Posłuchaj
Serial „Reniferek” to sensacja ostatnich miesięcy (zadebiutował w kwietniu). Zachwycił i widzów, i krytyków. Opowieść o stalkingu oparta jest na doświadczeniach dramaturga Richarda Gadda, którego prześladowała młoda kobieta. Najpierw napisał monodram, a potem zaadaptował go na potrzeby serialowego scenariusza i tak powstała wciągająca, brutalna, niejednoznaczna historia, w której role kata i ofiary nie są przyporządkowane nikomu raz na zawsze.
Za cztery pierwsze odcinki z siedmiu odpowiada Weronika Tofilska, 39-letnia reżyserka i scenarzystka, mieszkająca i pracująca w Londynie, absolwentka reżyserii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, która odnosi sukcesy na międzynarodową skalę. – „Reniferek” jest takim serialem, który jest najbliższy mojej wrażliwości i gustowi, ale nigdy bym go nie dostała, gdybym nie miała za sobą doświadczenia przy serialach, które zrobiłam wcześniej – Tofilska wyznała w rozmowie z Polskim Radiem.
Uprzednio wyreżyserowała między innymi odcinki „Mrocznych materii”, „Hanny” i „Ferajny z Baker Street”. Ale zawsze najbardziej pociągała ją tematyka mroczna, choć potraktowana nie do końca w sposób poważny. – Interesują mnie wątki egzystencjalne, uniwersalne, ostateczne. Stąd powracające w różnych odsłonach widmo śmierci. Chętnie zderzam jednostkowość z totalnością, życie z przemijaniem. Cały ten mrok rozbrajam jednak humorem – w innym wywiadzie wyjaśniała, że szybko dostrzegła potencjał w historii tragikomicznej relacji Gadda ze stalkerką i wiedziała dokładnie, jak przełożyć to na język filmu.
Kiedy przeczytała scenariusz pierwszego odcinka, od razu zakochała się w tym projekcie. – Wydawało mi się, że jest wyjątkowy. Był świetnie napisany. Postacie były bardzo niekonwencjonalne, a szczególnie postać Marthy, która jakby była wzięta z życia, ale była to tak ciekawie zarysowana postać, jeśli chodzi o jej dialog oraz koloryt. Nigdy nie widziałam kogoś takiego – zauważyła. – Zaintrygowało mnie również to, że opowieść toczy się z punktu widzenia Donny’ego. Była to tak naprawdę bardziej historia o nim i próba wyjaśnienia, dlaczego otworzył drzwi dla takiej osoby – mówiła.
Martha (w tej roli Jessica Gunning) upatruje sobie młodego, przystojnego barmana, komika, aktora. W prawdziwym życiu (historia jest oparta na faktach z 2015 roku) Donny’m Dunnem jest Richard Gadd, który w ciągu 4,5 roku dostaje od niej aż 41071 maili, 350 godzin wiadomości głosowych, 744 tweety, 106 stron listów oraz różne prezenty, w tym tytułowego reniferka. I choć autor zapewnił, że zmienił wygląd i zachowanie swojej stalkerki tak dalece, że ona sama się w tym serialu nie rozpozna, to znaleźli ją… widzowie. Okazała się nią Fiona Harvey, 58-letnia mieszkanka Londynu. I co gorsza, pozwała platformę Netflix. Domaga się 170 milionów funtów odszkodowania. Zarzuca serwisowi streamingowemu wyrządzanie jej szkód moralnych i pogwałcenie prywatności, ponieważ od chwili premiery „Reniferka” notorycznie otrzymuje groźby śmierci od fanów serii.
– Od początku wierzyłam w ten materiał, ale nie liczyłam na taką oglądalność. Zrobiliśmy przecież serial bez gwiazd w obsadzie. „Reniferek” jest dla widzów zaskoczeniem. Nieczęsto zdarza się, że dzielą się wrażeniami na bieżąco – a z postów i relacji wynika, że tak właśnie jest. Niektórzy pochłaniają całość za jednym podejściem. Widzów fascynuje, że nasz bohater twierdzi: też nie jestem bez winy – Polka w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” nie kryła zaskoczenia, że to jeden z najbardziej dyskutowanych seriali tego roku.
Ale jednocześnie przyznała, że to bodaj najciekawszy i najbardziej nietypowy projekt, jakiego mogła się podjąć jako reżyserka. Zresztą bardzo o niego walczyła. Gdy starała się o pracę na planie miniserialu, zapytano ją o produkcję, która mogłaby być odniesieniem dla „Reniferka”. Wymieniła „Trainspotting”. – Usłyszałam, że dokładnie o coś takiego chodzi. Posiadanie wspólnego odniesienia sprawiło, że łatwiej było ustalić wizualny styl – Tofilska wspominała w rozmowie z serwisem Letterboxd.
Wśród innych filmów, które były inspiracją, wymieniła filmy „Podziemny krąg”, „Król komedii”, „Człowiek z księżyca” i „Filadelfia”. Do tego ostatniego z tytułów wyraźnie nawiązała w czwartym odcinku, gdy inny bohater, Darrien (gra go Tom Goodman-Hill), zaczyna tańczyć, a światło staje się czerwone. W „Filadelfii” podobny zabieg zastosowano w scenie, w której Tom Hanks zaczyna mówić o operze i następuje zmiana światła.
I właśnie za ten odcinek doceniono polską reżyserkę w tegorocznych nagrodach Emmy, uchodzących za telewizyjne Oscary. Została nominowana w kategorii „Reżyseria: miniserial, film telewizyjny lub dramatyczny program specjalny”, obok takich gigantów, jak Gus Van Sant („Konflikt: Capote kontra socjeta”) czy Steven Zaillian („Ripley”). – To jest prawdziwy „pinch me moment”. Bardzo się cieszę, że nasza praca została doceniona. Nie tylko moja, ale także czwórki naszych aktorów i całej produkcji – skomentowała swoją nominację.
„Reniferek” walczy w 11. kategoriach, a reżyserka promuje już swój nowy film „Love Lies Bleeding” (polska premiera odbędzie się na festiwalu Nowe Horyzonty), thriller erotyczny z Kristen Stewart, który stworzyła ze swoją przyjaciółką, reżyserką Rose Glass. Znalazły się tu wszystkie kluczowe dla twórczości Tofilskiej motywy: przemoc, suspens i humor.
Warto też odnotować, że autorem zdjęć do „Reniferka” jest Polak, Krzysztof Trojnar.
_____
Emmy 2024
Kategoria „Reżyseria: miniserial, film telewizyjny lub dramatyczny program specjalny”
Weronika Tofilska – „Reniferek”
Noah Hawley – „Fargo”
Gus Van Sant – „Konflikt: Capote kontra socjeta”
Millicent Shelton: „Lekcje chemii”
Steven Zaillian – „Ripley”
Issa López – „Detektyw: Kraina nocy”
Zwiastun serialu „Reniferek”
Współtworzyli go Polacy
Brad Pitt w „Moneyball”, Tom Hanks jako prawnik w filmie „Most szpiegów”, Philip Seymour Hoffman w „Capote”, Benedict Cumberbatch w dwóch najnowszych filmach Wesa Andersona czy Cynthia Nixon w serialu „Pozłacany wiek”, zanim weszli na plan, spotkali się z Kasią Walicką Maimone. I to tylko kilka nazwisk z długiej listy gwiazd, które polska kostiumografka ubierała w stroje tak piękne, że dzięki nim podbiła Hollywood.
60-letnia Polka pracowała przy ponad 30 filmach i serialach i dziś już może stwierdzić nie bez pewności, że kostiumolog w jednej osobie łączy pracę całego sztabu ludzi. Aby osiągnąć sukces w tej branży, należy być jednocześnie historykiem, antropologiem, projektantem mody, krawcem, psychologiem i dyplomatą. Ona skończyła filologię angielską, ale całe życie szyła ubrania. – Pochodzę z Suwałk, wychowywałam się w PRL-u, czasach naznaczonych nieustannym brakiem, również w garderobie. Wtedy wszyscy szyli, żeby jakoś wyjść naprzeciw tym niedostatkom. Kiedy po studiach wyjechałam z Polski do Nowego Jorku, zapisałam się do tamtejszej szkoły projektowania mody Fashion Institute of Technology. Wtedy okazało się, że potrafię szyć lepiej niż inni – opowiadała „Gazecie Wyborczej”, jak anglistyka i moda połączyły się wkrótce w jej pracy kostiumologa.
Tworząc kostiumy do najgłośniejszych produkcji ostatnich lat, tak znanych reżyserów, jak Steven Spielberg, Wes Anderson i Bennett Miller, zawsze zaczyna od dyskusji z reżyserem oraz ekipą o tym, jak chcą opowiedzieć historię. Po takiej rozmowie robi research i tworzy olbrzymią bibliotekę inspiracji, fotografii, sztuki, na podstawie której buduje bohaterów.
Praca nad „Pozłacanym wiekiem”, historii tworzenia pierwszych amerykańskich fortun w tętniącym życiem Nowym Jorku tuż przed przełomem wieków, była dla niej „fantastyczną lekcją historii o początkach współczesnej mody”. Badając style tego miasta końca XIX wieku za pomocą obrazów i fotografii, głęboko doceniła złożone kolory i trendy w projektowaniu, które definiowały wówczas wyższe sfery. I stworzyła jedne z najpiękniejszych strojów w historii seriali kostiumowych. Choć chciała odwzorować styl epoki, nie bała się pozwolić sobie na swobodę twórczą, aby zapewnić wybuchową i urzekającą gamę kostiumów. – Odkryłam, że niektóre dzieła historyczne do nas przemawiają, a inne nie. Gdybym miała oddać kostiumy historyczne jeden do jednego – ich detale, materiały, kolory – trudno byłoby znaleźć odpowiednie stroje dla każdej filmowej postaci. Gdybyśmy więc byli wierni historii, myślę, że mielibyśmy zupełnie inny efekt – Polka mówiła magazynowi „Variety”, gdy otworzyła drzwi do swojego studia na Greenpoincie w Nowym Jorku, aby omówić, w jaki sposób stworzyła niezwykle skomplikowaną garderobę z „Pozłacanego wieku”.
Mówiła „my”, bo jej zespół liczył aż 65 osób. Oprócz tego zatrudniała mnóstwo pracowni, które szyły kostiumy. W Nowym Jorku to 8-10 miejsc plus wiele pracowni europejskich. Razem to 400 osób. Do pierwszego sezonu powstało ponad pięć tysięcy strojów, nie mniej do drugiego. – Ta produkcja jest olbrzymia! Gdyby ktoś mi zaproponował takie zadanie 10 lat temu, to nie byłoby szans na jego realizację, bo nie miałam wtedy wystarczającego doświadczenia – deklarowała.
Przy takiej skali współpraca z ekipą filmową i obsadą, zarządzanie tak silnymi i kreatywnymi osobowościami staje się kluczową umiejętnością: – Na samą myśl o wadze odpowiedzialności, jaka się z tym wiąże, można dostać ataku paniki. Dlatego ja staram się nigdy nad tym nie zastanawiać. Skupiam się na tym, co i jak mamy wykonać jako zespół. To jest jak kierowanie jachtem.
Jej zdaniem, kostium jest ostatnią warstwą w tworzeniu bohatera i opowiada historię człowieka. Pomaga zrozumieć, kim jest osoba, w którą aktor czy aktorka ma się wcielić – z jakiej sfery pochodzi, jaki wykonuje zawód, czy to ktoś, kto spędza dużo czasu, wybierając swoje stroje, czy liczy się dla niego przede wszystkim wygoda? Każdy element garderoby, sposób, w jaki noszone są ubrania, mówi coś ważnego o bohaterze.
– W przypadku „Pozłacanego wieku” chcieliśmy, żeby tylko jeden rzut oka wystarczył do scharakteryzowania konkretnej postaci. Stonowane, utrzymane w przygaszonych barwach stroje bohaterek Christine Baranski i Cynthii Nixon, wcielających się w „starą” elitę Nowego Jorku, są zupełnie inne od bombastycznych, bajecznych i bardziej ekstrawaganckich sukni postaci Carrie Coon – przedstawicielki „nowej” elity, która nie ma szlacheckich korzeni, dorobiła się wspólnie z mężem dzięki własnej pracy i sprytowi – tłumaczyła, jednocześnie zaznaczając, że porównywanie konkurujących ze sobą stylów starych i nowych fortun jest jak „porównywanie Whitney Museum i Metropolitan Museum. Obydwa żyją w tym samym czasie, są świętem sztuki, ale w zupełnie inny sposób”.
To rozróżnienie między dwoma światami „Pozłacanego wieku” było wiodącą zasadą tego, jak Walicka Maimone ubierała główne damy serialu. – To był jeden z ciekawszych okresów w modzie, technologii i sztuce. Mieliśmy szczęście, że to była epoka, która dała nam wiele do eksperymentowania, wiele do czerpania i mnóstwo do zabawy – nie kryła.
Oprócz mody ściśle opartej na faktach, ważne było dla niej pokazanie pewnego rodzaju podekscytowania, które panowało na ulicach Nowego Jorku, kiedy widziało się modę prosto z Paryża. Widoczne jest w tym czasie ciekawe podejście do kolorów – pojawiły się sztuczne barwniki, dzięki czemu paleta barw się poszerzyła. Efekt na ekranie jest oszałamiający. To po prostu wizualna uczta wypełniona rezydencjami z marmuru i wspaniałymi rekonstrukcjami Nowego Jorku z lat 80. XIX wieku. Jednak najbardziej przyciągającym wzrok elementem dramatu historycznego są widowiskowe suknie, w które ubiera się głównie żeńska obsada, awanturniczki i intrygantki z wyższych sfer. Ale Polka zadbała o całą reprezentację: również klasę robotniczą, jak służba lub uliczni sprzedawcy.
– Fascynujące w tworzeniu wizerunku bohaterów było uznanie świata, który był przed nami, ponieważ był to bardzo skomplikowany czas. Mieliśmy różnorodny świat do reprezentowania i staraliśmy się zrobić to dobrze – podsumowała.
Z tego samego założenia wyszła Amerykańska Akademia Telewizyjna i przyznała kostiumografce nominację do Emmy – za odcinek drugiego sezonu „Przecież nie lubisz opery”. „Pięć milionów podziękowań dla reżyserów, aktorów i najbardziej niesamowitego zespołu wszech czasów!” – tak Kasia Walicka Maimone zareagowała na wiadomość o pierwszej w karierze nominacji do Emmy. O złotą statuetkę w swojej kategorii będzie walczyła m.in. z kostiumografem „Szoguna”.
Faworytem tegorocznych Emmy jest serial „Szogun”, który otrzymał 25 nominacji oraz „The Bear”, który zgarnął 23 nominacje. Jednocześnie jest to rekordowy wynik w historii nagród dla serialu komediowego. Nagrody zostaną rozdane po raz 76. na gali, która odbędzie się 15 września w Los Angeles.﹡
____
Emmy 2024
Kategoria „Kostiumy z epoki w serialu”
Kasia Walicka Maimone – „Pozłacany wiek”
Karen Muller Serreau – „Nowy styl”
Alix Friedberg – „Palm Royale”
Carlos Rosario – „Szogun”
Emma Potter – „Lakers: Dynastia zwycięzców”