„Wspaniałe wieści! »Beskid bez kitu. Zima« Mani Strzeleckiej znalazł się na zaszczytnej światowej Liście Honorowej IBBY w kategorii Ilustracje! Ogromne gratulacje dla autorki za przepiękne drzeworyty, które wypełniły książkę i oczarowały nie tylko polską publiczność, ale również IBBY International Board on Books for Young People” – tak cieszy się Adriana Pyszkowska z wydawnictwa Libra na wieść o tym prestiżowym wyróżnieniu Międzynarodowej Izby ds. Książek dla Młodych, z siedzibą w Szwajcarii, która od ponad trzydziestu lat nagradza mądre i pięknie ilustrowane wydawnictwa dla dzieci.
Ważniejszej nagrody w świecie publikacji dla najmłodszych czytelników nie ma. Na układanej co dwa lata liście wczoraj jury wybrało 184 wysokiej jakości tytuły nadesłane z 59 krajów. „Z radością możemy powiedzieć, że nigdy nie było tak wielu różnych języków! Niektóre uwzględniono po raz pierwszy” – czytamy w oświadczeniu organizatorów IBBY 2024, którzy uhonorowali niedawno opublikowane książki w 52 językach, ich pisarzy, ilustratorów i tłumaczy. Książki te reprezentują najlepszą literaturę dziecięcą z kraju i nadają się do publikacji na całym świecie, by „zapewniać wgląd w różnorodne konteksty kulturowe, polityczne i społeczne”.
Wpisanie na tę listę tak niezwykłej publikacji, która wyróżnia się doskonałą, wysublimowaną synergią słowa i obrazu, tylko potwierdza, że „Beskid bez kitu. Zima” to nie sezonowy fenomen, ale dzieło, które zostanie z nami na zawsze. Tym słuszniej, że opowiada o świecie, którego już nie ma. Legendy, łemkowskie święta i zwyczaje, a także życie fauny i flory – to wszystko można w niej znaleźć w przemyślanej, wyrafinowanej formie. Gdzie urodzie słów dorównuje uroda ilustracji.
Za jedno i drugie odpowiada Maria Strzelecka – artystka grafik, niegdyś grająca w znanych filmach i punkowych kapelach, matka dwójki dzieci i żona Xawerego Żuławskiego, reżysera m.in. filmów „Apokawixa”i „Wojna polsko-ruska”. Niezwykła kobieta. Do tego warszawianka od pokoleń. Nawet historia o tym, jak została pisarką z Beskidu Niskiego, jest niezwykła.
C E R K I E W
Miała wtedy 20 lat. Ponad ćwierć wieku temu z przyjacielem jechała przez południową Polskę, żeby znaleźć miejsce do uprawiania psich zaprzęgów. Nie miała prawa jazdy ani samochodu, więc większość podróży odbywała na rowerze. Dotarli m.in. do Czarnego w Beskidzie Niskim. Akurat stał tam samochód przed chałupą, w której wcześniej mieszkał pisarz Andrzej Stasiuk.
– Zobaczyłam naklejkę z łosiem, a ja bardzo lubię skandynawskie klimaty i od razu pomyślałam, że muszą tu być fajni ludzie. Weszłam do środka, zapytałam, czy nie ma jakiejś ziemi do kupienia. Gospodarz chałupy w Czarnem odparł, że owszem, niedługo gmina urządza licytację ziemi i bardzo fajnie byłoby, gdybym coś kupiła, bo nie chcieli, żeby całą dolinę przejęli myśliwi. Skrzyknęłam się ze znajomymi i udało nam się nabyć kilka działek, więc mamy tam taką maleńką republikę – wspomina w wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej”.
Kupiła swoją ziemię za pieniądze, które zarobiła, myjąc szyby samochodowe na skrzyżowaniach w Berlinie. Gdy stanęła na tej ziemi, poczuła, że to jej miejsce. Ale nie wiedziała, co kupiła. W trawie, między pięknymi starymi lipami, znalazła pasiaste, cementowe kafle, szkliwione kolorowo na wierzchu. Później zostały rozkradzione, ale wtedy można było jeszcze zobaczyć wzór podłogi. Okazało się, że ta ziemia to cerkwisko – miejsce, w którym kiedyś stała cerkiew greckokatolicka, a kafle to jej dawna podłoga, zaś te lipy rosły obok niej. To była pusta dolina po wysiedleniach Łemków w akcji „Wisła”.
Wtedy jeszcze nie miała pojęcia o Łemkach i Łemkowszczyźnie. – W szkole nie uczono dziejów tej ziemi – pogranicza, na którym od wieków mieszały się różne kultury i tradycje. Ale odkrycie o byłej cerkwi sprawiło, że chciała dowiedzieć się jak najwięcej, co to za podłoga. Zaczęła szukać informacji, chodzić do bibliotek, bo nie było jeszcze Internetu. Przeczytała chyba wszystko, co w Polsce ukazało się o Łemkowszczyźnie, nawet przewodniki myśliwskie! Studiowała też stare mapy.
Tak zaczęła się jej fascynacja łemkowszczyzną. Później okazało się, że jedna z koleżanek jest Łemkinią i dużo może opowiedzieć. Kultura łemkowska przyciągała ją jak magnes. I nawet, gdy pisała pierwszą część „Beskidu bez kitu”, a kilku znajomych pisarzy mówiło jej, że to nie jest chwytliwy temat, uparła się. I „historia wyszła z jej głowy na papier”.
T E R K A J A K P I P P I
Dzisiaj Beskid Niski to jej ukochane miejsce na ziemi. – Kiedy tu jestem, zawsze dostaję potężny zastrzyk energii. Także tej twórczej. Najlepsze pomysły tutaj przychodzą mi do głowy – zapewnia.
Z tej miłości od pierwszego wejrzenia do Beskidu, narodził się pomysł na książkę dla dzieci. Najpierw próbowała więc namówić do napisania historii tej Ziemi koleżanki pisarki. Ale jakoś żadnej nie udało się przekonać, że to temat na opowieść. O sobie nawet nie pomyślała. – Bardzo długo byłam przekonana, że sama to nawet maila nie umiem napisać – zdradza „Gazecie Wyborczej”. W szkole robiła okropne błędy ortograficzne. Potrafiła „już” napisać jako „jusz”. Po latach okazało się, że jest dyslektyczką i dysgraficzką. – Od dziecka robiłam książki dla rówieśników. Potem miałam przerwę przez błędy ortograficzne. Dowiedziałam się w szkole, że powinnam sobie darować, póki nie nauczę się poprawnie pisać. Wciąż się nie nauczyłam, ale technologia poprawia już moje ortograficzne wpadki, więc się odważyłam – opowiada Dwutygodnikowi.
W końcu sama napisała „Beskid bez kitu” w 2018 roku. To była jej praca doktorska na ASP. Doktoratem nie była jednak treść książki, ale projekt graficzny. Tekst napisała, aby wypełnić miejsce między ilustracjami.
Pierwotnym pomysłem były cztery pory roku i cztery historyczne okresy w jednym tomie. Już w trakcie pracy nad pierwszą częścią okazało się, że materiału i pomysłów ma tak dużo, że nie zdąży z całością na obronę doktoratu, a „Beskid bez kitu” był jego istotną częścią, dlatego zdecydowała się podzielić książkę na trylogię. Pierwsza część, w której jest lato roku 60., dzieje się w głębokim PRL-u – to żniwa i socreal w pełnym rozkwicie po wysiedleniu Łemków oraz współczesna jesień, czyli opowieść o dziecku przyjeżdżającym z miasta, które zderza się z bujną przyrodą. Druga część to zima lat 20., czyli czas, kiedy łemkowska wieś żyła pradawnym rytuałem. A trzecia, najnowsza „Hajda. Beskid bez kitu”, to wiosna, czyli najtrudniejszy moment w historii Łemków – wysiedlenia w ramach niechlubnej tzw. akcji „Wisła” przeprowadzonej w 1947 roku. I na tak trudnej osnowie utkała ciepłą, uniwersalną opowieść dla dzieci o sile przyjaźni, współistnieniu ze światem przyrody, poszanowaniu również dla tych, którzy trzymają się na uboczu.
Bohaterką beskidzkiej trylogii jest dziewczynka o imieniu Terka, bardzo rezolutna, taka trochę beskidzka Pippi Långstrump. Przyjeżdża z pobliskiego PGR-u na wakacje do przyszywanej babci Tekli, Łemkini, która zdołała wrócić po wysiedleniu i mieszka w dawnej łemkowskiej szkole. Razem z nią czytelnicy poznają Beskid Niski. Postacią spajającą wszystkie części jest Tekla, którą najpierw poznaliśmy jako babcię, w „Zimie” jest nastolatką, a w wiośnie powróciła jako nauczycielka.
Każda część serii „Beskid bez kitu” dotyczy emocji, z którą trudno sobie poradzić. Nie tylko dzieciom. – Bo to ważne, żeby strach oswajać, a nie od niego uciekać. To ważne, by nie popaść przez strach w uczucia o większym kalibrze – nienawiść albo chęć zemsty. My lubimy dzielić wszystko na dobre albo złe, ale w każdym konflikcie zazwyczaj wszyscy są jakoś uwikłani – mówi Dwutygodnikowi.
D Ł U T O
Strzelecka w każdym tomie „Beskidu bez kitu” sięgnęła po inne środki wyrazu w ilustracji, by warstwa wizualna możliwie najbliżej współgrała ze światem przedstawionym. O ile w pierwszej części użyła socrealistycznych ilustracji z ciepłą, rozmytą kolorystyką oraz komputerowych grafik z wyrazistymi kolorami, o tyle w trzeciej wszystko się rozmywa, rozpływa na akwarelowych ilustracjach – to przecież wiosna – topią się śniegi, ziemia nasiąka wodą. W drugiej zaś zdecydowała się na wycinanie drzeworytów, których odbitki są ilustracjami książki.
– Gdy tylko zaczęłam myśleć o „Zimie”, od razu wiedziałam, że to będzie grafika. Za jej pomocą chciałam oddać biel i czerń zimy. A drewno było oczywistym wyborem – z drewna zbudowane były chyże łemkowskie, na drewnie pisane są ikony. Drzewo, drewno to część tego świata. A poza tym zimy w Beskidzie są i były naprawdę ciężkie. Czułam, że symbolicznie muszę odpracować tę zimę. Mozół wycinania, żłobienia w drewnie, który mi towarzyszył podczas pracy nad tą książką, współgrał z tym światem – wyjaśnia „Gazecie Wyborczej”.
Wszystkiego nauczyła się sama, na początku nawet nie wiedziała, że proces wycinania w drewnie jest tak piekielnie ciężki. – Całość wycięłam najpierw dłutami w deskach lipowych, a potem odbijałam grafiki na wielkiej prasie, którą kupiłam przez Internet. Drzewa rosły wcześniej w okolicznych lasach, ale zostały powalone przez wiatr. Część dostałam od mojej przyjaciółki Grażynki z Ropek, część od podleśniczego. Uważam, że drzeworyty zasługują na wyjątkowe drewno – mówi.
Malowniczych drzeworytów użyła świadomie również z innego powodu. – Moim zdaniem nic lepszego nie mogłoby zilustrować zimy w Beskidzie. Po pierwsze forma – czerń i biel, czyli czysta grafika. Po drugie materiał, z którego są zrobione, a więc deski lipowe. Zima to dla mnie właśnie czas drzew. W tym czasie ponad śnieg wystają tylko piękne drzewa. Widzimy wtedy dokładnie ich formę, bo nie ma na nich liści, nic ich nie przesłania. Drzewa są wtedy takimi rzeźbami – tłumaczy w wywiadzie dla Polskiego Radia.
Przyznaje się także jeszcze do jeszcze jednego pretekstu: – Po latach pracy przed ekranem doznałam totalnego odrzucenia. Byłam animatorką 3D, ale nie jestem w stanie już nic zrobić przed ekranem komputera. Nie dlatego, że zapomniałam. Tylko mam taki odrzut. Wolę pracować rękami. Chcę pracować rękami. A nie siedzieć jak jakiś zgarbiony szczur. Po pewnym czasie organizm sam mówi: „Nie, to nie to!”.
Z W I E RZ Ę T A
W „Zimie” autorka portretuje Beskid Niski, przenosząc nas w lata 20. XX wieku. Jak mówi, trudno byłoby pokazać łemkowskie zwyczaje dziś, gdy to miejsce jest niemal wyludnione. – Okres międzywojenny jest dobry do pokazania tego wszystkiego, tym bardziej że jest zachowanych wiele informacji, bo właśnie wtedy zaczęli przyjeżdżać tam etnografowie – zaznacza.
Swoją opowieść snuje w najzimniejszym okresie w roku. Zima jest jej ukochaną porą roku. Bardzo dużo czasu spędza w Beskidzie Niskim właśnie zimą. To też szczególny czas na łemkowszczyźnie, jak i w innych regionach, gdzie uprawiano rolę. Zimą prace polowe ustawały, dzięki czemu ludzie mieli czas na spotkania i kultywowanie różnych przemiłych tradycji. – Ponieważ cofamy się w czasie o kolejne 40 lat względem pierwszej części książki, będąc w tym samym miejscu – znajdziemy się pośrodku gęsto zamieszkanej wsi łemkowskiej. W książce opisuję okoliczne wzgórza porośnięte lasami, a tam królują zwierzęta i zima w najpiękniejszej odsłonie. Są oczywiście legendy, dużo informacji na temat życia wsi, łemkowskich świąt i zwyczajów. Zioła nadal pachną, ale jedynie wewnątrz chaty, jako przyprawy, bo na zewnątrz wszystko pokrywa śnieg, a życie roślin ustało i czeka na wiosnę w uśpieniu. Zwierzęta z kolei są nieodłączną częścią opowieści o moim Beskidzie, zarówno te żyjące w lesie, jak i te gospodarskie. W książce przyglądamy się temu zdumiewającemu światu… ich oczami! – opowiada portalowi Halo Gorlice.
Wśród nich jest też maleńki mysikrólik. – On cały czas pracuje, by się najeść i przetrwać noc, doczekać do rana. Więc ta moja praca nad ilustracjami jest również hołdem dla wszystkich zwierzątek, które muszą przetrwać tę ciężką porę roku – opowiada autorka.
Świat przedstawiony w książce odrzuca perspektywę antropocentryczną – mówi do nas głosami zwierząt, roślin, przedmiotów. „Pod zimową kołdrą toczy się życie. Wsłuchawszy się w ziemię, słyszymy piski nornic, myszy, ryjówek, które pod powierzchnią mają dobrze zagospodarowane tunele, trudne do pokonywania jak labirynty. Kiedy obserwujemy naturę, dociera do nas pochrapywanie większych zwierząt i niecierpliwy oddech ptaków. Wąchając na strychu kurz, czujemy ruchy gadziny domowej: kota, zaskrońca, krowy Białki i dwóch owiec: Rajfurki i Topolki, a może nawet tworów magicznych – chowańców, gnieciuchów, czortów, w których istnienie wierzą domownicy” – zachwyca się Katarzyna Slany, doktor literaturoznawstwa, interpretatorka i badaczka polskiej oraz zagranicznej współczesnej literatury dziecięcej i młodzieżowej.
„Zima” i pozostałe dwa tomy to trochę taka prywatna misja Strzeleckiej. – Tak na poważnie to chciałabym doprowadzić do dużych rewolucji, np. do delegalizacji łowiectwa. Ale będę się cieszyć, gdy zasieję w ludziach choćby ziarenko, by mieli więcej empatii dla żuka, łąk, trawy i żyjących w niej stworzeń. Niesłychane historie dzieją się nawet na metrze kwadratowym trawnika. Mam nadzieję, że dzięki moim książkom dzieci powyrastają na wrażliwych ludzi – deklaruje w Dwutygodniku.
T R Z E C H P O L A K Ó W
„Zima” od trzech lat, odkąd została wydana, święci triumfy. Bardzo dobrze przyjęli ją Łemkowie, zachwycili się nią czytelnicy, a także branża. Andrzej Stasiuk napisał krótko: „Piękna, stara baśń”. Najbardziej znany polski dziennikarz przyrodniczy, Adam Wajrak, docenił nie tylko opisywaną w baśni przyrodę. „Piękna opowieść z pięknymi ilustracjami o zimowym Beskidzie Niskim, czyli o mojej ulubionej porze roku w jednym z najpiękniejszych miejsc w naszym kraju. To nie tylko opowieść o przyrodzie, ale przede wszystkim o kulturze i ludziach, którzy tam żyli jeszcze nie tak dawno temu. Bardzo polecam. Bez tej książki trudniej byłoby zrozumieć to miejsce dzisiaj” – zrecenzował.
W 2022 roku zwyciężyła w Konkursie Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY i to w dwóch kategoriach: literackiej i graficznej. Była pierwszą w historii książką nagrodzoną dwa razy w jednej edycji tego prestiżowego konkursu. Wczoraj ogłoszono, że warstwę wizualną drugiej części łemkowskiej trylogii nagrodzili jurorzy IBBY International Board on Books for Young People i wpisali ją na światową Listę Honorową IBBY 2024. „Bardzo się cieszę! Towarzystwo współwpisanych też wyśmienite” – tak zareagowała autorka.
Miała na myśli dwójkę Polaków, którzy znaleźli się na tej samej liście: Marcina Szczygielskiego za tekst „Antosi w bezkresie” (Dom Wydawniczy Latarnik) oraz Michała Rusinka za przekład „Zu dę daś?” (Wydawnictwo Wytwórnia). Ceremonia wręczenia dyplomów odbędzie się w Trieście na 39. Światowym Kongresie IBBY.﹡
_____
Pod tym linkiem wszyscy wyróżnieni: IBBY Honour List 2024.