z tą różnicą, że Bethann żyła, co było jeszcze lepsze.
Efekt? Hardison przy pomocy Tchenga opowiada własną historię za pomocą materiałów archiwalnych i wywiadów przed kamerą z sobą samą oraz swoimi przyjaciółmi z branży modowej i rozrywkowej, wśród których są m.in. Will Smith, Naomi Campbell, Iman, Zendaya, Bruce Weber, Annie Leibovitz, Whoopi Goldberg i Pat Cleveland. To wszystko sprawia, że film staje się nie tylko opowieścią o prywatnej drodze charyzmatycznej kobiety, lecz także zapisem epokowych zmian w całej branży. Nie trudno zrozumieć, dlaczego dla kilku pokoleń Bethann Hardison stała się symbolem siły, mentorką i matką. – Bez niej nie miałabym takich możliwości, jakie mam w pracy, którą kocham – przyznaje w filmie Zendaya, jedna z największych gwiazd filmu młodego pokolenia.
Campbell i Iman nazywają ją „Ma”, ponieważ jest dla nich jak druga matka. Bethann nie tylko odkrywała modelki czy je reprezentowała za pośrednictwem swojej agencji, po prostu je chroniła, opiekowała się nimi i pomagała im, gdy stawiały czoła nienawiści, odrzuceniu i rasizmowi w świecie mody. – Poznałam ją, gdy miałam 15 lat. Przyjechałam do Nowego Jorku i pamiętam, jak jej powiedziałam: „Nie wiem, czy chcę cię jako agenta, czy jako przyjaciela na całe życie”. Wybrałam to drugie – Naomi wspomina w dokumencie o swojej przyjaciółce.
W świecie przerośniętych ego jej bezpośredniość, bezpretensjonalność i skromność są naprawdę zaskakujące. Choć Tcheng próbował zasugerować tytuł wspólnego filmu „Bethann”, nie zgodziła się. – Bethann nigdy nie skupiała się na sobie. Tytuł filmu to odzwierciedla. Chodzi o pracę, o innych ludzi i o to, jak to na nich wpływa. Nie chodzi o branie, raczej o dawanie – Francuz tłumaczy magazynowi „New York”. Czemu zdecydowali się na „Niewidzialne piękno”? Ona odpowiada: – To było coś, na co wpadłam dawno temu, myśląc o branży mody. Pomyślałam: my czarnoskórzy ludzie mody musimy przestać być niewidzialni, bo inaczej nie będziemy wiedzieć, jak to jest być widzialnymi.
Produkcja, która weszła właśnie do kin (nie wiadomo, czy będzie pokazywana w Polsce), zbiera świetne recenzje. „Oparty na wnikliwym podejściu, które łączy w sobie talent dyrektora artystycznego reklamy z dociekliwym intelektem wyrafinowanego dokumentalisty, film z wdziękiem przechodzi od spraw osobistych do zawodowych i z powrotem. Cały czas podkreślając, że zmiana systemowa wymaga nieustającego aktywizmu, czujności i dużego serca. To szyty na miarę dokument godny potęgi branży mody” – zawyrokował w recenzji magazyn „Variety”.
Hardison docenia, że w wieku 80 lat przeżywa swój nowy złoty wiek, ciesząc się uznaniem zarówno swojego pokolenia, jak i młodszych. Ale nie zamierza przestać działać na rzecz równouprawnienia: – Nie widzę końca. Zawsze powtarzam, że nie pomagam tym o ciemnej skórze. Próbuję edukować i pomagać białym. Bo jako ludzie musimy spojrzeć wstecz, aby móc pójść naprzód. ﹡