Kadry z filmu „Gaucho Gaucho”
„Szukaliśmy społeczności, gdzie nie weszła nowoczesność i nie pozbawiła ich duszy”. Nowy film twórców „Truflarzy”
20 marca 2025
tekst: Agnieszka Kowalska
zdjęcia: M2 Films
Już od pierwszej sceny oszałamiające czarno-białe obrazy są rozkoszą dla oczu. Krajobraz, niesamowite dźwięki natury i barwne postaci przenikają każdą scenę cudowną energią. Twórcom „Truflarzy” z wielkim wizualnym kunsztem udaje się przenieść widzów do królestwa argentyńskich kowbojów i kowbojek, znanych jako gaucho. Choć w hipnotyzujący sposób uchwycili pasję, duchowość i symbiozę z naturą wspólnoty wiernej swojej tradycji, na końcu pojawia się wątpliwość: czy to aby nie jest piękne kłamstwo? „Gaucho Gaucho” trafi na ekrany polskich kin 6 czerwca, u nas już teraz zwiastun i opowieść o filmie, który uwodzi wszystkie zmysły.

Posłuchaj

Obaj spędzili sporo czasu w Ameryce Łacińskiej. Gregory Kershaw od ponad 20 lat pracował tam nad kilkoma filmami dotyczącymi ochrony środowiska, a Michael Dweck zaczął tam jeździć na początku lat 90., ponieważ jego żona jest Argentynką. Przez lata i jeden, i drugi odbyli wiele podróży. O gaucho rozmawiali niemal od początku, gdy jako duet zaczęli kręcić filmy dokumentalne, bo zafascynował ich zanikający styl życia, który prowadzą w oderwaniu od cywilizacji. Chcieli się dowiedzieć więcej, czekali więc na odpowiedni moment.

– Nasze projekty często polegają na poszukiwaniu społeczności, które trzymają się swoich tradycji i tożsamości, a gdzie nowoczesność nie weszła i nie pozbawiła tych miejsc duszy. Naprawdę trudno je znaleźć! Podczas poszukiwań prawdziwych gaucho przemierzyliśmy całą Argentynę. Szukaliśmy też w kilku miejscach w Brazylii – Dweck opowiada kanadyjskiemu magazynowi „Point of View”.

Przyjrzeli się też regionowi Corrientes na wschodnim wybrzeżu. Gaucho są tam cały czas w wodzie, więc jeżdżą boso, ze skórzanymi paskami wokół palców u stóp i kostek. Ale krajobraz był płaski. Nie nadawał się do ekscytujących obrazów. Długie poszukiwania skończyli w północno-zachodniej Argentynie, w prowincji Salty, malowniczym górzystym regionie, który okazał się dość odległy, ale jednocześnie piękny. Nie było łatwo się tam dostać. Czasami musieli lecieć 36 godzin do Buenos Aires, a potem cztery godziny w kraju, kolejne trzy godziny jechać ciężarówką na północ. Na miejscu nierzadko wsiadali na konia, dziewięć i pół godziny, aby dotrzeć do wioski. Ale było warto. To właśnie tam spędzili dwa lata, asymilując się ze społecznością gaucho – kurczącą się grupą „ostatnich prawdziwych kowbojów”, którzy są uważani za najbardziej zakorzenionych w ziemi i tradycyjnym sposobie życia.

Gregory Kershaw: „Gaucho są bardzo dumni, nie tylko z pracy, którą wykonują, ale także ze swojej kultury. Dotyczy to sposobu, w jaki się ubierają i jak się zachowują”
Gregory Kershaw: „Gaucho są bardzo dumni, nie tylko z pracy, którą wykonują, ale także ze swojej kultury. Dotyczy to sposobu, w jaki się ubierają i jak się zachowują”
Gregory Kershaw: „Gaucho są bardzo dumni, nie tylko z pracy, którą wykonują, ale także ze swojej kultury. Dotyczy to sposobu, w jaki się ubierają i jak się zachowują”
Gregory Kershaw: „Gaucho są bardzo dumni, nie tylko z pracy, którą wykonują, ale także ze swojej kultury. Dotyczy to sposobu, w jaki się ubierają i jak się zachowują”

– Aby być gaucho, musisz trzymać się obyczajów, musisz szyć własne ubrania, musisz być niezależny, nie pracować dla nikogo, mieć własne bydło, uprawiać własne jedzenie, śpiewać tradycyjne pieśni, podtrzymywać odwieczne zasady i duchowość – wylicza Dweck w rozmowie z „Moveable Fest”. Ale najważniejsza dla tożsamości gaucho jest idea wolności. – Różnica, którą zauważyliśmy między kowbojem a gaucho, polega na tym, że amerykański Zachód to podbój, a argentyński gaucho to tak naprawdę wolność. Chcą być wolni. To była przewodnia myśl podczas kręcenia filmu. Co oznacza bycie wolnym, jaki jest koszt wolności oraz radości i piękna, które możesz przeżyć, jeśli znajdziesz wolność. Naszym celem było przełożenie tego na doświadczenie kinowe – Dweck dodawał w „Film Stage”.

I to wszystko stało się kanwą nowego dokumentu duetu, który stoi za „Truflarzami”, fenomenem sprzed pięciu lat. Wtedy zagłębili się w zalesione wzgórza Piemontu, aby obserwować będący na wymarciu styl życia kilku mieszkańców włoskich wsi i ich psów, węszących za ukrytymi pod ziemią bulwami, obiektem pożądania najlepszych restauracji na świecie. Teraz przenoszą nas w miejsce jeszcze bardziej zawieszone w czasie, by i tym razem w wysmakowany sposób pokazać pasję, kodeks honorowy, duchowość i głęboką symbiozę z naturą społeczności wiernej swoim wartościom. To wspólnota, w której zwyczaje od rolnictwa po przygotowywanie empanadas (pierożków ze specjalnego ciasta) nie zmieniły się od pokoleń, a lokalne rodeo jest nadal ulubioną rozrywką.

Już w pierwszych kadrach „Gaucho Gaucho” filmowcy umieszczają widzów w samym środku życia gaucho, wjeżdżając do doliny Calachaqui z trójką kowbojów na koniach, którzy sprawiają wrażenie, jakby nie zwalniali tempa od stuleci…

Podczas jazdy konnej gaucho mają na nogach gato montes

K  O  Ń

Domingo Faustino Sarmiento, ważna postać w historii Argentyny, pisarz i prezydent kraju, wyjaśnił w jednej ze swoich książek, na czym polega bycie gauczo. Częściowo to fantazja, częściowo rzeczywistość, gaucho byli odważnymi i spokojnymi jeźdźcami, wyróżniającymi się pracowitością i oddaniem pracy. Wolni duchem nomadzi, spędzali życie podróżując od pracy do pracy przez wielkie równiny Las Pampas, oswajając dzikie konie i bydło po drodze. Potrafili jeździć konno zanim nauczyli się chodzić, a nawet, zgodnie z folklorem, kąpać się podczas jazdy konnej. Konie były dla gaucho równie ważne jak tlen czy woda, często będąc jedynym towarzyszem na bezkresnych, trawiastych równinach południowej części kraju.

W argentyńskim folklorze istnieją cztery rodzaje gaucho, każdy z odrębną rolą i osobowością. El Baqueano (ekspert) miał doskonałą wiedzę o równinach, ścieżkach i lasach, które wyznaczały Las Pampas, bez wysiłku przemierzając okolicę na koniu. El Gaucho Malo (zły gaucho) cicho przechadzał się nocą, okryty tajemnicą, unikając raz po raz prawa i sprawiedliwości. El Rastreador (tropiciel) potrafił śledzić zarówno zwierzęta, jak i ludzi na duże odległości z ogromną dokładnością, umiał znaleźć nawet igłę w stogu siana. Zaś El Cantor (śpiewak) był prowadzony przez pieśni śpiewane cicho pod migoczącym nocnym niebem, podążając za swoim sercem przez ziemię bez ustalonego celu ani przeznaczenia. I choć każdy z nich miał swój własny charakter, wszystkich łączył związek z tradycją, ziemią i przede wszystkim z koniem.

– Jest coś nieziemskiego w tym połączeniu krajobrazu i gaucho na swoich koniach. Gdy na nich jeżdżą mają na nogach gato montes, czyli duże skórzane wachlarze, które mają chronić ich nogi, co w ruchu wygląda prawie jak skrzydła. Można to zobaczyć w naszym filmie – widok jest, jakby latali – opisuje Kershaw. I przyznaje, że podczas integracji ze swoimi bohaterami sami tego doświadczyli: – Wsadzali nas na konie i testowali podczas naprawdę długich przejażdżek.

W pierwszej scenie filmu widzimy gaucho śpiącego na koniu o zachodzie słońca. – On jest w trakcie jego oswajania – Dweck wyjaśnia „IndieWire”. – Kładzie się na koniu i dopasowuje puls swojej szyi do pulsu szyi konia. A kiedy to się dzieje, zwierzę myśli, że jesteś koniem i w tym momencie jest całkowicie uległy. I wtedy jesteście najlepszymi przyjaciółmi.

Gaucho większość dnia spędzają samotnie w siodle. Uchwycenie ich pędzących na koniach z prędkością ponad 70 km na godzinę było nie lada wyczynem. Filmowcy na kilka ujęć założyli kamery GoPro na głowy koni, tak jak zrobili to z psami w „Truflarzach”. – Ale nie uchwyciło to piękna chwili – zdradza Kershaw – tego połączenia człowieka i konia, bo gdy widzisz gaucho jadącego na koniu, to tak, jakby byli jedną istotą. Zdaliśmy sobie sprawę, że musimy jechać z tą samą szybkością co koń. Potrzebowaliśmy do tego samochodu z dużą kamerą. Wyglądało to jak Mad Max Mobile, a my jechaliśmy za tymi końmi pędzącymi z pełną prędkością.

S T R Ó J

– Ludzie, których filmowaliśmy, są bardzo świadomi mitu gaucho, ale także amerykańskiego Zachodu. Wszyscy znają Johna Wayne’a. To z pewnością przenika sposób, w jaki postrzegają siebie i jak identyfikują się jako kowboje i kowbojki. Wszyscy powtarzali nam, że są bardzo dumni, nie tylko z pracy, którą wykonują, ale także ze swojej kultury. Dotyczy to sposobu, w jaki się ubierają, jak wyglądają, gdy jadą konno i jak się zachowują – duet opowiada „Point of View”.

Ubieranie się w tak zróżnicowanym klimacie przy ograniczonych zasobach było dość trudne, co doprowadziło do rozwoju naprawdę wyjątkowego stylu. Gaucho nosili bardzo luźne spodnie (bombachas), które zazwyczaj były wiązane w pasie szmatką. Wykonane z grubszej bawełny były idealne do ciągle zmieniającego się klimatu Las Pampas i zapewniały wygodę podczas jazdy konnej, a legendy sugerują, że ich szerokość mogła również ukrywać krzywe nogi z powodu całego życia spędzonego w siodle.

Strój dla gaucho jest ważną częścią jego wizerunku – każdy jego element szyty jest ręcznie przez kobiety. Nieodłącznym elementem jest kapelusz i popijana yerba mate

Poncho, utkane z jaskrawo kolorowej wełny, było często używane jako dodatkowa warstwa w chłodniejszych miesiącach, gaucho używali go też jako grubego koca na grzbiecie konia dla dodatkowego komfortu. Duży srebrny nóż (facón) był schowany w pasie, służąc zarówno jako narzędzie do krojenia mięsa, jak i jako broń do odpierania potencjalnych rywali lub wrogów, pod ręką mieli również skórzany bicz (rebenque). Na głowie zawsze kapelusz (boina), a w dłoni yerba mate.

Specjalne ubrania gaucho noszą też wtedy, gdy biorą udział w paradach, będących równie ważną częścią ich kultury. – Może być od stu do dziesięciu tysięcy gaucho, ale wszyscy w strojach paradnych, bogato zdobionych wzorami i szytymi na zamówienie. Mają specjalne uzdy, które zakładają swoim koniom i przemierzają miasto, chcąc wyglądać jak najlepiej. Lelo Calrizos z długą siwą brodą, 84-letni bohater naszego dokumentu, zawsze nalegał, żebyśmy go filmowali w jego stroju paradnym. Bo jeśli chcesz być gaucho, musisz nosić się jak gaucho – zapewnia Kershaw.

Podróżują konno, w towarzystwie psów, poganiając bydło przez oszałamiające krajobrazy. Ich ręcznie robione ubrania lub te przekazywane z pokolenia na pokolenie są znakami dla świata zewnętrznego, że pozostają nieskrępowani więzami nowoczesności i że z dumą zachowują swoje tradycje w szybko zmieniającym się świecie. Ponad 150 tys. z nich nadal żyje w estancias (ranczach) rozsianych po równinach Las Pampas. Co roku 6 grudnia obchodzony jest Narodowy Dzień Gaucho w całej Argentynie, upamiętniający rocznicę pierwszego wydania ponad sto lat temu poematu „El Gaucho Martín Fierro”, opisującego życie odważnego i dzikiego gaucho Martína Fierro podczas wojny o niepodległość.

Gregory Kershaw: „Jeśli podążamy za ludźmi, których uważamy za fascynujących, ludźmi pełnymi pasji, to w końcu wyłoni się historia”
Gregory Kershaw: „Jeśli podążamy za ludźmi, których uważamy za fascynujących, ludźmi pełnymi pasji, to w końcu wyłoni się historia”
Gregory Kershaw: „Jeśli podążamy za ludźmi, których uważamy za fascynujących, ludźmi pełnymi pasji, to w końcu wyłoni się historia”
Gregory Kershaw: „Jeśli podążamy za ludźmi, których uważamy za fascynujących, ludźmi pełnymi pasji, to w końcu wyłoni się historia”

C Ó R K A

„Gaucho Gaucho” śledzi codzienne życie mężczyzn i kobiet w różnym wieku, o różnym pochodzeniu i talentach, których łączy niesamowita więź ze zwierzętami i walka o zachowanie wolności. Od starszych członków społeczności, których historie stały się legendą, po chłopców, którzy przemierzają okolicę na koniach i nastolatkę, która za wszelką cenę chce wziąć udział w rodeo i ujeździć dzikie konie. Znalezienie odpowiednich osób było dla reżyserów najważniejsze. Jak ich odszukali?

Pytali wszędzie, gdzie byli. Kilku poznali na początku, jak Mario Choque i jego rodzinę, która w filmie zajmuje się „problemami wodnymi”, czy Lelo Calrizosa, ale niektórych dopiero po roku filmowania. Jak wyjaśniają, to bardzo powolny, stopniowy proces poznawania społeczności i dzielenia się z nimi posiłkami, picia wina i czekania aż jedna osoba przedstawi ich drugiej. Tati Gonza pojawiał się w każdej rozmowie. „Jest najbardziej gaucho z wszystkich gaucho, jakich kiedykolwiek znajdziecie” – słyszeli. Więc pojechali go odwiedzić do Chihuahua. Przywiózł swoją córkę, Guadalupe Gonza, w filmie znaną jako Guada, wskazał na nią i powiedział: „Ona jest naprawdę kimś, kogo chcecie nakręcić”.

– Popchnął nas w jej kierunku i ostatecznie stała się historią, która pod wieloma względami spaja wszystko razem – Dweck i Kershaw opowiadają o 17-latce, która pragnie udowodnić, że potrafi jeździć konno i rywalizować w rodeo. Choć doznaje kontuzji, doskonaląc swoje umiejętności, nigdy nie powstrzymuje się od pragnienia bycia kowbojką. Wbrew temu, że to mężczyznom przypisuje się tę rolę. To męski świat. Jest bardziej otwarty niż 20, 30 lat temu, ale to wciąż niezwykłe, aby młoda kobieta obrała tę ścieżkę.

Na jednej z gór poznali innego bohatera. – Wally Flores o historii o kondorach opowiedział nam natychmiast. Narzekał, że świat pogrążył się w chaosie i stanął na głowie, ponieważ teraz kondory atakują żywe zwierzęta, a to jest coś, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Od razu wiedzieliśmy, że to bardzo filmowa historia i że będziemy go śledzić – opowiadają reżyserzy „Film Stage”.

W przypadku innych osób, które filmowali, po prostu się nimi zainteresowali ze względu na ich wyjątkowość. Nie wiedzieli, jaka stoi za nimi historia, zajęło im więcej czasu, aby ją odkryć. – To zawsze jest trochę przerażające, zwłaszcza gdy w każde ujęcie wkładamy tyle czasu i pieniędzy. Ale zawsze wierzymy, że jeśli podążamy za ludźmi, których uważamy za fascynujących, ludźmi pełnymi pasji, to w końcu wyłoni się historia – mówią.

K Ł A M S T W O ?

Zapewniają, że nigdy nie zaczynają kręcić z gotową historią, choć ich styl filmowania jest bardzo przemyślany. Oglądając w „Gaucho Gaucho” tak wyszukane, czyste kadry, gdzie każda rozmowa podejrzanie służy narracji, można odnieść wrażenie, że ich dokument jest w najlepszym razie wyreżyserowany, w najgorszym zapisany w scenariuszu. Ludzie, których widzimy na ekranie, mogą być autentyczni, ale czy ten film na pewno taki jest? Czy to wciąż jest dokument, czy już western z aktorami nieprofesjonalnymi? Czasem można odnieść wrażenie, że to piękne kłamstwo.

Autorzy bronią się, że spędzili pięć, sześć miesięcy z gaucho, zanim sięgnęli po kamerę. Odkryli również, że wiele sytuacji się powtarza, gdy wracali do tych samych rodzin przez dwa lata. – Kiedy widzicie kogoś siedzącego przy stole i dyskutującego, my filmowaliśmy ten sam stół przez dwa lata pięć lub sześć razy, w filmie są dwie minuty z dwugodzinnej rozmowy. Nigdy nie zaczynamy ze scenariuszem. Po prostu wskakujemy w historię. Przeczuwamy, że to interesująca społeczność i mamy nadzieję, że historie wynikną z czasu, który tam spędzimy. Czasami potrzebujemy roku, aby bohaterowie naprawdę się do nas przyzwyczaili, zaufali i nie zwracali na nas uwagi. Staramy się po prostu nie przeszkadzać – Dweck tłumaczy.

Ale przyznaje też: – Mamy bardzo przemyślane podejście do każdej klatki, którą tworzymy, gdzie umieszczamy kamerę i jak jej używamy. Przenosimy naszą publiczność do świata, w którym mamy niesamowity przywilej uczestniczyć, uznając naszą obecność i kształtując to, co pokazujemy. Ale to, czego szukamy, jest takie samo, jak u każdego artysty. Szukamy prawdy. Sposób, w jaki to osiągamy, może trochę różni się od sposobu, w jaki robią to inni twórcy dokumentów.

Kershaw dodaje: – Kręcimy też jedno ujęcie dziennie. Spędzamy sporo czasu czekając. W przypadku plenerów kręcimy dopiero po zachodzie słońca. Z dwóch powodów: po pierwsze, daje to bardzo malarski wygląd, a po drugie, ponieważ jesteśmy na pustyni, światło jest tam tak ostre, że nie mieliśmy wyboru. Ale ponieważ kamera się nie porusza, a my ciągle wracamy i zanurzamy się w rodzinie, pijąc z nimi dużo wina, jedząc dużo mięsa, dużo asados, w końcu o nas zapominają, kamera staje się częścią rodziny. Kiedy widz ogląda te sceny, myśląc, że są ustawione, myli się. Bo tak nie jest.

Obaj zapewniają, że chcą tworzyć dokumenty, w których do opowiedzenia historii wykorzystywany jest nie tylko język wizualny, ale cały potencjał kina. – Wychodzimy poza dziennikarstwo i obserwację. Próbujemy stworzyć nowy język filmowy, który połączy autentyczność i bezpośredniość obserwacyjnego filmowania vérité z przemyślaną, artystyczną techniką filmową – Kershaw tłumaczy „IndieWire”.

Gaucho Mario Choque ze swoją rodziną modli się o deszcz

Jak udało im się zdobyć zaufanie bardzo małej i tak hermetycznej społeczności? Nie było łatwo ich poznać, bo generalnie niewiele mówią, są skromni i introwertyczni. Ale pomagały im rytuały. Gaucho są rolnikami i żyją w zgodzie z przyrodą i porami dnia. Jedzą posiłki o tej samej porze, przy tym samym stole. Są samowystarczalni: sami hodują bydło i uprawiają rośliny, dlatego dla nich jedzenie ma zupełnie inne znaczenie. W każdym posiłku jest element duchowości, bo pochodzi z ich rąk, z ich ziemi i z ich tradycji.

– Życie tam kręci się wokół asado, spotkania towarzyskiego będącego rodzinną ucztą. Nie chodzi tu tylko o posiłek. To cały rytuał. Przygotowanie jedzenia zajmuje wiele godzin. To picie yerba mate i wina. Wtedy też ​​śpiewają naprawdę piękne piosenki, w których opowiadają, co wydarzyło się danego dnia lub w przeszłości, czasem wyjawiają historie swoich przodków. To ich sposób na przekazywanie tradycji. Więc braliśmy udział w asados wystarczająco często, by się socjalizować i uczyć – Kershaw mówi w wywiadzie dla „Variety”.

K O L O R

Nie od razu kręcili „Gaucho Gaucho” w czerni i bieli. Na początku myśleli, że będzie w kolorze. Jednak po pierwszych nagraniach, gdy zobaczyli surowy materiał, zmienili zdanie. Uznali, że pokazywanie tego świata czarno-białego jest bardziej ponadczasowe i pozwala skupić się na szczegółach i unikalnych fakturach krajobrazu. – Chcieliśmy, aby obraz odzwierciedlał oderwanie tego miejsca od globalizacji i technologii. To nasz sposób, aby zanurzyć widza w tym miejscu. Brak koloru dał nam też możliwość mitologizowania tej historii, tak jak gaucho mitologizują samych siebie. Chcieliśmy ich zobaczyć w sposób, w jaki oni widzą filmy z Johnem Waynem – Dweck wyjaśnia powód nadania kadrom gradacji czerni i bieli.

Michael Dweck: „Pokazywaniu tego świata czarno-białego jest bardziej ponadczasowe. Brak koloru dał nam też możliwość mitologizowania tej historii, tak jak gaucho mitologizują samych siebie”
Michael Dweck: „Pokazywaniu tego świata czarno-białego jest bardziej ponadczasowe. Brak koloru dał nam też możliwość mitologizowania tej historii, tak jak gaucho mitologizują samych siebie”
Michael Dweck: „Pokazywaniu tego świata czarno-białego jest bardziej ponadczasowe. Brak koloru dał nam też możliwość mitologizowania tej historii, tak jak gaucho mitologizują samych siebie”
Michael Dweck: „Pokazywaniu tego świata czarno-białego jest bardziej ponadczasowe. Brak koloru dał nam też możliwość mitologizowania tej historii, tak jak gaucho mitologizują samych siebie”

Zależało im też na przywołaniu idei i klimatu westernów Johna Forda. Stąd decyzja już podczas pierwszej podróży do Argentyny, by użyć panoramicznego formatu. Dawał im również możliwość uchwycenia bezkresu krajobrazu i opowiadania dwóch historii w tym samym czasie. – W tym szerokim formacie ostrość jest tak duża, że ​​można mieć wiele punktów w jednej klatce, jak w scenie ostrzenia noża, gdy ludzie tańczą po jednej stronie, a inni otwierają butelkę wina i wszystko dzieje się w jednym ujęciu – wyjaśnia Kershaw.

Wysmakowane zdjęcia są najmocniejszą stroną filmu, który nie ma żadnych wprowadzeń ani wywiadów do kamery, tylko obserwacje wypasu bydła, rodzinnych posiłków i jazdy konnej. Każda klatka tego czarno-białego filmu o życiu gaucho jest bezbłędna, ich piękno jest tak urzekające, że nie raz zapominamy, że to w ogóle dokument. Bardziej jawi się jako filmowy poemat rozmyślający nad upływem czasu i przemijaniem tradycji. Nie bez przyczyny „Hollywood Reporter” po premierze filmu na festiwalu Sundance (o czym pisaliśmy jako jedyni w Polsce) zawyrokował: „Każdy kadr to nokaut. Niezwykłe wizualne piękno”. W ubiegłym miesiącu „Gaucho Gaucho” zdobył prestiżową nagrodę za najlepsze zdjęcia w filmie dokumentalnym od Amerykańskiego Stowarzyszenia Operatorów Filmowych.

W filmie jest tylko 147 ujęć, a jako widzowie czujemy, że każde z nich zostało starannie i pieczołowicie zaprojektowane i skonstruowane. Jednak poza tym wizualnym kunsztem, zbyt tęskni się za głębszym połączeniem obrazu z treścią na temat życia i obyczajów bohaterów. Jest jedno ujęcie, które próbuje to nadrobić – gdy kamera pokazuje nam perspektywę Gaudy siedzącej na koniu na rodeo.

Dzięki panoramicznemu formatowi w jednym ujęciu autorzy mogli pokazać wiele scen

– To była ewolucja w stosunku do naszych poprzednich dokumentów. Najpierw zaczęliśmy umieszczać kamery na samochodach wyścigowych, gdy kręciliśmy „The Last Race”, co doprowadziło nas do „Truflarzy”, gdzie mieliśmy małe kamery GoPro na głowach psów polujących na trufle, aby wprowadzić widza w perspektywę psa. W „Gaucho Gaucho” chcieliśmy, aby widzowie poczuli intensywność sportu jineteada, ponieważ to, co robią jeźdźcy, którzy nie noszą kasków i żadnych zabezpieczeń na ciałach, jest naprawdę niebezpieczne. Za każdym razem byliśmy świadkami, jak są odwożeni z rodeo przez karetkę. Chcieliśmy, aby widz poczuł zagrożenie, z jakim się mierzą, gdy wsiadają na konie – mówi Kershaw.

Zamontowali kamerkę GoPro na głowie konia Guady, a następnie, współpracując z reżyserem dźwięku Stephenem Uratą (laureatem Emmy za „The Mandalorian”), znaleźli dźwięki, które wciągają widza w intensywność chwili, z którą dziewczyna mierzy się w filmie.

D Ź W I Ę K

Dźwięk to kolejny atut dokumentu, wspierany przez wspaniałe lokalne kompozycje, które reżyserzy wybrali na samym początku. Gaucho śpiewają piosenki, które brzmią niemal jak kowbojski rap, opowiadając historie, które trwają przez pokolenia. Całość dopełnia tradycyjna muzyka argentyńska, kubańska i wenezuelska, która przeplata się z przebojami, jak „La Balsa” Los Gatos z 1967 roku, oraz twórczością współczesnych artystów, w tym Devendry Banharta.

Ale są też odgłosy kondorów brzmiące bardzo złowieszczo. A w scenie Lelo z uzdrowicielem – któremu mówi: „Uczyń mnie znowu młodym. Mam 81 lat i mam problemy z chodzeniem” – sekwencja odgłosów karty pocieranej o tkaninę jego ubrania zabiera widzów do jego umysłu i można niemal poczuć, że został uzdrowiony. Gdy reżyserzy chcieli pokazać religijną rodzinę Choque modlącą się przez cały film o deszcz, usiedli z Uratą i zapytali: „Jaki jest dźwięk Boga? Jaki jest dźwięk ducha, którego wyczarowują?”.

– Zaczynamy produkcję od słuchania otaczającego świata. Nagrywamy dźwięki podczas filmowania, aby zbudować bibliotekę audio, którą później wprowadzamy w trakcie postprodukcji. Kiedy zaczyna się montaż, badamy, w jaki sposób różne kombinacje dźwięku i obrazu mogą się łączyć, aby tworzyć nowe znaczenie – mówią. – Naszym celem jest stworzenie filmu, w którym granice dźwięku i kinowego obrazu znikają, a widzowie zanurzają się w doświadczaniu tego świata.

P O M O C

„Gaucho Gaucho” osiąga delikatną równowagę między hołdem a portretem. Gaucho po raz pierwszy otworzyli drzwi do swojego świata, a autorzy starali się wyjść poza mit i dotrzeć do człowieczeństwa tych ludzi. – Szukamy historii, które są uniwersalne – zapewniają.

A gdy kończą zdjęcia, odwdzięczają się społecznościom z wszystkich swoich filmów. Dzięki sukcesowi „Truflarzy” zebrali pieniądze, by wesprzeć staruszków w ich dalszych polowaniach. Ponieważ we Włoszech wycinano wiele drzew, a nie chcieli, aby to samo stało się z lasem, w którym kręcili film, kupili tam prawie sto akrów, które teraz są chronione. Założyli firmę winiarską Truffle Hunter Wine Company, a wszystkie jej przychody idą na ten sam cel. 15 wolontariuszy zasadziło 1200 dębów, gdzie na nowo zamieszkały trzy gatunki ptaków. Przekierowali również rzekę tam, gdzie powinna być.

– Robimy coś podobnego w Salcie, skąd pochodzą gaucho. Będziemy pomagać bohaterom filmu i przeprowadzimy również testy, które przyniosą korzyści większym społecznościom, z którymi współpracowaliśmy, a które zajmują się wodą, edukacją i zmianami klimatycznymi. Zatrudniliśmy już inżynierów pracujących w terenie, by zajęli się nawadnianiem tych suchych ziem. Więc mamy nadzieję, że będzie to długa współpraca – deklarują. 

Pięciolatek Jony Ávalos uczy się od swego ojca Solano życia w stylu gaucho…
…w tym ostrzenia noży

Kopiowanie treści jest zabronione