Zgubił scenariusz w samolocie, nie chce zagrać Bonda i za każdym razem zapomina, że jest sławny
09 grudnia 2023
tekst: Agnieszka Kowalska

Posłuchaj

– Skontaktowanie się ze mną zajęło mu dziesięć lat. Teraz nie czekaj kolejnych dziesięciu – tak Mads Mikkelsen podziękował reżyserowi Nikolajowi Arcelowi za rolę w filmie „Bękart” podczas sobotniej gali Europejskich Nagród Filmowych 2023. Choć Duńczyk nie był obecny w Berlinie, zrobił to za pośrednictwem połączenia wideo z Tokio, jednocześnie odbierając nagrodę dla najlepszego aktora roku. „Ten film to dwugodzinny hołd złożony potędze Madsa, zarówno niezłomnej postaci, którą gra, jak i obecności, którą wnosi na ekran” – podsumowano współpracę Arcela i Mikkelsena.

To druga Europejska Nagroda Filmowa i piąta nominacja dla Madsa Mikkelsena. W 2020 roku zdobył statuetkę dla najlepszego aktora za rolę w nagrodzonym później Oscarem filmie Thomasa Vinterberga „Na rauszu”. Wtedy był współczesnym nauczycielem mającym problem z alkoholem, teraz doceniono go za zagranie XVIII-wiecznego kapitana, który wyrusza na podbój surowych, niezamieszkanych duńskich wrzosowisk, mając niemal niemożliwy do zrealizowania cel: zbudować kolonię w imieniu króla. Choć „Bękart” (zobacz zwiastun), który w tym roku jest duńskim kandydatem do Oscara, zbiera średnie recenzje, to wszyscy chwalą to, co wyczynia w filmie Mads jako Ludvig Kahlen. „Los Angeles Times” napisał: „To szczególnie wyrazista rola Mikkelsena, który połączył cechy bezwzględnych antybohaterów, których do tej pory grał w Hollywood, z cechami bardziej bezbronnych głównych bohaterów, których grał w duńskim kinie, aby stworzyć jedną ze swoich najbardziej fascynujących postaci w karierze”.

W październiku za dotychczasowe dokonania aktorskie został doceniony w Zurychu na tamtejszym festiwalu filmowym. „To bardzo charyzmatyczny aktor, który całkowicie zanurza się w swoich postaciach i urzeka widzów wyglądem i grą aktorską. Emanuje z niego siła, czasem i wrażliwość, a jako główny aktor potrafi ponieść filmy od A do Z. Ta nagroda jest w uznaniu jego udanej kariery i wszechstronności” – tak organizatorzy szwajcarskiego festiwalu uzasadnili uhonorowanie Duńczyka statuetką GoldenEye.

Aktor przy okazji spotkał się wówczas z publicznością i wyjawił kilka smaczków ze swojej kariery…

1. Nie powierzaj mu swojego scenariusza

„»Casino Royale« było pierwszym scenariuszem, w którym na każdej stronie widniało moje imię i nazwisko. Co oznacza również, że jeśli go stracisz i treść gdzieś wypłynie, będzie to twoja wina, gdy film nie dojdzie do skutku. Wsiadłem do samolotu, zacząłem czytać i zasnąłem. Potem wyszedłem i po prostu go tam zostawiłem” – powiedział zdumionej festiwalowej publiczności.

„Miałem szczęście, że ktoś sprzątający go po prostu wyrzucił, bo nie wiedział, co to było. Właśnie wtedy to mógł być koniec mojej kariery” – dodał.

W przeboju Martina Campbella z 2006 roku, który był debiutem Daniela Craiga w roli agenta 007, Mikkelsen wcielił się w Le Chiffre’a, jednego z wrogów Jamesa Bonda, bankiera finansującego terroryzm ze słabością do hazardu. „Czy to najmądrzejszy złoczyńca w bondowskiej serii? Stracił 100 milionów dolarów na rzecz człowieka, który nie potrafił grać w pokera. A więc niezbyt mądry” – skomentował swoją rolę Mikkelsen.

2. Nie obejrzysz go jako Jamesa Bonda

Do momentu zagrania w „Casino Royale”, duński aktor nigdy nie widział żadnego filmu z tej serii. „Ale oczywiście kłamałem producentom na ten temat. Znałem tylko tego gościa z metalowymi zębami [»Szczęki«, czyli przeciwnika Bonda w filmach »Szpieg, który mnie kochał« (1977) i »Moonraker« (1979). W jego rolę wcielił się mierzący 2,18 m aktor Richard Kiel – przyp. red.]. Nie zdawałem sobie sprawy, jak wielkie to było filmowe zjawisko, dopóki nie mieliśmy premiery w Londynie i nie musieliśmy spotkać się z królową. Albo ona musiała się spotkać z nami” – wyznał.

Mads Mikkelsen: „Zapominam, że jestem sławny. Jestem bardzo szczęśliwy, że mam ten gen”
Mads Mikkelsen: „Zapominam, że jestem sławny. Jestem bardzo szczęśliwy, że mam ten gen”
Mads Mikkelsen: „Zapominam, że jestem sławny. Jestem bardzo szczęśliwy, że mam ten gen”
Mads Mikkelsen: „Zapominam, że jestem sławny. Jestem bardzo szczęśliwy, że mam ten gen”

Od tamtej pory obejrzał już wszystkie części. No prawie. „Widziałem te z Danielem Craigiem. Wówczas był nowym Bondem i sądząc po reakcjach w mediach wszystko w nim było »złe«. Jego wzrost, nos i włosy. Myślę, że ucieszył się z mojej obecności na planie, bo też pochodzę z filmów niezależnych. Miał więc wspólnika »w zbrodni«. Była scena, w której go więziłem i łaskotałem jego jądra liną. Mieliśmy tyle szalonych pomysłów, aż w końcu reżyser tylko na nas spojrzał: »Chłopaki, wracajcie na Ziemię«. To film o Bondzie” – śmiał się przed publicznością w Zurychu.

Sam nigdy jednak nie zagrałby agenta Jej Królewskiej Mości, nawet z „fantastycznym Christopherem Nolanem na czele”, jak to ujął. „Skoro mieli problem z nosem Daniela, jestem pewien, że mieliby problem z moim akcentem” – podsumował.

3. Nie zrobisz mu już listy franczyz

Mads, który grał już w wielu superprodukcjach Marvela i „Gwiezdnych wojnach”, niedawno dodał do swojego CV kolejną: „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”. „Dla Duńczyka gra w takich filmach to szaleństwo. Pewnego dnia mój przyjaciel sporządził listę wszystkich franczyz, w których brałem udział, i stwierdził: »Tego nie robiłeś«. To był »Indiana Jones«. Tydzień później odebrałem telefon z propozycją roli” – zaśmiał się filmowy Dr Voller, główny antagonista piątej i ostatniej części serii.

„Kiedy się o tym pomyśli, wydaje się to surrealistyczne, więc staram się nie myśleć. Ale przed wejściem na plan powiedziałem sobie: »Jasne, to Harrison Ford i jest legendą, ale i tak skopię mu tyłek«” – wspominał czas kręcenia „Indiany Jonesa” i ostatniego spotkania Forda ze swoją kultową rolą. „Obserwowanie, jak Ford odwiesza bat na dobre, było piękne. Wszyscy byliśmy na planie, kiedy kręcił ostatnią scenę w tej roli. To skromny człowiek, który chciał jak najszybciej wyjść, gdy wszyscy klaskali, a jednocześnie chciał tam pozostać na zawsze i cieszyć się tą chwilą”.

Choć zagrał w kilku z największych filmów, jakie może zaoferować branża, to „Indiana Jones” wywarł na nim największe wrażenie. „To interesujące nakręcić film, do którego na PR i marketing poświęca się prawie tyle samo czasu, co na jego kręcenie” – zażartował. Dlaczego tak naprawdę chciał być częścią serii? „Dorastałem z nią, jak wszyscy w moim pokoleniu, na długo zanim zacząłem oglądać francuskie filmy i zakochałem się w kinie. Indiana Jones był kamieniem milowym w kinematografii przygodowej, jednym z tych niezwykle czarujących filmów, które pozostają w pamięci na zawsze. To był pierwszy powód. Drugi: względy sentymentalne. Kiedy przeczytałem scenariusz i zdałem sobie sprawę, że to jego pożegnanie, pomyślałem: »Cholera. Chcę być tego częścią«. To piękne zakończenie dla tej ukochanej postaci”.

4. Nie będziesz go oglądać tylko w Hollywood

Pomimo międzynarodowej sławy Mikkelsen, który w Zurychu promował duńskiego kandydata do Oscara „Bękart” (międzynarodowy tytuł „The Promised Land”), będzie nadal kręcił filmy w rodzinnym kraju. Takie jak oscarowe „Na rauszu” z kultową sceną końcową. „Przez cały film walczyłem z tą sceną. Nienawidziłem jej, a jestem bardzo upartym człowiekiem. Nie mogłem sobie wyobrazić, że mężczyzna po prostu wstaje i zaczyna tańczyć. Myślałem, że to pretensjonalne. Thomas próbował mnie przekonać na wiele sposobów, aż w końcu zareagował: »To ja jestem reżyserem. Czy mógłbyś się, kurwa, zamknąć i to zrobić?«. Pomyślałem sobie: »OK. Słusznie. Zróbmy to». To on miał rację, a ja całkowicie się myliłem. To najpiękniejsze zakończenie ze wszystkich filmów, w jakich brałem udział, i cieszę się, że Thomas nalegał” – wyznał aktor.

Teraz urodzony na przedmieściach Kopenhagi, w Østerbro, Mikkelsen gra w kolejnym duńskim filmie: thrillerze wojennym „War below zero”, o którym nic na razie nie może mówić. Tak tłumaczył w Zurychu, dlaczego regularnie wraca do lokalnych produkcji: „To moi przyjaciele, moje historie, mój język. Mam ochotę wracać. Trzeba jednak uważać, żeby nie było zbyt wygodnie, dlatego zawsze staramy się popychać siebie nawzajem trochę dalej. To główny cel, aby nie czuć się zbyt komfortowo”.

Wspominał także swoją pierwszą rolę w filmie „Pusher” Nicolasa Windinga Refna z 1996 roku, gdzie zagrał skinheada handlującego narkotykami. Rola otworzyła mu drzwi do aktorskiej kariery, choć wcześniej przez 8 lat był profesjonalnym tancerzem. „W Danii czekaliśmy całą wieczność, żeby zobaczyć takie filmy, jakie nam, młodym się podobały. Dla mnie był to »Taksówkarz«. Wcześniej nie było tego rodzaju energii w kinie, dopóki nie pojawił się ten facet: Refn. Po raz pierwszy filmy dla młodej widowni kręciło to samo pokolenie. Na początku musieliśmy siebie zdefiniować, ale to był klucz do naszego sukcesu” – opowiadał.

Mads Mikkelsen: „Wtedy Thomas zareagował: »Czy mógłbyś się, kurwa, zamknąć i to zrobić?«”
Mads Mikkelsen: „Wtedy Thomas zareagował: »Czy mógłbyś się, kurwa, zamknąć i to zrobić?«”
Mads Mikkelsen: „Wtedy Thomas zareagował: »Czy mógłbyś się, kurwa, zamknąć i to zrobić?«”
Mads Mikkelsen: „Wtedy Thomas zareagował: »Czy mógłbyś się, kurwa, zamknąć i to zrobić?«”

Grając u Refna pomocnika handlarza narkotyków, myślał, że kariera zaprowadzi go tak daleko? „Boże, nie! Nie skończyłem studiów, kiedy kręciłem pierwszego „Pushera”. Byłem w szkole. Kiedy kończysz studia, masz tylko nadzieję i marzenie, że będziesz częścią czegoś, co uznasz za interesujące, a w kinie duńskim działo się w tym okresie wiele rzeczy, a jedną z nich był Nicolas i jego filmy. Zostałem częścią jego zespołu i to było wszystko, na co wydawało mi się, że mogłem liczyć. Krok po kroku zmieniało się to w coś innego i nagle ja także wylądowałem w Ameryce. Gdybym to wtedy wiedział, to by mnie wystraszyło. Mógłbym po prostu powiedzieć: »Wstrzymaj cugle, chłopaku«” – opowiadał.

Te międzynarodowe filmy były jednak darem z niebios. „Dania to mały kraj. Jeśli kręcisz jeden film rocznie, ludzie mają cię naprawdę dość. Jeden film rocznie to dwa miesiące pracy, prawda? Oczywiście nie da się z tego żyć” – mówił.

5. Nie poznasz jego listy życzeń

Jeśli chodzi o przyszłość, Mikkelsen nie ma listy życzeń; twierdzi, że po prostu wykorzystuje każdą nadarzającą się okazję. „Nie mam w sobie małego Hamleta” – uśmiecha się. Nie jest jednak tajemnicą, że Martin Scorsese to jeden z jego największych zawodowych idoli.

Czy się spotkali? „Kilka razy. Jest cudowny. Absolutnie wspaniały. Obiecałem sobie, że nie będę z nim rozmawiać o »Taksówkarzu«. Potem, po kilku piwach, wyrecytowałem monolog z filmu, całość, której nauczyłem się mając, nie wiem, 20 lat. Wiedziałem, że robię z siebie największego głupca i jestem pewien, że słyszał to milion razy, ale nie mogłem się powstrzymać. Po prostu uwielbiam ten monolog”.

Ale niezależnie od tego, czy Scorsese kiedykolwiek zadzwoni („Ma mój numer telefonu”), najsławniejszy Duńczyk na świecie jest całkiem zadowolony ze swojego życia, zwłaszcza w roku, kiedy większość jego rówieśników nie była w stanie pracować z powodu strajków w Hollywood. „Miałem mnóstwo szczęścia. Oczywiście nie miało to wpływu na duński film, który promowałem – mimo że jestem w związkach SAG, zrobili wyjątek dla niektórych filmów zagranicznych – a potem nakręciłem w Budapeszcie amerykański film niezależny „Dust Bunny” i też dostaliśmy zgodę. Nie chcieli zabić całej branży, więc dali zielone światło kilku niezależnym filmom, a ja miałem szczęście być częścią jednego z nich” – opowiadał.

Jednak w tej chwili w kalendarzu nie ma nic. „Nie przeszkadza mi przerwa” – zapewniał. „Byłem dość zajęty, a w tym czasie po raz pierwszy zostałem dziadkiem, więc resztę roku będę sobie cenił, pracując jak najmniej”.

6. Nie namówisz go na zdradę żony

58-letni aktor odpowiadał szwajcarskiej publiczności także na osobiste pytania. Ciekawił jego związek z tancerką i aktorką Hanne Jacobsen, która jest od niego cztery lata starsza. Pierwszy raz spotkali się w pracy, przy musicalu „La Cage Aux Folles” („Klatka szaleńców”) w Kopenhadze: Mads był tancerzem, a Hanne jego choreografką. „Poznałem ją, gdy byłem przebrany do roli za kobietę. Musiało się tam dziać coś freudowskiego. Byłem Chinką i myślę, że radziłem sobie całkiem nieźle. Mam kobiece nogi. Nadal mogę wyciągnąć te fatałaszki z szuflady i powiedzieć: „Kochanie, czy zdajesz sobie sprawę, czyją jesteś żoną?” – śmiał się, wspominając 1986 rok.

Parą są 36 lat, a małżeństwem od 23. Mają dwójkę dorosłych dzieci, Violę i Carla. Mieszkają w Danii, ale dużo czasu spędzają też w swoim domu na hiszpańskiej Majorce.

„Sekret szczęśliwego małżeństwa? Każdego ranka o 8:00 my… Sekret polega na tym, żeby się kochać, to proste” – przyznał.

7. Nie zobaczysz go, jak gwiazdorzy

Choć zagrał w ponad 50 filmach, u tak znanych reżyserów jak Thomas Vinterberg, Nicolas Winding Refn, Antoine Fuqua i Jonas Åkerlund, zarobił dzięki aktorstwu ok. 15 milionów dolarów, zdobył nagrodę dla najlepszego aktora w Cannes, dwa razy uhonorowano go Europejską Nagrodą Filmową, a w Zurychu nazwano go „jednym z najpopularniejszych i najbardziej wszechstronnych aktorów współczesnego kina”, należy do rzadkiego grona sław, które żyją normalnie. Wciąż mieszka w Kopenhadze, chodzi po ulicy bez ochrony i nie zatrudnia sztabu agentów i stylistów.

Realistycznie podchodzi do sławy: „Kiedy w Danii odniesiesz sukces, następnego dnia paparazzi zrobią ci zdjęcie, gdy masz grypę i napiszą, że twoja kariera jest skończona”.

Czy lubi być gwiazdą? Nie zależy mu na karierze, choć swoją pracę traktuje niezwykle poważnie: „Sława nigdy nie była moim celem. Ale gdy wystąpiłem w telewizyjnym hicie »Hannibal«, od tamtej pory nie mogłem już normalnie kupować papierosów. Rzecz w tym, że nie wychodzę na ulicę z poczuciem paranoi, bo za każdym razem zupełnie zapominam, że jestem sławny. Jestem bardzo szczęśliwy, że mam ten gen”.﹡

Kopiowanie treści jest zabronione