Do pracy nad „Io” przystąpił na końcowym etapie montażu. Nie czytał scenariusza, tylko zaczął pracować z praktycznie gotowym obrazem. Jeden z utworów – roboczo nazwany „Wilki i lasery” – pisał jako pierwszy, zanim jeszcze film był gotowy, i nie wiedział nawet, czy to on zostanie jego kompozytorem. Pisał go więc niejako na próbę – tylko wedle notatek montażystki, typu „dziesiąta sekunda: osioł strąca belkę”. Gdy już miał potwierdzoną robotę, poprosił waltornistę Tomasza Bińkowskiego o nagranie dźwięków, które przypominały mu… osła, mieszkającego po sąsiedzku z domem pracy twórczej w Zakopanem, gdzie wcześniej spędzał wakacje. Wykorzystał też szkic, który powstał przypadkiem, gdy świeżo po wymianie komputera wypróbowywał bibliotekę wirtualnych instrumentów – okazało się, że fragment idealnie pasuje do jednej ze scen, włącznie z tempem i rytmem.
Mógł improwizować, bo miał zaufanie reżysera, co jego zdaniem jest niezbędne. Z Jerzym Skolimowskim kompozytor zna się od lat, napisał soundtracki do jego „Essential Killing” i „11 minut”, za które zdobył wiele nagród. – Zawsze, gdy pracuję z Jerzym, pojawia się między nami taka dobra energia. Jest bardzo pomocna i ważna, bo jeśli jej nie ma między twórcami, nie „rodzi” ona pomysłów, to samym warsztatem trudno jest coś zwojować – wyznaje Paweł Mykietyn, uważany za jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów przełomu XX i XXI wieku.
NIC NIE UMIE
– Po prostu pisałem kolejne fragmenty, konsultowałem to z Jerzym i jakoś to tam posuwało się do przodu – mówi lakonicznie, bo o swoim warsztacie niechętnie opowiada. Najczęściej przywołuje słowa noblistki: – Szymborska mówiła w swojej mowie noblowskiej, że praca poety jest beznadziejnie niefotogeniczna, człowiek siedzi albo leży na kanapie i wpatruje się w sufit. Napisze kilka wersów, coś skreśli; mija kilka godzin, w których nic się nie dzieje… Z komponowaniem jest podobnie. Najważniejszy jest pomysł, dalsza działalność to proces edytorski.
Przyznaje jednak, że odpowiedzialność wynikająca z tego, że muzyka to element budujący ostateczny nastrój filmu, zawsze jest wielka. Przy każdym zamówieniu kompozytorskim czuje tremę, ponieważ podchodzi do siebie jak do debiutanta, który nic nie umie i musi coś stworzyć od zera. – Doświadczenie w zawodzie artysty jest czymś złudnym, często oznacza po prostu rutynę. Myślę, że napisanie utworu to stworzenie nowego kosmosu, bo kompozytor musi ustalić wszystkie zasady gry od nowa. Zazwyczaj mam takie podejście, że przystępując do kolejnego utworu, muzyki filmowej, przedstawienia, nie wiem, co mnie spotka. Musi być szaleństwo i ryzyko – bez ryzyka nie ma zabawy – opowiada portalowi Szafa melomana.
Ale najważniejsze jest osiągnięcie rezultatu, który zadowoli wszystkie zainteresowane strony. – Tu nie ma możliwości ściemy. Jeśli aktor powie mi, że moja muzyka jest niedobra i że źle mu się z nią gra, to nie będę go przekonywał, że problem tkwi w nim, bo moja twórczość jest dobra. Zawsze trzeba dojść do momentu, kiedy już się lepiej nie da. Jestem kompozytorem kompromisowym – zapewnia w rozmowie z Polskim Radiem. Wie, co mówi. W filmie debiutował 23 lata temu ścieżką do „Egoistów” w reżyserii Mariusza Trelińskiego (skomponował również muzykę do większości spektakli teatralnych tego reżysera), od tamtej pory współpracował też z Andrzejem Wajdą, Małgorzatą Szumowską, Janem P. Matuszyńskim, Juliuszem Machulskim i Skolimowskim.
CO CZUJE OSIOŁ
W przypadku „Io” było o tyle dziwnie, że główną rolę zagrało… zwierzę. – Rozmawiając o filmach zawsze pytam, o czym to jest, kto gra, kim jest bohater, co przeżywa. Tymczasem postawienie w tej roli osła totalnie zmienia tę optykę – mówi „Gazecie Wyborczej”. A jak to wpłynęło na muzykę? – Choćby tak, że w filmie jest stosunkowo mniej dialogów, więc można powiedzieć, że dzięki temu jest więcej miejsca na dźwięki. Mam nadzieję, że nie zakłócam filmu muzyką… Czasami trudno jest wiedzieć, co czuje osioł.
„Io” to opowieść, w której widzimy świat oczyma małego, samotnego osiołka, podróżującego po świecie i spotykającego ludzi, którzy są i wrodzy, i przyjaźni. – Sytuacje są różne, czasem tragiczne, czasem zabawne. Starałem się podążać za sytuacją, podążać za emocjami… dodać trochę koloru – Mykietyn zdradza amerykańskiemu magazynowi „Deadline”. I nie kryje, że dla niego to film niezwykły: – Odważny, a nawet rewolucyjny jest także sam pomysł powierzenia głównej roli osiołkowi. Ludzie często postrzegają siebie jako kogoś lepszego, tymczasem moment uświadomienia sobie, że sami także jesteśmy zwierzętami, pogłębia perspektywę tej opowieści.
Oczywiście są w filmie aktorzy, w tym bardzo znani, jak Isabelle Huppert, ale powierzenie głównej roli osiołkowi to – według Mykietyna – bardzo inteligentne postawienie sprawy. – Bo czymże się różnimy od innych stworzeń? Mamy gniazda z betonu, a na przykład bobry mają z drzewa. Ale przecież tak samo się rozmnażamy i tak samo jesteśmy zbudowani: głowa, korpus, cztery kończyny, wnętrzności… Mamy jakąś hierarchię w społeczeństwie, ale mrówki czy pszczoły też, a przekonanie, że jesteśmy bardziej inteligentni od innych zwierząt, można szybko zweryfikować choćby w środku dżungli. Generalnie taka postawa antropocentryczna wydaje mi się nieco ułomna – deklaruje.
BOMBARDUJE ZMYSŁY
52-letni Mykietyn, który najbardziej kocha Chopina i Beatlesów, w muzyce do „Io”, która w większości była pisana bardzo precyzyjnie pod obraz, oddał całą swoją miłość do zwierząt. Jego bombardujące zmysły dźwięki wychodzą na pierwszy plan i istotnie napędzają film Skolimowskiego. Dają skromnej opowieści oddech, ale i potrzebny patos przenoszący realizm w krąg metafizyki. Muzyka ma rozmach dawnych klasyków, ale są też eksperymenty brzmieniowe, niecodzienne instrumenty, wielowarstwowy montaż. „Screendaily” zachwyca się, że ekspresja emocjonalna filmu „poszerza się dzięki nagraniom oddechu i ryku zwierzęcia” oraz przez „hiperdramatyczną, nowatorską fakturalnie, neomodernistyczną partyturę Pawła Mykietyna” (posłuchaj).
Nic dziwnego, że jego dzieło zostało nagrodzone Cannes Soundtrack Award (jako pierwsze w historii autorstwa polskiego kompozytora) przy tym samym festiwalu, na którym Skolimowski zdobył Nagrodę Jury. W grudniu 2022 roku otrzymał też statuetkę Europejskich Nagród Filmowych dla najlepszego kompozytora. Z muzyką do „Io” zajął też drugie miejsce podczas ubiegłorocznych Los Angeles Film Critics Association Awards, a ponadto był nominowany do 13. edycji Hollywood Music in Media Awards. W Polsce zaś zdobył w marcu Orła 2023 w kategorii „Najlepsza muzyka”.
22 kwietnia ma szansę na kolejne laury – w Gliwicach odbędzie się gala najważniejszych polskich nagród muzycznych, Fryderyki 2023. Mykietyn jest faworytem w kategorii „Muzyka filmowa, teatralna, ilustracyjna”. ﹡
_____
Nominacje do Fryderyków 2023 w kategorii „Muzyka filmowa, teatralna, ilustracyjna”:
Hania Rani – „Venice. Infinitely Avantgrade”
Muzyka z filmu „Johnny”
Kamil Holden Kryszak – „Piosenki o miłości”
Marek Napiórkowski – „Bejbis”
Paweł Mykietyn – „Io”