Owca na kozetce u psychiatry, rzeźba na szczycie Mount Everest i podpalenie człowieka. Sekrety najbardziej kultowych okładek albumów rockowych
13 grudnia 2023
tekst: Agnieszka Kowalska
Najbardziej kultowe okładki płyt autorstwa Aubreya Powella i Storma Thorgersona z Hipgnosis
Owca na kozetce u psychiatry, rzeźba na szczycie Mount Everest i podpalenie człowieka. Sekrety najbardziej kultowych okładek albumów rockowych
13 grudnia 2023
tekst: Agnieszka Kowalska
Owca na kozetce u psychiatry, rzeźba na szczycie Mount Everest i podpalenie człowieka. Sekrety najbardziej kultowych okładek albumów rockowych

Posłuchaj

Przed erą internetu i mediów społecznościowych w świecie muzyki najważniejsze były okładki albumów. Brytyjskie studio projektowe Hipgnosis stworzyło jedne z najbardziej kultowych, m.in. dla Pink Floyd, Led Zeppelin, Black Sabbath i Petera Gabriela. Chociaż ich autorzy nigdy nie zagrali żadnej nuty, z pewnością zmienili sposób, w jaki postrzegamy muzykę. I o tym opowiada najnowszy film Antona Corbijna – „Squaring the Circle (The Story of Hipgnosis)”, który właśnie zdobył nominację Amerykańskiej Gildii Producentów dla najlepszego dokumentu (nagrody zostaną wręczone 25 lutego), a magazyn „Variety” wybrał go na swoją listę 28. najlepszych filmów dokumentalnych 2023.

To bodaj najsłynniejsza okładka albumu, jaką kiedykolwiek stworzono. Czarne tło. Na pierwszym planie snop białego światła przebija trójkątny pryzmat i wychodzi rozdzielając się na jaskrawe pasma czerwieni, pomarańczy, żółci, zieleni, błękitu i fioletu. Grafika, jak od razu powie każdy fan rocka, dotyczy albumu Pink Floyd „Dark Side of the Moon” z 1973 roku. Znamy zespół, znamy płytę, ale kto zaprojektował okładkę? Powstała w wyjątkowej firmie projektowej z Londynu, Hipgnosis.

Zespół chciał „czegoś bardziej graficznego lub prostego”. Znalazł inspirację z mało prawdopodobnego źródła: fizyki. – Tak się złożyło, że przeglądałem książkę o załamaniu światła i nagle Storm powiedział: „Mam to! Musimy zrobić piramidę z załamaniem światła” – wspomina Aubrey „Po” Powell, który ze swoim przyjacielem z Cambridge, Stormem Thorgersonem, założył Hipgnosis w 1968 roku. Zrobił to w czasie, gdy rockmani byli gotowi zerwać ze starą zasadą, która mówiła, że ​​okładka albumu powinna zawierać zdjęcie muzyków z nazwą zespołu pisaną dużymi literami.

Założyciele Hipgnosis: Aubrey „Po” Powell i Storm Thorgerson, lata 70.
Zdjęcie: Dogwoof Pictures
Współzałożyciel Hipgnosis, Aubrey „Po” Powell i reżyser filmu Anton Corbijn, 2023
Zdjęcie: Dogwoof Pictures

1.

Dowiadujemy się tego z nowego filmu dokumentalnego „Squaring the Circle (The Story of Hipgnosis)” w reżyserii Antona Corbijna, cenionego fotografa i autora kultowych teledysków Depeche Mode, U2 i Nirvany oraz filmów fabularnych, tj. „Amerykanin” z Georgem Clooneyem, „Bardzo poszukiwany człowiek”, w którym ostatnią rolę zagrał Philip Seymour Hoffman czy „Control” o Ianie Curtisie z Joy Division. – Piękno bieli na czarnym tle, z kolorami, to po prostu wyrafinowana prostota. To piękna okładka albumu, która prawdopodobnie definiuje, jak powinna wyglądać idealna okładka – mówi Corbijn magazynowi „Deadline”.

Jego zdaniem, gdyby Hipgnosis stworzył tylko tę jedną niezapomnianą okładkę, już byłoby to warte odnotowania. Ale firma Thorgersona i Powella zaprojektowała w latach 70. i 80. mnóstwo kultowych okładek dla niektórych z najbardziej znaczących artystów w historii muzyki, w tym Led Zeppelin, Paula McCartneya i jego zespołu Wings, T-Rex, Petera Gabriela, Genesis, AC/DC, Black Sabbath, Pink Floyd i innych.

Dwaj geniusze kreatywności – grafik Thorgerson (zmarł w 2013 roku w wieku 69 lat) i fotograf Powell (we wrześniu skończył 77 lat) – wybrali hybrydową nazwę Hipgnosis dla swojej firmy jako grę hipnozy, ale także „hip” w znaczeniu „cool” w połączeniu z „gnosis”, słowem ze starożytnej Grecji oznaczającym wiedzę lub naukę. Ich praca również odzwierciedlała hybrydę talentów. – Storm był artystą z szalonymi pomysłami, a Po był dobrym fotografem – zauważa Corbijn, który dorastał zaintrygowany twórczością Hipgnosis. – Po był i jest świetnym sprzedawcą. Pomogło to w filmie, ponieważ jest świetnym gawędziarzem – opowiada reżyser.

To on zainicjował projekt. Przyjechał do Amsterdamu, aby porozmawiać z Corbijnem i sprawdzić, czy ten byłby zainteresowany zrobieniem dokumentu. – Słuchając go zdałem sobie sprawę, że to świetna historia, ponieważ jest oczywiście ważna kulturowo, ale jest to także ludzka historia między dwoma facetami. Więc fajnie było to przeplatać – stwierdza reżyser.

Od góry: kulisy sesji na Hawajach do okładki zespołu 10cc „Look Hear?”, gotowe zdjęcie i okładka, nad którą w studio Hipgnosis w Londynie pracowali Aubrey Powell, Storm Thorgerson oraz Peter Christopherson (dołączył do nich w latach 70.)
Zdjęcia: Dogwoof Pictures

2.

Thorgerson i Powell bardzo się lubili, ale także ze sobą walczyli z powodu twórczych konfliktów. Wynikało to po części z trudnej osobowości tego pierwszego – w filmie jest on paradoksalnie opisany jako niegrzeczny, ale ujmujący. Potrafił być niezwykle dosadny, bez względu na to, jak sławny był klient. Paul McCartney przedstawił kiedyś Hipgnosis koncepcję okładki (do albumu Wings „Venus and Mars” z 1975 roku), którą Thorgerson odrzucił. Pojechał aż do Los Angeles na koszt McCartneya tylko po to, by powiedzieć mu: „Cóż, Paul, nie podoba mi się twój pomysł. Wracam do domu”.

Ale potrafił się także zachwycić. Wcześniejszy pomysł McCartneya na okładkę albumu Wings, „Band on the Run” z 1973 roku, przekształcili w kolejną z najsłynniejszych okładek albumów w historii rocka, na której Paul symbolicznie ucieka przed Beatlesami. – I od tego momentu nasza relacja z McCartneyem trwała 15 lat. Zrobiliśmy dla niego prawie wszystko, jeśli chodzi o okładki albumów. To było trochę jak praca z uczniem szkoły artystycznej, bo zawsze darł kawałki papieru i robił notatki – opowiada w dokumencie Powell.

Wspomina też okładkę do krążka „Wings Greatest” z 1978 roku. McCartney kupiony przez siebie posąg kazał im przetransportować helikopterem na szczyt Mount Everest na potrzeby sesji. Rezultat? Coś, co dla współczesnego oka wyglądałoby tak, jakby zostało zrobione w Photoshopie w 10 minut. Jednocześnie jest świadectwem absurdalnie wysokich budżetów wytwórni płytowych w latach 70., kiedy to zespoły dominowały na stadionach, posiadały prywatne odrzutowce i wciąż miały pieniądze na wymyślne konceptualne okładki płyt.

3.

Praktycznie każda supergwiazda rocka, która miała na tyle prestiżu, by poprosić swoją wytwórnię płytową o wydanie setek tysięcy dolarów na okładkę od Hipgnosis, decydowała się na szaleństwo zamówienia oryginalnego dzieła sztuki u londyńczyków.

Tylko Storm i Po potrafili sfotografować krowę na tle błękitnego nieba, umieścić ją na okładce Pink Floydów („Atom, Heart, Mother” z 1970 roku) i sprawić, by wyglądało to na akt tajemniczej głębi na poziomie największych dzieł Magritte’a. Cóż, Thorgerson po prostu pomyślał o stworzeniu okładki, która byłaby „całkowicie bezsensowna”, wyjechał z Londynu i zrobił zdjęcie pierwszej krowy, którą zobaczył na polu po drugiej stronie drogi. A potem namówił rockmanów, by na okładce nie było nawet nazwy ich zespołu. – Lubię fotografię, ponieważ jest medium rzeczywistości, w przeciwieństwie do rysunku, który jest nierealny. Lubię bawić się rzeczywistością… naginać ją. Niektóre z moich prac rodzą się z pytaniem, czy jest ona prawdziwa, czy nie? Używam prawdziwych elementów w nierealny sposób. Czy ten mężczyzna naprawdę się pali? Dlaczego miałby tam stać? Kto postawił kozetkę na plaży? Dlaczego na okładce jest krowa? To nie ma nic wspólnego z albumem, czy jednak tak? – tłumaczył w rozmowie z „Music Box” w 2004 roku.

Od lewej: w dobie przed erą cyfrową mężczyzna z okładki „Wish You Were Here” z 1975 roku Pink Floyd rzeczywiście został podpalony. Zaś Paul McCartney kupiony przez siebie posąg, kazał w 1978 roku przetransportować helikopterem na szczyt Mount Everest na potrzeby sesji okładki „Wings Greatest”. Zdjęcia: Dogwoof Pictures

Thorgerson zdawał się czerpać radość z angażowania publiczności i wywoływania reakcji – czy to rzeczywistość, czy fantazja? I choć wielu poznaje jego obrazy, zanim poznaje artystę, jego prace niezmiennie robią wrażenie na widzach. W dobie technologii cyfrowej trudno uwierzyć, że wszystko, co stworzył zostało fizycznie zrobione, a nie wygenerowane komputerowo, lub że mężczyzna z okładki „Wish You Were Here” z 1975 roku zespołu Pink Floyd rzeczywiście został podpalony.

A było tak: w połowie lat 70. Pink Floyd był rozczarowany przemysłem muzycznym, narzekając na artystów, którzy zostali „spaleni” w biznesie (album porusza kwestię nadmiernej eksploatacji w muzycznej branży i wynikających z tego zaburzeń psychicznych i narkomanii Syda Barretta, pierwszego gitarzysty zespołu), dlatego na nową okładkę szukał dosłownego przedstawienia tej myśli. Hipgnosis zatrudnili więc kaskadera, którego – w epoce przed efektami komputerowymi – naprawdę podpalili podczas zdjęć. – Płonący mężczyzna miał na sobie garnitur z tkaniny, a pod nim azbestowy kombinezon, który założono mu także na głowę, gdzie przyczepiono perukę. Pierwsze próby podpalenia miały miejsce przy złym kierunku wiatru, płomienie cofnęły się i na chwilę zapaliły jego wąsy. Można powiedzieć, że miał dokładne golenie – wspominał Storm.

By zrobić okładkę dla zespołu 10cc „Look Hear” (1980) Thorgerson i Powell pojechali aż na Hawaje. Szukali tam prawdziwej owcy i kozetki psychiatry, by ustawić ją na plaży i położyć na niej zwierzę. A potem cierpliwie czekali, by fale nie zmyły tej scenografii… Powell wściekł się potem na wspólnika, bo ten w projekcie okładki zmniejszył jego zdjęcie do rozmiarów… znaczka pocztowego.

Duet miał wolną rękę także we współpracy z Led Zeppelin. – W 1973 roku dostałem telefon od Jimmy’ego Page’a z prośbą o zrobienie dla nich okładki. Powiedziałem: „Oczywiście. Ale czy możemy usłyszeć fragment muzyki? Czy jest jakiś tytuł płyty?”. Jimmy na to: „Nie. Po prostu coś wymyślcie” – Powell opowiada w filmie. Pomysł zaczerpnęli z książki Arthura C. Clarke’a „Koniec dzieciństwa”. To dwójka nagich dzieci w księżycowym krajobrazie: Stefan i Samantha Gates sfotografowani na Giant’s Causeway w Irlandii Północnej. Jak pokazuje dokument, praca nad okładką „Houses of the Holy” obejmowała zdjęcia w odległych lokalizacjach, kolorowanie wydruków i powielanie dwójki dzieci w prawie tuzin widocznych na okładce (to powstało dziesiątki lat przed erą cyfrową, która umożliwiłaby taką manipulację). – Oczywiście dzisiaj nagie dzieci nigdy nie trafiłyby na okładkę. Byłoby to problematyczne – Powell przyznaje.

Jednak Thorgerson by na pewno nie odpuścił. Walczył zawsze do końca, nawet krótko przed śmiercią na raka w 2013 roku. „Storm zostanie zapamiętany ze swoich wspaniałych pomysłów i wysokich, czasem irytująco wysokich standardów… Pracował do ostatniej chwili. Dwa dni przed śmiercią, kiedy był już całkowicie wyczerpany, nadal domagał się zgody od artystów na swoje ostatnie projekty i wciąż chciał rozmawiać o zleceniach ze swoimi asystentkami” – napisał w pośmiertnym pożegnaniu perkusista Pink Floyd, Nick Mason.

4.

Chociaż można by się spodziewać, że reżyser znający się na obrazach, taki jak Corbijn, będzie przedkładał elementy wizualne nad słowne, wie on również, że agencja tak niecodzienna jak Hipgnosis zasługuje na wiele opowieści. A tych dostarczają mu wybitni rozmówcy. Autor dokumentu przeprowadza wywiady z McCartneyem, a także z innymi luminarzami rocka, którzy mogą podzielić się wspomnieniami o Hipgnosis, w tym z Rogerem Watersem, Davidem Gilmourem i Nickiem Masonem z Pink Floyd, Jimmym Pagem i Robertem Plantem z Led Zeppelin, Peterem Gabrielem i Noelem Gallagherem z Oasis. Historie są bezcenne.

Corbijn wierzy, że będą hołdem dla zanikającej formy sztuki, jaką jest projektowanie okładek płyt. Ale ma też nadzieję, że otworzą przed młodą publicznością „nowy świat”. Wychował się w Holandii, ceniąc wiele rockowych albumów jako dziecko, zarówno ze względu na muzykę, jak i okładki. Kiedy dorastał, muzyka była jego wielką miłością. Zbierał płyty i magazyny muzyczne. To były lata 70., gdy nie było Google, a wszystkie potrzebne informacje znajdowały się na okładce krążków i gdy okładki były uważane za niezwykle ważnego towarzysza dźwięków – na długo przed (stosunkowo małymi) płytami CD i na długo przed (całkowicie pozbawionym grafiki) streamingiem.

– Mimo że sprzedaż winyli ponownie wzrosła, wydaje się, że ten okres już minął. Znaczenie okładki albumu nigdy nie będzie takie samo jak wtedy, tym bardziej zrobienie filmu dokumentalnego o najsłynniejszych okładkach tamtej epoki, które zostały wykonane przez jeden zespół projektowy, jest naprawdę ważne dla ludzi, którzy przegapili ten okres – mówi.

Jego zdaniem, świetne okładki płyt zawsze będą świetnymi okładkami. Jeśli nawet „Squaring the Circle (The Story of Hipgnosis)” nie jest filmem wybitnym, to jest dobrym przypomnieniem medium, które, jak mówi w nim Gallagher, „pozwalało biednemu człowiekowi zgromadzić kolekcję dzieł sztuki”. ﹡

Kopiowanie treści jest zabronione