Posłuchaj
Festiwal Glastonbury trwa w najlepsze – zagraniczni goście zjeżdżają do Somerset w Wielkiej Brytanii na pięć dni miłości, tańca i rozpusty. To tutaj można posłuchać najpopularniejsze piosenki, najbardziej porywające teksty rapowe i najbardziej kakofoniczne solówki gitarowe. Występują tu najwięksi artyści na świecie. Jednak w piątek główna scena Glastonbury doświadczyła czegoś bezprecedensowego w swojej historii: całkowitej ciszy.
Marina Abramović – ikona sztuki performens, jedna z najbardziej rozpoznawalnych i wpływowych artystek na świecie – zaproszona przez organizatorów festiwalu Michaela i Emily Eavis, poprowadziła publiczność w ramach, jak to określiła, „współpracy” zatytułowanej „Siedem minut zbiorowej ciszy”. Chciała „zobaczyć, jak możemy poczuć pozytywną energię w całym wszechświecie” i zjednoczyć się w „refleksji nad konfliktem i pokojem”. – Ludzie przychodzą tu dobrze się bawić. Piją, biorą narkotyki, pogoda dopisuje. A ja poproszę ich o ciszę i zastanowienie się nad stanem planety, która jest obecnie prawdziwym piekłem – powiedziała, wskazując m.in. na globalne ocieplenie oraz wojny w Ukrainie i Strefie Gazy.
Ryzyko było duże, że się nie uda. Proszenie tysięcy hałaśliwych i awanturniczych festiwalowiczów (niektórzy są na Glastonbury od kilku dni), aby zachowali spokój, mogło być trudne. Tym bardziej, że ogłoszono to zaledwie dzień wcześniej. – Jestem przerażona – wyznała „Guardianowi” 77-letnia Abramović, której odważne występy uczyniły ją ikoną body artu i performensu. – Nie znam żadnego artysty wizualnego, który zrobiłby coś takiego przed 175.000–200.000 widzów. Największa publiczność, jaką kiedykolwiek miałam, liczyła 6 tysięcy osób na stadionie i wtedy pomyślałam „wow”. Nowy występ naprawdę przekracza wszystko, co zrobiłam.
24 godziny przed występem powiedziała: – Chcę zobaczyć, jak mogę wyjść poza kwas, poza grzyby, poza wszystkie środki odurzające, które tam są, dotknąć tego momentu w ich duszy i zatrzymać wszystko na siedem minut. Jeśli mi się uda, to będzie niesamowity moment. Wiem, że robię coś ważnego i kocham ryzyko. Jestem też gotowa na porażkę. Wszystko może pójść nie tak, ale ja będę tam stać z otwartymi ramionami.
Tematem tegorocznego festiwalu jest „Pokój”, ale nawet biorąc pod uwagę tę koncepcję, to, co Abramović zrobiła w piątkowy wieczór, było czymś niekonwencjonalnym.
Weszła na scenę na boso ubrana w biały jedwabny strój w kształcie symbolu pokoju CND (CND to skrót od kampanii na rzecz rozbrojenia nuklearnego, którą festiwal przez całą swoją historię wspierał), jaki specjalnie na tę okazję zaprojektował jej przyjaciel, Riccardo Tisci, niegdyś główny projektant Givenchy i Burberry. Inspiracją była sztuka japońskiego kimona.
Rozpoczęła przemówieniem, w którym przyznała, że na zaproszenie Eavisów poczuła się przerażona i zaszczycona: – Przerażona, bo jako artystka nigdy w życiu nie widziałam tego typu publiczności. Nie śpiewam, nie tańczę. A to festiwal muzyczny i wszyscy chcą się dobrze bawić i posłuchać świetnej muzyki.
Umiejscowiła swój występ w kontekście kariery wizualnej i performatywnej, której początki sięgają wczesnych lat 70. XX wieku, mówiąc: – Przez całe 55 lat kariery zawsze robiłam coś z energią – nie ma lepszego miejsca niż tu i teraz, niż ingerować w samą energię.
I dodała: – Świat jest w naprawdę gównianym miejscu. Są wojny, głód, protesty, zabijanie, przemoc. Ale co się stanie, jeśli spojrzymy na całość? Przemoc powoduje więcej przemocy, zabijanie powoduje więcej zabijania, złość powoduje więcej gniewu, demonstracja powoduje więcej demonstracji. Tutaj staramy się zrobić coś innego: jak być w teraźniejszości, tu i teraz i jak naprawdę wszyscy razem możemy dawać sobie nawzajem bezwarunkową miłość. To jedyny sposób na zmianę świata.
Rozłożyła ręce, odsłaniając sukienkę w kształcie pacyfki, i poprosiła publiczność, aby położyła dłonie na sąsiadach, zamknęła oczy i uspokoiła się, a następnie poprosiła Emily Eavis, aby uderzyła w gong na znak rozpoczęcia występu. Miała w sumie spędzić na scenie tylko pięć minut, co zamieniło się w około 10, bo gwiazda Glastonbury, PJ Harvey, której występ miał nastąpić po Abramović, zrezygnowała z utworu w swoim secie, aby wydłużyć czas performensu. O dziwo, udało się. Zaprowadziła siedmiominutową ciszę i zapanowała nad 200-tysięcznym tłumem. Niektórzy widzowie stali w kręgach i zamykali oczy, pary przytulały się. Co prawda, dźwięki muzyki z okolicznych scen wciąż wnikały w tę ciszę i część tłumu nie wyłączyła powiadomień w telefonie, ale ogólny efekt był poruszający. „Odkładając na siedem minut hedonizm festiwalowego życia, tysiące ludzi zatrzymało się, by zastanowić się nad swoim miejscem w świecie” – podsumowała stacja BBC.
– Jesteśmy zaszczyceni, że Marina Abramović wniosła do Glastonbury tak znaczące i głębokie doświadczenie – Eavis nie kryła wzruszenia. – Jej prace zawsze przekraczały granice i inspirowały do głębokiej refleksji. Wierzymy, że ta chwila zbiorowej ciszy będzie niezapomnianym i wywierającym wpływ wydarzeniem.
To nie pierwszy raz, gdy urodzona w Belgradzie „babcia performensu”, jak sama się nazywa, angażuje się w sprawy pokoju na świecie. W 2022 roku po raz pierwszy od ponad dekady odtworzyła w Nowym Jorku swoją „Artystkę obecną” – jeden z najsłynniejszych performensów w historii sztuki, który odbył się 2010 roku w MoMA, gdzie w środku czekał na gości drewniany stół, dwa krzesła i sama Abramović. Legendarna performerka przez osiem godzin dziennie, w milczeniu, siedziała na jednym z krzeseł, nie opuszczając go ani, by pójść do łazienki, ani by coś zjeść, co było możliwe tylko dzięki ścisłej diecie. Zwiedzający na zmianę siadali naprzeciwko niej i patrzyli jej głęboko w oczy, śmiali się, płakali. Na krześle usiadł także jej były partner Ulay, z którym nie utrzymywała kontaktu od ponad 20 lat. I wtedy złamała się ten jeden raz: dla niego odrzuciła regułę bezruchu i nachyliwszy się, ścisnęła jego dłonie, a jej oczy napełniły się łzami.
To był najdłużej trwający performens w jej wykonaniu: trwał prawie trzy miesiące, w sumie 716 i pół godziny. A całość filmowały kamery telewizji HBO, by powstał film dokumentalny „The Artist is Present”. Dwa lata temu pomysł powtórzyła, z tym wyjątkiem, że wystawiła na licytację siebie samą. Osoba, która zapłaciła najwięcej, mogła usiąść naprzeciw i spojrzeć jej w oczy. A artystka pieniądze przekazała zaatakowanej przez Rosję Ukrainie.
Inne jej prace też weszły do kanonu sztuki współczesnej. Jej wyczyny – np. czesała włosy do krwi, kładła się na blokach lodu, wbiegała z impetem w betonowy słup albo leżała w środku płonącej gwiazdy, a brak tlenu sprawił, że straciła przytomność i widowisko musiało być przerwane – już dawno przestały być tylko pożywką dla poważnego świata sztuki. Piszą o nich także najważniejsze media na całym świecie. A dzięki nieoczywistym przyjaźniom – m.in. z projektantem mody Riccardo Tiscim, piosenkarkami Patti Smith i Björk czy aktorką Tildą Swinton – Abramović jest coraz bliżej mainstreamu.
Wczorajszy występ na Glastonbury, określony przez nią jako „interwencja publiczna”, to bardzo medialne wydarzenie. Pisze o nim cały świat. Ona świadomie z tego korzysta, by głosić pokojowe przesłanie. – Wszędzie na świecie jest tyle gniewu, wszędzie toczą się wojny, globalne ocieplenie, bieda i bałagan na Ukrainie i w Palestynie, a wcześniej był Afganistan, Iran, mój własny kraj, wojny słowiańskie, a wcześniej było coś innego. Patrzę na ten ogólny obraz: nieustannie zabijamy się nawzajem i nigdy nie nauczyliśmy się lekcji przebaczenia. Mogę przekazać ludziom, że jeśli zmienisz siebie, zmienisz innych – apeluje.
Jako przykład rewolucji poprzez pokój podała duchowego przywódcę Hindusów, Mahatmę Gandhiego: – Cisza nie jest oporem, nie jest wyrazem protestu. Cisza polega na stworzeniu połączenia ze sobą i innymi, aby dowiedzieć się, nie tego, co oni mogą zrobić, ale co ja mogę zrobić. Zawsze krytykujemy kogoś innego, ale nigdy nie patrzymy na siebie. ﹡