Od lewej: Brian Cox w 1968 roku (archiwum prywatne) oraz w reklamie marki Kith w 2023
„Sukcesja” na Złotych Globach. „Wszyscy chcą, żebym im powiedział, by się odwalili”
08 stycznia 2024
tekst: Agnieszka Kowalska

Posłuchaj

Brian Cox, grający w „Sukcesji” bezwzględnego magnata medialnego, miał szansę na Złoty Glob. Jednak aktor jednego z najpopularniejszych i najlepszych seriali w historii, nie zdobył drugiej w karierze statuetki w kategorii „najlepszy aktor w serialu dramatycznym”, bo pokonał go jego serialowy syn – grany przez Kierana Culkina. „Sukcesja” już się skończyła, ale Cox w trakcie trwającej pół wieku kariery zagrał wiele wyjątkowych ról i wystąpił w ponad dwustu produkcjach, i nie zamierza na tym poprzestać. Co planuje i jak siebie ocenia? Opowiada szczerze i nie oszczędza nawet sławnych kolegów z branży.

Dziś w nocy odbyła się 81. gala Złotych Globów, czyli nagród przyznawanych przez Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej. Zostali wybrani laureaci w 27 kategoriach. W kategoriach filmowych wielkim wygranym został „Oppenheimer”. Zdobył bowiem aż pięć statuetek w tym dla najlepszego dramatu i aktora oraz za reżyserię. W kategoriach telewizyjnych zdecydowanym liderem była „Sukcesja” – miała aż dziewięć nominacji, a zdobyła cztery statuetki. I jest dopiero trzecim serialem, który trzykrotnie wygrywa w kategorii najlepszy serial dramatyczny.

Bijąca w ubiegłym roku rekordy popularności produkcja HBO Max, która już się zakończyła, w kategorii „najlepszy aktor w serialu dramatycznym” miała aż trzech swoich aktorów: Kierana Culkina, Jeremy’ego Stronga i Briana Coxa. Grający nestora rodu Royów, 77-letni Cox – dla którego to czwarta nominacja – był faworytem. Jednak statuetkę sprzątnął mu sprzed nosa Culkin. – Byłem nominowany do Złotego Globu jakieś 20 lat temu, a kiedy ten moment minął, wciąż pamiętam, jak pomyślałem: „Nigdy więcej nie wrócę do tej sali”. Ale dzięki „Sukcesji” byłem tu kilka razy. A teraz wygrałem pierwszy raz w karierze. To nie jest moje, to jest dla zespołu – mówił ze sceny w hotelu Beverly Hilton, trzymając nagrodę.

Jego Roman Roy, nicpoń o twarzy aniołka, ma w „Sukcesji” swoje wzloty i upadki, ale są chwile, kiedy nie sposób mu nie współczuć. Zwłaszcza, gdy jest workiem treningowym swojego ojca (nie tylko werbalnie) i są sceny, w których zachowuje się jak mały chłopiec, zbyt przerażony, by zareagować. Nic dziwnego, Logan Roy, którego postać wzorowana jest na magnatach medialnych Rupercie Murdochu i Sumnerze Redstonie, we wszystkich wzbudzał strach. Rola Coxa jest aktorskim majstersztykiem. – On jest planetą, słońcem, wokół którego wszyscy się kręcą – ocenia twórca hitu, Jesse Armstrong, który tak zachwycił się aktorstwem Coxa, że zmienił jego los. – Początkowo myślałem, że Logan może umrzeć pod koniec 1. odcinka, a potem, że może umrzeć pod koniec 1. sezonu. Szybko stało się jasne, że to głupi ruch – dodaje. I zaczął się zastanawiać, jak to rzeczywiście wygląda, kiedy ktoś po 80-tce albo nawet po 90-tce wciąż prowadzi firmę i ma wypakowany kalendarz, a jednocześnie dosłownie czuje, jak traci wpływy. Logan, niczym Redstone i Murdoch, na pytanie, co się stanie, kiedy umrze, odpowiada: że nie planuje umierać. Logan, niczym sam Cox, jest też dowodem na to, że życie zaczyna się po siedemdziesiątce.

Brian Cox i grający w „Sukcesji” jego syna Jeremy Strong walczą o Złote Globy w tej samej kategorii
Zdjęcie: HBO Max

1.
Czy powiedziałem prawdę? Czy to wszystko wymyśliłem?

Brian Cox to mężczyzna, który dominuje. Ma stalowo niebieskie oczy, charakterystyczny głos, głęboki i donośny, a do tego cięty język. Choć jest elokwentny, czarujący i uprzejmy, to potrafi też być brutalnie szczery („Nienawidzę poprawności politycznej”). To nie jest ktoś, kogo owiniesz sobie wokół palca. Nic dziwnego, że postaci, które grał przez pół wieku kariery, to cała gama potężnych samców alfa, od magnata medialnego Logana Roya po Agamemnona, Tytusa Andronikusa, króla Leara, Churchilla, Picassa i pierwszego na ekranie w historii – Hannibala Lectera. Co ciekawe, w tym samym roku, 1986, Anthony Hopkins grał Króla Leara na scenie Teatru Narodowego. Pięć lat później, podczas produkcji „Milczenia owiec”, w której Hopkins wcielił się w Lectera, Brian grał Króla Leara w Teatrze Narodowym. Obydwaj aktorzy w tamtym czasie korzystali z usług tego samego agenta.

Choć wystąpił w ponad dwustu produkcjach, dopiero „Sukcesja” przyniosła mu światową popularność. A on postanowił ją wreszcie wykorzystać. I dwa lata temu wydał wspomnienia „Putting the Rabbit in the Hat” („Wkładając królika do kapelusza”), w których nie tylko opisuje drogę od pełnego bólu dorastania w biedzie w rodzinie robotniczej do płodnej kariery obejmującej teatr, film i telewizję.

Brian Cox: „Rola Logana Roya przyniosła mi ogromny osobisty sukces, ale to nie koniec mojej kariery”
Brian Cox: „Rola Logana Roya przyniosła mi ogromny osobisty sukces, ale to nie koniec mojej kariery”
Brian Cox: „Rola Logana Roya przyniosła mi ogromny osobisty sukces, ale to nie koniec mojej kariery”
Brian Cox: „Rola Logana Roya przyniosła mi ogromny osobisty sukces, ale to nie koniec mojej kariery”

Cox jest z jednym z największych aktorów swojego pokolenia. A „Sukcesja” zdobyła dla niego nową publiczność, ustawiającą się w kolejce, by poprosić go, by powiedział im à la Logan Roy: „fuck off!”. I to dla nich postanowił opowiedzieć swoją historię, jak mały dzieciak ze szkockiego miasteczka Dundee może znaleźć się w kultowych filmach. – Jeśli masz zamiar zrobić coś takiego, naprawdę musisz powiedzieć prawdę. To było oczyszczające, konieczne. To było dla mnie ważne, ponieważ osiągnąłem pewien wiek i chciałem spojrzeć na niektóre rzeczy w świetle życiowych doświadczeń i być tak szczerym, jak tylko mogłem. Oczywiście są rzeczy, które pominąłem, pojawiają się też wątpliwości, czy byłem sprawiedliwy w ocenie, szczególnie wobec niesamowitych kobiet w moim życiu – tak w rozmowie z dziennikiem „The Scotsman” mówił o autobiografii.

– A druga sprawa jest taka, czy powiedziałem prawdę, czy to wszystko wymyśliłem? Zaczynasz wpadać w panikę. Czy jestem niesprawiedliwy wobec ludzi, czy jestem nieuprzejmy? Podczas pisania tej książki pojawiły się różne dziwne emocje – dodał.

Nie bez przyczyny. Cox nie oszczędza w książce największych sław Hollywood. Ma historie o wielu z tych, z którymi pracował, i są to wszyscy liczący się w tej branży: od Gielguda i Oliviera przez kilku Redgravesów, Iana McKellena, Alberta Finneya, Petera O’Toole’a, Gary’ego Oldmana, Alana Rickmana, Johna Osborne’a, Spike’a Lee, Kena Loacha, Lauren Bacall, Keanu Reevesa, Brada Pitta, Scarlett Johannson i Stevena Seagala. Spotkał ich m.in. na planie takich hitów, jak „Łowca”, „Braveheart”, „Tożsamość Bourne’a”, „Krucjata Bourne’a”, „X-Men 2”, „Red” i „Churchill”.

Brian Cox w filmach: „Troja” (2004), „Czerwony smok” (1986), „X-Men2” (2003) i „Rob Roy” (1995). Zdjęcia: Warner Bros., De Laurentiis Entertainment Group, 20th Century Fox, United Artists

2.
Johnny Depp jest przereklamowany, a Edward Norton to „wrzód na d…”

Cox nie owija w bawełnę. Chociaż nie dzielił ekranu z Johnnym Deppem (odrzucił rolę w „Piratach z Karaibów” i nie żałuje tego), nie powstrzymywał się, gdy mówił o aktorskich umiejętnościach młodszego kolegi. „Osobiście uważam, że jest przereklamowany. Weźmy takiego »Edwarda Nożycorękiego«. Powiedzmy szczerze, jeśli przychodzisz na plan z takimi rękami i z bladą, przestraszoną twarzą przygotowaną w charakteryzacji, nie musisz już nic więcej robić. No i nic więcej nie zrobił. A później robił jeszcze mniej” – napisał.

Davida Bowie też ma za niezbyt dobrego aktora (pracował z nim w brytyjskim serialu „Redcap”). O Edwardzie Nortonie, z którym zagrał w filmie „25 godzina”, pisze krótko: „Miły chłopak, ale prawdziwy wrzód na dupie, bo wydaje mu się, że jest wielkim scenarzystą/reżyserem”. Równie „ciepło” wyraził się o Stevenie Seagalu, z którym zagrał w „Nieuchwytnym”. „W prawdziwym życiu jest tak samo absurdalny jak na ekranie” – ocenił.

W swojej książce nie szczędził też cierpkich słów Quentinowi Tarantino: „Uważam, że jego praca jest godna uwagi, ale powierzchowna. Kosztem głębi stawia na mechanikę fabuły. Styl w miejsce treści. Wyszedłem z »Pulp Fiction« w trakcie seansu. Ale gdyby zadzwonił z propozycją, zgodziłbym się”. O swoim filmie „Churchill” z 2017 roku napisał bez ogródek, że „został okradziony” z Oscara, odnosząc się do roli Gary’ego Oldmana, który za swojego Winstona Churchilla w „Czasie mroku” rok później Oscara dostał. „To jest znane jako »Klątwa Briana Coxa«. Nie możesz żyć myśląc o zdobywaniu Oscarów i takich tam, bo zwariujesz. Chodzi o pracę i zawsze o pracę. Ale dobrze jest zostać rozpoznanym i wkurzasz się, gdy ludzie nie doceniają pracy lub nie dają atencji, na jaką zasługuje” – nie krył żalu. „Gary wykonał świetną robotę, ale używał bardziej charakteryzacji niż aktorstwa, i robił wszystko, co moim zdaniem nie było konieczne”.

Nie wszystkie sławy, z którymi współpracował, zostały skrytykowane w jego książce. Gwiazdor „Sukcesji” miło ocenił talent Keanu Reevesa: „Jest poszukiwaczem, który stał się całkiem dobry przez lata”. Zaś „absolutnym dżentelmenem” i „kimś, kogo spotykasz w swoich snach” nazwał Morgana Freemana, a jeszcze pochlebniejsze słowa ma do powiedzenia na temat zmarłego w 2016 roku Alana Rickmana. „Najsłodszy, najmilszy i najbardziej niesamowicie inteligentny człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałem” – wyjawił.

Brain Cox, ok. 1950 rok
Zdjęcie: archiwum prywatne
Brain Cox ze swoim ojcem w Dundee, ok. 1950 rok
Zdjęcie: archiwum prywatne

3.
Wciąż mam problem z ubóstwem

Dla aktora proces pisania książki był bardzo emocjonalny, zwłaszcza części dotyczące jego rodziców. Stracił ojca, gdy miał zaledwie osiem lat i wychowały go trzy starsze siostry, gdy jego matka po licznych załamaniach psychicznych trafiła na stałe do szpitala. Przyznaje, że był zaskoczony swoimi uczuciami, gdy przyszło do pisania o starszym bracie. „Wszyscy się o mnie martwili, kiedy zmarł ojciec, bo byłem dzieckiem, ale mój brat miał 16 lat i znajdował się w znacznie bardziej bezbronnej sytuacji niż ja. On uciekł do wojska i żył swoim życiem, ma wnuki i prawnuki, całkiem spore stado, a ja nie mam ani jednego wnuka” – opisywał.

Zmagania z biedą i problemy w rodzinie sprawiły, że i on sam uciekał w inny świat. Jako nastolatek dołączył do Dundee Repertory Theatre i kontynuował naukę w Londyńskiej Akademii Muzyki i Sztuki Dramatycznej, po czym ukończył studia w wieku 17 lat w 1965 roku. „Potem żyłem, oddychałem i spałem w aktorstwie” – wyznał, że to ciężka praca zaprowadziła go do światowej sławy. Ale ciężkie czasy w Dundee ukształtowały go tak bardzo, dając mu poczucie celu, ale także niepewność na całe życie, nawet teraz, gdy jest bezpieczny finansowo. „Wciąż mam problem z ubóstwem. Zawsze będzie wisiał nade mną jak miecz Damoklesa i to nie znika. Jestem pracoholikiem, a powodem, dla którego jestem pracoholikiem, jest to, że myślę, że nie stać mnie na niepracę. Prawdopodobnie mógłbym sobie pozwolić na zdjęcie stopy z gazu, ale nie zrobię tego” – przyznał.

Ojciec aktora prowadził sklep spożywczy, ale jego hojność wobec klientów oznaczała, że ​​po jego śmierci rodzina pozostała z długami. Sprzedawał towar na kredyt, a gdy zmarł, nikt nie oddał jego żonie ani grosza. „Po prostu pozwolił ludziom być takimi, jakimi są. Moja matka zamartwiała się, gdy widziała, jak jest wykorzystywany, ale mój ojciec nigdy tego nie widział, nie chciał tego zobaczyć. Był niesamowicie godnym podziwu człowiekiem i mam szczęście, że jestem jego synem” – zadeklarował. Do dziś trzyma jego zdjęcie: jedno w domu w Londynie, a drugie w Nowym Jorku. Jest jego ulubionym, dlatego umieścił je w książce.

Brian w sztuce „The Danton Affair”, 1986
Zdjęcie: Royal Shakespeare Company
Brian Cox z żoną Nicole Ansari-Cox w sztuce „The Score”, 2023
Zdjęcie: Theatre Royal Bath

4.
To kawał drania, ale istnieją powody, by był absolutnym łajdakiem

A czy sam jest dobrym ojcem? Kiedyś wyznał, że nie był świetnym rodzicem za pierwszym razem – ma dorosłego syna i córkę z pierwszą żoną oraz dwóch synów z drugiego małżeństwa. Czy teraz czuje się pewniej w tej roli? „Nie, to nadal jest do bani” – śmiał się w rozmowie z „The Scotsman”. „Problem polega na tym, że kiedy masz ojca takiego jak mój, bardzo trudno jest wiedzieć, jak być ojcem, ponieważ był jak święty, niezwykły człowiek. Moja mama zwykła mawiać »on nie jest prawdziwy«” – wyjaśnił. Być może też dlatego aktor jest wyrozumiały dla serialowego patriarchy rodu z „Sukcesji”, próbującego uczynić swoje dzieci godnymi zastąpienia go w rodzinnym imperium.

„Jako rodzic oczekujesz od swoich dzieci, aby były sobą. Nie chcesz, żeby były kopiami ciebie lub ich matki, i oczywiście to też irytuje. Ale dzieci Royów są jak przeklęte. Prowadziły luksusowe życie zbyt długo i nigdy nie doświadczyły żadnych trudności – cierpiały z powodu problemów emocjonalnych, ale nie finansowych. I to jest problem, z którym boryka się Logan. Jak te dzieciaki mają wejść w rzeczywistość, bo oczywiście ich świat nie jest prawdziwy, jest trochę fantastyczny i realność jest dla nich bardzo trudna. Takiemu płaczliwemu dziecku jak Kendall jest ciężko. Loganem kieruje pragnienie zaszczepienia w dzieciach poczucia własnej wartości” – wyjaśnił.

Dlatego jest bardzo empatyczny w stosunku do groźnej głowy rodziny Royów: „To nie jest droga, którą bym szedł, to nie mój świat, bo to kawał drania, ale istnieją zrozumiałe powody, by był absolutnym łajdakiem”.

Brian Cox: „Logan Roy był absolutnym łajdakiem”
Brian Cox: „Logan Roy był absolutnym łajdakiem”
Brian Cox: „Logan Roy był absolutnym łajdakiem”
Brian Cox: „Logan Roy był absolutnym łajdakiem”

Widzom ten drań jednak imponuje i zaczepiają Coxa na ulicy z jedną prośbą. „Wszyscy chcą, żebym im powiedział, żeby się odwalili” – śmieje się. – „Dzieci i ich rodzice, młode pary z telefonami podchodzą do mnie i nieśmiało zaczynają: »Panie Cox, czy mógłby pan powiedzieć, jak Logan Roy, żebyśmy się odpierdolili?«. Ja na to: »Jesteście gotowi? OK. Fuck off!«”.

Śmierć Roya w czwartej serii „Sukcesji” była telewizyjnym wydarzeniem ubiegłego roku (przynajmniej do finału kilka tygodni później). Zrobiono to tak dyskretnie w łazience jego prywatnego odrzutowca, że niektórzy fani zastanawiali się, czy naprawdę nie żyje. Gdy klan zebrał się w kościele na pogrzebie, do ławki dla żon i kochanek Roya wsunęła się nieznajoma. Nie trzeba było długo czekać, aż w mediach społecznościowych zaroiło się od informacji, że tą aktorką była Nicole Ansari-Cox, w prawdziwym życiu żona aktora. W swoich wspomnieniach Brian opisuje ją jako bratnią duszę. Poznali się w Hamburgu w 1990 roku, kiedy grał Króla Leara. Była tak oczarowana, że ​​widziała spektakl osiem razy. Pobrali się osiem lat później i mają dwóch synów. Rzadko razem pracują. Gdy na początku lat dwutysięcznych dostali angaż do tego samego serialu „Deadwood”, nawet im się nie udało spotkać na planie. Podobnie, jak w „Sukcesji”, co Cox „Guardianowi” skomentował z poważną miną: – Nie było mnie tam, bo umarłem.

Brian Cox w „Braveheart. Waleczne serce” (1995), Wszystko gra (2005), ” Churchill” (2017) oraz „Zodiaku” (2007). Zdjęcia: Paramount Pictures, DreamWorks, Lionsgate

5.
Straciłem anonimowość

Ostatnio zagrał z żoną w sztuce „The Score” w Theatre Royal w Bath, gdzie zagrał Bacha, a ona drugą żonę muzyka, Annę, która była matką 13 z 20 jego dzieci. Pisały o tym media, zrobiło się wokół nich głośno. Oznaczało to, że para musiała unikać fotografów – problem nowej gwiazdy, jaką aktor stał się po fenomenalnym występie w „Sukcesji”.

– Straciłem anonimowość – mówi ze smutkiem o roli, która uczyniła go prawdopodobnie największą gwiazdą telewizji na świecie. – Jednocześnie zdałem sobie sprawę, że ona była dla mnie ważna. Nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego jak sława. To znaczy, prosisz o sukces w swojej pracy i go otrzymujesz, a potem musisz uporać się z konsekwencjami. Zawsze ceniłem swoją prywatność, ale to już minęło. Mam szczęście, że dopiero teraz, gdy robię w tym zawodzie od ponad 60 lat.

Przez ten długi czas, podobnie jak w przypadku wielu aktorów, podjął kilka decyzji, z powodu których uznanie i sława przyszły tak późno. „Często jestem pytany, czy zaproponowano mi rolę w »Grze o tron« i odpowiedź brzmi: tak, miałem być królem imieniem Robert Baratheon” – ujawnił w „Putting the Rabbit in the Hat”. Odrzucił tę propozycję, ponieważ pieniądze nie były zbyt duże, a postać miała zostać wcześnie zabita. „W amerykańskich produkcjach zawsze istniała tendencja do traktowania aktorów brytyjskich inaczej niż amerykańskich” – narzekał. „Innymi słowy chodziło tylko o to, żeby kupić ich tanio”.

Ale nie chodzi tylko o pieniądze. Odrzucił także rolę gubernatora w „Piratach z Karaibów”, lukratywną rolę, którą ostatecznie otrzymał Jonathan Pryce. Dlaczego? „To byłby sposób na zarabianie pieniędzy, ale ze wszystkich ról w filmie ta była najbardziej niewdzięczna”.

Żadne z tych wydarzeń nie jest jednak tak znaczące jak to, które miało miejsce w październiku 1965 roku, gdy 19-letni aktor ze Szkocji desperacko chciał udowodnić swoje umiejętności na londyńskiej scenie. Został wezwany na spotkanie z Laurencem Olivierem w National Theatre, więc zarezerwował nocny lot po swoim wieczornym przedstawieniu w Edinburgh Lyceum. Kiedy jednak tego samego dnia przybył do teatru ze swoją torbą podróżną, portier wręczył mu kartkę informującą o odwołaniu spotkania w stolicy Wielkiej Brytanii ze względu na niedyspozycję Oliviera. Cox obudził się następnego ranka i dowiedział się, że samolot, którym miał lecieć, rozbił się na Heathrow, a wszyscy na pokładzie zginęli. „No cóż” – powiedział Olivier, jego aktorski idol, kiedy innym razem spotkali się w Londynie. „Co ty tu, kurwa, robisz? Bo już ci mogę powiedzieć, że będziesz tu tylko dublerem”.

Brian Cox w reklamie marki Kith, 2023
Aktor w 1978 roku w Londynie
Zdjęcie: archiwum prywatne

6.
Wiedziałem, że wolę robić złe filmy niż złą telewizję

Ostatnio zrobił film dokumentalny dla Channel 5 o różnicach majątkowych w społeczeństwie i o tym jak żyją biedniejsi. „How the Other Half Live” zabrał go z powrotem do pogrążonego w biedzie Dundee i do kamienicy, w której mieszkał jako dziecko z rodzicami i czwórką starszego rodzeństwa. Tak w ub.r. mówił „Guardianowi” o tej wizycie: – Zobaczyłem jedną rzecz, która wydała mi się dość odkrywcza. Wtedy wszyscy byliśmy lokatorami, ale mieliśmy swoje nazwiska na drzwiach. Byli Brody, Coxowie i Patersonowie, a teraz to tylko 1, 2, 3. Ludzie stali się liczbami. Depersonalizacja jest sposobem kontrolowania ich – a oni nawet nie są tego świadomi.

W tym roku znów przyjedzie do Szkocji, aby wyreżyserować swój pierwszy film fabularny „Glenrothan”, którego akcja rozgrywa się w destylarni whisky. Zagra także jedną z głównych ról. Miał to zrobić pod koniec ub.r., ale – jak wyjaśnił – stało się to „niezwykle trudne, ponieważ był wyczerpany”. Wątpi jednak, czy kiedykolwiek ponownie zamieszka w Szkocji, ale zapewnia, że ​​”z pewnością zostanie tam pochowany”.

Jego główny dom znajduje się w Nowym Jorku, ale utrzymuje przyczółek w Londynie, ponieważ tam mieszkają jego syn i córka z poprzedniego małżeństwa. – I także dlatego, że Londyn reprezentuje dla mnie wolność. Kiedy przyjechałem do stolicy jako student w latach 60. XX wieku, był to okres niesamowitej mobilności społecznej w tym bardzo podzielonym klasowo kraju. I każdy, kto wtedy żył, wie, jakie to było fenomenalne.

Ale z tamtego okresu ma sobie wiele do zarzucenia. Był nieobecnym ojcem i – aż do Nicole – niewiernym mężem. Jedyną wadą, do której się nie przyznaje, jest nadmierne picie, z którym problem miało wielu jego rówieśników. U niego wynikało to z tego, że „zbyt poważnie traktował swoje rzemiosło”. Aż w końcu wyjechał do Stanów. „Mieszkałem w Londynie i pomyślałem: »Nic tu już dla mnie nie ma. Nie chcę zostać aktorem, który od czasu do czasu będzie wykonywał dobrą robotę w teatrze, a potem coraz bardziej złą telewizję«. Wiedziałem, że wolę robić złe filmy niż złą telewizję, bo dostaje się za to więcej kasy” – napisał w autobiografii.

W Hollywood został mistrzem ról drugoplanowych. Czy ma o to żal? Nie myślał o tym, że ​​powinien być głównym aktorem w filmie. Nie chciał brać na siebie odpowiedzialności za pierwszy weekend wyświetlania w kinach, co decyduje o sukcesie lub porażce produkcji. „Teraz lubię grać bardziej niż kiedykolwiek. Przeżyłem wiele trudnych chwil, gdy byłem młodszy, ale to wszystko było związane z ambicjami. Trudno jest być młodym aktorem, bo dopiero później zdajesz sobie sprawę, że zawsze chodzi tylko o wykonanie pracy. Wszystko traktuję jako przystanek na drodze. Na przykład gra Logana Roya przyniosła mi ogromny osobisty sukces, ale to nie wszystko, to nie jest koniec mojej kariery”.﹡

_____

Złote Globy 2024 – „Sukcesja:

Najlepszy serial dramatyczny – WYGRANA
Najlepsza aktorka w serialu dramatycznym Sarah Snook – WYGRANA
Najlepszy aktor w serialu dramatycznym Jeremy Strong
Najlepszy aktor w serialu dramatycznym Kieran Culkin – WYGRANA
Najlepszy aktor w serialu dramatycznym Brian Cox
Najlepsza aktorka drugoplanowa w telewizji J. Smith-Cameron
Najlepszy aktor drugoplanowy w telewizji Alan Ruck
Najlepszy aktor drugoplanowy w telewizji Alexander Skarsgård
Najlepszy aktor drugoplanowy w telewizji Matthew Macfadyen – WYGRANA

Kopiowanie treści jest zabronione