

Te zdjęcia powstawały przez wiele lat. Nie tylko dokumentują jej status gwiazdy – ukazują silną, radosną, a czasami introwertyczną kobietę kryjącą się za publicznym wizerunkiem. Peter Lindbergh uchwycił bowiem prawdziwą Tinę Turner z wielką wrażliwością, ukazując ją w całej złożoności – od legendarnej witalności do spokojniejszych, bardziej refleksyjnych momentów.
Portretował ją w wielu miejscach – od sceny koncertowej po plażę, od ulic miasta po Wieżę Eiffla, z rozciągającym się pod nią Paryżem, od kawiarni po studio w Hollywood. Jak śpiewa, tańczy, i po prostu jest sobą. „Żadne ujęcie nie było zbyt ekstrawaganckie dla Petera. Wiedział, że jestem trochę chłopczycą, więc byliśmy wspólnikami w zbrodni. Był gotów spróbować wszystkiego – ja też! Razem tworzyliśmy magię!” – mawiała piosenkarka, która zmarła w 2023 roku, w wieku 83 lat, cztery lata po swoim przyjacielu, fotografie.
Jak mówi jeden z jej największych przebojów „The Best”, Tina była po prostu najlepsza. Peter to wiedział: znał jej skromne początki dorastania w Tennessee (urodziła się w rodzinie Afroamerykanina i półkrwi Indianki, którzy jako potomkowie niewolników dzierżawili uprawę bawełny we wsi Nutbush na południu Stanów Zjednoczonych), przeżywał z nią wzloty i upadki w show-biznesie, ale widział ją także spełnioną i szczęśliwą w ostatnich latach życia. Bo ośmiokrotna zdobywczyni Grammy, która sprzedała 200 mln płyt, u boku drugiego męża Erwina Bacha rozkwitła. Dbał o nią, ale też o jej spuściznę. Na 80. urodziny żony przygotował premierę „That’s My Life”, jej autobiografii, która była oficjalnym podsumowaniem życia i kariery Tiny.
Rok później piosenkarka sprzedała wytwórni BMG wszystkie prawa do swojej twórczości, do nazwiska, wizerunku oraz pochodnych. Dostała za to 50 mln dolarów, bo choć w 2009 roku przeszła na emeryturę, to jednak dzięki dokumentowi HBO „Tina” oraz musicalowi opartemu na jej biografii, który został wystawiony w Londynie, zarówno ona, jak i jej twórczość, wciąż cieszą się popularnością. „That’s My Life” miał być ostatnim prezentem od niej dla fanów. Nowy album „Tina Turner by Peter Lindbergh”, który Bach wydał razem z Taschenem, to prezent od niego dla fanów Tiny i Petera.



Oglądanie zdjęć z tej fotoksiążki, z których wiele nigdy nie było upublicznionych, jest jak oglądanie filmu o jej życiu. Mąż gwiazdy dodał przedmowę, pisząc: „Album jest szczerym hołdem dla przyjaźni i głębokiej więzi między tymi dwoma artystami, którzy ukształtowali kulturę XX wieku. To coś więcej niż zbiór fotografii; to świętowanie wspólnej podróży pełnej kreatywności, zaufania i wzajemnego szacunku”.
Zanim „Tina Turner by Peter Lindbergh” ukaże się 14 maja na rynku, LIBERTYN.eu pokazuje małą próbkę zawartości i oddaje głos królowej rock’n’rolla:
NOGI
„Jestem ostatnią osobą, która chce rozmawiać o moich nogach! Kiedy dorastałam, zawsze uważałam, że są za długie i za chude. Czułam się jak niezręczny kucyk, więc nigdy nie chciałam się nimi popisywać. Kiedy nosiłam krótkie spódniczki na scenie, robiłam to z praktycznego powodu – dawały mi swobodę ruchu, a ja naprawdę lubię się ruszać.
To, co najbardziej lubię w swoich nogach, to to, że tańczyły ze mną na tysiącach scen, gdy dawałam koncerty w 15-centymetrowych szpilkach! Ale najlepsze w nich jest to, że poprowadziły mnie do ołtarza, kiedy w 2013 roku wyszłam za Erwina Bacha. To miłość mojego życia, ale zawsze podkochiwałam się w Micku Jaggerze. Uwielbiałam, kiedy byliśmy w trasie z The Rolling Stones.
MATKA
Byłam niechcianym dzieckiem, a matka, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, rozważała odejście od męża [Kiedy Tina miała 11 lat jej matka opuściła rodzinę, dwa lata później zrobił to także jej ojciec, a Tina wraz z siostrami mieszkała u swojego kuzynostwa i babki – przyp. red.]. Nawet jako dziewczynka widziałam, że mnie nie kocha. Gdy byłam mała, zastanawiałam się, dlaczego nie okazuje mi miłości, czułości i troski, potem dowiedziałam się, że w ogóle nie chciała mieć dzieci. Nie miała uczuć macierzyńskich. Wyłącznie rodziła.
PRZEMOC
Ike [Pierwszy mąż Tiny: Ike Turner, z którym śpiewała w zespole o nazwie Ike and Tina Turner Revue – przyp. red.] znęcał się nade mną psychicznie i fizycznie, był uzależniony od alkoholu i narkotyków. Był okrutny, bo zawodowo i finansowo był zależny ode mnie. Nie podobało mu się to, że musiał na mnie polegać. Nie chciałam się z nim kłócić, bo to zawsze kończyło się podbitym okiem, złamanym nosem, pękniętą wargą, połamanymi żebrami. Mąż zmuszał mnie także do współżycia, a zbliżenia z nim często przypominały gwałt, a czasem kończyły się biciem. W 1968 roku próbowałam popełnić samobójstwo, aż w końcu od niego uciekłam, mając w kieszeni zaledwie 36 centów.






PRZEMIANA
Po rozwodzie żyłam w skrajnym ubóstwie, ledwo wiążąc koniec z końcem. Przez następne osiem lat pomieszkiwałam z przyjaciółmi, muzycznie usunęłam się w cień, śpiewając w małych klubach oraz kasynach, aby spłacić długi. To wtedy wymyśliłam siebie na nowo. Przed każdym występem miałam rytuał. Nakładałam makijaż, kończąc na jaskrawoczerwonej szmince. Potem wkładałam perukę (którą zawsze sama stylizowałam), przebierałam się w mój piękny kostium i stawałam się Tiną. To była totalna przemiana Anna Mae Bullock [To prawdziwe imię i nazwisko gwiazdy – przyp. red.] w Tinę Turner.
RASIZM
Kiedy zaczynałam jako solistka, byłam tylko czarnoskórą piosenkarką po czterdziestce, z niewielkimi szansami na występy. Mimo to moja wiara była niezachwiana i powiedziałam sobie: „Nigdy się nie poddawaj”. Chociaż wiele osób miało niepełny obraz mojej osoby, pomogłam im otworzyć umysły na mój temat. Dzięki ciężkiej pracy pokazałam wszystkim przeciwnikom, że ich z góry przyjęte wątpliwości były błędne. Siła mojego pozytywnego nastawienia odsunęła na bok wszelkie dyskryminujące „izmy”, włącznie z rasizmem.
STRACH
Czego boję się najbardziej? Nigdy nie chcę wracać do przeszłości. Tyle walczyłam przez całe życie, że muszę iść do przodu.
TRZY SŁOWA
Gdybym miała opisać siebie w trzech słowach, wybrałabym: szczera, zadziorna, zabawna. Nie ma rzeczy, których w sobie nie lubię, ale niestety jestem perfekcjonistką. I przyznam się, że mój najbardziej nieatrakcyjny nawyk to oglądanie horrorów jeden po drugim.
WYGLĄD
Czego najbardziej nie lubię w swoim wyglądzie? Niczego. Kobiety są zmuszone patrzeć zbyt uważnie i krytycznie oceniać swój wygląd. Mężczyźni nie. Nie przeraża mnie także starzenie. To jest pełna przygoda życia i przyjmuję i akceptuję każdy dzień z tym, co przynosi.
MODA
Najbardziej utalentowani projektanci widzą, kim jesteś w środku i kim chcesz być na scenie, i wyrażają tę wizję w swoich kreacjach. Bob Mackie zrobił to tak pięknie, kiedy projektował kostiumy do mojego solowego koncertu, po tym, jak opuściłam Ike’a [W 1976 roku – przyp. red.]. Jedna z moich sukienek miała skrzydełka, więc wyglądałam, jakbym miała zaraz wzbić się w powietrze i szybować – dokładnie tak się czułam, będąc na scenie po raz pierwszy sama. Uwielbiałam też Azzedine’a Alaïa. Był ważnym dla mnie człowiekiem i przyjacielem. Nie musiał nic mówić o stylu: był stylem. W chwili, gdy włożyłam jedną z jego sukienek, poczułam się bardzo francusko, co jest wspaniałe.

STYL
Kiedy byłam młodą dziewczyną w Nutbush w stanie Tennessee, czytałam wszystkie magazyny o modzie, jakie wpadły mi w ręce. „Vogue” i podobne magazyny były moją edukacją, moim oknem na większy, jaśniejszy świat. Potem, kiedy podróżowałam do Nowego Jorku, Londynu i innych miast, studiowałam sposób ubierania się ludzi i rozwijałam własne poczucie stylu. Mam ulubionych projektantów, jak Giorgio Armani, który uszył mi suknię na ślub z Erwinem, ale zawsze sama wiedziałam, co działa najlepiej na moje ciało – z moim krótkim tułowiem i długimi nogami. Mogłam popełnić kilka błędów w latach 80., ale wszyscy inni też je wtedy popełniali!
KONCERTY
Kiedy kochasz swoją pracę, a ja zawsze kochałam, napełnia cię to energią i siłą. Występy były dla mnie jak oddychanie – ten tlen utrzymywał mnie przy życiu. Kiedy w moim życiu nie było miłości, moja publiczność zawsze była przy mnie i nadal cenię sobie nasz związek.
EMERYTURA
Czy mogę być szczera? Naprawdę szczera? Mam 80 lat, a pracować zaczęłam, kiedy byłam bardzo młoda i rzadko robiłam sobie przerwy. Emerytura (o ile można nazwać napisanie trzech książek, pracę nad musicalem i wydanie nowego singla „emeryturą”) jest cennym darem. Chciałam sławy i ją osiągnęłam. Teraz cieszę się anonimowością na emeryturze. Jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek, spędzając czas z mężem, pracując w ogrodzie, a nawet nic nie robiąc. A moi fani wciąż są ze mną, więc jestem podwójnie błogosławiona.
MIŁOŚĆ
Co to znaczy dobrze żyć? Moje życie było pełne, ale z wieloma smutnymi chwilami, które teraz wybaczam i staram się zapomnieć. Może to jest odpowiedź: iść naprzód, odpuścić i dążyć do wypełnienia życia miłością. To jest miejsce, w którym teraz jestem i jestem wdzięczna.
SZCZĘŚCIE
Długo nie rozumiałam, dlaczego muszę znosić tyle złych rzeczy. Nie zrobiłam nic, by na to zasłużyć. Kiedy zaczęłam praktykować buddyzm, zdałam sobie sprawę, że moje cierpienie może dać mi cel i misję. Udało mi się pokonać przeszkody i tym samym zbudować niezniszczalne szczęście – i zainspirować innych do tego samego. Od tamtej pory wszystkie wzloty i upadki w moim życiu postrzegam jako okazję do doskonalenia siebie i wzbudzania nadziei w innych.






DZIECI
Co mnie unieszczęśliwia? Za wcześnie straciłam bliskie mi osoby. [Syn, Ronnie Turner, zmarł w 2022 roku na raka okrężnicy, w wieku 62 lat. Jej najstarszy syn, Craig Turner, popełnił samobójstwo w wieku 58 lat w 2018 roku – przyp. red.].
Czasami wydaje się, że nasze problemy i nasz smutek nigdy się nie kończą. Ale jedno z moich ulubionych buddyjskich powiedzeń brzmi: „Zima zawsze zamienia się w wiosnę”. Moje wyzwania mogą albo uczynić mnie lepszą wersją siebie, albo mnie złamać. Mam wybór, co to będzie.
BUDDYZM
Ze wszystkich rzeczy, które zrobiłam, aby odnieść sukces jako artystka, największy wpływ wywarła moja duchowość. Buddyjskie nauki o współczuciu i życzliwości zawsze były dla mnie siłą przewodnią. Mają wiele wspólnego z zasadami „kochaj bliźniego swego” i „nie rób innym tego, czego nie chcesz, aby tobie czyniono”, których nauczyłam się pod wpływem baptystycznych wpływów mojego dzieciństwa. Po tym, jak zaczęłam recytować mantrę „Nam Myoho Renge Kyo” [główna mantra opisująca istotę buddyzmu – przyp. red.], poczułam się tak, jakby pojawiło się moje prawdziwe ja. Stałam się wesoła, pewna siebie i odporna.
Mój stosunek do życia i pracy stał się spokojniejszy i bardziej przemyślany. Moje reakcje były temperowane. Kiedyś najpierw się denerwowałam, a później zadawałam pytania. Kiedy przeszłam na buddyzm, sytuacja się odwróciła. Łatwiej było mi zachować spokój i zagłębić się w szczegóły niż wyciągać pochopne wnioski. Zaczęłam rozumieć, że każde osiągnięcie opiera się na wewnętrznej zmianie.
AMBICJA
Ambicja to mieć marzenie i poświęcić się jego realizacji, bez względu na to, ile przeszkód stanie na drodze. Więc tak, zawsze byłam ambitna, ponieważ wierzyłam, że mogę spełnić swoje najśmielsze marzenia – i udało mi się! Jestem silna. Przeszłam przez rozwód, odseparowanie od mojej rodziny. Nigdy nie dałam się złamać. Nie jestem alkoholiczką, nigdy nie paliłam, nigdy nie brałam narkotyków. Przebrnęłam przez katastrofę mojej przeszłości czysta. Dotarłam niezniszczona!
PAMIĘĆ
Jak chciałabym być zapamiętana? Jako królowa rock’n’rolla. Jako kobieta, która pokazała innym kobietom, że można dążyć do sukcesu na własnych warunkach”. ﹡






