Posłuchaj
Do niedawna istniała szalona teoria, że autor muzyki oraz autor niezwykłych, abstrakcyjnych okładek brytyjskiej grupy Radiohead to jedna i ta sama osoba. Nieśmiało mawiano, że Stanley Donwood to w rzeczywistości artystyczne alter ego Thoma Yorke’a, tak jakby piosenkarz miał podwójne życie jako Banksy alternatywnego rocka.
W piosenkach Radiohead powracają motywy lęku i załamania, poczucie zagubienia w technologicznie niezrównoważonym świecie rządzonym przez drapieżnych tyranów. Do tego niepokojąca, dziwna identyfikacja wizualna zespołu. Dziecinne kreskówki wykorzystywane do złowrogich celów. Album „Hail to the Thief” z 2003 roku zawiera składaną mapę przedstawiającą ulice miast usiane takimi słowami, jak „kat” i „strach”. Rozmazane postacie wyłaniają się w dezorientującym krajobrazie autostrady na okładce „OK Computer” z 1997 roku, uznawanym jednogłośnie za jeden z najważniejszych albumów minionej dekady.
Podobnie w książeczce płyty „Kid A” z 2000 roku – nic nie jest takie, jakim się wydaje. Wizerunek zespołu był tożsamy z jego twórczością, a do tego lider mający opinię neurotyka i paranoika – łatwo było iść na skróty i uznać, że sprawcą jest jedna i ta sama osoba: Yorke. Ale jest ich dwóch. Poznali się pod koniec lat 80., kiedy byli studentami sztuk pięknych i literatury angielskiej na Uniwersytecie w Exeter. – Pomyślałem, że albo w ogóle nie polubię tej osoby, albo będę z nią pracować do końca życia – wspominał kiedyś wokalista.
Od 1994 roku do dziś Stanley Donwood tworzy wszystkie okładki albumów i materiały promocyjne Radiohead, a także drugiego zespołu Yorke’a The Smile, który w styczniu 2024 roku wyda drugą płytę. Jego niesamowite, dystopijne krajobrazy i pełne skomplikowania obrazy stały się tak samo ważną częścią tożsamości obu grup, jak sama muzyka.
1.
Obaj mają po 54 lata, urodzili się w odstępie trzech tygodni w 1968 roku. Tak wspominają początek swojej przyjaźni w Exeter: „Byłem pyskaty” – ocenia siebie jako studenta Yorke. „Oczytany, książkowy, dyplomatyczny” – Donwood tak opisuje swój młodzieńczy charakter. Obaj chcieli być artystami. Donwood zawsze pragnął tworzyć obrazy, Yorke – dźwięki.
– Było kilku muzyków, których podziwiałem, którzy ukończyli szkołę artystyczną. Część literacka mojego dyplomu była kompromisem. Angielski był sposobem na uszczęśliwienie rodziców – Yorke mówi „Financial Times”. – To było dla mnie naprawdę trudne. Kiedy skończyłem literaturę angielską, przez lata nie chciałem ponownie przeczytać żadnej książki – wspomina. Do dziś unika analizowania tekstów rodem z uczelni. Piosenki pisze w sposób swobodnie skojarzeniowy: – Nie potrafię opowiadać linearnych historii, wydaje mi się to w zasadzie niemożliwe… Często albo coś mi się śni, albo kiedy pracujemy nad piosenką mam w głowie wyraźny obraz, który trafia do tekstu. To ironia losu, że przez lata ludzie mówili o moich tekstach, jakby to było coś głębokiego. To, kurwa, wcale tak nie jest. To jak kolaż.
Podobne podejście do tworzenia ma Donwood, który również sprzeciwia się snobizmowi świata sztuki i skupia się na zupełnie innej, masowej publiczności. – Sklep z płytami był moim wprowadzeniem do sztuki. Nie chodziłem do galerii – wyznaje.
2.
Ich współpraca nabrała kształtu w sprzyjającym okresie dla połączeń sztuki i muzyki w połowie lat 90. Pierwszą płytą Radiohead, nad którą pracował Donwood, była „My Iron Lung”. Wydanie to pojawiło się na rynku w 1994 roku, gdy dobiegała końca era winylu i zastąpiły ją płyty CD. Odważnie połączył rysunek, malarstwo, grafikę i kolaż cyfrowy. Jako pionier w stosowaniu technik analogowych i cyfrowych, czerpał inspirację z szerokiej gamy artystycznych opcji: począwszy od kolaży Roberta Rauschenberga po krajobrazy Paula Nasha, ryciny Piranesiego i wczesne fotografie Brassaïa.
Okładka do czwartego albumu Radiohead „Kid A” pozostaje jednym z jego najbardziej kultowych dzieł. Przedstawiający postrzępione, cyfrowo rozciągnięte białe szczyty górskie na tle złowrogiego nieba, album z mocą przemawiał do niepokojów nowego tysiąclecia, nie wspominając o emocjach samego zespołu, który z trudem radził sobie z ogromnym sukcesem, który nastąpił po płycie „OK Computer”. Następny album „Amnesiac” (2001), poza standardową wersją ukazał się też w wersji limitowanej jako książka w twardej okładce z płytą CD w środku. Książka stylizowana była na pozycję z biblioteki Catachresis College. Zawierała biblioteczne pieczątki z datami oraz strony zdobione przez Stanleya i Thoma (tworzącego pod pseudonimem Tchocky). Specjalne wydanie książki przyniosło obojgu nagrodę Grammy w kategorii „Best Recording Package”.
Typowe dla ich wspólnego procesu twórczego jest to, że Donwood towarzyszy Radiohead podczas pisania i nagrywania albumów, budując swoją twórczość wokół nastroju płyt, tekstów Yorke’a i lokalizacji studia. Gdy tworzyli „Kid A”, widział mrok: w tym obrazy z wiadomości o konflikcie w byłej Jugosławii, liczbę ofiar śmiertelnych mierzoną „basenami wypełnionymi krwią” oraz wrony na szubienicach, które obserwował na polach wokół Gloucestershire, rezydencji, w której przebywał zespół. Wszystkie te motywy wykorzystał, jak później stwierdził, do „opowiadania o jakimś kataklizmie odwzorowanym w krajobrazie”. – Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego, ale to były bardzo niepokojące czasy – wspomina autor.
3.
Nie mniej radykalna była promocja „Kid A”. Radiohead nie wydało żadnych singli, ani nie opublikowało żadnych konwencjonalnych reklam. Zamiast tego wypuścili krótkie, tajemnicze filmy zwane „blipsami” – zawierające fragmenty albumu odtwarzane na animowanych obrazach Donwooda – które zostały wyemitowane bez wyjaśnienia w MTV i można je było swobodnie odtwarzać strumieniowo w raczkującym świecie obrazów, jakim był wówczas Internet. To bezprecedensowy format w tamtych czasach.
Jakieś dwadzieścia lat od tamtego czasu żyjemy w dziwnych i niepokojących czasach, a apokaliptyczna wizja Donwooda nie straciła nic ze swojej siły oddziaływania. Jego praca dla Radiohead to coś więcej niż tylko wizualny dodatek do nowatorskiego, innowacyjnego zbioru muzyki. Całkiem nieźle jak na kogoś, kto nazywa siebie „nieutalentowanym panem Donwoodem” i ukrywa się pod pseudonimem, bo prawdziwe imię i nazwisko brzmi Dan Rickwood.
– Tak, to tylko okładki płyt i grafika, reklamy, marketing. Ale dla nas to nigdy nie było tylko to – zapewnia York.
4.
Na początku podział na muzykę i obraz był wyraźny, ale z czasem zaczęli tworzyć razem. – Dan prowadzi, a ja podążam za nim. Jestem typem zakłócacza – żartuje rockman.
Pracowali równolegle, choć osobno i nieustannie wymieniali między sobą obrazy i pomysły – np. strony wyrwane ze szkicowników przesyłali do siebie faksem (w 1999 roku internet i maile były jeszcze w powijakach). Ich rysunki, które pojawiają się na okładkach płyt oraz rozbudowanej stronie internetowej Radiohead i materiałach wizualnych, przypominają bardziej dyptyki niż duet. To fragmenty tekstu i niedokończone obrazy, bazgrane próby uchwycenia energii, emocji i myśli. Wiele powstało w ich snach. Większość tych prac, głównie szkiców, jest dość brutalnych i drastycznych. Karmią je koszmary, niepokój psychiczny, polityka i dyskomfort.
– W tamtym czasie chcieliśmy wykorzystać sławę Radiohead jako płótno, aby nasze pomysły dotarły do jak największej grupy ludzi. Wykorzystywaliśmy sklepy z płytami jako demokratyczne galerie sztuki i tablice reklamowe jako przestrzeń propagandową – wyjaśniają.
5.
Czasy się zmieniły, zmienił się też ich duet. Tym razem malowali razem, ramię w ramię, w jednym miejscu: w niewielkiej szopie w ogrodzie domu Yorke’a w Oksfordzie, gdzie mieszka z żoną, włoską aktorką Dajaną Roncione. Donwood dojeżdżał pociągiem z Brighton, a dalszą trasę na rowerze. Na zmianę posługiwali się pędzlem na jednym płótnie. – Wydało mi się to niezwykle ekscytujące. Uświadomiłem sobie, że te dwa procesy, pisania muzyki i tworzenia obrazów, są prawie takie same – wyznaje lider Radiohead.
Oprócz stworzenia okładki na potrzeby ubiegłorocznego albumu „A Light for Attracting Attention”, debiutu The Smile, przyjaciele wyprodukowali ponad 20 dodatkowych obrazów, które nigdy wcześniej nie były upubliczniane. Przedstawiają topografie wyimaginowanych krajobrazów z lotu ptaka. Dzięki niebieskim systemom rzecznym i psychodelicznym wzgórzom płótna są jaśniejsze i weselsze niż zwykłe prace duetu. Jedną z inspiracji była wystawa kartografii w Oksfordzie, rodzinnym mieście Yorke’a. – Kiedy jako dziecko po raz pierwszy zacząłem myśleć o sztuce, zaglądałem do biblioteki mojego ojca (był fizykiem jądrowym, a później sprzedawcą sprzętu chemicznego – przyp. red.), który miał mnóstwo książek o fizyce jądrowej, a diagramy w nich zamieszczone zawsze bardzo mi się podobały – mówi wokalista.
Najnowsze prace zostały nałożone na skomplikowane rysunki przypominające mapę. Zgodnie z ideą czerpania inspiracji ze starożytnych map, prace powstają na welinie, czyli skórze cielęcej, tradycyjnie używanej zanim papier stał się powszechny. W porównaniu do poprzednich projektów, obrazy są delikatniej malowane przy użyciu oldschoolowych technik, takich jak tempera jajeczna czy gwasz na bazie wody.
Po raz pierwszy zostały pokazane publicznie na wystawie „The Crow Flies. Part I” w galerii sztuki współczesnej Tin Man Art w Londynie i po raz pierwszy podpisane razem. To dla lidera Radiohead kolejny krok – po aukcji ich wspólnych prac w Christie’s w 2021 roku – na drodze do ujawnienia się w świecie sztuki. Tym bardziej, że pierwsza część ekspozycji, która odbyła się we wrześniu, była wielkim sukcesem. Większość obrazów zostało sprzedanych, a jeden z abstrakcyjnych pejzaży kupiło Bonnefanten Museum w Maastricht.
6.
Druga partia prac powstała w Londynie w tym roku. W pokoju w Abbey Road Studios, gdzie The Smile pracował nad płytą, Stanley założył studio artystyczne wyposażone w sztalugi i płótna. Tam przez dwa tygodnie obaj malowali serię obrazów – przedstawiających fragmentaryczne topografie i obce formy – przesyłając do pomieszczenia sygnał dźwiękowy na żywo z sąsiedniej sterowni. – Był to projekt polegający na równoległym komponowaniu. Uważam, że bardzo przydatne jest słuchanie muzyki, która będzie kojarzona z dziełem sztuki, podczas tworzenia jednego i drugiego – powiedział Donwood portalowi „Artnet”. York dodał: – Zarówno muzyka, jak i prace wizualne są dla mnie bardzo ważne. Jedno często wyzwala drugie.
„Za drugim razem wszystko było pod każdym względem znacznie swobodniejsze”, jak przyznał. – Budynek Abbey Road dostarczał inspiracji w sposób bardzo niejasny i niekonkretny, poza błąkającymi się upiornymi Beatlesami, pozwalając nam pracować intuicyjnie lub przynajmniej spróbować. To wspaniałe uczucie, gdy coś idzie dobrze; ale zdarza się to naprawdę rzadko – wyjaśnił artysta. Mimo to, patrząc na te najnowsze obrazy, łatwo wyobrazić sobie, że wyłaniają się one ze wspólnej podświadomości.
Yorke i Donwood ponownie przywołali stare mapy piratów i mapy topograficzne, które zainspirowały pierwsze obrazy z „The Crow Flies. Part I”, które z kolei przedstawiały tajemnicze, złożone pomoce nawigacyjne. Te nowe prace, jak wyjaśnili, „to zdjęcia miejsc, które możesz zobaczyć, jeśli będziesz podążać za mapami”. Powstały przy użyciu tempery jajecznej, a warstwy mieszano tak, aby przywołać efekt starzenia wielowiekowej sztuki czy fresków. Wybór lnu na płótno miał przypominać welin lub pergamin. Według Donwooda pomysł polegał na odtworzeniu efektu średniowiecznych malowideł ściennych.
Jeden z obrazów z drugiej sesji zdobi okładkę najnowszego, drugiego albumu The Smile „Wall of Eyes”.
7.
Choć tekstury prac w „The Crow Flies” odbiegają od poprzednich artystycznych wypraw Yorke’a i Donwooda, narracje i motywy, które je napędzają – nawiedzająca abstrakcja, wymyślone na nowo artefakty, ezoteryczne tereny – są takie same, które ukształtowały ich trwającą od kilkudziesięciu lat współpracę. Pracując razem, stworzyli wspólny język wizualny. A ich współpraca wydaje się kwitnąć w wyniku niezbędnych tarć. – Istotna interferencja – tak to scharakteryzował Donwood, zaś Yorke nazwał „Midi/USB”, odnosząc się do przeciwległych końcówek kabla połączeniowego powszechnie używanego ze sprzętem muzycznym.
Muzyka prawdopodobnie służyła jako spoiwo ich artystycznego duetu. – Po części było to spowodowane tym, że tworzyliśmy okładki płyt… a potem daliśmy się ponieść. Szczerze mówiąc, nigdy nie spodziewałem się, że tak się to rozwinie – wyjaśnił muzyk.
Czy zamierza zamienić dźwięki na obrazy? – Nie jestem artystą komercyjnym. Myślę, że Dan tak – mówi Yorke, używając prawdziwego imienia Donwooda. – Moja scena jest gdzie indziej. Spotykamy się w kontekście tworzenia grafik do płyt i związanych z nimi akcesoriów. Zawsze ukrywałem się za kontekstem muzycznym, co było w pewnym sensie smakowitym wykrętem. Nie muszę więc tego, co jest na „The Crow Flies”, uważać za ważne dzieło. ﹡
____
Wystawę „The Crow Flies. Part II” można oglądać w Tin Man Art w Londynie od 6 do 10 grudnia; The Crow Flies. Part I” odbyła się od 6 do 10 września.