

Juan Hamilton był spłukanym 27-latkiem, kiedy po raz pierwszy zapukał do tylnych drzwi domu Georgii O’Keeffe w Ghost Ranch w Nowym Meksyku. Był rok 1973. On, jako początkujący artysta wędrujący po kraju, poszukujący sensu życia po bolesnym rozwodzie, zaledwie osiem miesięcy wcześniej przeprowadził się do Nowego Meksyku z Vermont. Miał nadzieję, że dostanie u niej jakąś dorywczą pracę.
– To było potężne przeżycie, zobaczyć ją po raz pierwszy – Hamilton wspominał w rozmowie z magazynem „Harper’s Bazaar” dziewięć lat temu. – Tuż za nią był duży, rozbity indyjski garnek z czaszką w środku, ludzką czaszką. Pamiętam, że pomyślałem: „Boże, tak właśnie się czuję: jak goła czaszka i rozbity garnek”.
O’Keeffe, jedna z najbardziej szanowanych malarek w historii, była jego idolką. Już kilka razy wcześniej, gdy zamieszkał w okolicy, próbował ją poznać. Tego dnia odważył się w końcu zapukać do drzwi jej domu. Nie miała nastroju na niezapowiedziane wizyty. Hamilton towarzyszył swojemu kumplowi Rayowi McCallowi, by naprawić instalację wodno-kanalizacyjną w drugim, mniejszym domu O’Keeffe, ale żyjąca samotnie artystka była zirytowana, gdy przyszło dwóch mężczyzn zamiast jednego. Odprawiła ich obu. – Po naszym wyjściu zadzwoniła do Raya i wypaliła: „Nigdy więcej nie przyprowadzaj tu nikogo bez pytania” – Hamilton relacjonował, gdy miał już na karku 70-tkę. – Więc pomyślałem: „No cóż, tyle z poznania jej”.
Ostatecznie dała mu pracę, a nawet więcej…


„Całuję cię i zostaję tu z moim paleniskiem i moją górą”
„Nigdy nie będę feministką, bo kobiety nigdy nie zrobiły dla mnie nic dobrego. To mężczyźni zawsze mi pomagali” – deklarowała Georgia O’Keeffe, jedna z najbardziej znanych i cenionych artystek w historii, z której sławą w Ameryce może chyba tylko konkurować Marilyn Monroe.
Twierdziła, że jeśli komuś coś zawdzięcza, to jedynie starszemu o 23 lata fotografowi i właścicielowi galerii sztuki, Alfredowi Stieglitzowi. W latach 20. i 30. XX wieku w Nowym Jorku tworzyła z nim słynną artystyczną parę, jak Frida Kahlo z Diego Riverą czy Salvador Dali z Galą. Dla niej rozwiódł się z pierwszą żoną, wszędzie promował, zajmował się także sprzedażą jej prac. Cały czas robił Georgii zdjęcia, też erotyczne (ponad 300), na widok których mówiono o niej, że ma „diabelski urok” i „powalający seksapil”. Wywołał furorę, pierwszy raz wystawiając dziesiątki jej nagich portretów w 1921 roku – gdy był jeszcze żonaty z inną kobietą. Byli partnerami w życiu i w pracy. Stieglitz był jednak apodyktyczny i mimo podziwu dla O’Keeffe, zazdrościł jej sukcesu. Małżeństwo było trudne. Stieglitz nalegał, żeby się pobrali, a ona się na to zgodziła. Ale płakała całą noc przed ślubem, po prostu nie czuła, że to jest dla niej dobre.
Gdy Stieglitz znalazł sobie kochankę i nową muzę, bardziej uległą, uciekła do Nowego Meksyku i kupiła hacjendę. Gdy mąż zasypywał ją listami, błagał, żeby wróciła, odpisała mu: „Całuję cię i zostaję tu z moim paleniskiem i moją górą”.
Stieglitz w nowym domu ani razu jej nie odwiedził. Gdy zmarł w 1946 roku, Georgia skupiła się na katalogowaniu jego prac oraz polecaniu ich muzeom i galeriom w całym kraju. Mówiła o mężu: „Dla mnie był wspanialszy jako artysta niż jako istota ludzka. To właśnie jego sztuka trzymała mnie przy nim i sprawiała, że kochałam go jako człowieka”.
Przez następne 37 lat życia prowadziła w swoim Ghost Ranch w Nowym Meksyku proste, surowe życie. Brakowało jej kwiatów, więc zbierała kości i szkielety, zanosiła je do domu. Ozdabiała nimi ściany i wzorowała się na nich jako malarka. Nie szukała nowej miłości, żyła samotnie. „Nie chcę próbować mieszkać wśród ludzi – męczą mnie bardziej niż cokolwiek innego” – mawiała. Gdy pewnego dnia do jej drzwi zapukał 27-letni Juan Hamilton, wyrzuciła go.
„Była jedną z najciekawszych kobiet, jakie kiedykolwiek spotkałem”
Od dawna słynęła z wielkoformatowych obrazów przedstawiających jaskrawo kolorowe kwiaty i krajobrazy pustyni z błękitnym niebem. W wieku 85 lat wciąż miała kocie piękno, tak znane z portretów, które robił jej Stieglitz. Hamilton marzył, by poznać artystkę-legendę. Nie miał jednak złudzeń, że zostaną najlepszymi przyjaciółmi. – W 1968 roku moja matka wysłała mi egzemplarz magazynu „Life” z Georgią na okładce. Były na nim jej zdjęcia na pustyni z psem; sprawiała wrażenie osoby, która uwielbiała być sama i pracować sama – opowiadał „Harper’s Bazaar”.
Wtedy pracował głównie jako cieśla i majsterkowicz w rozległej posiadłości nieopodal malarki, gdzie znajdował się ośrodek wypoczynkowy należący do Kościoła Prezbiteriańskiego. Dostał tę pracę dzięki ojcu, byłemu misjonarzowi prezbiteriańskiemu. Ale był również artystą. Urodził się jako John Bruce Hamilton w Dallas w Teksasie, dorastał w Ekwadorze, Kolumbii i Wenezueli, gdzie jego rodzice służyli jako misjonarze. W tym czasie przyjął imię Juan i zaczął uczyć się obróbki gliny od lokalnych garncarzy.
W czasach liceum mieszkał z rodzicami w Nowym Jorku, a także w stanie New Jersey. Uzyskał tytuł licencjata sztuk plastycznych w Nebrasce, a rzeźbę studiował w Kalifornii. Marzył, by zostać artystą.

Zdjęcie: Krysta Jabczenski / Georgia O’Keeffe Museum

Zdjęcie: Fred Mang Jr. / Georgia O’Keeffe Museum

Zdjęcie: Georgia O’Keeffe Museum
Po incydencie z hydrauliką w domu Georgii, spróbował raz jeszcze. Ktoś mu doradził, że musi przyjść sam wcześnie rano i zapukać do drzwi kuchni. O’Keeffe otworzyła i po prostu zapytała, czy może spakować skrzynię transportową. – To nie była dobrze płatna praca, ale w moim życiu nie działo się nic ciekawego: niedawno się rozwiodłem i zacząłem nowe życie, a Georgia była jedną z najciekawszych kobiet, jakie kiedykolwiek spotkałem – wspominał.
– Czy ukończyłeś szkołę średnią? – zapytała. – Tak, i college, i dwa lata studiów podyplomowych. Można by pomyśleć, że potrafię zrobić coś więcej niż spakować skrzynię transportową – odparł. A ona: – Prawdopodobnie mógłbyś, gdybyś chciał.
Skrzynia transportowa była początkiem serii testów. Następna prośba? Wręczyła mu słoik pełen pogiętych gwoździ i poprosiła, aby je wyprostował. Powiedział jej, że to zrobi, ale może jej kupić nowe za niewielkie pieniądze. – Nie przeżyłeś Wielkiego Kryzysu. Wyprostuj gwoździe – skwitowała. Więc to zrobił. Z czasem zaczęła przydzielać mu bardziej osobiste zadania. Płaciła mu pięć dolarów za godzinę pracy w ogrodzie, sześć dolarów za godzinę za dowożenie jej samochodem, gdy opuszczała dom, i siedem dolarów za godzinę pisania na maszynie. Oprócz organizowania własnego majątku O’Keeffe miała wiele niedokończonych spraw ze Stieglitzem, a Juan zaczął pomagać w papierkowej robocie. Wkrótce spędzał tam od 10 do 12 godzin dziennie.
Powoli stawał się niezastąpiony. Robił zakupy spożywcze, opiekował się jej końmi i psami, dokonywał napraw domowych. O’Keeffe, która miała wtedy 85 lat, wypytując go o jego przeszłość, odkryła, że jest wykształconym artystą, z którym może dyskutować o sztuce. Biegle władał hiszpańskim, mógł więc rozmawiać z innymi pracownikami na terenie jej posiadłości. Został jej sekretarzem, powiernikiem, marszandem. Po tym, jak razem odwiedzili Waszyngton, spacerując całą długością National Mall, namalowała serię obrazów zatytułowaną „Dzień z Juanem”, w której przedstawiła skrócony obraz Pomnika Waszyngtona, bez jego spiczastego szczytu, otoczonego błękitnym niebem. Typowe dla jej prac było to, że nie było tam żadnych postaci.
Kiedy bardzo pogorszył się jej wzrok (zawiódł w wyniku zwyrodnienia plamki żółtej), Juan pisał jej listy, zaczął pomagać w malowaniu. – Widzę, co chcę namalować. To, co sprawia, że chcesz tworzyć, nadal tam jest – te słynne słowa powiedziała w tamtym czasie. Malowała więc z pamięci i wyobraźni.
Juan zaczął ją też uczyć nowego dla niej artystycznego medium: garncarstwa. Ta dotykowa forma sztuki bardziej sprzyjała jej zmysłom pozbawionym wzroku i pozwalała przeżywać dreszczyk emocji związany z nauką czegoś zupełnie nowego. Wzięła się za to na poważnie. To był proces, który sprawiał jej przyjemność i cieszył, bo zawsze była płodną artystką. Wiele ceramik wykonała dzięki inspiracji i pomocy Hamiltona.
„Rozwinęła w sobie uczucie do mnie, którego się nie spodziewałem”
Ich związek stał się bardziej skomplikowany kilka miesięcy później, kiedy architekt Alexander Girard i jego żona Susan – starzy przyjaciele O’Keeffe – zaprosili ją do Maroka. Powiedzieli, że może zabrać ze sobą przyjaciółkę, jeśli zechce. Więc poprosiła Juana, żebym z nią pojechał. – I wtedy zaczęły się kłopoty – zdradził w 2016 roku Hamilton.

Zdjęcie: Georgia O’Keeffe Museum
Jak zapewniał, wieloletnia agentka malarki w Nowym Jorku, Doris Bry, była zaniepokojona rosnącą obecnością silnego, wąsatego młodego towarzysza artystki, a jeszcze bardziej, gdy zajął to, co uważała za należne jej – czyli miejsce w podróży do Maroka. – Wielu było zdenerwowanych, że Georgia ich nie zaprosiła, ale ona po prostu była praktyczna. Chciała kogoś, kim mogłaby rządzić i kto mógłby nosić jej walizki, kogoś, kto będzie z nią spacerować. Więc pojechaliśmy do Maroka i przejechaliśmy razem prawie 5 tys. km w ciągu półtora miesiąca lub dwóch. Wszędzie chodziliśmy razem. Mogłem pomóc jej poczuć się niezależną. Mówiła ludziom: „On jest moimi oczami i uszami” – wspominał.
I choć była dość wymagającą osobą, świetnie się dogadywali. – Kiedy miała zły humor, była twarda! Ale z czasem rozwinęła w sobie uczucie do mnie, którego się nie spodziewałem ani nie szukałem – zapewniał.
Był od niej młodszy o 58 lat, a ona się nim zafascynowała…
Relacje O’Keeffe z Hamiltonem stawały się coraz bardziej intymne (zaczął spędzać noce w jej domu, ale tak samo robili inni opiekunowie, ponieważ malarka stawała się coraz słabsza i traciła wzrok), co wzbudzało coraz większe podejrzenia przyjaciół, sąsiadów i pracowników O’Keeffe. Otrzymywała również anonimowe telefony krytykujące jej kontrowersyjną relację, a media pisały o „skandalicznym związku”. Charakter ich znajomości był przedmiotem debaty i ostatecznie pozostaje niejasny, co szczegółowo opisał „New York Times”, ale on zawsze powtarzał: – Ludzie mieli trudności z uwierzeniem, że mężczyzna i kobieta, których dzieliło prawie 60 lat, mogli nawiązać taką przyjaźń jak my. Mówili: „Ten facet musi mieć ukryte motywy. Musi mu chodzić o jej pieniądze”.
Krążyły plotki, że potajemnie wzięli ślub. – Ale Georgia po prostu uważała to za zabawne, uwielbiała śmiać się z tego – mówił, choć jemu nie było do śmiechu, bo Doris Bry oskarżyła go o to, że uniemożliwił artystce spotykanie się z niektórymi jej dawnymi znajomymi, w tym z nią. I wniosła pozew na kwotę 13 milionów dolarów za „złośliwą ingerencję”. Sprawa została rozstrzygnięta poza sądem i żadna ze stron później nie zabrała głosu na ten temat.
A znajomość Georgii i Juana trwała do końca jej życia. – Mieliśmy wspaniałą przyjaźń, jedną z największych przyjaźni w historii sztuki i wyjątkową relację zawodową. Byliśmy świetnym zespołem, chociaż ona nienawidziłaby słowa „zespół” – podsumował rok po jej śmierci.
„Będziesz potrzebował kogoś, kiedy mnie zabraknie”
Przy jego pomocy w 1976 roku malarka napisała książkę o swojej sztuce. Rok później nakręcono o niej film dokumentalny, w którym on też wystąpił. Pomagał w przygotowywaniu wystaw fotografii Stieglitza. Ale ona też dbała o niego, była opiekuńcza, zachęciła go do kontynuowania artystycznej twórczości: tworzenia rzeźb z gliny czy malowania akwarel. Kupiła mu piec, by wypalał w nim garnki i swoje ceramiczne rzeźby. W 1978 roku pomogła mu nawet zorganizować pierwszą wystawę w Nowym Jorku, w Robert Miller Gallery, na którą przyszli Andy Warhol i Joni Mitchell. I choć miał entuzjastyczne recenzje i tworzył do końca, ten poziom sławy z czasem zanikł.
Nigdy nie chciała uciszyć plotek o swojej nowej relacji. Plotkarzom mówiła jedynie: „Wszyscy mężczyźni artyści mogą mieć młode kobiety, ale ludzie uważają, że szokujące jest to, że ja mogę mieć młodego mężczyznę w swoim życiu”.
Gdy Hamilton denerwował się tym, co mówili ludzie, ona po prostu ucinała temat: „Och, na litość boską, Juan, co cię obchodzi, co myślą? Po prostu skup się na swojej pracy”.




Nie był pewien, dlaczego wybrała jego, a nie swoich licznych wielbicieli. – Myślę, że to dlatego, że byłem dostępny, byłem młody, wysoki i szczupły – lubiła szczupłych ludzi. Nie chciała mieć wokół siebie osób z nadwagą. Była wyniosła we wszystkim, nie tylko w sztuce. Była bardzo konkretna co do wymiarów rzeczy, umiejscowienia okna, skąd wpada światło. Ważna była magia tego, jak włożyć kwiat do wazonu, jak postawić wazon na stole. A ja byłem wrażliwy na jej potrzeby i łatwo było przebywać jej w moim towarzystwie – oceniał. – Mieliśmy przeciwne natury i dlatego się dogadywaliśmy. Rozumieliśmy się.
Nie stawiał jej też na piedestale, nie mówił: „Och, jestem taki zaszczycony”, ani nic podobnego. – Byłem po prostu majsterkowiczem, który stał się jej sojusznikiem. Za każdym razem, gdy wchodziłem do jej domu, mówiła: „Och, Juan, tak się cieszę, że cię widzę”. A po tym, jak moja pierwsza żona uciekła z innym mężczyzną, miło było być docenianym – uśmiechał się na to wspomnienie w rozmowie z „Washington Post” w 1987 roku.
Zawsze zwracał się do niej publicznie „Miss O’Keeffe”, ale ich więź stała się tak silna, że pojawiły się podejrzenia i aluzje dotyczące ich związku. Plotki utrzymywały się nawet po kolejnym ślubie Hamiltona – z kobietą, którą poznał w domu słynnej malarki. Przyjechała pewnego ranka z przyjaciółką, mając nadzieję na spotkanie z Georgią. – Już w ciągu pierwszych 15 minut z Anną Marie wiedziałem, że mam kłopoty. Powiedziałem o tym Georgii, a ona spuentowała: „Dobrze. Będziesz potrzebował kogoś, kiedy mnie zabraknie” – opowiadał.
W 1980 roku poślubił Annę Marie. Doczekali się dwóch synów: Alberta i Brandona i przenieśli się na hawajską wyspę Maui. Gdy cztery lata później stan zdrowia starzejącej się artystki pogorszył się, rodzina wróciła i przeprowadziła się do jej drugiego domu w Abiquiú, by się nią zajmować. „Nie ma wątpliwości, że to Hamilton, a nie krewni, opiekował się O’Keeffe w jej ostatnich latach życia i że to on dał jej życiu radość i cel” – donosił „Washington Post”. „Lubiła przebywać w towarzystwie chłopców. Była tak blisko nas wszystkich” – dziennik cytował też Annę Marie Hamilton.
Gdy zmarła w wieku 98 lat, jej ciało zostało skremowane, a Juan rozsypał je ze szczytu góry Pedernal w Lesie Narodowym Santa Fe. To dla niej bardzo ważne miejsce. Gdy zamieszkała w Ghost Ranch wreszcie poczuła się naprawdę jak w domu. Nigdy nie znudziło jej się malowanie tamtejszego czerwonego, skalistego krajobrazu ani góry Pedernal w oddali, która potem została nazwana Mont Sainte-Victoire O’Keeffe. – To moja prywatna góra – powiedziała kiedyś o formacji, którą przedstawiła co najmniej 30 razy. – Należy do mnie. Bóg powiedział mi, że jeśli namaluję ją wystarczająco dużo razy, będę mogła ją mieć.
„Oszukał O’Keeffe, wchodząc do jej testamentu i do jej łóżka”
W zamian za swoje oddanie Hamilton otrzymał od O’Keeffe cały jej majątek: o wartości 90 milionów dolarów (niecałe 40 milionów dolarów w obrazach i około 50 milionów dolarów w nieruchomościach, zapisała mu dwa swoje domy) i zgodnie z jej wolą miał odpowiedać za nadzór nad jej spuścizną.
Siostra i siostrzenica O’Keeffe złożyły pozew, oskarżając go o „nienależny wpływ” na sprawy zmarłej artystki, i zakwestionowały aneks do testamentu, który powiększył jego spadek. Niektórzy z członków rodziny uważali wręcz, że „oszukał O’Keeffe, wchodząc do jej testamentu i do jej łóżka”. Zanim sprawy trafiły do sądu, Hamilton zgodził się na postanowienia testamentu sporządzonego przed aneksem. Siostra i siostrzenica malarki otrzymały m.in. dzieła sztuki o wartości miliona dolarów, a on zatrzymał dom O’Keeffe oraz część jej kolekcji dzieł sztuki i rzeczy osobistych.
– Po prostu uważałem, że nie warto walczyć o bogactwo i własność – powiedział „The Post”. – Miałem wiele do stracenia i nic do zyskania, gdyby moje życie prywatne trafiło do opinii publicznej.

Zdjęcie: archiwum prywatne oraz Georgia O’Keeffe Museum
Pomógł też w utworzeniu Fundacji Georgii O’Keeffe, która do dziś zarządza spuścizną artystki. On pełnił funkcję specjalnego konsultanta, a fundacją zarządzała rada powiernicza. Miał duży wpływ na to, że powstało Georgia O’Keeffe Museum w Santa Fe, organizował wystawy swojej zmarłej przyjaciółki także w innych amerykańskich miastach, odgrywał ogromną rolę w tworzeniu jej wizerunku i promowaniu dorobku. – Dużo mówiono o tym, ile pieniędzy dostałem, ale odrzuciłem ogromną sumę, żeby tylko mieć wolność. Nie żyję z tego, co zostawiła mi Georgia; żyję z własnej pracy – zapewniał.
„Wiele rzeczy, które o niej napisano, umniejsza znaczenie tego, kim naprawdę była”
Przez kilka dziesięcioleci przechowywał dzieła sztuki i pamiątki odziedziczone po O’Keeffe. Dziesiątki jej prac przekazał do muzeum jej imienia w Santa Fe, a inne drobiazgi (ponad 100 przedmiotów ze swojej kolekcji) w 2020 roku sprzedał na aukcji Sotheby’s za 17,2 mln dolarów.
Nigdy nie zrezygnował z działalności artystycznej. Jako rzeźbiarz koncentrował się na gładkich, polerowanych, abstrakcyjnych dziełach, które pod pewnymi względami przypominały skały i czaszki zwierząt z obrazów O’Keeffe. Pomimo podobieństw i wpływów (również Constantina Brancusiego i Jeana Arpa), kształty jego rzeźb, jak zapewniał, powstawały instynktownie: – Pewne formy po prostu pojawiają się, stają się częścią mojego słownictwa. Z pewnością istnieje pewna podstawa w formach naturalnych, ale pochodzą one ze mnie. Czuję je trójwymiarowo, w środku mojej klatki piersiowej. Niektórzy ludzie widzą rzeczy, ale ja je czuję.
Większość prac wykonywał z brązu, miały kulistą formę. Zaczynał od zbudowania stalowego szkieletu, tę sztywną ramę pokrywał siatką stalową i spryskiwał włóknem szklanym. Po długim procesie piłowania i szlifowania kształt i powierzchnia nabierały ostatecznej formy, która następnie była odlewana z brązu w odlewni w Kolorado. Gładka, ciemna, błyszcząca powierzchnia przypominała polerowaną ceramikę Indian Pueblo. – Bycie dobrym technikiem nie czyni z kogoś dobrego artysty. Myślę, że funkcją sztuki jest skupianie uwagi ludzi, a moja rola polega na tym, by mieć wizję – tłumaczył na jednej z wystaw swoich prac, za które płacono mu średnio 10-20 tys. dolarów.
Do końca życia mieszkał z rodziną w domu w Santa Fe, który kiedyś należał do Georgii. I w nim zmarł 20 lutego z powodu powikłań związanych z krwiakiem mózgu, czego nabawił się w wyniku urazów w głowę w przeszłości. Miał 79 lat. O jego śmierci napisały najważniejsze gazety w Stanach Zjednoczonych.
Do końca żył w cieniu swojej sławnej podopiecznej. I zawsze wypowiadał się o niej z podziwem: – Była bardzo świadoma jakości swojej twórczości. Oceniała swoje obrazy i potrafiła być wobec siebie bardzo surowa. Wiele rzeczy, które o niej napisano, umniejsza znaczenie tego, kim naprawdę była. Podkreślano, że jest kobietą-malarką, a ona nie chciała być jedną z najlepszych kobiet-malarek. Nie chodziło o płeć. Chciała być po prostu jednym z najlepszych malarzy. ﹡
_____
Obecnie w Georgia O’Keeffe Museum w Santa Fe odbywa się wystawa „Georgia O’Keeffe: Making a Life”, która potrwa do 2 listopada.

Zdjęcie: William Clift / Sotheby’s