Posłuchaj
Historia powstania jednego z najbardziej czarujących hoteli we Włoszech jest równie intrygująca, co sama nieruchomość. Cofnijmy się do 1984 roku. Hrabia Antonio Bolza, ze szlacheckim rodowodem austro-węgierskim, który wówczas mieszkał z rodziną w Monachium, po raz pierwszy przyjechał do Umbrii. Towarzyszyła mu żona, hrabina Angelika. I od razu się zakochali. Oczarowani pagórkowatym krajobrazem, kupili małą zrujnowaną posiadłość na umbryjskiej wsi otoczoną przez zarośniętą roślinność. Było to ich wymarzone miejsce na wakacje.
Jednak dopiero dziesięć lat później hrabia sprzedał swoją odnoszącą sukcesy firmę wydawniczą, by zainwestować cały dochód w zakup 1500-hektarowej posiadłości Reschio we włoskiej wsi, na granicy Umbrii i Toskanii. Obejmowała pięćdziesiąt opuszczonych gospodarstw wiejskich, różnych ruin i zamek na wzgórzu.
– Mój ojciec chciał w końcu się ustatkować i odbudować to, co zostało utracone. To był jego plan, jego napęd. Ponieważ kupił posiadłość za wszystko, co miał, nie starczyło pieniędzy na remont. To oznaczało, że musieliśmy pomyśleć o sposobie na jej odbudowę i utrzymanie – hrabia Benedikt Bolza, syn Antonio, opowiada w rozmowie z „Introspective”.
Ale najpierw Antonio wraz z rodziną zamieszkał tam na stałe. Miał wizję przekształcenia wiejskich domów – wszystkie wiekowe i zrujnowane – w luksusowe wille dla poszukujących spokoju i odosobnienia na dziewiczym terenie doliny Niccone. Na szczęście jego arystokratyczna rodzina miała odpowiednie możliwości w swoich szeregach, by przywrócić do życia to, co zmienił czas. W tym Benedikta, który wówczas studiował architekturę na Uniwersytecie Westminster w Londynie. Ale przede wszystkim 22-latek wpadł na niezły pomysł. Nie chcieli inwestorów, więc zasugerował ojcu, by sprzedać domy jeden po drugim, a następnie ściśle współpracować z nowymi właścicielami i przywrócić je do najwyższego możliwego standardu.
Od czasu, gdy kupił teren, na całym obszarze w odrestaurowanych domach wiejskich zamieszkali przyjezdni z całej Europy i Stanów Zjednoczonych, zwabieni przez spokojne otoczenie i bliskość Florencji (mniej niż dwie godziny) i Rzymu (mniej niż trzy godziny). Każdy ich budynek powstał z różnych stert gruzu. Dla niektórych jedyną pozostałością, od której można było zacząć, było kilka zrujnowanych kolumn, podczas gdy inni mogli zacząć od czterech ścian i fragmentu dachu. Ale wszystkie nieruchomości miały jedną wspólną cechę: kiedy kupujący je nabywali, zgadzali się, że Antonio Bolza jest jedyną osobą, która samodzielnie odrestauruje, zbuduje, zaprojektuje i wyposaży każdą rezydencję.
Gdy w 1999 roku po skończeniu studiów Benedikt wrócił do domu, dołączył do rodzinnej firmy. – Kiedy przyjechałem, nie było tu nikogo oprócz moich rodziców, a od tego czasu rozwój posiadłości to powolny, organiczny projekt – mówi.
Objął rządy, projektując i budując dzieła z oryginalnych domów wiejskich, po drodze zdobywając za to nagrody. W ciągu mniej niż 20 lat powoli i skrupulatnie przebudował połowę ze wszystkich budynków w posiadłości Reschio, ratując je przed upadkiem. Każdy ma indywidualny styl i w każdym zachował to, co w nim jest oryginalnego. Przeniesione łagodnie do XXI wieku służą dziś wymagającym, bogatym nabywcom jako luksusowe domy wakacyjne, wypełnione sztuką, antykami i meblami na zamówienie. Zadbał nie tylko o budynki i ich wnętrza, ale także o ogrody i baseny. Zaś stare lasy i łąki zostały przywrócone do stanu dzikiego, chroniąc zwierzęta żyjące w ich naturalnym środowisku.
Dziś kompleks oferuje również usługi podobne do kurortu, catering dla elitarnej międzynarodowej klienteli kupujących i najemców. Bolza zajmuje się projektowaniem krajobrazu; nadzoruje ogrody z uprawą ekologiczną i samonawadniającym się zestawem tarasów, a leśniczy Reschio zarządza populacjami dzików i jeleni, które, w sposób zrównoważony, zaopatrują spiżarnie posiadłości. Są też stajnie z torami treningowymi, gdzie rodzina Bolza szkoli 40 swoich andaluzyjskich koni ujeżdżeniowych (i gdzie właściciele domów kompleksu mogą brać lekcje jeździectwa). – Nie tylko projektujemy domy i ogrody dla naszych klientów, ale także zarządzamy ich nieruchomościami – wyjaśnia Benedikt.
Wszystko ewoluowało z roku na rok i od klienta do klienta, zarówno z konieczności, jak i z pragnienia: – Piękno tego, co tutaj robimy, jest jak powolne gotowanie, powolne jedzenie. Gdyby większość architektów miała szansę mieszkać i pracować w miejscu przez 25 lat, również zauważyliby naturalną ewolucję, zwłaszcza w sposobie, w jaki zmieniają się materiały – nawet coś tak prostego jak mosiądz, którego teraz używam, ale nienawidziłem przed laty. Styl rodzi się z upływającego czasu.
Mówiąc o swojej estetyce dla Reschio, podkreśla bardziej to, czego by nie zrobił, zamiast wskazywać konkretne materiały i style, które go pociągają. – Większość architektów mieszka w miastach, a następnie szuka pomysłu i znajduje ludzi, którzy go zrealizują, ale tutaj mamy bardzo dobrych budowniczych i rzemieślników na miejscu. Współpracuję z nimi, aby pozyskać budulec, który tutaj jest od wieków, i który pomaga opowiedzieć historię tego miejsca – opowiada. A może on pochodzić naprawdę z dowolnego miejsca. Na przykład w dawnej fabryce tytoniu należącej do posiadłości (obecnie jest tam biuro projektowe Benedikta) Bolza przerobił stare cewki grzejnika na podstawy lamp podłogowych, jeden z 50 projektów w autorskiej kolekcji mebli B.B. for Reschio, które można kupować na miejscu, a także w sklepach na całym świecie. We wciąż rozwijającej się kolekcji są krzesła, fotele, stoły, biurka, łóżka, meble ogrodowe i wiele więcej, wykonywane przez stolarzy, kowali i tapicerów w warsztacie Reschio Estate.
– To był interesujący proces, bo choć jestem architektem, nie zostałem przeszkolony na projektanta wnętrz, projektanta ogrodów ani projektanta mebli – mówi młody hrabia, który przyznaje, że „podchwycił pewne rozwiązania od ludzi, z którymi pracował”. – Ogromną zaletą mieszkania we Włoszech jest to, że rzemieślnicy są genialni i doskonalą swoje umiejętności od pokoleń. Tego typu rzeczy nie da się opanować na uniwersytecie, więc praca z rzemieślnikami i uczenie się od najlepszych było niesamowite.
W trakcie pierwszych prac budowlanych w Reschio Benedikt mieszkał w jednym z domów wiejskich, gdzie wkrótce dołączyła jego nowa żona, malarka Donna Nencia Corsini (z książęcej rodziny Corsini z Florencji). Do Reschio przyjechała pierwszy raz w 1998 roku, gdy rodzice Benedikta zlecili jej udekorowanie jednego z domów na osiedlu. I tak poznała swojego męża.
Gdy rodzina się powiększyła razem zamieszkali w X-wiecznym zamku położonym na szczycie wzgórza, który był rozpadającą się ruiną często spowitą eteryczną mgłą. Rodzina Bolza kupiła go w 1994 roku, był typową średniowieczną budowlą obronną. Choć jego stara kamienna elewacja była w przyzwoitym stanie, wnętrza wyglądały inaczej. To był labirynt klatek schodowych i ciasnych pokoi w opłakanym stanie. Jedyne rozwiązanie musiało być więc radykalne – wyburzyć wnętrza i odbudować je od podstaw, dodając poziom dodatkowej przestrzeni. – W tym czasie zamek dosłownie rozpadał się nad naszymi głowami. Po dekadzie doświadczenia w Reschio zrozumiałem, że może on działać jako hotel i że aby miał realną przyszłość, właśnie tego potrzebował – wyjaśniał hrabia Benedikt włoskiemu dziennikowi „Corriere della Sera”.
Benedikt nie od razu podjął się tego wyzwania. Długo koczował z Nencią i dziećmi w pełnych przeciągów pokojach, ale gdy żona zaszła w ciążę z piątym dzieckiem, postanowił wziąć się za remont zamku. – Moja żona zawsze powtarza, że tak się to wszystko potoczyło, bo po prostu nie mieliśmy tu telewizji – śmieje się Benedikt. Nencia dodaje: – W zamku było zimno, a kiedy padało, musieliśmy wyciągać dziesiątki wiader i kilka parasoli. Potrzebowaliśmy własnego domu i musiał być duży!
W zamku mieszkali przez 11 lat, ale ostatnie siedem było niezwykle intensywnym procesem budowy i pracy nad nim podążając za pragnieniem przekształcenia go w hotel. – Co jakiś czas spadała belka i ryzykowaliśmy, że zostaniemy pogrzebani pod zapadniętym stropem, ale przede wszystkim w naszym domu padał deszcz. Nencia dorastała jednak na wsi, więc sceneria nie była dla niej aż tak egzotyczna. Mieliśmy tylko jedną stałą myśl: zbudować od podstaw coś, co przetrwa pokolenia – deklaruje w rozmowie z włoskim dziennikiem „La Repubblica”.
Zanim Benedikt i jego zespół składający się z ponad stu budowniczych i rzemieślników zajęli się zamkiem, miał dokładny pomysł, jak to wszystko będzie do siebie pasować. Wymarzył sobie 36-pokojowy butikowy hotel Castello di Reschio, w którym żadne pokoje nie są takie same. Każdy odwołuje się do jakiejś historii, został zainspirowany opowieścią albo czyimś życiem – jest np. „pokój lotnika”, udekorowany zdjęciami przedstawiającymi polskiego dziadka Benedikta, pilota w czasie I wojny światowej.
Każdy pokój wydaje się też, jakby był meblowany przez wieki, a nie dzisiaj. Dlatego w Castello di Reschio, który został otwarty wiosną 2021 roku (wtedy o nim pisaliśmy po raz pierwszy), zachowano wszystkie oryginalne elementy, takie jak kamienny kominek odzyskany z dawnego młyna oliwnego. Podłogi są z terakoty lub drewna, na oknach wiszą ręcznie szyte lniane zasłony, tkaniny we wnętrzach są włoskie, a marmurowe czy mosiężne elementy wykonane są przez lokalnych rzemieślników. Np. prawie dwumetrowy stół jadalny w kuchni powstał z odzyskanego dębu i stali z beczek po winie. Wszystko jest przemieszane z portretami, zdjęciami i innymi ciekawostkami pochodzącymi z lokalnych targów staroci.
Jedną z godnych uwagi cech zamku – który ma dwa piętra w niektórych częściach, a trzy w innych – jest płynność jego struktury. Większość wspólnych pomieszczeń jest połączona z dwukondygnacyjną centralną klatką schodową, składającą się w dolnej części z litego piaskowca i otwartego górnego piętra ze stali i drewna. Schody, mieszczące się w oryginalnym kamiennym dziedzińcu, który jest teraz oszklony, są częścią świetlistego wewnętrznego atrium, które nadaje starym budynkom współczesną dynamikę.
Centrum hotelu to rozległa kuchnia, wyróżniająca się sklepieniem z wapienia ze stalowymi belkami, posadzką z polerowanego betonu, szafkami ze stali nierdzewnej i piecem opalanym drewnem zaprojektowanym przez Benedikta. – Uwielbiam przygotowywać tu przepisy z Marco Pellegrinim, naszym szefem kuchni, który prowadzi restaurację Reschio, gdzie każda z potraw robiona jest z produktów uprawianych na terenie posiadłości – mówi Nencia, chwaląc się ekologicznym gospodarstwem rolnym w posiadłości.
Pięciogwiazdkowy Castello di Reschio, który łączy w sobie cichy luksus i klasyczny design z odrobiną teatralnego stylu, ma też bary i dwie restauracje, zaś w dawnej piwnicy na wino znajduje się podziemna łaźnia, sauna i spa z dodatkowym basenem. Są tam również spokojne ogrody, stajnie z końmi andaluzyjskimi, na których można jeździć, eliptyczny basen przypominający lustro, a obok korty tenisowe. Nieopodal stoi odrestaurowana kaplica i wieczorami z oddali słychać dźwięki nabożeństwa.
Zabawna interpretacja klasycznego włoskiego glamour autorstwa Bolzy zaczyna się przy głównym wejściu do zamku przez pomieszczenie na buty, które służy zarówno jako recepcja, jak i miejsce pracy do układania świeżo zerwanych kwiatów, które są obficie używane w całym hotelu. – Chciałem, aby było naprawdę przytulnie i gościnnie. Ściany są wykonane z kolorowego tynku barwionego naturalnym pigmentem. Wszystko to wykonała Nencia, która jest ekspertem w malowaniu fresków, mieszaniu pigmentów i specjalistycznych wykończeniach – chwali żonę.
To sklepione lobby prowadzi do baru Palm Court, salonu oświetlonego kolekcją lamp, które, podobnie jak całe oświetlenie w posiadłości, zostały zaprojektowane przez Benedikta. Na ścianach wiszą zabytkowe obrazy olejne, będące częścią kolekcji w całym zamku, którą Bolza i Corsini od lat powiększają. Stoły albo wykonane zostały z odzyskanych desek dębowych, albo mające blat z mosiądzu i brązu. – Każdy stolik jest ręcznie patynowany przez rzemieślników Reschio. Żadne nie są takie same, ponieważ wykończenie zależy od wielu czynników, w tym od pogody – wyjaśnia ich autor.
Głębiej w zamku znajdują się pokoje gościnne i apartamenty. Dawny dom Benedikta i Nencii jest dziś hotelem, oni wyprowadzili się do pobliskiej willi. Benedikt już wie, że ten długoterminowy projekt jest tym „na zawsze”. – Kiedy moi rodzice kupili tę nieruchomość, byłem tylko studentem. Ale wiedziałem, że moje przeznaczenie jako architekta było nierozerwalnie związane z tym miejscem – mówi z nostalgią o bujnym krajobrazie Umbrii – regionie znanym jako „zielone serce” Włoch z 1000-letnim zamkiem w centrum.
Z okna Castello di Reschio rozciąga się widok m.in. na Casa delle Suore – prywatny dom o powierzchni ok. 750 m², który prawdopodobnie kiedyś był klasztorem żeńskim. Ale oprócz domów już mających właścicieli (ceny około 10 milionów euro), jest też osiem domów do wynajęcia (ceny od 25 tys. euro za tydzień).
Dziennikarz z Glasgow, Steven King, zafascynował się piękną historią tego miejsca, które przeżyło zawirowania historii: od katolickich pielgrzymów i zainteresowania cesarzy i papieży, po światowe wojny i masowe migracje. Dziś, jako butikowy hotel, może pochwalić się pełną gwiazd księgą gości, pełną nazwisk osób szukających ucieczki od Hollywood, jak np. Gwyneth Paltrow czy Antony Hopkins.
A gdy je odwiedził, zakochał się w idei tego miejsca, w którym zatrzymał się czas. Bo to nie jest miejsce ani trochę toksyczne, jak wielki kurort z polem golfowym. Tutaj każdy budynek został poddany renowacji w zgodzie z duchem tutejszej kultury i jako dialog starożytności i nowoczesności: od dachówek po drewno podłóg. „Idę na kompromis tylko wtedy, gdy mieszkańcy proszą mnie o pokój do ich cholernej siłowni…” – dowiedział się od hrabiego Benedikta Bolzy.
Co to znaczy przyjechać i zamieszkać tutaj? – Kupujesz od mojej rodziny, która chce zbudować twój dom, a potem zarządza nim przez całe życie… Co nie każdemu odpowiada, ale to naturalny filtr. To nie klub, ale obowiązują pewne zdroworozsądkowe zasady: w domu nie można robić interesów, w ogrodzie nie można sadzić jodły bawarskiej. Tutaj żywopłot oddzielający dom od sąsiada ma wielkość wzgórza i odległość jednego kilometra – usłyszał.
Do tego pięć tysięcy wiekowych drzew oliwnych, winnic, pól pszenicy, konopi, lnu, słonecznika… Od trzydziestu lat Bolza nie wycinali lasu, czekają bowiem, aż powróci do stanu przodków. To element układanki, który pasuje do siebie.
Gdy King to wszystko usłyszał, przyjął propozycję rodziny Bolza, by napisać książkę. Umbriański hotel-zamek Reschio o 1000-letniej historii – jego śmierć i teraźniejszość – są tematem 240-stronicowego albumu „Reschio: the First Thousand Years” wydanego właśnie przez Rizzoli (zobaczcie wideo, w którym Benedikt i Nencia prezentują jego strony). Oprawiona w płótno publikacja dokumentuje kulisy posiadłości w szczegółach za pomocą słów i ok. 200 zdjęć, w tym z bogatego archiwum. – Nie chciałem po prostu kolejnego albumu wypełnionego pięknymi zdjęciami, tekst był dla mnie równie ważny. Wybraliśmy Steve’a, który naprawdę rozumiał Reschio i to, jak rodzina jest jednością z ziemią – z nim postanowiliśmy ułożyć alfabet od A do Z i wybrać 26 ważnych aspektów tego miejsca – hrabia tłumaczył na niedawnej premierze książki. – Uwielbiamy, jak autor znajduje najlepsze anegdoty z historii. Gdziekolwiek strony się otwierają, jest coś, co zaskakuje i bawi.
Bolza snuje wspomnienia w „Reschio: the First Thousand Years”: „Właściwie moja rodzina pochodzi z Como. Zarabialiśmy na wełnie. Gdy pożyczyliśmy ją Cesarstwu Austro-Węgierskiemu do prowadzenia wojny z Turkami, w zamian otrzymaliśmy ziemie w południowych Węgrzech i arystokratyczny tytuł. Mój ojciec Antonio przez całe życie był imigrantem, uciekając przed rosyjską inwazją w 1949 roku. Był wydawcą książek o sztuce w Monachium. W 1984 roku, zmęczony wynajmowaniem domów na wakacje we Włoszech, kupił gospodarstwo księdza z małym kościołem i stajniami na wzgórzu San Martino o powierzchni niespełna jednego hektara. Doskonale pamiętam zapach tymianku i dzikiej mięty, gdy tylko otworzyłem drzwi samochodu. Byliśmy enklawą w bezmiarze Reschio…﹡