

Posłuchaj
Eddie Redmayne, zdobywca Oscara, jako bezwzględna maszyna do zabijania jest wspaniały. Jego Szakal jest dobry w przebieraniu się i wymykaniu z pozornie niemożliwych pułapek, ale najlepiej radzi sobie ze strzelaniem ludziom prosto w głowę, także z rekordowej odległości. Jest również człowiekiem rodzinnym, choć ukrywającym przed żoną i synem wielki sekret. Nie ma wyrzutów sumienia, gdy zabija ludzi, którzy przypadkiem znaleźli się w złym miejscu o złym czasie, ale potrafi wzruszyć się i darować życie młodemu ojcu. I choć jest zazwyczaj nieuchwytny, to te szczegóły czynią go bardziej ludzkim.
Bo scenarzysta postanowił stworzyć współczesną reinterpretację oryginału, a nie remake. Dlatego jego Szakal łączy w sobie bezwzględność i obsesję z przebłyskami wrażliwości. To wielka siła 10-odcinkowego serialu „Dzień Szakala” z główną rolą Redmayne’a, przeniesionego do współczesnego świata polityki międzynarodowej, wielkich finansów, szpiegostwa, dark webu i przestępczego półświatka.
Z A C Z Ę Ł O S I Ę O D T E L E F O N U
Zaczęło się od telefonu od producenta Garetha Neame’a, szefa Carnival Films. Telefon podczas pandemii koronawirusa zadzwonił do Ronana Bennetta, brytyjskiego scenarzysty znanego z „Szōguna”, „Top Boy” i „Wrogów publicznych”. W słuchawce usłyszał pytanie, czy rozważyłby adaptację kultowej powieści Fredericka Forsytha z 1971 roku. „Zdecydowanie nie przerabiamy pierwszego filmu, który powstał na jej podstawie, ponieważ po prostu nie dałoby się go zrobić lepiej” – usłyszał. „Ale moglibyśmy wziąć tę koncepcję i oprzeć się na rozwoju postaci i wielu sezonach – i zrobić to w zupełnie innej formie dramatycznej”.
Bennett był zaszczycony i jeszcze tej nocy ponownie obejrzał genialną adaptację filmową „Dnia Szakala” z 1973 roku, w której zamachowca na prezydenta Francji generała Charlesa de Gaulle’a zagrał Edward Fox.
– Ale chociaż szybko powiedziałem Garethowi „tak”, początkowo nie byłem do końca pewien, na co mówię „tak”. Jak mogłem jednocześnie uszanować i zaktualizować oryginał? Ponieważ jedna rzecz była od razu oczywista: powieść napisana ponad 50 lat temu jest analogowa, a my żyjemy teraz w świecie cyfrowym. Wykluczyłoby to powtórzenie niektórych najbardziej lubianych sztuczek Szakala – scenarzysta opowiadał w grudniu „Guardianowi”.

Zdjęcie: Marcell Piti

Zdjęcie: Marcell Piti
Z A M A C H N A P R E Z Y D E N T A
Historia Forsytha jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami we Francji w latach 60., kiedy grupa ultraprawicowych oficerów wojskowych, OAS, próbuje zabić prezydenta de Gaulle’a za to, co uznali za zdradę w przyznaniu niepodległości byłej kolonii Francji, Algierii. OAS zatrudnia profesjonalnego zabójcę – tajemniczego Anglika, znanego tylko pod pseudonimem Szakal.
Forsyth był wtedy paryskim korespondentem agencji Reuters – gdy 22 sierpnia 1962 roku w Petit-Clamart doszło do nieudanego zamachu zorganizowanego przez płk. Jeana-Marie Bastien-Thiry’ego. Zamachowiec został ujęty i stanął przed plutonem egzekucyjnym. Policja nie ujęła jego wspólnika, Georgesa Watina, który stał się jednym z pierwowzorów Szakala.
Brytyjczyk opisał działania zamachowca, m.in. zakup specjalnego karabinka snajperskiego u belgijskiego rusznikarza czy też wyrabianie fałszywych dokumentów przez płatnego zabójcę – z wykorzystaniem imienia i nazwiska zmarłego wiele lat wcześniej rówieśnika. Autor książki podaje przewodnik krok po kroku dla każdego, kto chce brytyjski paszport na fałszywe nazwisko. Najpierw Szakal przeszukuje nagrobki na cmentarzach w poszukiwaniu dziecka urodzonego mniej więcej w tym samym roku co on, ale które wcześnie zmarło i dlatego mało prawdopodobne jest, aby kiedykolwiek ubiegało się o paszport. Identyfikuje odpowiedniego kandydata o imieniu i nazwisku Paul Duggan i uzbrojony w datę śmierci Duggana następny krok kieruje do rejestru urodzeń, małżeństw i zgonów, znajdującego się wówczas w St Catherine’s House w Londynie, gdzie ubiega się o akt urodzenia zmarłego dziecka. Po otrzymaniu dokumentu dostaje paszport na jego nazwisko.
Szacuje się, że w taki sam sposób, co najmniej kilkanaście tysięcy osób pozyskało dane do fałszywych paszportów i praw jazdy. Brytyjskie władze zablokowały proceder dopiero w 2003 roku.
S N A J P E R, A L E I A K T O R
W filmie Edward Fox był w tej roli znakomity (druga adaptacja, „Szakal” z 1997 roku z Brucem Willisem, została zmiażdżona przez krytyków, choć nie przeszkodziło to filmowi w zarobieniu ponad dwukrotnie więcej niż jego budżet). Podobnie jak jego serialowy następca pół wieku później. Na ekranie śledzimy szczegółowo pomysłowe przygotowania Szakala, a większość przyjemności pochodzi z oglądania wytrawnego profesjonalisty przy pracy. Nie jest on tylko snajperem, ale i aktorem, który przebiera się, oszukuje i uwodzi, naginając pożytecznych idiotów do swojej woli, zanim bezlitośnie się ich pozbędzie. Niewielu, którzy stają na drodze Szakala, żyje, aby go wydać. My, widzowie, wiemy, że nie powinniśmy opowiadać się po stronie tego bezwzględnego zabójcy, ale determinacja Szakala, jego błyskotliwość, klasa, styl i spryt są tak duże, że nie możemy powstrzymać się od chęci, aby to zrobił, nawet gdy cofamy wzrok na widok jego czynów. Ba, kibicujemy mu nawet, by udało mu się uciec. Bo jest niczym wybitny szachista, który patrzy wiele ruchów do przodu i ma wszystko zaplanowane.
Po tym, jak Bennett obejrzał film dwa razy, jeden po drugim, i ponownie przeczytał powieść, jako ćwiczenie, pozbył się szczegółów, charakterystyki i kontekstu politycznego, aby dotrzeć do DNA historii. Zostawił to: najlepszy zabójca świata zostaje wynajęty, aby zabić najpilniej strzeżonego człowieka świata, podczas gdy ściga go wytrwały i równie przebiegły policjant.




– Wtedy nadszedł czas, aby ustalić, kim będą nasi trzej główni bohaterowie – Szakal, jego cel i jego łowca – w zaktualizowanej wersji historii. W powieści i filmie Szakal jest zagadką. Zimny, bezwzględny i samotny, nigdy nie poznajemy jego prawdziwego imienia. Moją pierwszą reakcją było wybranie tej uproszczonej wersji: zabójcy jako ducha. Uznałem, że ciekawie byłoby zobaczyć samotnego wilka w akcji – bez imienia, tożsamości, rodziny, kochanek – tylko po to, aby powoli ujawniać, że jest to mężczyzna z tożsamością, historią oraz psychologicznymi i emocjonalnymi potrzebami. W rzeczywistości nikt nie jest całkowicie sam. Nawet Szakal Forsytha miał relacje zawodowe – scenarzysta wyjaśniał „Guardianowi”.
Zadowolony, że ma swoją wersję Szakala, musiał zastanowić się, kogo ów miałby zabić. Podczas telekonferencji z producentem i Forsythem, sam pisarz zapytał: „kto będzie celem?”. Przy pomocy kolegów, scenarzysty i dziennikarza, Bennett wymyślił Ulle Dag Charlesa (UDC, granego przez Khalida Abdallę), gościa od technologii, który odwrócił się od klubu miliarderów i zamierza wypuścić aplikację o nazwie River, która może poważnie zaszkodzić interesom finansowym super bogatych.
„D O Z O B A C Z E N I A W K R Ó T C E”
Gdy scenariusz został zaakceptowany, zapadła decyzja o nakręceniu pilota. I wtedy pojawił się Redmayne. – „Dzień Szakala” to był film, na którym dorastałem i który bardzo ceniłem. Kiedy przeczytałem trzy pierwsze scenariusze serialu, był on całkowicie współczesny, był o rzemiośle szpiegowskim i to był rodzaj telewizji, którą uwielbiam oglądać – wyznał „Los Angeles Times”, dlaczego przyjął rolę i został producentem wykonawczym.
– Nigdy nie widziałem aktora, który rzuca się w rolę z takim zaangażowaniem. On i Szakal mają – i mówię to w dobrym tego słowa znaczeniu – obsesyjną dbałość o szczegóły. Musiał dokładnie wiedzieć, co, gdzie i dlaczego. Dość nieśmiało przyznał, że poza kilkoma słowami po francusku nie mówił w żadnym innym języku. W naszym serialu Szakal mówi płynnie po niemiecku, francusku i hiszpańsku. Eddie współpracował z trenerami głosu i nauczycielami języków obcych, aby uzyskać odpowiednie akcenty i intonacje. Współpracował z trenerem ruchu i zawodowym snajperem. Trafiał w cele z dużego dystansu. Jeśli aktorstwo kiedykolwiek pójdzie mu na dno, czeka go inna kariera – zachwalał 43-letniego aktora.
Ma rację. Już w pierwszych kilku minutach „Dnia Szakala” pokazuje swój kunszt. Jest tak dobrze przebrany za starszego Niemca, że pod tymi wszystkimi protezami, kostiumem i charakteryzacją, mógłby to być każdy, jednak wkrótce, po paradowaniu po budynku biurowca – gdzie strzela do każdego, kto mu przeszkadza – zdejmuje maskę, perukę, makijaż i soczewki kontaktowe. Scena jest imponująca, mrożąca krew w żyłach i maksymalnie wykorzystuje talent aktorski, kładąc podwaliny pod trzymającą w napięciu akcję rozwijającą się w kolejnych odcinkach.
Oglądanie, jak Szakal wykonuje swoje zadania i uchodzi mu to na sucho, jest ekscytujące. Wielka w tym zasługa doskonałego Redmayne’a, który jest charyzmatyczny, metodyczny, nieustępliwy i obsesyjny. Efekt? W ciągu niespełna miesiąca pierwszy odcinek „Dnia Szakala” obejrzało na Wyspach 4,5 mln widzów, co jest rekordowym wynikiem pośród seriali na platformie Sky. Natomiast w Polsce produkcja jest na czele listy przebojów platformy SkyShowtime.
Zwiastun serialu „Dzień Szakala”
Zabójca i jego cel

„Dzień Szakala” trafił do rankingów najlepszych seriali roku wielu prestiżowych gazet na całym świecie. Na dodatek aktor i sam serial zdobyli nominacje do Złotych Globów. Nic dziwnego, że zanim skończyła się emisja (czekamy jeszcze na cztery odcinki), producenci zapowiedzieli kontynuację. Redmayne potwierdził: – Bardzo wam dziękuję za oglądanie i wspieranie „Dnia Szakala”. Jeśli jest jedna rzecz, której Szakal nie może znieść, to nierozwiązane sprawy. Do zobaczenia wkrótce w drugim sezonie.
L O T N I K, K T Ó R Y Z O S T A J E D Z I E N N I K A R Z E M
Na fali sukcesu serialu do gry powraca też Forsyth. W grudniu ujawnił, że zamierza połączyć siły z pisarzem Tonym Kentem w napisaniu kontynuacji powieści „Akta Odessy”, która ukazała się po raz pierwszy w 1952 roku. I też była bestsellerem.
Pisarz konsultował wówczas treść z mieszkającym w Wiedniu słynnym „łowcą nazistów” Szymonem Wiesenthalem, który stał się jednym z bohaterów powieści. Autentyczną postacią był też zbrodniarz wojenny, komendant getta w Rydze, SS-Obersturmführer, Eduard Roschmann – „Rzeźnik z Rygi”. Utwór został zekranizowany w 1974 roku (główną rolę zagrał Jon Voight), zresztą jak większość jego książek. Forsyth jest bowiem mistrzem w budowaniu i dozowaniu napięcia aż do samego końca. Jego powieści są sugestywne, bo ich autor ma dużą wiedzę o tym, o czym pisze, i bazuje na swoich doświadczeniach z czasów, gdy był lotnikiem i dziennikarzem. Wie znacznie więcej od innych autorów, bo przez 25 lat pracował dla brytyjskiego wywiadu MI6.
Ma z czego czerpać, bo jego życie samo jest jak scenariusz szpiegowskiego serialu. Jak można przeczytać w jego autobiografii „The Outsider: My Life in Intrigue”, był stypendystą w bardzo snobistycznej szkole publicznej i nie podobało mu się to. Odszedł, jak tylko pozwolił mu tata (który był sklepikarzem w Ashford). Spieszył się, chciał podróżować, chciał zobaczyć świat. Ale najbardziej chciał latać. Wychował się w czasie II wojny światowej i miał na ścianie zdjęcia pilotów myśliwskich. Jego wielkim marzeniem było, że pewnego dnia będzie latał Spitfirem.
„To były czasy służby wojskowej, więc byłem trochę dziwny; wszyscy moi rówieśnicy próbowali się z niej wydostać, a ja starałem się dostać wcześniej. Wszyscy szli w jedną stronę, a ja w drugą – to był wspólny czynnik przez większość mojego życia. Do Sił Powietrznych wstąpiłem, gdy byłem niepełnoletni, a po dwóch latach, w wieku 19 lat, dostałem skrzydła” – wspominał. W latach 1956-58 odbył służbę wojskową w RAF. Latał m.in odrzutowymi myśliwcami De Havilland Vampire. Był jednym z najmłodszych pilotów w powojennym brytyjskim lotnictwie wojskowym.
Ale postanowił odejść i spełnić swoje kolejne marzenie: zobaczyć świat. Uznał, że najlepszym sposobem na podróżowanie i zarabianie pieniędzy będzie zostanie zagranicznym korespondentem gazety. Przez trzy lata pracował w lokalnym dzienniku w Norfolk, a potem dostał się do prestiżowej agencji Reuters. Pracował na strategicznej dla Brytyjczyków placówce w Berlinie, dokładnie w czasie, gdy komuniści rozpoczęli budowę Muru Berlińskiego. „Pewnego dnia jakiś facet stacjonujący w Paryżu dostał szmerów w sercu i musiał wrócić do domu. Szef wsadził głowę przez drzwi mojego biura i zapytał: »Czy ktoś tu mówi po francusku?«. Kilka dni później byłem już w samolocie do stolicy Francji” – wspominał.

Zdjęcie: archiwum prywatne

Zdjęcie: Penguin Books
Forsyth od najmłodszych lat wykazywał talent pisarski i zdolności językowe. Do dziś biegle mówi po hiszpańsku, francusku i niemiecku, komunikatywnie – po włosku, słabo – po rosyjsku.
Następnym etapem jego kariery był koncern medialny BBC. Jako korespondent trafił do Afryki. W 1967 roku nastąpiła tzw. secesja Biafry – kraju, który istniał tylko trzy lata i toczył wojnę z Nigerią. Pisarz omal nie zginął w czasie ataku nigeryjskiego samolotu na pozycje rebeliantów. Tam zdobył wiedzę o funkcjonowaniu najemniczych oddziałów walczących po stronie kierowanej przez prezydenta Chukwuemeka Ojukwu zrewoltowanej prowincji. Poznał także mechanizmy, na których opierają się przewroty i zamachy wojskowe w krajach Trzeciego Świata.
„Po rezygnacji z BBC wróciłem tam, aby relacjonować wojnę domową jako niezależny dziennikarz w Biafrze, tę okropną historię umierających dzieci. Stała się ogromną międzynarodową sprawą, w której byłem w samym sercu. Nigeryjczycy przybyli, aby zmiażdżyć ludność Biafry i wyznaczyli nagrodę za moją głowę, więc musiałem uciekać. Ledwo wiązałem koniec z końcem jako niezależny dziennikarz, byłem zadłużony. Wpadłem więc na szalony pomysł napisania powieści. Wiedziałem, że szanse na to, że stanie się bestsellerem, wynoszą tysiąc do jednego. Ale napisałem »Dzień Szakala«. A potem wszystko się zmieniło” – zdradził w autobiografii.
J A K O A G E N T W Y W I A D U
Jak deklaruje, w głębi duszy nadal jest dziennikarzem, a nie powieściopisarzem. Promując autobiografię tak tłumaczył to brytyjskim mediom: – Ta nienasycona ciekawość, dlaczego rzeczy się dzieją, sceptycyzm dobrego dziennikarza śledczego – zawsze kwestionowałem to, co mówi nam establishment. W fikcji wymyślam sytuację, żebym mógł ją zbadać. Może naprawdę się wydarzyła i nigdy się nie dowiedzieliśmy? To mnie napędza. Ale pisarze zarabiają o wiele więcej niż dziennikarze. Choć nie tak dużo, jak gwiazdy popu. Jedną z moich skarg jest to, że jeśli sprzedasz ponad 80 milionów książek, tak jak ja, tak, zarabiasz dużo pieniędzy, ale gdyby to były płyty, mógłbyś dodać kolejne zero.
Należy do grona najlepiej zarabiających powieściopisarzy na świecie. Milionerem stał się w maju 1975 roku. Pod koniec kolejnej dekady chciał zakończyć zarobkowe pisanie, jednak okazało się, że znaczna część jego majątku została źle zainwestowana przez doradców finansowych. Po „Fałszerzu” (1991) napisał więc kolejne książki, aż do ostatniej – „Fox” z 2018. Po napisaniu kilkunastu powieści ogłosił, że rezygnuje i że tym razem dotrzyma słowa. – Zabrakło mi tematów do opowiedzenia – skwitował wtedy.
Po podróży do Somalii, w ramach której zbierał informacje do „Czarnej listy”, żona powiedziała mu: „Jesteś o wiele za stary, te miejsca są cholernie niebezpieczne i nie biegasz już tak żwawo i zwinnie jak kiedyś”. Próbował więc wyszukiwać Somalię w Internecie, ale był „bardzo niezadowolony” z wyników. Zwykle jego powieść powstaje w półtora roku. Rok trwa wymyślanie ogólnej koncepcji, pół roku – zbieranie informacji, pisanie zaś – kilka tygodni. Praca nad „Dniem Szakala” zajęła mu zaledwie 35 dni.
Autentyzm pewnych wątków i zasad działania wywiadów, które opisywał w kolejnych bestsellerowych książkach (jak np. „Psy wojny” czy „Czwarty protokół”), niejednokrotnie rodził podejrzenia, że ich autor współpracował ze służbami specjalnymi Wielkiej Brytanii. Potwierdził to mediom dopiero 10 lat temu, gdy przyznał, że już podczas pobytu w Biafrze dostarczał informacje wywiadowi swojego kraju. Jako agent wykonywał zadania m.in. na terenie NRD. A gdy już pisał powieści, ich szkice przesyłał do MI6, aby sprawdzić, czy nie ujawnia jakichś poufnych szczegółów. Czasami wracały z adnotacjami i podkreślonymi akapitami.

Zdjęcie: Marcell Piti

Zdjęcie: Marcell Piti
– Pisanie to jedno z najdelikatniejszych zajęć, ponieważ nie musisz nikogo miażdżyć – wyjaśniał przed laty portalowi „Bookseller”.
W rozmowie z „Big Issue” dodawał: – Widziałem zabitych ludzi. Ale mam dość fatalistyczne spojrzenie na życie. Możesz żyć tak ostrożnie, jak to możliwe, a potem pewnego dnia jakiś młody kierowca wyjedzie zza rogu i bum! Wszystko się skończy. Jesteś w worku na zwłoki. Zawsze myślałem, że nie będę szukał śmierci, ale też nie będę żył w plastikowym worku. Nie spieszę się tak bardzo, jak kiedyś. Cieszę się życiem.
O S T A T N I A K S I Ą Ż K A
W ostatnich latach pochłonięty był opieką nad uzależnioną od opioidów żoną, Sandy Molloy. Wyznał, że od kiedy zachorowała, nie napisał ani słowa prozy, ale teraz, po jej śmierci (zmarła w ub.r. dzień przed premierą serialu „Dzień Szakala”), przyszedł czas na „ostatnią książkę”. – Aby pisać, potrzebuję samotności, której nie miałem. Teraz zasłonię za sobą wyimaginowane zasłony i będę patrzył do przodu, a nie do tyłu. Mam 86 lat. Nie wiem, ile mi zostało. Cztery lata? Nie wiem. Mam w sobie jeszcze jedną, ostatnią historię. Wszystko jest w mojej głowie. Widzę to w formie słów. Usiądę przy maszynie do pisania – nadal korzystam ze starej elektrycznej maszyny, tak jak 50 lat temu, gdy pisałem „Dzień Szakala” – i zacznę walić w klawiaturę – zapowiedział w rozmowie z „The Times”.
Thriller, nad którym pracuje z Tonym Kentem, zatytułowano „The Revenge of Odessa” („Zemsta Odessy”) i będzie to dzieło o niebezpieczeństwach, jakie niesie ze sobą ignorowanie przeszłości. Historia oparta jest na jego własnych doświadczeniach z czasów, kiedy przebywał pod przykrywką w Niemczech Wschodnich. W toalecie drezdeńskiego muzeum miał się spotkać z rosyjskim pułkownikiem, który pracował dla zachodnich służb, i odebrać od niego paczkę. Niestety ktoś w Londynie zadenuncjował Forsytha. Dowiedział się o tym szef miejscowego oddziału KGB. Rosjanin nie miał zaufania do swoich kolegów ze Stasi i uznał, że sam zatrzyma Forsytha, ale skręcił w złą drogę. Tchnięty przeczuciem Brytyjczyk postanowił pojechać inną trasą i zdążył przekroczyć granicę, zanim udało się go zatrzymać. Jak dzisiaj wyjawił, tym butnym szefem oddziału KGB w Dreźnie był Władimir Putin.
Akcja „Zemsty Odessy” rozgrywa się latem 2025 roku. Jej bohaterem jest wnuk Petera Millera, Georg, odnoszący sukcesy podcaster mieszkający w Berlinie. Natrafia na dowody na to, że Odessa – nazistowska siatka, której celem jest przywrócenie nazistom władzy i wznowienie ich morderczego reżimu – znów pojawiła się na scenie. A ich kolejny atak może zmienić bieg historii.
W grudniu Forsyth zdradził, że choć „Akta Odessy” zrodziły się w jego wyobraźni ponad pół wieku temu, opisywane tam realia polityczne są nadal bardzo aktualne, bo związane z odrodzeniem skrajnej prawicy w Europie: – Od kilku lat bawiłem się pomysłem na kontynuację i na szczęście, współpracując z niezwykle utalentowanym Tonym Kentem, udało nam się wyczarować ekscytującą, nową, współczesną historię, która uaktualnia fabułę i zwraca uwagę na smutną rzeczywistość, w której pewne rzeczy po prostu nigdy nie przemijają.
„Zemsta Odessy” ukaże się 28 sierpnia w Wielkiej Brytanii. Co potem planuje Forsyth? – Wtedy usiądę na trawniku, napiję się claret, pójdę do pubu i rozwiążę krzyżówkę. I spotkam się ze znajomymi – zapowiada. ﹡

Zdjęcie: Marcell Piti

Zdjęcie: Marcell Piti