

Teksty Martyny Majok dotyczą tego, czego sama doświadczyła – życia imigrantów i innych niedostatecznie reprezentowanych społeczności, zwłaszcza kobiet. Twardzi, pozbawieni sentymentów, przepełnieni czarnym humorem i często zaangażowani politycznie przyjezdni do USA to bohaterowie jej amerykańskich sztuk teatralnych.
Teraz kończy już pracę nad „Gatsby, An American Myth”, muzyczną wersją powieści F. Scotta Fitzgeralda „Wielki Gatsby”. Dlaczego zainteresował ją ktoś, kto jest bogaty i nie jest imigrantem?
I M I G R A N T K A
– To jedna z najbardziej poruszających książek o byciu Amerykaninem, jakie kiedykolwiek czytałam – mówi magazynowi „Newcity Stage” z Chicago, poświęconemu sztukom scenicznym, o powieści, w której Nick Carraway zaprzyjaźnia się z tajemniczym milionerem Jayem Gatsbym, zakochanym w jego kuzynce Daisy Buchanan i wszyscy biorą udział w ekstrawaganckich przyjęciach w rezydencji Gatsby’ego. To opowieść o miłosnej obsesji życia skonfrontowanej najpierw z biedą, a potem z czasem, który płynie bezlitośnie, czego nie zmieni największa fortuna. – Jest w tej książce mnóstwo tęsknoty za tą naprawdę kolczastą, ale piękną dwoistością amerykańskiego snu: że wielkość można samemu osiągnąć, dzięki nieograniczonym ambicjom i determinacji, ale tak naprawdę to nigdy nie wystarczy.
39-letnia Polka wyznaje, że zakochała się w głównym bohaterze najsłynniejszej książki Fitzgeralda jako „najwspanialszym bohaterze klasy robotniczej”: – Pochodzi znikąd, więc się z nim sprzymierzyłam. Myśli, że jeśli zdobędzie miłość wymarzonej kobiety, próbując jej zaimponować bogactwem, to wystarczy, a nigdy nie wystarczy. Czuje się tak niedostatecznie dobry, że musi całkowicie stworzyć siebie na nowo, jak każdy my, amerykańscy imigranci.
Przyznaje, że chociaż nie zmaga się już z problemami z dzieciństwa i czuje się bezpieczniejsza niż kiedykolwiek, to cały czas chce więcej. – Ponieważ życie, które obecnie prowadzę, musi wynagrodzić ciężką pracę mojej matki – wyjaśnia. – Są możliwości i muszę je w pełni wykorzystać. Mama nie prosi mnie, żebym kupiła jej dom, ale czuję, że muszę to dla niej zrobić. Wydaje się, że to niewypowiedziany imperatyw dzieciaka-imigranta. To bardzo amerykańskie. Uczucie, że możesz być świetny, dlaczego więc nie spróbować? Dlaczego nie spróbować trochę bardziej?
Sama utożsamia się z postacią Myrtle Wilson, która tak desperacko chciała wyrwać się ze swojej sytuacji (była żoną właściciela warsztatu samochodowego): – Bohaterowie klasy robotniczej doświadczyli najgorszego. Chcą nadać sens zniszczeniom, których doświadczyli. Chcą żyć zgodnie z koncepcją tego, co Ameryka ma do zaoferowania, jeśli tylko się po to sięgnie.
O L Ś N I E N I E
Jej szczęście sprzyja. W wieku 5 lat wyjechała z mamą do USA, by niecałe 30 lat później podbić Amerykę swoją twórczością teatralną. Ale kiedy po raz pierwszy w liceum napisała sztukę, nigdy wcześniej żadnej nie widziała, bo nie była w teatrze. – Teatr rozumiałam jako film, na który nie masz dość pieniędzy – wyznaje „Newcity Stage”.
Droga do zostania jednym z najbardziej cenionych młodych dramaturgów w Stanach Zjednoczonych była pełna zarówno zmagań, jak i nieoczekiwanego uśmiechu losu. Urodziła się w Bytomiu na Górnym Śląsku, kilka lat przed upadkiem komunizmu. Nie znała swojego ojca. Mama Justyna przywiozła ją do New Jersey, w wielokulturowej społeczności imigrantów z klasy robotniczej Kearny, którą można zobaczyć w serialu „Rodzina Soprano”. Jej ojczym, pracownik budowlany, był agresywny. Aby poradzić sobie w domu pełnym przemocy, chowała się w swoim pokoju, dużo czasu spędzając na czytaniu, rysowaniu, malowaniu i pisaniu. Gdy dostawała w szkole zadanie napisania dwóch stron na jakiś temat, tworzyła dwadzieścia pięć. Aż jeden z nauczycieli namówił ją do wzięcia udziału w konkursie stanu New Jersey. Wygrała.
Później pomagała w lokalnym ośrodku w nauczaniu imigrantów i ich dzieci języka angielskiego. Pisała scenariusze, aby dać uczniom w nowym języku coś więcej niż tylko proste historyjki. – Zaczęły być coraz bardziej skomplikowane, jak na przykład morderstwo, napad na bank lub romans między baristami, a oni po prostu musieli jedynie wiedzieć, jak zamówić kanapkę – śmieje się dzisiaj.
Oprócz pracy na pół etatu i chodzenia do szkoły średniej, grywała w klubie bilardowym. – Byłam krnąbrnym dzieckiem. Do domu wracałam późno w nocy – wspomina. Któregoś wieczoru wygrała czterdzieści pięć dolarów. Uznała to za znak. Jej matka, sprzątaczka w domach zamożniejszych Amerykanów, znalazła w koszu ulotkę o sztuce „Kabaret”. „Wujek Jesse z serialu »Pełna chata« jest w Nowym Jorku” – powiedziała córce o aktorze Johnie Stamosie. I to dla niego wybrała się na „Kabaret”. Tym bardziej, że najtańszy bilet kosztował akurat tyle, ile wygrała w bilard.
To była jej pierwsza w życiu wizyta w teatrze. Olśnienie przeplatało się ze wzruszeniem. Pomyślała: „Chcę spędzić resztę życia, robiąc dla innych ludzi to samo, co ta sztuka zrobiła dla mnie”.
D R A M A T O P I S A R K A
Zdobyła stypendium na Uniwersytecie w Chicago, gdzie studiowała literaturę angielską, czytając sztuki Szekspira. Na początku była jednak zbyt nieśmiała, by dołączyć do „dzieciaków teatru”, czyli tych, którzy całe życie się tym zajmowali, jeździli na obozy teatralne, a ona nawet nie wiedziała, że coś takiego jest. Spędzała za to dużo czasu w uniwersyteckiej bibliotece, gdzie odkryła sztuki Sarah Kane. Kiedy uczelnia ogłosiła przesłuchania do jednoaktowej sztuki Kane „Crave”, zebrała się na odwagę, by spróbować swoich sił. I dostała rolę. Odtąd występowała w każdym przedstawieniu uniwersyteckim.
Jak opowiada w „Newcity Stage”, zaczęła wtedy także pisać sztuki – „wszystkie autobiograficzne i złe” (jak twierdzi). Przekonała jednak wydział anglistyki, aby pozwolił jej napisać sztukę w ramach pracy magisterskiej.
Gdy oznajmiła mamie, że będzie dramatopisarką, usłyszała: „O mój Boże, proszę, nie rób tego. Może chociaż zostań dziennikarką, bo oni mają biura? To jest stabilniejsze”. Trochę więc spróbowała dziennikarstwa – odbyła staż w lokalnej redakcji, ale „była okropna w tej pracy, bo ciągle pisała sztuki”.
Przełom przyszedł w 2015 roku wraz z „Ironbound”, historią polskiej imigrantki mieszkającej w New Jersey, sprzątaczki i pracowniczki fabryki (opartej na doświadczeniach jej matki). Sztukę wystawiono na Off-Broadwayu, a „Washington Post” określił ją jako „cudowną”. – Najlepszym moim przeżyciem była owacja na stojąco dla „Ironbound”, gdy siedziałam na widowni obok mojej mamy i widziałam jej uczucia spowodowane reakcją publiczności – Majok wyznała magazynowi „American Theatre”. – To dało mi wiarę, że historie ludzi, wśród których dorastałam, którzy nie mieli nic, a mimo to stworzyli dobre życie, też się liczą.
Gdy trzy lata później zdobyła Pulitzera w dziedzinie dramatu za „Koszt życia” (o relacji między osobami niepełnosprawnymi i sprawnymi), początkowo nie uwierzyła swojemu agentowi, uznając, że to kiepski żart. Została pierwszą Polką w historii oraz pierwszą osobą, która nie urodziła się w USA, z Pulitzerem.
Napisała tę sztukę w bardzo trudnym okresie życia. Zaczęła tego samego dnia, gdy wyrzucono ją z pracy w knajpie, gdzie była kelnerką. Nieprawdziwie oskarżyli ją, że ukradła sto dolarów. Na dworze właśnie zaczynała się burza śnieżna. Miała pierwszy wolny sobotni wieczór od dłuższego czasu. Wtedy przyszedł jej do głowy monolog otwierający sztukę. Reszta zmaterializowała się w przeciągu kolejnych miesięcy, gdy rozładowywała frustrację, pisząc. Bo z ówczesnym mężem żyli na skraju ubóstwa. Z braku pieniędzy mieszkali w 13 różnych miejscach, chyba we wszystkich możliwych dzielnicach Nowego Jorku, z dobytkiem w dwóch walizkach. Ledwo wystarczało im na czynsz… jeśli w ogóle znaleźli miejsce, które pozwolono im wynająć. Bywało, że sypiali na kanapach u kogoś. W jednym z mieszkań były pluskwy, więc spali w wannie, bo tylko tam ich nie dopadały…
Przechodzenie przez wszystkie szczeble ciężkiej pracy i adaptacji w nowym kraju zostało wynagrodzone. Sztuka przyniosła jej nie tylko Pulitzera, ale i nominację do Tony, najważniejszej nagrody w świecie teatru (jako pierwsza Polka). Koniec 2023 roku również był dla niej łaskawy. W listopadzie zdobyła prestiżową nagrodę The Arthur Miller Legacy Award, która przyznawana jest najlepszym dramatopisarzom w amerykańskim teatrze, zaś miesiąc później triumfowała zdobywając Steinberg Playwright Awards, dla najwybitniejszych dramatopisarzy na wczesnym i środkowym etapie kariery. „Imigrantka z Europy Wschodniej tworzy postacie, które mimo ogromnych niedostatków: finansowych, edukacyjnych i kulturowych, walczą o to, by postępować właściwie. Nobilituje osoby marginalizowane przez społeczeństwo, przywracając wszystkim sprawczość i bohaterstwo. Jest jedną z naszych największych dramatopisarek” – tak jury uzasadniło laury.
N I E N A W I Ś Ć
Jak wielu uznanych pisarzy, Martyna Majok twierdzi, że nienawidzi pisać. Chwile, kiedy wszystko dzieje się szybko i łatwo, są rzadkością. Tym chętniej nosi koszulkę z napisem: „Nienawidzę pisać, uwielbiam pisać”.
– Moim ulubionym momentem nie jest pisanie, czego tak bardzo nienawidzę, ale przebywanie z aktorami, reżyserami i innymi współpracownikami – wyjaśnia magazynowi „American Theatre”. – Kiedy piszę sztukę, nie jest ona tak prawdziwa, jak mogłaby być w pierwszym szkicu. Potem dzielę się nią z zespołem teatru, który podsuwa pomysły inspirujące do dalszego pisania. Po prostu to kocham. Aby do tego dojść, przechodzę przez mękę pisania.
Po raz kolejny przez nią przeszła, przygotowując tekst, na podstawie którego zostanie wyreżyserowana adaptacja „Wielkiego Gatsby’ego”. Za muzykę odpowiada Florence Welch, piosenkarka i liderka zespołu Florence + the Machine. – Uwielbiam tę książkę wręcz obsesyjnie, prześladuje mnie przez większą część życia. Zawiera niektóre z moich ulubionych wersów w literaturze, a z dekadenckim romantyzmem Fitzgeralda wręcz czuję głęboki związek – wyznała Welch, która w 2013 roku nagrała „Over The Love” na ścieżkę dźwiękową filmowej adaptacji z Leonardo DiCaprio.
Brytyjka sama podeszła do polskiej dramatopisarki po obejrzeniu jej „Sanctuary City”, „zauroczona aurą tęsknoty, którą przesiąknięta jest sztuka”. Ekipa, która razem z nią tworzy musical, jest świetna. To m.in. nominowany do Oscara i Grammy pianista Thomas Bartlett, producent piosenki „Jenny of Oldstones” Florence + The Machine, która pojawiła się w jednym z odcinków „Gry o tron” i współpracownik wielu innych artystów, np. Norah Jones. Całość wyreżyseruje laureatka Tony, Rachel Chavkin, choreografią zajmuje się laureatka Tony, Sonya Tayeh, która ma na koncie współpracę m.in. z Miley Cyrus i Kylie Minogue. Zaś jednym z producentów jest sławny Jordan Roth, który nadzoruje pięć teatrów na Broadwayu i ma na koncie cztery statuetki Tony.
– Jestem podekscytowana, zaszczycona i zainspirowana do pracy z tą grupą niezwykłych artystów i do życia w transcendentnych, wspaniałych słowach Fitzgeralda – mówiła kilka miesięcy temu Majok na konferencji prasowej.
D U S Z A
Nie byłoby to możliwe, gdyby nie to, że po 95 latach po premierze „Wielki Gatsby” w Ameryce przeszedł do domeny publicznej, tak jak m.in. „Pani Dalloway” Virginii Woolf. Skoro wygasły prawa autorskie, można je teraz przerabiać, samplować, remiksować bez konieczności uzyskania zgody i płacenia licencji.
Książka z 1925 roku zainspirowała wiele filmów i seriali, wielokrotnie trafiała na scenę, jako sztuki teatralne, opera i balet. Zapowiedziano także film animowany i thriller, w którym Gatsby ma być wampirem. To, co robi Majok, to pierwszy w historii musical. – Martyna to jedna z najbardziej ekscytujących artystek teatralnych swojego pokolenia i wniesie ekscytującą nową perspektywę do jednej z najbardziej znaczących kulturowo książek wszech czasów. Minęło 100 lat, odkąd „Wielki Gatsby” został opublikowany i nie może być lepszego czasu na ożywienie tej kultowej historii miłosnej w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy – zapowiadają producenci.
Niedawno wybrano obsadę „Gatsby, An American Myth”. W głównych rolach zobaczymy młodych aktorów – Isaac Powell będzie Gatsbym, Charlotte MacInnes zagra Daisy, Ben Levi Ross wystąpi jako Nick. Premiera planowana jest na 23 maja w American Repertory Theatre w Cambridge, a następnie na Broadwayu.
Są duże oczekiwania wobec tego przedstawienia. Polka, wspominając obawy swojej matki, że pisanie sztuk nie jest „bezpieczne”, wyjawia: – Starałam się nie być artystką, ale to zabijało mnie od środka. Właściwie dla mnie tak jest najbezpieczniej. Może nie finansowo, ale dla mojej duszy tak.﹡
Kopiowanie treści jest zabronione