Posłuchaj
Wdowa po Giacomettim, Annette, zatrzymała wszystko, co odziedziczyła po mężu, ale nie miała pieniędzy na wykupienie odpowiedniego miejsca, w którym mogłaby je zgromadzić i pokazać publice. Ta ogromna kolekcja liczyła dzieła Alberto ze wszystkich okresów twórczości, bo artysta zawsze zatrzymywał po jednym egzemplarzu dla siebie. To ponad 10 tys. obiektów – nie tylko rzeźby, ale i obrazy, ryciny, rysunki, a nawet elementy zdobnicze, a także fotografie. Są tam przykłady z okresu surrealizmu, takie jak „Suspended Ball” i „The Invisible Object”, a także najpopularniejsze dzieła Giacomettiego z okresu powojennego, w tym „The Walking Man and The Nose”. Wśród tych skarbów znajduje się też 550 rzadkich gipsowych rzeźb artysty, delikatnych dzieł, które nie były cenione przez kolekcjonerów za jego życia w porównaniu z tymi zrobionymi z bardziej wytrzymałego brązu. Obecnie są one uważane za najpiękniejsze i najdroższe.
Wszystko przez lata leżało w magazynie. Kiedy w 2014 roku stery Fondation Giacometti w Paryżu przejęła Catherine Grenier, jej priorytetem stało się znalezienie domu dla tego największego na świecie zbioru twórczości giganta sztuki współczesnej. I dopięła swego: cztery lata później otwarto Giacometti Institute na 5 Rue Victor Schoelcher w paryskiej dzielnicy Montparnasse, w kamienicy art déco, zaledwie 1 km od oryginalnej pracowni artysty.
Urodzony w zamożnej rodzinie w Szwajcarii (jego ojciec Giovanni był cenionym malarzem) przybył do Paryża w 1922 roku. Po 5 latach wprowadził się do małej, zaniedbanej pracowni przy 46 rue Hippolyte-Maindron na Montparnasse, przy zapyziałej uliczce, której patronem też był rzeźbiarz. Nora zarośnięta wilgocią była jego paryskim domem przez blisko 40 lat. To jedno pomieszczenie z kącikiem do spania na półpiętrze, bez bieżącej wody, z gołymi ścianami pokrytymi odręcznymi szkicami. 23 m² powierzchni, na które naga żarówka rzuca surowe światło. Widać było jedynie, jak woda ciekła z dziurawego dachu na cementową podłogę. Giacometti nawet wtedy, gdy odniósł sukces, nadal nie chciał opuścić studia, a nawet go wyremontować. – To atelier jest jak wnętrze mojej czaszki – mawiał.
Tam stworzył słynną rzeźbę „Kobieta z poderżniętym gardłem”, która była jego szczytowym osiągnięciem w latach 30. Podczas II wojny światowej wyjechał z okupowanego Paryża i przebywał w Szwajcarii, a jego rzeźby stawały się coraz mniejsze – do tego stopnia, że kiedy wracał do Francji w 1945 roku, zmieścił wszystkie dzieła z czterech lat w sześciu pudełkach od zapałek. Ale te maleńkie rzeźby – jak pisze „Daily Telegraph” – zapoczątkowały nowy, kluczowy etap w jego twórczości: serię patykowatych figur, z „Idącym człowiekiem I” na czele. Te sylwetki anorektycznych mężczyzn i kobiet, odlane w brązie, mają nierówną, niedokładnie uformowaną fakturę, która nosi ślady każdego odcisku palca Giacomettiego w pierwotnym modelu z gipsu lub gliny. Ich wygląd stał się znakiem charakterystycznym stylu artysty, który słynął z chimeryczności: kiedy tworzył rzeźbę, często niezadowolony zrzucał glinę ze szkieletu i zaczynał pracę od nowa. Brak wykończenia sprawia, że rzeźby mają w sobie nerwową, niespokojną energię. To one są największą atrakcją na Rue Victor Schoelcher.
W Giacometti Institute po raz pierwszy w jednym miejscu zgromadzono 350 rzeźb, 90 obrazów, ponad 2 tys. rysunków, mebli, fresków namalowanych przez artystę i obiektów dekoracyjnych (niektóre z nich nigdy nie były pokazywane publicznie). – Nie chcieliśmy zwykłego muzeum – mówi dyrektorka fundacji legendarnego rzeźbiarza. – Chcieliśmy innego rodzaju przestrzeni, która również skupiłaby się na badaniach i edukacji, gdzie moglibyśmy organizować także zajęcia plastyczne w School of Creation for All, która, zainspirowana polityką otwartego studia Giacomettiego, przyjmuje uczniów na każdym poziomie umiejętności i wiedzy, niezależnie od tego, czy chcą zapisać się na roczny kurs, czy tylko na kilka lekcji. A przede wszystkim chcieliśmy zachować ducha jego atelier – dodaje.
Znakomicie się to udało. Centralnym punktem tego miejsca jest bowiem rekonstrukcja pracowni. Odtworzono ją dzięki setkom archiwalnych fotografii m.in. Roberta Doisneau, Gordona Parksa, Inge Morath i Sabine Weiss. Ściany pokryte są warstwami farby, a na podłodze pędzle, strzępy juty i tubki farb. Rzeźby z gliny opierają się o ściany i są porozrzucane na ziemi. Na stole narzędzia malarza, resztki gliny, nieskończone prace, słoiczek z atramentem, ołówki, gazeta, popielniczka, a nawet jego okulary. To niezwykłe sanktuarium publiczność może oglądać przez dwie szklane ściany. – Jeśli spojrzysz na archiwalne zdjęcia jego studia, zobaczysz, jak wszystko było ułożone z wieloma pracami i narzędziami. Giacometti nic nie wyrzucał. Lubił pracować w środowisku, w którym znajdowały się dzieła ze wszystkich okresów jego kariery. Trzymał nawet prace z samych początków artystycznych działań, kiedy miał zaledwie 16 lub 17 lat – Grenier opowiada portalowi ArtNews.
W obecnej lokalizacji fundacji odtworzona pracownia zajmowała znaczną część powierzchni, a potrzeba rozbudowy stała się oczywista niemal od razu. Jednak brak funduszy niweczył ambitne plany. Dopiero, gdy do akcji wkroczył francuski miliarder i kolekcjoner dzieł sztuki Xavier Niel, narodził się pomysł, by przenieść kolekcję Giacomettiego do budynku dawnego dworca kolejowego Gare des Invalides w Paryżu – zbudowanego na Wystawę Światową w 1900 roku i zaprojektowanego przez architekta Juste Lischa. Budynek przestał funkcjonować jako stacja kolejowa po II wojnie światowej i stał się siedzibą linii lotniczych Air France, które na początku lipca ub.r. wyprowadziły się stamtąd. Miasto rozpisało konkurs na przebudowę i remont obiektu o powierzchni 2 tys. m² w zamian ofiarowując 50-letnią dzierżawę. Wygrały dwie firmy deweloperskie z zastrzeżeniem, że całość nie może być jedynie komercyjnym miejscem.
Dawny dworzec stoi w 7. dzielnicy Paryża, w samym centrum miasta. – To fantastyczna lokalizacja – cieszy się Grenier, powołując się na bliskość innych ważnych kulturalnych placówek, takich jak Grand Palais, Petit Palais, Hôtel des Invalides i Musée Rodin. W zabytkowym budynku z wielkimi oknami, zapewniającymi dużo naturalnego światła, powstaną galerie wystawowe Muzeum Giacomettiego, gdzie znajdzie się stała ekspozycja prac artysty. Będzie też miejsce na wystawy czasowe, w ramach których zaplanowano program prezentujący prace współczesnych Giacomettiemu – w tym pisarzy, fotografów i filozofów – a także artystów, którzy dziś idą jego śladami. Ponadto publiczność będzie mogła odwiedzić archiwum fundacji i bibliotekę, zrelaksować się na zielonym dziedzińcu, a także odwiedzić nowe restauracje i księgarnię. Ale przede do nowego muzeum zostanie przeniesiona pracownia, która obecnie znajduje się na Rue Victor Schoelcher.
Nowa rekonstrukcja będzie wiernie oddawać ducha legendarnego miejsca artysty autsajdera z Montparnasse, dzielnicy, o której Jean Cocteau powiedział kiedyś, że „tu bieda jest luksusem”, a artyści często mogli godzinami siedzieć w kawiarni za kilka centymów. Kiedy byli na to zbyt spłukani, właściciele zabierali dzieła sztuki i przetrzymywali je, dopóki artysta nie był w stanie zapłacić. Hippolyte-Maindron od początku była mitycznym adresem. Oprócz pracowni, w sąsiednim pokoju Giacometti mieszkał z żoną Annette, a goście (przyjaciele i nieznajomi) byli zawsze mile widziani – artysta był towarzyski, cenił dobrą rozmowę i dobre towarzystwo. Nic dziwnego, że przychodziła do niego prawdziwa śmietanka towarzyska, m.in. artyści Balthus, Marcel Duchamp, Pablo Picasso i Henri Matisse, poeta Samuel Beckett, kompozytor Igor Strawiński i filozofowie Jean-Paul Sartre i Simone de Beauvoir, nawet Marlena Dietrich, z którą Giacometti flirtował. To tam mistrz zapraszał swoich modeli, by siedzieli godzinami, czasem przez kilka dni lub tygodni, aby pozować do obrazów lub rzeźb, które często malował i niezadowolony przerabiał.
Pracował w tym miejscu aż do swojej śmierci w 1966 roku, pieszczotliwie nazywając je „jaskinią”. Simone de Beauvoir tak je opisała: „W uroczym, zapomnianym ogródku ma zatopioną w tynku pracownię, a obok niej mieszka w czymś w rodzaju hangaru, rozległego i zimnego, bez mebli i jedzenia. Pracuje bardzo ciężko przez piętnaście godzin bez przerwy, ponad wszystko w nocy: zimno, zmarznięte ręce – on nie zwraca na to uwagi, pracuje”.
Z czasem atelier stało się częścią artysty i jego twórczości w takim samym stopniu, jak każdy z jego obrazów czy rzeźb. Zostało uwiecznione w książce Michaela Peppiatta z 2010 roku zatytułowanej „In Giacometti’s Studio” oraz w filmie Stanleya Tucciego „Final Portrait” z 2017 roku. Wcześniej pisali o nim Genet („Atelier Alberta Giacomettiego”) i Sartre („W poszukiwaniu absolutu”), fotografowali Man Ray, Brassaï, René Burri i Henri Cartier-Bresson, udowadniając jak bardzo przestrzeń może kształtować twórczość artysty. Giacometti napisał kiedyś: „To zabawne, kiedy przejąłem to studio… Myślałem, że jest małe… Ale im dłużej zostawałem, tym stawało się większe. Mogłem zmieścić w nim wszystko, co chciałem”. A na pytanie pisarza André Bretona: „Czym jest to twoje atelier, że tak uparcie się go trzymasz?”, Szwajcar odpowiedział enigmatycznie: „To dwie zakorzenione stopy – ale idą”.
– Jego atelier na rue Hippolyte-Maindron było zawsze otwarte, nie miało nawet zamka. Ludzie tam przychodzili, ponieważ byli zafascynowani. Giacometti stworzył niesamowite rzeczy w tym bardzo skromnym miejscu i to jest coś, co chcemy odtworzyć w muzeum. Chcemy, aby duch pracowni był w DNA naszego projektu – zapowiada Grenier. Muzeum zostanie otwarte w 2026 roku. Wcześniej, podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich 2024 w Paryżu, w tamtejszych ogrodach przy promenadzie odbędą się zawody łucznicze. ﹡
_____
Pięć najdroższych rzeźb, jakie kiedykolwiek zostały sprzedane na aukcji:
1. Alberto Giacometti, „L’Homme au doigt” (1947) – 141,3 mln dolarów
2. Alberto Giacometti, „L’Homme qui marche I” (1960) – 104,3 mln dolarów
3. Alberto Giacometti, „Chariot” (1950) – 101 mln dolarów
4. Jeff Koons, „Rabbit” (1986) – 91 mln dolarów
5. Constantin Brancusi, „La jeune fille sophistiquée (Portrait de Nancy Cunard)” (1928-32) – 71,2 mln dolarów